poniedziałek, 24 września 2018

DEMONICZNA SPOWIEDŹ, czyli wywiad z Marią Zdybską

Maria Zdybska – wiecznie osiemnastoletnia autorka, która w 2017 roku zadebiutowała powieścią „Wyspa Mgieł”, rozpoczynając przy tym swoją (jak i naszą) przygodę z dobrze zapowiadającą się serią z gatunku young-adult fantasy Krucze Serce. Pozornie małomówna kobieta, gdzie czasami wystarczy poruszyć interesujący ją temat, by mogła bez skrupułów przegadać swojego rozmówcę, chociaż nawet przy tym uważa, by nie powiedzieć za wiele o sobie. Wielka pasjonatka podróży, „matka” krnąbrnej i wyszczekanej Lirr oraz lubującego się w sarkazmie Raidena, gdzie ich fantastyczne przygody wciągają szybciej niż taśmy z ruchomych schodów rozwiązane sznurówki.
Czy podczas tego wywiadu również udało jej się utrzymać status niezwykle skrytej i pilnie strzegącej swojej prywatności? A może zdradziła za dużo? O wiele za dużo...?



Obie doskonale zdajemy sobie sprawę z tego, że w naszym kraju naprawdę ciężko jest znaleźć wydawnictwo, które zaryzykuje i wyda książkę kogoś, kogo nazwisko raczej nikomu nic nie mówi, dlatego też opowiedz mi, jak to było w twoim przypadku. Pochwal się (lub też poskarż), jak długo trwała walka o to, aby wreszcie usłyszeć upragnione „wydajemy to”?

Wbrew pozorom to nie była szczególnie długa batalia. Surowy tekst „Wyspy Mgieł” wysłałam do kilku wydawnictw, nie obiecując sobie zbyt wiele, co oczywiście nie oznacza, że nie umierałam z nerwów sprawdzając potem skrzynkę wiadomości. Muszę tu dodać, że miłość do pisania towarzyszy mi właściwie od zawsze, ale nadszedł moment, kiedy zajęłam się tak zwanym prawdziwym życiem i dopiero po długiej przerwie wróciłam do tej pasji. Po napisaniu „Wyspy...” pomyślałam więc, że nawet jeśli mi się nie uda jej wydać, to nie popadnę w czarną rozpacz, ale jeżeli ktoś jakimś cudem ten tekst weźmie to będzie to spełnieniem marzeń i ta myśl dodawała mi otuchy. Oczywiście zanim nacisnęłam magiczny ENTER przy wiadomości e-mail, zdążyłam już naczytać się o tym, jak ciężko jest w Polsce zadebiutować i jak nikłe szanse ma na to tekst z gatunku fantastyki, osoby bez żadnego dorobku i znanego nazwiska. Zaryzykowałam. Pozytywną wiadomość od Genius Creations przyjęłam przede wszystkim z niedowierzaniem. Miałam naprawdę ogromne szczęście, że trafiłam na zupełnie wyjątkowego wydawcę, który nie tylko specjalizuje się w fantastyce, ale wydawanie polskich debiutantów z tego gatunku uczynił swoją misją. Gdyby nie Marcin Dobkowski nie byłoby więc „Wyspy Mgieł” na księgarskich półkach, a ty nie przeprowadzałabyś teraz ze mną tego wywiadu.
Oczywiście droga od napisania tekstu do jego wydania to szczególny rodzaj próby charakteru. Każdy, kto pisze i kto kiedykolwiek przeszedł, albo próbował przejść tę ścieżkę, doskonale zdaje sobie sprawę z tego, że przyszłego autora wykańcza przede wszystkim czekanie. Czekanie na odpowiedź od wydawcy, czekanie na umowę, czekanie na redakcję, na korektę, na okładkę, na premierę. A potem – najgorsze i zarazem najlepsze – czekanie na recenzje i opinie czytelników. To prawdziwy emocjonalny rollercoaster, skrzyżowany z treningiem cierpliwości walecznych mnichów w klasztorze Szaolin.

Niegdyś uważałam kruki tylko za wielkie, czarne ptaszyska zwiastujące przybycie zimy. Dopiero kiedy im się uważniej przyjrzałam, spostrzegłam, że są nad wyraz pięknymi stworzeniami. Jednak u ciebie widać, że ty nie tylko lubisz na nie patrzeć. Co więcej, posiadasz o nich pewną wiedzę, którą niejednokrotnie się z nami dzieliłaś. Skąd to zainteresowanie tymi stworzeniami? Co takiego w nich wyjątkowego, że uczyniłaś kruka jednym z bardzo istotnych bohaterów „Wyspy Mgieł”?

Kocham kruki i gdyby nie było to w Polsce nielegalne, na pewno już bym sobie jednego przygarnęła. Podziwiam je za mądrość, siłę, ale i fascynują mnie ze względu na ich niejednoznaczną naturę. Dla jednych widok kruka to zły omen, dla innych – szczęśliwa wróżba. Pisząc, bardzo często inspiruję się różnymi mitologiami i absolutnie nie wyobrażam sobie osadzenia powieści w zamkniętych ramach wyłącznie jednego kręgu mitologicznych znaczeń. To, co mnie inspiruje twórczo, to właśnie skupienie się na konkretnym symbolu i analizowanie jego znaczeń przez pryzmat różnych kultur. Między innymi z tego względu tak istotną rolę w mojej powieści (i całym cyklu) odgrywa właśnie kruk, który pojawia się w większości znanych nam mitologii, nie mówiąc o jego znaczeniu dla chrześcijaństwa czy skomplikowanych powiązaniach współczesnej kultury. Wiedziałaś, że kruk jest pierwszym gatunkiem ptaka wymienionym wprost w treści Biblii? Koran opowiada z kolei historię o tym jak Allah wysłał kruka, żeby nauczył Kaina obrządku grzebania zmarłych i pochował zamordowanego Abla. Kruki pojawiają się u Celtów i mają dla nich zdecydowanie pozytywne znaczenie jako symbol boga wiedzy, magii i światła ale i towarzyszą trzem Morrignom i krążą nad placem boju zwiastując śmierć. Podobnie motyw kruka kojarzy się z nordyckimi Walkiriami, ale pamiętajmy, że dwa kruki: Myśl i Pamięć to nieodłączni towarzysze najwyższego boga Odyna. W tradycji szamańskiej kruk bywa utożsamiany z bóstwem opiekuńczym i kimś w rodzaju Prometeusza dającego ludziom ogień. Widzisz? Niepotrzebnie zadawałaś to pytanie, bo natychmiast się rozgadałam. Podsumowując, archetyp kruka jest niezwykle złożony, dlatego to wprost wymarzony motyw inspirujący pisarza. W „Wyspie...” znalazła się też na wskroś słowiańska rusałka, której imię podkradłam z kolei litewskiej bogini miłości, bogini Zaria, dla której inspiracją była wschodniosłowiańska Zoria czyli Zorza i kilka innych, mniej oczywistych motywów pochodzących z mitologii greckiej, wierzeń germańskich, nordyckich i bałtyjskich. Nawet motyw tajemniczej Wyspy został zaczerpnięty z kilku mitologicznych opowieści. Dla mnie, jako autora, ogromną radość dają szczególnie te komentarze czytelników, które te ukryte znaczenia odnajdują i poddają własnej interpretacji, to sprawia, że te znaczenia ożywają na nowo.


Idealny bohater książkowy to taki, który potrafi wzbudzać w czytelniku pewne uczucia, począwszy od olbrzymiej sympatii, a zakończywszy na sporej niechęci. Dlatego, powiedz mi, kto był dla Ciebie inspiracją, kiedy kreowałaś Lirr i pozostałych? A może są twoim papierowym odbiciem?

Nie, to nie tak. Żadna z postaci w „Wyspie Mgieł” nie jest moim odbiciem, ale oczywiście, na pewno zawsze coś od siebie im daję. Pisząc, bardzo się z nimi zżywam i właściwie niemal nieustannie żyję ich światem, uczuciami, myślami. To nie ja staję się nimi, tylko oni stają się po części mną przez to, że uparcie i natrętnie wchodzą mi do głowy. Lubię też zastanawiać się nad ludzkimi motywacjami w trudnych sytuacjach, sama pracuję z ludźmi pochodzącymi z bardzo różnych środowisk i kultur, i część tych spostrzeżeń wykorzystuję potem, tworząc moich bohaterów. Nie ma w tym jednak żadnego wyrachowania. Nie traktuję innych jak obiekty doświadczalne, po prostu czasami coś, jakieś wydarzenie, wypowiedź, czyjeś zachowanie, szczególnie utkwi mi w pamięci i potem to do mnie wraca, zastanawiam się „co by było gdyby?” i snuję scenariusze dalszego ciągu. Rozbijam ją (myśl – przyp. red.) na czynniki pierwsze, wyobrażam sobie ją w różnych kontekstach. Wydaje mi się, że przy tworzeniu postaci pomaga nie tylko bycie uważnym obserwatorem świata, ale i zdolność do empatii, bo tylko w ten sposób możemy naprawdę zrozumieć innych ludzi.

Blogosfera książkowa (i nie tylko ona) zdążyły już żyć wieloma skandalami, które wybuchały z powodu przykrej wymiany zdań między autorem a recenzentem, gdzie ten nie wypowiedział się pochlebnie na temat jego dzieła. A jak ty reagujesz na krytykę?

Jestem z tych, którzy o podobnych skandalach zawsze dowiadują się na końcu. Nie ukrywam, że nadal nie mam tak grubej skóry jak bym chciała i dość żywiołowo reaguję zarówno na pozytywne, jak i negatywne oceny. Nie zdarzyło mi się jednak dotąd wdać z recenzentem w dyskusję, nawet w przypadkach, gdy recenzja zawiera oczywiste błędy, czy wydaje mi się szczególnie krzywdząca i nie zamierzam tego robić. Uważam po prostu, że takie kłótnie są bezcelowe i bardzo rzadko merytoryczne, a Internet ma to do siebie, że bardzo szybko eskaluje emocje dyskutantów. Wolę skupić się na pisaniu.

Wielu ludzi niekiedy marzy o tym, by móc cofnąć się w czasie i naprawić coś, co niegdyś zdołali zrujnować jednym słowem, gestem lub czynem. A ty? Co byś zrobiła, gdybyś otrzymała takową szansę? Czy wykorzystałabyś ją, aby móc coś zmienić w „Wyspie Mgieł”?

Staram się nie myśleć w ten sposób, nie rozpamiętywać niepotrzebnie przeszłości, bo to najkrótsza ścieżka do pisarskiej blokady. Błędy i porażki są nieodłączną częścią życia i tworzenia, ale droga prowadzi do przodu i zawsze staram się piąć w górę. „Wyspa Mgieł” ma przeróżne niedostatki, ale to mój literacki debiut i książka, dzięki której z dziewczyny, która tylko marzyła o pisaniu, stałam się autorem wydanej książki. Ona zawsze będzie więc dla mnie ogromnie ważna i dlatego wybaczam jej niedociągnięcia i mam nadzieję, że historia, którą opowiadam, spodoba się czytelnikom na tyle, że nie będą skupiać się na drobnych potknięciach. Słowa krytyki staram się więc wykorzystać do motywacji do dalszej pracy nad warsztatem, a słowa zachwytu przyjmuję z wdzięcznością ale i pewnym trzeźwym dystansem, bo nie chcę, żeby moje ego rozrosło się nadmiernie, jak u Raidena.


Odejdźmy na chwilę od sfery książkowej... Bo właściwie, kim tak naprawdę jest autor? Owszem, otrzymujemy o nim parę faktów, ale co nam po tym, gdy nie możemy go znacznie lepiej poznać. Także proszę, może zdradzisz nam coś więcej o sobie?

Dobrze wiesz, że bałam się tego pytania. Na co dzień po prostu sobie żyję, pracuję, realizuję też inne, niepisarskie pasje – podróże i windsurfing. Zwiedzając świat, chłonę masę inspiracji i wykorzystuję je później przy pisaniu. Niemal każde miejsce, o którym można przeczytać w „Wyspie... ma swój zupełnie realny pierwowzór, chociaż oczywiście został potem przeze mnie odpowiednio podkręcony fantastycznym pyłem. Może powinnam wydać kiedyś przewodnik „Śladami Lirr i Raidena”? :)
Podróżuję z mężem (i psem), albo z małą grupką bliskich osób. Nie lubię tłumu. Najczęściej wybieram kierunek północny, od kilku lat jestem absolutnie zafascynowana Skandynawią i to tam najchętniej wracam. Jednym z moich – na razie niezrealizowanych marzeń – jest zobaczenie zorzy polarnej. Uwielbiam podróżować we własnym rytmie i na własnych zasadach, trzymam się z daleka od biur podróży i zorganizowanych wyjazdów. Chętnie zwiedzam miejsca, o których nie przeczytacie w przewodnikach, staram się przesiąknąć atmosferą danego miejsca, nauczyć się chociaż paru słów w lokalnym języku, a potem kaleczyć je, rozbawiając do łez miejscowych. Najfajniejsze wycieczki, to takie, na które wybrałam się bez szczegółowego planu, często biorą się z nich prawdziwe przygody, które wspomina się potem przez całe życie. O windsurfingu nawet nie będę ci opowiadać, bo nikt nie przeczyta tak długiego wywiadu!

Dobrze, starczy tej prywaty, bo przecież nie zadałam jeszcze najistotniejszego pytania!
Każdy, kto śledzi twój fanpage, doskonale wie, że „Jezioro Cieni” powoli nabiera książkowych kształtów. Co jakiś czas karmisz naszą ciekawość skromnymi cytatami, pozwalając, abyśmy chcieli więcej i więcej... Nie bądź taka skryta i zdradź nam chociaż ociupinkę, czego możemy spodziewać się w kolejnym tomie?

Burzy z piorunami. Pamiętaj, że na końcu „Wyspy Mgieł” zostawiliśmy Lirr w towarzystwie Raidena. Dziewczyna miała bardzo trudne przejścia, jej dotychczasowy świat legł w gruzach, a teraz musi pogodzić się z towarzystwem maga, z którym przecież nie chciała mieć nic wspólnego. Teraz razem zmierzają do Kręgu, gdzie Lirr ma nadzieję na poznanie swojej przeszłości, a Raiden – na odzyskanie tego, co odebrała mu mściwa bogini. Przez tę trudną podróż będą zdani na siebie i obiecuję, że dzięki temu poznamy ich znacznie lepiej. Drugi tom ma z pewnością nieco mroczniejszy charakter od swojej poprzedniczki. Baśniowy świat, w który wprowadziła nas Lirr nabiera coraz ciemniejszych barw, a sama bohaterka będzie musiała wydorośleć i zmierzyć się z trudnymi wyborami. W „Jeziorze Cieni” znacznie więcej dowiemy się też o naturze magii, o sposobie jej działania i o władzy Kręgu, a także poznamy przeszłość Raidena. Obiecuję też powrót kilku bohaterów z poprzedniej części i pojawienie się nowych, których mam nadzieję pokochacie. Nie mogę się doczekać premiery!

Ja również nie mogę doczekać się dnia, kiedy „Jezioro Cieni” grzecznie zasili szeregi mojej domowej biblioteczki! Jednakże, w tym miejscu nie pozostaje mi nic innego, jak bardzo, ale to bardzo podziękować za poświęcenie swojego cennego czasu i udzielenie odpowiedzi na moje – niekiedy dość trudne – pytania. Niech cię wena nigdy nie opuszcza!


PS. Książkę (w atrakcyjnej cenie) zakupicie TUTAJ!

12 komentarzy:

  1. Ciekawy wywiad, aż mam ochotę na pierwszy raz z twórczością autorki 😉

    OdpowiedzUsuń
  2. interesująca osoba, a Ty częściej "zmagaj" się z wywiadami :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetna robota. Nie znam autorki ani jej twórczości, ale teraz mam wielką ochotę na "Wyspę mgieł". Podoba mi się zdrowe podejście autorki do kłótni na linii autor-recenzent. Fakt, takie wymiany zdać na internetowym forum nie mają sensu.

    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  4. Bardzo fajnie czytało mi się wywiad, choć nie znam twórczości autorki :-)

    OdpowiedzUsuń
  5. Dobry wywiad, lubię jak autorzy się tak mocno uzewnętrzniają, a nie odpowiadają półsłówkami.

    OdpowiedzUsuń
  6. Nie słyszałam wcześniej ani o autorce, ani o książce. Chętnie jednak zakosztuję twórczości autorki, szczególnie, że w książce są kruki... ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. Nie słyszałam jeszcze o książce, ani o autorce, ale wywiad czytało się naprawdę fajnie, a zazwyczaj nie lubię wywiadów :P

    OdpowiedzUsuń
  8. Dobrze przygotowane pytania i wyczerpujace odpowiedzi, autorka pozwoliła się poznać i zachęciła do poznania jej powieści

    OdpowiedzUsuń
  9. Bardzo fajny wywiad z przyjemnością się go czytało. O autorce słyszałam, ale nie miałam jeszcze okazji przeczytać jej książki, muszę koniecznie to nadrobić 😉 😀

    OdpowiedzUsuń
  10. Świetny wywiad! Zachęciłaś mnie do przeczytania powieści autorki :D

    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  11. Świetnie wam poszło! Ty zadawałaś naprawdę ciekawa pytania, a Maria ciekawych, wyczerpujących odpowiedzi. :)

    OdpowiedzUsuń
  12. O, proszę. Nie pomyślałabym, że w takim miejscu, jak blog książkowy, przyjdzie mi się zapoznać co nieco z krukami oraz ich znaczeniem w wielu sferach. Ale to dobrze, bo to uświadamia innych, że te czarne ptaszyska są godne uwagi i można dzięki nim ubarwić nieco książki.
    Bardzo ciekawie poprowadzony wywiad. Zadałaś bardzo ciekawe, niekiedy wymagające dość mocnego skupienia pytania, a pani Maria Zdybska udzieliła wyczerpujących i równie ciekawych odpowiedzi. Od razu widać najwyższą jakość. No i sama autorka w ten sposób przekonuje ludzi do swojej twórczości ;).

    OdpowiedzUsuń