piątek, 10 maja 2019

Było krwa...miło, ale się skończyło... [ADRIENNE YOUNG – „KLAN”]


Autor: Adrienne Young
Przekład: Grzegorz Gołębski
Tytuł: Klan
Tytuł oryginału: Sky in the Deep
Seria/Cykl: -
Gatunek: literatura młodzieżowa, fantastyka
Wydawnictwo: Kobiece (Young)
Ilość stron: 320

Siedemnastoletnia Eelyn została wychowana tak, by wojować u boku swoich pobratymców z plemienia Asków w odwiecznej wojnie z plemieniem Rikich. Jej życie jest brutalne, ale rządzą nim proste zasady: walczyć i przetrwać.
Pewnego dnia na polu bitwy zdarza się jednak coś niesamowitego – spotyka tam swojego brata walczącego po stronie wroga. Brata, którego śmierć widziała na własne oczy pięć lat wcześniej.
Świadoma jego zdrady musi przeżyć zimę w górach jako niewolnica Rikich, w wiosce, w której każdy chce ją zabić. Jednak kiedy na Rikich najeżdżają bezlitośni wrogowie rodem z legend, Eelyn zrobi wszystko, żeby dwa zwaśnione klany zawarły sojusz.
Aby do tego doszło, musi odważyć się zaufać ludziom, którzy ją zniewolili.
[Opis wydawcy]

Utrata kogoś bliskiego naszemu sercu zawsze bywa bolesna. Świadomość, że ktoś, kogo się kochało, już nie zdoła zamienić z nami słowa, podzielić się swoimi spostrzeżeniami, nie wesprze w trudnych chwilach czy po prostu nie będzie przy nas, trawi od środka, odbierając sens życia. Gorzej, jednak kiedy zdołamy podnieść się z kolan, a na naszej drodze staje ten, który pozostawił po sobie pustkę. Czujemy się wtedy kompletnie zagubieni, zdezorientowani, wściekli oraz jesteśmy gotowi zrobić wszystko, aby poznać całą prawdę. Jesteśmy niczym Eelyn, nastoletnia wojowniczka z klanu Asków, gotowi zlekceważyć wszystko i wszystkich, aby zdobyć wiedzę, mogącą poniekąd skleić roztrzaskane serce. Tylko czy zawsze jest to opłacalne?


TOPÓR W DŁOŃ I JEDZIEMY Z TYMI GNIDAMI!

Adrienne Young wcale się nie szczypie ze swoimi czytelnikami. Sama się o tym przekonałam! Wyobraźcie sobie, że nawet nie zdążyłam się porządnie usadowić, kiedy z miejsca zostałam wrzucona w ten przesiąknięty przemocą świat. I to prawie w sam środek makabrycznej scenerii! Oszołomiona, przyglądałam się tej drastycznej sytuacji z szeroko otwartymi ustami, próbując jakkolwiek nadążyć za rozwojem wydarzeń, bo z początku autorka mało co daje nam odpocząć. Dopiero z rozwojem fabularnym pozwolono mi odetchnąć, jednak i tak przeczuwałam, że długo nie zaznam spokoju. Narwana Eelyn cały czas dbała o to, aby nikomu nie przyszło się nudzić. Dogłębnie zraniona przez brata, zniewolona przez wrogi klan, wielokrotnie pokazywała Rikim swoją prawdziwą naturę. Z czasem jednak zaczynała dostrzegać w nich coś więcej niż czyhające na życie jej plemienia bestie. Wraz z nią powoli odkrywałam, że za maskami wojowników skrywają się zwyczajni ludzie, którzy również wiodą prawie normalne, poukładane życie. Sama byłam (początkowo) tym zaskoczona, bo jednak wielokrotnie dali odczuć głównej bohaterce, że nie jest mile widziana w ich społeczności, co okazywali poprzez traktowanie dziewczyny jak zbędnego balastu. Z czasem jednak, pomimo przyjemnego dryfowania z rozdziału na rozdział i ekspresowego zaczytywania się, zaczynałam odczuwać, że jednak czegoś mi tutaj brakuje. Zauważyłam, że również prawdziwa natura „Klanu” skrywa się pod maską, gdzie jej zerwanie zaowocowało festiwalem wyłapywania coraz to nowszych „psujek”...
Pomijając już drobne potknięcia fabularne, pozwolę sobie skupić się na elementach, które spędzają mi sen z powiek. Jednym z nich jest wyjaśnienie, a raczej streszczenie streszczenia tego, dlaczego Askowie walczą co pięć lat na śmierć i życie z plemieniem Rikich. Kiedy to przeczytałam, to aż parsknęłam śmiechem, bo bardziej absurdalnej wymówki nie dało się wymyślić! Jasne, nawiązanie do tamtejszej mitologii mogłoby się okazać strzałem w dziesiątkę, gdyby tylko autorka popuściła wodze fantazji i się temu bezgranicznie oddała. Wiem, że nieraz ktoś tłumaczył swe występki tym, że jakieś bóstwo mu coś nakazało, ale miało to jakoś podłoże, a tutaj zostało coś rzucone od czapy i ludzie temu przytaknęli z tępym wyrazem twarzy, bo tak. To samo tyczyło się samych klanów. Poniekąd poznałam ich od tej brutalnej strony, ale ta łagodniejsza, ludzka w jakimś stopniu leżała. Tak bardzo pragnęłam, aby przybliżono mi ich historię, opowiedziano o potężnych przodkach, którzy przyczynili się do tego, że byli takimi, a nie innymi ludźmi, zdradzili nieco więcej o swej religii i codziennych rytuałach… Ofiarowano mi szczątkowe fakty, służące pomocą przy pchaniu fabuły do przodu, ale to i tak za mało, aby mnie usatysfakcjonować. A sam kulminacyjny moment w bestsellerowym „Klanie”? Nie mogę za wiele zdradzić, bo to by zahaczyło o obrzydliwy spoiler, ale to, co zaprezentowała tam autorka… Jak dla mnie chciała czym prędzej się z tym rozprawić, przez co wyszło, jak wyszło. Moim zdaniem, brakowało w tym solidnego kopa, abym chciała dopingować bohaterom. Można było wycisnąć z tej fabularnej cytryny więcej soku, ale cóż… najwyraźniej ktoś lubi marnotrawić „owoc”.
A na tym nie koniec minusów...

CHODŹ DO MNIE BRACISZKU, TO CIĘ UŚCISKAM… PASEM… WOKÓŁ SZYI!

Eelyn od dzieciństwa uczono władania bronią. W naszej rzeczywistości jest to może nie do pomyślenia, jednak w jej świecie ta umiejętność okazywała się bardzo przydatna – w końcu co pięć lat klany Asków i Rikich zbierały się po to, aby toczyć ze sobą walki na śmierć i życie. Dziewczyna, po osiągnięciu pewnego wieku, walczyła za i dla swoich pobratymców jak lwica. Także wykazywała się wolą walki, kiedy została pojmana przez wrogów i przetransportowana do ich wioski.
Podziwiałam Eelyn za odwagę. Może niekiedy nie popierałam podejmowanych przez nią kroków, bo bez wahania pchała się w ramiona niebezpieczeństwa, to nie zdołam zaprzeczyć, że umiała mi zaimponować. Nawet jako niewolnica dobitnie pokazywała, że nikt nie zdoła jej przerobić na udomowionego pupilka. Również jej nowy „pan”, Fiske, okazał się charakterny. Młody Riki pokazywał dziewczynie, że gdyby nie jego postępowanie, już dawno zostałaby skrócona o głowę. Ich burzliwe relacje stopniowo łagodniały (któż by się tego spodziewał?), gdzie każde z nich powoli odkrywało w tym drugim istotny fakt: że ma przed sobą człowieka. Człowieka, który – prócz bycia wychowanym na maszynę do zabijania – przede wszystkim ma uczucia. Odkrywali się niemal od nowa, co nieraz przekształcało się w wiele (nie)spodziewanych sytuacji. Jednakże tę spokojniejszą naturę wojowniczki najbardziej uaktywnił młodszy brat jej „właściciela”. Halvard od początku okazywał zainteresowanie nowo przybyłą. Nieskalany jeszcze walkami chłopiec lgnął do niej, obdarzając sympatią i zaufaniem, co spowodowało, że Eelyn nawet byłaby gotowa poświęcić własne życie, aby stanąć w jego obronie. To samo tyczyło się Inge, matki tej dwójki. Choć traktowała ją, jak należało (doskonale wiedziała, kim ona dla nich jest), dało się odczuć, że tak naprawdę dbała o to, by czuła się u nich jak najlepiej. Co zaś się tyczy pozostałych bohaterów…
Iri. „Zmarły” brat Eelyn, który jak gdyby nic mieszkał wśród Rikich, oprócz tego, że był kimś ważnym dla dziewczyny, to tak naprawdę niczym szczególnym się nie wyróżniał. Wycofany, lekko niemrawy... W ogóle miałam wrażenie, jakby autorka nie miała na niego większego pomysłu. I nie tylko na niego. Pojawiali się również inni, którzy wkradali się do życia Eelyn, gdzie, gdyby ich zabrakło, to ta historia by na tym nie straciła. Nieraz wydawało mi się, że rozróżniam tych ludzi tylko ze względu na imiona. A to raczej dobrze nie świadczy.


Adrienne Young wie, jak pisać, by zatrzymać przy sobie czytelnika i nie pozwolić mu odłożyć książki na bok. Cały czas dostarczała multum niezapomnianych wrażeń. Autorka również uświadamia, że pielęgnowana przez lata nienawiść, nie niesie ze sobą jedynie bólu i cierpienia. Nienawiść również zaślepiała, przez co nie dostrzegało się tych pięknych uroków życia. Dałam się porwać debiutanckiej powieści pani Young, ale… No, właśnie – ale. Zdążyłam już wspomnieć o wielu wadzących mi kwestiach, dlatego nie będę tego powtarzać. Powiem jednak tyle: jeżeli kieruje się coś do nastoletniego odbiorcy, nie można robić z niego aż tak ograniczonego. Bo zastosowane w „Klanie” uproszczenia może są łagodne, ale po pierwszym rozdziale wyczuwam, że to mogło tak rozkwasić konkurencję, że mucha nie siada! A jeszcze tyle przewidywalnych wątków… Auć, aua i jeszcze raz A U Ć!

Podsumowując. Jeżeli potrzebujesz pełnokrwistej, pełnej niespodziewanych zwrotów akcji, przepełnionej brutalnością historii, to niestety „Klan” nie jest dla ciebie dobrym rozwiązaniem. Może fabuła kręci się wokół odwiecznej wojny między wrogimi klanami, a sama książka zaczyna się z mocnym przytupem, z rozdziału na rozdział gęsta atmosfera się rozrzedza, gdzie inne sfery przejmują stery. Jeśli jednak nie wymagasz zbyt wiele od literatury młodzieżowej, potrzebujesz po prostu odetchnąć od codziennego zgiełku – sięgaj śmiało! Akurat to Adrienne Young może ci bez wahania ofiarować.

MOJA OCENA:
★★★★★☆☆☆☆☆




23 komentarze:

  1. Miałam po nią sięgnąć, ale po Twojej recenzji się jeszcze zastanowię. Wiem, że po literaturze młodzieżowej nie warto wiele oczekiwać jednak ja coś od niej wymagam.

    Książki jak narkotyk

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I dobrze, bo trzeba od niej wymagać. Jest wiele wspaniałych reprezentantów tego gatunku. W końcu to jedne z pierwszych przygód czytelniczych młodych ludzi.

      Usuń
  2. O tak, dobrze wiem, o czym mówisz. Po tak udanym początku, gdzie emocji było co nie miara, spodziewałam się coraz to mocniejszych wrażeń, a tu przykra niespodzianka... I mnie również śmieszyło to mitologiczne wytłumaczenie waśni między Rikimi a Askami. Gorszego chyba nie dało się wymyślić. Tak czy siak jesteś dla tej książki bardzo wyrozumiała.

    OdpowiedzUsuń
  3. Zastanawiam się, czy polecać tę książkę mojej młodzieży, przyznam, że staram się unikać podsuwania im tytułów wypełnionych brutalnością. I nawet jeśli zmniejsza ona swoją intensywność z rozdziału na rozdział, to jednak tę książkę ją naznacza.

    OdpowiedzUsuń
  4. Nawet nie wiesz jak mi przykro, że tyle tu słabostek. Kiedyś robiłam zestawienie zagranicznych nowości fantasy, które z chęcią bym przeczytała i była tam właśnie ta książka. Sądziłam, że będzie dzika, brutalna i nieszablonowa. Ech.

    OdpowiedzUsuń
  5. Bardzo zainteresowała mnie ta książka. W których księgarniach jest dostępna?

    OdpowiedzUsuń
  6. To ja sobie odpuszczę ;)

    Pozdrawiam,
    Lady Spark
    [kreatywna-alternatywa]

    OdpowiedzUsuń
  7. Czytałam i mnie tam się podobało bardzo, choć szanuję inne gusta ;)

    OdpowiedzUsuń
  8. Myślałam, że to coś dla mojego męża, ale on jest wymagający i już wiem, że mu się nie spodoba!

    OdpowiedzUsuń
  9. Nie mówię nie, choć oczekiwałam czegoś lepszego po kilku opiniach :-)

    OdpowiedzUsuń
  10. Brzmi mocno schematycznie, ale lubię czasami sięgną po taką powieść. Ot taka słabość:D

    OdpowiedzUsuń
  11. Chciałam przeczytać, ale po Twojej recenzji już wcale nie jestem taka pewna. Jest tyle propozycji na rynku wydawniczym, że na te nieco gorsze nie ma sensu marnować czasu.

    OdpowiedzUsuń
  12. Jakoś nie zainteresowała mnie ta recenzja.

    OdpowiedzUsuń
  13. Chce przeczytać tę książkę już od dnia jej premiery. Jestem jej niezmiernie ciekawa ;)

    OdpowiedzUsuń
  14. Ocena dość średnia.. ale kurde okładka strasznie mnie przyciąga i w ogóle uwielbiam tematykę wikingów, więc mimo to, sięgnę. Liczę, że mi spodoba się bardziej niż Tobie :D

    OdpowiedzUsuń
  15. Za granicą była to głośna premiera, ale u nas rozgłos o niej należał do nieco cichszych.
    Ja się nie zdecyduję, bo i tak tonę w premierach, a skoro to nic specjalnego, to... nic specjalnego. :)

    OdpowiedzUsuń
  16. Wcześniej już napisałam, że mimo wszystko i tak ją przeczytam. Chociaż dla samej okładki 😁 jest nieziemska 😁 Kinga

    OdpowiedzUsuń
  17. „Klan” to jedna z głośniejszych polskich premier tego roku. Widziałam bardzo dużo pozytywnych opinii, a te negatywne czasami przewijały się niezauważone. Około daty premiery chciałam sięgnąć po tę książkę i byłam nią naprawdę zaintrygowana, jednak po Twojej recenzji chyba ją sobie odpuszczę. W tym postanowieniu utwierdziło mnie pierwsze zdanie z podsumowania, które idealnie opisuje moje oczekiwania co do tej historii.

    OdpowiedzUsuń
  18. Szkoda że autorka nie wykorzystała potencjał swojej książki To nie jest mój klimat chociaż muszę przyznać że Brzmi ciekawie

    OdpowiedzUsuń
  19. Hmmmm...Może przy kacu książkowym po nią sięgnę ;) Na razie mam co czytać i muszę najpierw zejść z tamtych książek ;)

    OdpowiedzUsuń
  20. Jeśli porządna, krwawa i brutalna historia została rozmyta, to ja podziękuję. Pozostanę przy bardziej soczystych klimatach, a tych niemało w literaturze fantasy ;)

    OdpowiedzUsuń
  21. Uwielbiam Twoje recenzje! Książka ma cudowną okładkę, ale jakoś fabuła mnie nie przekonuje, a może nawet nie fabuła, ale to rozmycie bohaterów. Wolę jak postaci, szczególnie w literaturze fantasy, są bardzo wyraziste i dobrze wykreowane.

    OdpowiedzUsuń