wtorek, 12 lutego 2019

Nie każde urodziny muszą kojarzyć się z czymś przyjemnym [KATHRYN EVANS – „EVA, TEVA I WIĘCEJ TEV”]


Autor: Kathryn Evans
Przekład: Michał Zacharzewski
Tytuł oryginału: More of Me
Seria/Cykl: -
Gatunek: literatura młodzieżowa
Wydawnictwo: Ya!
Ilość stron: 368

Teva to typowa nastolatka – chodzi do szkoły, dobrze się uczy, ma chłopaka i mnóstwo przyjaciół. Ma tylko jedną dziwną cechę – nie lubi zapraszać znajomych do domu. Właściwie to ma więcej dziwnych cech. Raz w roku rozdziela się na dwie osoby...
Każda poprzednia wersja Tevy zostaje na zawsze uwięziona, nie tylko w swoim wieku, ale też w domu, z którego tęsknie obserwuje toczące się wokół życie. Kilkanaście innych Tev nie może kontaktować się ze swoimi kolegami ani wyjść na zewnątrz. Ze smutkiem porzucają dotychczasowe życie.
Wszystko toczy się normalnym trybem, dopóki jedna z Tev nie zbuntuje się i nie złamie zakazu. A najnowsza Teva także ma swój plan. Nie chce dopuścić do ponownego podziału. To oznacza tylko jedno: walkę z samą sobą.
[Opis wydawcy]

Odkąd tylko pamiętam, jednym z moich największych marzeń z beztroskich lat dzieciństwa było posiadanie młodszego rodzeństwa. Trudno się nie dziwić duuużo młodszej wersji mnie – w końcu starsza o siedem lat siostra nie potrzebowała towarzystwa „gówniarza”, który nie rozumiał jej nastoletnich problemów. Pragnęłam posiadania kogoś u boku, kto będzie w stanie mnie zrozumieć. Kogoś, kto stanie w mojej obronie, kiedy narozrabiam i przyjdzie mi oczekiwać kary. Po prostu kogoś, kto będzie nie tylko przyjacielem. Cóż, moje marzenie nie spełniło się, także teoretycznie mogłabym pozazdrościć Tevie, głównej bohaterce „Eva, Teva i więcej Tev” licznego rodzeństwa. Teoretycznie, bo w praktyce jej liczna familia skrywała pewną tajemnicę. I to bardzo mroczną...


JAK DOPROWADZIĆ NASTOLATKĘ DO SZALEŃSTWA? DOŁOŻYĆ JEJ KOLEJNYCH ZMARTWIEŃ!

Muszę przyznać (tradycyjnie, nieprawdaż?), że nie nastawiałam się na nic dobrego. Wiecie, miałam przed sobą kolejną, pozornie zwyczajną młodzieżówkę, od której nie wymagałam zbyt wiele. Ot, co – chciałam po prostu miło spędzić czas, pozwalając sobie odetchnąć od pokręconych jak słuchawki w kieszeni fabuł. I wiecie co? Nieco się przeliczyłam, bo... nie dość, że życie głównej bohaterki nieźle się skomplikowało, to jeszcze dostałam całkiem dobry kawał lektury. Kathryn Evans wprowadziła mnie do tej zwariowanej historii z kopyta, pozwalając ujrzeć tylko fragment tego, co przygotowała dla czytelników. Krok po kroku zapoznawałam się z niecodzienną sytuacją Tevy, starając zrozumieć jej położenie. Uważnie przyglądałam się jej poczynaniom, począwszy od zaznajomienia się ze wspomnieniami „sióstr” mogącymi pomóc jej odnaleźć się w świecie, a zakończywszy na próbach zapomnienia o tym, że ona sama wkrótce stanie się wspomnieniem. A ona nie zamierzała do tego dopuścić. Doskonale ją rozumiem. Widząc na co dzień młodsze (a zarazem starsze – trochę pogmatwane) wersje siebie, które zostały uwięzione w domu, odseparowane od społeczeństwa, sama nie zamierzałabym pozwolić na takie więzienie. Tym samym Teva kombinowała, ile wlezie, by zatrzymać aktualne życie. Starała się nie pozwolić na to, aby kolejna wersja jej samej zrobiła z niej niewolnika. Walczyła, byle tylko uzyskać przewagę nad pozostałymi. Tylko że nie miała lekko. Oprócz „rozwarstwiania”, na jej drodze stanęły komplikacje, i to dość znane wśród nastolatek. Tak, zgadza się – niczym przeziębienie, zaatakowały ją sprawy miłosne. Główna bohaterka starała się jak tylko mogła, aby pogodzić ówczesne wcielenie z teraźniejszym, lecz jej serce lgnęło ku innemu chłopakowi, co nie podobało się jej poprzedniczce. Teva starała się nie popadać ze skrajności w skrajność, ale prawie każda próba ratowania sytuacji nie kończyła się, tak ona sobie to wymarzyła. Dostarczała samej sobie kolejnych zmartwień, gdzie co rusz współczułam jej tego położenia.
Pomiędzy chaotycznymi zdarzeniami związanymi z nastoletnimi problemami, dało się zauważyć wszelkie poszlaki pozostawiane przez autorkę, której miały na celu poprowadzić nas ku rozwiązaniu największej tajemnicy – co takiego dzieje się z Tevą, że z roku na rok jest coraz więcej jej kopii. W pewnym momencie czułam się już lekko zirytowana tą zabawą w kotka i myszkę. Rozprzestrzenione w różnych odstępach „stronowych” powoli układały się w logiczną całość, chociaż... W jakimś stopniu można poczuć niedosyt. Samo skorzystanie z takiego rozwikłania sprawy sprawiło, że rozjaśnił mi się umysł (i chciałam zawyć, że jestem taka niedouczona), jednak pragnęłam, aby Kathryn Evans pogłębiła to wszystko. Aby zadbała o ten słynny „naukowy bełkot”, lecz trzeba pamiętać, że jakby nie patrzeć „Eva, Teva i więcej Tev” jest skierowana do nastoletnich czytelników. To sprawia, że w jakimś stopniu trzeba niektóre sprawy ułatwić. Wiem – brzmi to brutalnie, ale taka jest prawda. Można przekazać mu pewną wiedzę, ale nie w napastliwy sposób. Owszem, tutaj pewne dane zostały przedstawione w formie przystawki bez dalszych dań, ale każdy zainteresowany będzie w stanie doczytać sobie wszystko w Encyklopedii lub w Internecie. Ważniejszym elementem okazało się pokazanie młodym ludziom, że nawet w najgorszej sytuacji powinniśmy walczyć. Powinniśmy spróbować poprowadzić siebie do szczęśliwego finału, gdzie liczne potknięcia nakazywałyby lizanie ran i kontynuowanie dążenia do wyznaczonego celu.

PRZY NIEJ STWIERDZENIE „PRZECIEŻ SIĘ NIE ROZDWOJĘ” NABIERA ZUPEŁNIE INNEGO ZNACZENIA!

Teva już od chwili „narodzin” zdawała sobie sprawę ze swojego paskudnego położenia. Posiadając wspomnienia swoich poprzednich wersji, doskonale rozumiała, co się wokół niej dzieje i jak długo będzie w stanie nacieszyć się dotychczasową wolnością. Tylko że... ona zaczęła walczyć. Nie buntowała się w ten sam sposób, co Piętnastka, jej poprzednie wcielenie. Zamiast stroić fochy, sięgnęła po słowny miecz i dźgała nim wszystko, co mogłoby jej rozjaśnić niektóre sprawy. W pewnym stopniu kierował nią egoizm. Teva robiła, co mogła, aby zapobiec domowemu aresztowi, próbując sięgnąć po coś, co w oczach pozostałych zdawało się nieosiągalne – po przyszłość. To sprawiło, że każdy, kto dotąd miał do czynienia z jej dawnym „ja” od razu zauważał, że coś jest z nią nie tak. Szkoda mi było tej dziewczyny, kiedy próbowała przekabacić matkę. Dawała jej wyraźnie do zrozumienia, że tak nie mogą żyć. Zaś kobieta brnęła w swoją fiksację, uniemożliwiając Tevie podejmowania dalszych kroków. Przyczyniało się to do tego, że ta starała się udowodnić swoją rację. A to miewało różne skutki. I to nie tylko na tle dziwnej choroby...
Już wcześniej wspominałam, że dziwne zachowanie Tevy sprawiało, że jej przyjaciele zaczęli obawiać się o jej stan psychiczny. Cegiełkę do tego dokładała Piętnastka, która była gotowa wydrapać jej oczy za samo zbliżanie się do jej/ich (wspominałam, że to trochę skomplikowane) chłopaka, Olliego. Rozumiałam jej postawę – przecież kochała go, a pojawienie się „nowej” wszystko zrujnowało. Szkoda tylko, że nienawiść całkowicie ją zaślepiła i nie umiała wykorzystać szansy, jaką mogła otrzymać. Zaś co się tyczy Olliego... Wydawał mi się nad wyraz przeciętny. Totalnie nie rozumiałam, co takiego widziała w nim poprzedniczka Tevy, bo jak dla mnie niczym szczególnym się nie wyróżniał. Był, oddychał, włóczył się po szkole – nic nadzwyczajnego. Tak samo mogłabym powiedzieć o Tommo, lecz z czasem zaczął wymykać się spod tej metki, ukazując zupełnie inne oblicze. Jak nikt inny potrafił rozbawić główną bohaterkę (mnie również), gdzie to wszystko przychodziło do niego naturalnie. Również mam parę zastrzeżeń do matki wszystkich dziewczynek. Kobieta trzymała je pod kluczem, kontrolując każdy ich ruch, by nikt nie dowiedział się o ich istnieniu. Rozumiem – chroniła je przed ludźmi, tylko tak się nie da żyć! Wyraźnie widziałam, że sama się w tym męczy, ale wolała tkwić w tej chorej sytuacji, niżeli szukać ratunku dla Tevy. Wraz z wytłumaczeniem całej tej sprawy zrozumiałam ją jeszcze lepiej, ale to nie zmienia faktu, że tak po prostu było jej łatwiej.

Kathryn Evans. Autorka, której sam opis na okładce wyraźnie sugeruje, że posiada ona niezłą fantazję i na pewno czytelnik nie będzie się nudził przy czytaniu jej książki. Tak, tak – wyraźnie zaznaczyłam, że nie robiłam sobie zbędnych nadziei, ale parę rozdziałów później po tej deklaracji pokochałam lekkie pióro tej pani i całkowicie zatraciłam w wykreowanej przez nią historii. Jako że język jest przystosowany do nastoletnich czytelników (gdzie też ogromne brawa dla tłumacza – kawał dobrej roboty!), książkę pochłania się tak ekspresowo, że zupki chińskie mają przy niej ogromną konkurencję. Mam sporą nadzieję, że jeszcze przyjdzie mi się spotkać z twórczością Kathryn Evans (i się przy niej nie zawieść).

Podsumowując, „Eva, Teva i więcej Tev” zaskoczyła mnie ciekawie skonstruowaną fabułą oraz nietuzinkową główną bohaterką. Słodko-gorzka historia, która pozwala nam docenić wartość naszego życia i otwiera oczy na to, by śmiało walczyć o swoją przyszłość, bo tego nikt nie ma prawa nam odebrać. Wiadomo, bardziej wymagający czytelnicy mogą natknąć się tutaj na wiele przykrych niespodzianek, ale na pewno też ujrzą w tej książce jej ukryte piękno.

MOJA OCENA:
★★★★★★★☆☆☆



DEMONICZNA STREFA CYTATÓW:

Opublikowałam post i opadłam na krzesło. Jeśli toczyłam wojnę z gównem, którym obrzucało mnie życie, to chyba ją przegrywałam.

[…] To, że jest cię teraz więcej, nie oznacza jeszcze, że jest cię mniej. Nie powinnaś się ukrywać. Niczego złego nie zrobiłaś. Nie masz się czego wstydzić.


17 komentarzy:

  1. Fabuła wydała mi się trochę dziwna i bardzo naciągana, ale gdy przeczytałam recenzję, zapragnęłam przeczytać tę książkę. Czasem niepozorne lektury potrafią dostarczyć dużo przyjemności z czytania

    OdpowiedzUsuń
  2. Książkę czytałam już dawno temu i niewiele pamiętam z jej fabuły ;(

    OdpowiedzUsuń
  3. wydaje się być ciekawa, choć nie przepadam za młodzieżówkami. ale tytuł sobie zapiszę :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Brzmi całkiem ciekawie, może przy okazji sięgnę :)

    OdpowiedzUsuń
  5. rzadko sięgam po młodzieżówki, ale po tej recenzji w wolnej chwili z chęcią się na powyższą skuszę

    OdpowiedzUsuń
  6. Nie sądziłam, że ta książka przyciągnie moją uwagę, ale po twojej recenzji, mam na nią wielką ochotę. Kiedyś również chciałam mieć młodsze rodzeństwo - a konkretnie siostrę :) sprecyzowane wymagania.

    OdpowiedzUsuń
  7. Wydawnictwo YA w ogóle wydaje czasami ciekawe książki, a jakoś przechodzą one bez echa...

    OdpowiedzUsuń
  8. Nie przepadam za mlodziezowkami, ale fabula brzmi bardzo ciekawie!

    OdpowiedzUsuń
  9. Wydaje się być interesująca :) Jeśli będę miała możliwość to przeczytam :)
    http://whothatgirl.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  10. Strasznie dziwna fabula :D nie spotkalam sie z podobną. Zaciekawilas mnie tym wpisem :)

    OdpowiedzUsuń
  11. To jeden z najbardziej oryginalnych pomysłów na fabułę, o jakim słyszałam. To chyba oczywiste, że muszę przeczytać :D

    OdpowiedzUsuń
  12. Nie słyszałam wcześniej o tej pozycji, chętnie przeczytam :)

    OdpowiedzUsuń
  13. Bardziej na kiedyś niż na obecny okres ;)

    Pozdrawiam,
    Lady Spark
    [kreatywna-alternatywa]

    OdpowiedzUsuń
  14. Kolejna propozycja czytelnicza, którą z przyjemnością podeślę mojej młodzieży pod rozwagę. Stopniowe odkrywanie rodzinnych tajemnic ma swój urok, nieraz zastanawiam się, czy i nasza czegoś nie skrywa. ;)

    OdpowiedzUsuń
  15. Przez jakiś czas chciałam zapoznać się z "Evą...", bo po przeczytaniu recenzji na Lubimy Czytać i innych blogach, wiedziałam, że ta młodzieżówka może mnie zaskoczyć czymś miłym. A później po prostu o niej zapomniałam, bo słuch o niej zaginął i inne książki stały się rozchwytywane przez blogerów i czytelników. A teraz ty mi o niej przypomniałaś. I dalej ciekawi mnie, o co tak właściwie chodzi z tym klonowaniem samej siebie, bo to już nie daje mi spokoju. Muszę poprzeglądać katalog miejskiej biblioteki, może mają tę książkę na stanie. A jak nie, to przejdę się do księgarni, przeczytam pierwszy rozdział i pomyślę czy warto wydać na nią pieniądze.

    OdpowiedzUsuń
  16. Swoją drogą, mam młodszego o pięć lat brata, znam urok posiadania młodszego rodzeństwa, nie zawsze było kolorowo, ale zawsze sympatycznie. Za to bardzo chciałam mieć starszą siostrę, taką przyjaciółkę i powierniczkę, z którą można by było konie kraść. :)

    OdpowiedzUsuń