sobota, 1 grudnia 2018

I wszystko jasne! [REMIGIUSZ MRÓZ – „O PISANIU. NA CHŁODNO”]

Autor: Remigiusz Mróz
Tytuł: O pisaniu. Na chłodno
Gatunek: autobiografia, poradnik
Wydawnictwo: Czwarta Strona
Ilość stron: 296

W tej książce Remigiusz Mróz daje się poznać od dotychczas skrzętnie skrywanej strony. Opisuje swoją pisarską drogę i trzyma czytelnika w napięciu niczym w jednym ze swoich najlepszych kryminałów. Odkrywa kulisy własnego warsztatu, a ostatecznie udowadnia, że każdy z nas nosi w sobie przynajmniej jedną nienapisaną książkę.
Wszystko to robi na chłodno, ale także z przymrużeniem oka - dzięki czemu pozycja ta tonie tylko wyczerpujące kompendium pisarskie dla wszystkich, którzy myślą o stworzeniu własnej powieści, ale także porywająca, zabawna i momentami poruszająca lektura.
[Opis wydawcy]

Chyba nie ma w Polsce takiego czytelnika, który po usłyszeniu „Remigiusz Mróz” zareagowałby słowami: „nie znam”, „nie kojarzę”, „Remi... jak?”. Już prędzej usłyszymy „Nie czytałem/am jego książek, ale...”. Właśnie: ale. Nawet bez znajomości jego twórczości jesteśmy w stanie powiedzieć, kim jest ten człowiek. Trudno się temu dziwić. Przecież co kwartał jesteśmy atakowani dziesiątkami zapowiedzi nowych tytułów spod pióra pana Mroza. Media grzmią o nich tygodniami, zasypując wszelkie media społecznościowe. Czasami aż strach otworzyć lodówkę, by nie dostrzec na swoim ulubionym jogurcie „Mnie już Zmroziło, teraz czas na ciebie!”. Poniekąd powinniśmy się już do tego stanu rzeczy przyzwyczaić, bo ta dobra passa autora trwa już od paru ładnych lat. Także nie wzdychajcie z rezygnacją, spoglądając na część wskazującą, że ponownie zmierzycie się z opinią na temat nowej książki tegoż właśnie autora. Pomyślcie o tym, że tym razem nie mamy do czynienia z kryminałem. Także nie jest to thriller, a... autobiografia!

CISZA. PAN MRÓZ BĘDZIE OPOWIADAŁ NAM HISTORIĘ SWOJEGO ŻYCIA.

Jeżeli jakimś cudem przykułam waszą uwagę, pragnę coś doprecyzować. „O pisaniu. Na chłodno” nie należy do tych autobiografii, do których wielu z nas jest już przyzwyczajonych. Także, nie zdołacie dowiedzieć się z niej, co takiego zmalował za młodu pan Mróz, że opowiadanie tej historii przy każdej okazji może stanowić rodzinną tradycję. Nie odkryjecie, dlaczego nazywa się właśnie Remigiusz, a nie – na przykład – Stanisław, Jacek czy Abelard. Również wiele innych spraw zostaje po prostu dla czytelników poza zasięgiem. W sumie można było się tego spodziewać. Poniekąd tytuł wskazuje nam motyw przewodni (gdzie na pierwszy rzut oka człowiek myśli, że ma do czynienia z poradnikiem, ale o tym powiem troszkę później) książki. Pan Mróz przedstawia nam się od strony czysto twórczej! Oczywiście od czasu do czasu przemyca coś spoza tej sfery, lecz stara się je dawkować dość oszczędnie... Dobrze, skupmy się jednak na tej treści, która zajmuje na kartkach najwięcej powierzchni.
Muszę przyznać, że nieco obawiałam się tej książki. Wiecie, do tej pory nie skupiałam się zbytnio na twórczości pana Mroza, a tym bardziej na nim samym. Także zacisnęłam zęby i pozwoliłam się ponieść lekturze. I powiem krótko – moje obawy były bezpodstawne. Autor ukazał spory skrawek swego życia tuż sprzed samego mroźnego okresu, a dokładniej „boję się otworzyć lodówkę, bo – nie daj boże! – wyskoczy z niej sam Mróz!” (taki urok nadmiernej promocji, nic na to nie poradzimy). Prowadził mnie przez swoją pisarską ścieżkę, wesoło opowiadając o wszystkim tym, co powoli kształtowało kierunek, jakim aktualnie podążał. W ten wyraźny sposób uświadomił czytelników, że jego pasja dzielenia się wyimaginowanymi historiami nie przyszła do niego znikąd. Przez długie lata – pomimo drobnych przerw spowodowanych różnymi sprawami – cały czas mu towarzyszyła. Jakby czekała na chwilę, kiedy pan Mróz w końcu zrozumie, że są sobie przeznaczeni. Taki moment nadszedł, co spowodowało, że odtąd stali się nierozłączni. Stwierdzam jednak, że pomimo całego szacunku do autora muszę stwierdzić jedno – to już nie jest zdrowe. Może nie powinnam stawiać takich diagnoz, jednak z mojego punktu widzenia przeznaczenie tylu godzin dziennie na pisanie może przyczynić się do wielu przykrych konsekwencji. Pomijając już to, że z czasem może zacząć doskwierać kark i kręgosłup, obraz przed oczami zacznie się rozmywać, to jeszcze z czasem zabraknie pomysłów, przez co cała radość przeistoczy się w nienawiść do czegoś, co się kocha.

DOBRZE, PANIE REMIGIUSZU. A MOŻE ODNIESIE SIĘ PAN DO TYTUŁU KSIĄŻKI?

Uważam jednak, że najlepszym momentem zostaje... ujawnienie największego sekretu. Człowiek tutaj rozmyślał, czy czasem autor nie skrywa w piwnicy niewolników, którzy nieprzerwanie coś tworzą lub ukradł maszynę klonującą i sam z niej skorzystał, a tu wyszło takie sprostowanie sprawy. I wiecie co? Ja się tak nie bawię. To jest za proste. O wiele za proste! Jasne, można było się tego poniekąd domyślić, ale... Jak żyć z tą informacją, proszę pana? Jak żyć?
Powróćmy jednak do samego tytułu. Na pierwszy rzut oka „O pisaniu. Na chłodno” może wydawać nam się poradnikiem dotyczącym twórczej sfery. Chociaż wcześniej wspomniałam, że ta książka skrywa w sobie autobiografię, to jednak tuż przed tym stwierdzeniem dopisałam coś jeszcze. Napisałam, iż jest ona w większości poświęcona życiu autora, ale przecież pozostaje nam jeszcze ten skrawek. Skrawek, który został zapełniony pewnymi myślami. Pan Remigiusz Mróz nie tylko podzielił się z czytelnikami „patentem” na wydawanie kilku książek rocznie. Pokazał również, w jak prosty sposób można spróbować swych sił w tym ciężkim zawodzie. Przypuszczam, że znajdą się tacy, którzy przy tej kwestii parskną śmiechem i każą mi się puknąć w łepetynę. Niewielu jednak wie, że napisanie czegoś, co ma ręce i nogi oraz z miejsca porwie czytelnika, zajmuje sporo czasu. A jeszcze kiedy jest się debiutantem, trzeba podwoić swoje wysiłki i udowodnić potencjalnemu wydawcy, że jesteśmy właściwą osobą na właściwym miejscu. Niektóre rady wydawały mi się aż nadto znane, choć przy niektórych nieco się zdziwiłam. Nie powiem, nawet z początku byłam zła za uznawanie czegoś – moim zdaniem – właściwego za zbędne, ale po ochłonięciu muszę temu przyklasnąć. Przykład: uwielbiane przeze mnie rozpisywanie się przy danej czynności, jaką wykonuje wykreowany przeze mnie bohater. Dla mnie wydawały się one fascynujące, ale kiedy podeszłam do tego z dystansem, zrozumiałam, że czytelnik nie musi odczuwać tego samego. Co więcej, może zrezygnować z lektury, po prostu tekst wyda mu się... nudny jak powtórki seriali paradokumentalnych. Natomiast lekko uśmiechnęłam się, kiedy dotarłam do pewnej kwestii, która również sprawia, że czytelnik zacznie ziewać nad książką. Otóż pan Mróz wypomniał pewien znaczący błąd, gdzie... tak jakby sam go popełnił. Tak, wiem – autobiografia rządzi się swoimi prawami, jednak czy to nie zabawne, że akurat ta rzecz została wskazana jako skaza, a wcześniej została użyta? Żeby za dużo nie zdradzić, podpowiem jedynie: gust muzyczny. Aczkolwiek, pozwolę sobie wziąć te cenne rady do serca i zacząć je powoli wprowadzać w życie. Kto wie, może wreszcie zmotywuję się i zostanę kolejną blogerką książkową, która poszerzy grono autorów?

NA SZTYWNO CZY LUŹNO, CZYLI JAK PRZEKAZANO NAM TE FAKTY.

Zazwyczaj, kiedy myślimy o wszelkich poradnikach (czy autobiografiach, nie zapominajmy o autobiografiach), wyobrażamy sobie ten sztywny przekaz oraz niemal naukowy bełkot, który może wyjść nam bokiem. Pan Remigiusz Mróz udowodnił, że wcale tak nie musi być. W dość przystępny sposób opowiedział to wszystko, dbając o to, by nikogo nie uśpić. Nawet przy autobiograficznej części można mieć wrażenie, jakby sam przeistoczył się w bohatera książki, kreując go na tyle, by czytelnicy dostrzegli w nim człowieka, a nie robota. Fakt, zawsze powinno to tak wyglądać, ale przy tej książce naprawdę łatwo zapomnieć, że ma się do czynienia z prawdziwą historią. Skłamałabym, gdybym napisała, że pochłonęłam tę książkę w mgnieniu oka. Co to, to nie. Zdarzały mi się momenty, gdy odkładałam ją na bok i trawiłam to, co do tej pory przewinęło się przed moimi oczami. Natłok informacji poniekąd przytłaczał, ale odpowiednio dawkowany stał się dobrze przyswajalny. Warto także wspomnieć o wplecionym w wersy żartobliwym tonie, który nieraz sprawiał, że się uśmiechałam. To idealnie odciążało przesycony faktami umysł.

Podsumowując, „O pisaniu. Na chłodno” to nie tylko książka zawierająca wskazówki dla próbujących okiełznać swoje pióro oraz wyobraźnię twórców. To także kolejna okazja, by móc znacznie lepiej poznać autora i odkryć jego pisarską naturę. Zrozumieć, że pan Mróz nie tylko żyje wyimaginowanymi historiami – on nimi oddycha! Tylko proszę uważać, aby czasem ta „bezpieczna” przystań nie przyciągnęła uwagi wielu intruzów.
To dobra książka, ale czy nie za wcześnie na takie zwierzenia?

MOJA OCENA:
★★★★★★★☆☆☆



16 komentarzy:

  1. Gdy ta książka pojawiła się w zapowiedziach jakoś nie bardzo miałam na nią ochotę, ale ... właśnie zmieniłam zdanie. :)

    OdpowiedzUsuń
  2. No ja to jednak podziękuję - twórczość Mroza do mnie nie przemawia.

    OdpowiedzUsuń
  3. Chyba na razie mam za sobą zdecydowanie zbyt mało(jedną!) książkę Mroza, żeby zabierać się za tę pozycję. Trochę z nią poczekam :)

    mrs-cholera.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  4. również się bałam, że będzie sztywna i napisana w takim mocno poradniczym tonie, ale skoro panu Remigiuszowi udało się przemycić poczucie humoru, nie skreślam tej książki ;P choć na początku takie właśnie miałam do niej podejście ;P

    OdpowiedzUsuń
  5. Ja przeczytałam kilka jego książek i na więcej naprawdę nie mam ochoty. Nieważne czy to powieść, poradnik czy biografia :p

    OdpowiedzUsuń
  6. Najpierw w końcu poznam twórczość, bo jak na razie tylko jedna książka autora za mną, i nie była to udana przygoda czytelnicza, a dopiero później ewentualnie pomyślę o tej książce. :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Uwielbiam książki Remigiusza ;) miałam okazję go poznać i jest to również przemiły mężczyzna ;) Ta pozycja jeszcze przede mną ale gdy znajdę chwilę to na pewno ją przeczytam ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O tym, że jest sympatyczną osobą potwierdza wiele osób, może spotkanie z tym autorem zmieniłoby moje nastawienie do jego twórczości. ;)

      Usuń
  8. Nie czytałam jeszcze nic Mroza i jakoś nie uważam go za autorytet w dziedzinie pisania, więc do tej książki mnie nie ciągnie, choć nie mówię kategorycznego nie. ;))

    OdpowiedzUsuń
  9. Nic jeszcze nie czytałam tego autora :o

    OdpowiedzUsuń
  10. Pierwsze miałam wielką ochotę na twórczość tego autora, później mi przeszło, następnie znowu mnie naszło. Niedawno znowu nie miałam ochoty sięgać po jego książki, a teraz chyba pod wpływem serialu - mam :D uff! Może w końcu to zrobię.

    Pozdrawiam,
    Ksiazkowa-przystan.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  11. Jeszcze nie miałam przyjemności zapoznać się z twórczością tego Pana, ale chyba najwyższy czas to nadrobić.
    Serdecznie pozdrawiam.
    https://nacpana-ksiazkami.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  12. Mam na swojej półce kilka książek tego autora, ale jeszcze nie poznałam jego twórczości. Jak już to nadrobię to sięgnę też po tę pozycję. ;)

    OdpowiedzUsuń
  13. Nominowałam cię do świątecznego tagu! :)

    OdpowiedzUsuń
  14. Nie jestem przekonana czy ta książka jest konieczna w tym momencie, gdy przed autorem jeszcze z pewnością tyle książek, które napisze ;)

    Pozdrawiam,
    Lady Spark
    [kreatywna-alternatywa]

    OdpowiedzUsuń
  15. Świetna recenzja! Remigiusza Mroza kojarzę, ale... tak, właśnie pojawia się to "ale". Nie czytałam jego książek (mimo że jedna z nich nadal leży u mnie na stosiku "do przeczytania... kiedyś"), zwyczajnie nie interesuje mnie gatunek, w którym ten pan się porusza. Muszę jednak przyznać, że ta autobiografia mnie do siebie na swój sposób zachęciła, przede wszystkim tymi wstawkami poradnikowymi. Nie kandyduję do miana blogera-autora, ale czasami fajnie byłoby coś napisać, chociażby dla siebie, a te rady być może by mi to ułatwiły. No cóż, może kiedyś poznam bliżej pana Remigiusza poprzez jego twórczość, na razie odkładam to na... "może kiedyś".

    Pozdrawiam serdecznie,
    Kulturalny Demon.

    OdpowiedzUsuń