Autor:
Maria Zdybska
Tytuł:
Wyspa Mgieł
Seria/Cykl:
Krucze serce
Tom:
I
Gatunek:
fantasy, literatura młodzieżowa
Wydawnictwo:
Genius Creations
Ilość stron: 476
OPIS: Czasami
dwie dusze łączy więź silniejsza niż śmierć.
Ona
– przybrana córka pirata, uratowana z morskiej kipieli. W jej
przeszłości ukryty jest klucz do potężnej mocy, która może
przynieść wybawienie lub zgubę.
On
– potężny mag, wyrzutek, arogant i sybaryta. Od lat poszukuje,
choć sam nie wie, czego i dlaczego.
Kiedy
jednak ich drogi się spotykają, przejmują nad nimi kontrolę siły
potężniejsze od nich samych. Bogowie i demony, nieumarli i
czarnoksiężnicy, zapomniana magia i stracone życia – droga do
ich poznania zaczyna się na tajemniczej Wyspie Mgieł.
[Opis
wydawcy]
Czasami
zdarza mi się podejmować pochopne decyzje pod wpływem chwili czy
impulsu, co nie zawsze ma pozytywny skutek. Również od czasu do
czasu robię coś wbrew sobie tylko po to, aby przywołać uśmiech
na twarzy osoby, której najbardziej na tym zależało. Zgadza się,
to niezdrowe i brak w tym asertywności, ale niekiedy to jedyna
droga, aby uzyskać zamierzony efekt. Taką drogą postanowiła
również podążać sama Lirr, kiedy przyjęła propozycję
wyruszenia w nieznane tylko po to, by uratować znienawidzoną przez
siebie władczynię, a matkę Caela, który jako pierwszy wybudził w
niej ukrytą dotąd dziewczęcą naturę. Jednakże czym by była
długa, bardzo ważna wyprawa bez komplikacji?
W
CO ONA SIĘ ZNOWU WPAKOWAŁA?
Przecież
nie przystoi nie wykorzystać okazji do popisania się swoimi
umiejętnościami uprzykrzania bohaterowi życia! I to jeszcze przy
pomocy kreatur nie z tego świata!
Po tę możliwość sięgnęła sama autorka, dzięki czemu z pozoru
nudna wyprawa zamieniła się w istną pogoń wrażeń, gdzie
wystarczył tylko moment nieuwagi, by przeoczyć coś wywołującego
dziki galop serca. Nieraz sama dawałam się przyłapać na tym, że
kiedy następowała chwila na wyregulowanie oddechu, czekałam, aż
ponownie rozpęta się fabularny sztorm. Aczkolwiek, w pewnym
momencie zaczynałam się obawiać, iż narastające niespodzianki
zaczną mnie męczyć, bo jak dobrze wiecie – co za dużo, to
niezdrowo. Na szczęście obyło się bez uczenia książki latania,
bo każdy element powieści prędzej czy później doskonale
wpasowywał się niczym kot do kartonowego pudła (a wszyscy dobrze
wiemy, że one opanowały tę sztukę do perfekcji). Ale, ale...
przecież nie samymi niebezpiecznymi, pełnymi wrażeń zdarzeniami
człowiek żyje! Przecież nie mogę zapomnieć o humorystycznej
części „Wyspy Mgieł”, bo jej tutaj również nie zabrakło.
Owszem, prawie pierwsze dwieście stron ma jej dosłownie niewiele,
ale kiedy tylko poznajemy słynnego Raidena, to następuje zwolnienie
blokady, a czytelnik nie jest w stanie pohamować licznych parsknięć
i wybuchów śmiechu. Pełne politowania spojrzenia ze strony mamy to
jeszcze pikuś, ale jeżeli takimi raczył mnie już pies... chyba w
tym przypadku nie potrzebujecie większej wizualizacji ich rażenia,
prawda?
Nie
potrafię także zapomnieć o tym, jak wielokrotnie wodzono mnie za
nos. Może raz czy dwa zdarzało mi się przewidzieć dalszy przebieg
akcji i puszyć się niczym paw, ale co mi po tym, skoro Maria
Zdybska okazała się sprytną manipulatorką i niemal boleśnie mi o
tym przypominała? Toż to karygodne! Jak tak można wyprowadzać
mnie w pole z taką nonszalancją, z nieukrytym wdziękiem? O nie,
tak się nie będziemy bawić, dlatego mam dla autorki łagodnego
pstryczka w nos. Aby nie było za pięknie, bo nie oszukujmy się –
przecież zawsze muszę się czegoś przyczepić – pragnę zwrócić
uwagę na dość widoczny trójkąt miłosny, do którego zawsze
podchodzę z rezerwą. Zgadza się, początkowo nie odczuwa się go
aż nadto, ale niemalże pod koniec myśli Lirr wirują między dwoma
panami i sama już nie wie, który jest bliższy jej sercu. Gdyby to
ode mnie zależało, chętnie bym jej wskazała swojego faworyta, a
drugiego adoratora posłała ku rusałkom, aby pokazały mu swoje
„wdzięki”. Nawet sama bym go do nich zaprowadziła. Niech zna
moje „dobre” serce...
NIE DOŚĆ, ŻE PRZYBŁĘDA,
TO JESZCZE JAKA PYSKATA!
Lirr,
jak na przybraną córkę pirata przystało, twardo stąpała po
ziemi i rzadko kiedy bała się konsekwencji swoich czynów (a
uwierzcie – miała sporo za uszami). Uparta do granic
możliwości, pyskata jak mało kto krnąbrna nastolatka nieraz
udowadniała samej królowej, że nie tak łatwo ją sobie
podporządkować. Ale stało się. Ugięła się pod wpływem
miłości, jaką darzyła syna znienawidzonej przez siebie kobiety,
pokazując, że tak łatwo potrafimy stracić głowę, gdy wydawałoby
się ją mieć niemal przylutowaną do karku. Jakoś nie umiałam
pojąć, dlaczego Cael stał się jej obiektem westchnień. Jak dla
mnie niczym szczególnym się nie wyróżniał, a niektóre jego
zachowania pozostawały wiele do życzenia. Tak to nie potrafił
dostrzec w Lirr kobiety, ale kiedy ta nieco odmieniła swój styl,
nagle nie mógł oderwać od niej wzroku. Rozumiem, mężczyźni są
wzrokowcami, co nie zmienia faktu, że już wcześniej powinien
dostrzec urodę swej przyjaciółki, i to nie tylko tę zewnętrzną.
Natomiast w innym świetle postrzegałam Raidena, aroganckiego maga,
umiejącego doprowadzić główną bohaterkę do szewskiej pasji.
Słowa przechodzące przez jego usta bardzo ją irytowały, co
prowadziło do ciekawych, pełnych sarkazmu rozmów, od których
powoli się uzależniałam. Także ciężko byłoby nie wspomnieć o
Mildzie, uroczej rusałce; Asterle, dość bezpośredniej rudowłosej
dziewoi czy słynnym kruku, bo oni także zdobyli moją sympatię.
Jednakże, gdybym miała wybierać między tą trójką, to bez
wahania wskazałabym na czarne ptaszysko. Wprost nie mogłam doczekać
się chwil, kiedy ponownie odwiedzi Lirr i zaskoczy ją czymś nowym.
Sama czułam z nim ogromną więź, dlatego jego nieobecność źle
na mnie oddziaływała. A co się tyczy Maeve i jej „cudownego”
medyka... nie. Pozwólcie, że swoje głębsze przemyślenia o nich
pozostawię dla siebie, a wam zdradzę jedynie tyle, że chętnie
zrzuciłabym tę dwójkę z urwiska...
CO TY WIESZ O PISANIU...
Maria Zdybska, która niektórym swoim
czytelnikom pozwoliła się wcześniej poznać na portalu Wattpad
jako EliseBlackpool, to kolejna obiecująca debiutantka na naszym
rynku literackim. Naprawdę jestem zdziwiona, że o „Wyspie Mgieł”
jest tak cicho, bo ta książka zasługuje na znacznie większą
uwagę. A to niby dlaczego? Nie dość, że za pomocą zwyczajnie
brzmiących słów autorka stworzyła niesamowicie wciągającą
historię, gdzie magię otaczającego nas wyimaginowanego świata
odczuwa się na każdym kroku, to także udało jej się stworzyć
wspaniałych bohaterów. Każdy z nich jest na swój sposób
wyjątkowy, i to nie tylko ze względu na swe widoczne wady czy
zalety. Każdy wzbudza w nas jakieś uczucia, a tym samym nie są oni
jedynie imionami zapisanymi na papierze. Maria Zdybska powołała ich
do życia, tym samym udowodniła, że włożyła w tę książkę
wiele serca!
Podsumowując, osaczana zdjęciami
popularnych (ale nie zawsze dobrych jakościowo) książek, w pełni
nie mogę pojąć, dlaczego tak wielu godzi się na udrękę, niżeli
sięgnąć po coś, co z miejsca zdobyłoby ich serca. A tak na pewno
byłoby z „Wyspą Mgieł” Marii Zdybskiej. To niedorzeczne, że
tak niewiele osób miało przyjemność zapoznać się z Lirr i
samemu odbyć niesamowitą, pełną magii i mrocznych niespodzianek
przygodę, zwieńczoną zaskakującym zwrotem akcji! Dlatego
pozwólcie sobie od czasu do czasu zaszaleć i śmiało sięgajcie po
debiuty, bo te nieraz zdołają mnie zaskoczyć. Mogę się pod tym
podpisać rękami, nogami oraz swoim wielgachnym kinolem!
MOJA OCENA:
★★★★★★★★☆☆
DEMONICZNA STREFA CYTATÓW:
Być może prawdziwa wolność jest
zawsze okupiona samotnością.
– Tego nie powiedziałam. – Rosmerta
nie byłaby sobą, gdyby owijała w bawełnę. – Tak naprawdę nie
jest przecież najważniejsze, kim byłaś, ale kim jesteś. W dniu,
kiedy odpowiesz sobie na to pytanie, zagadka twojej przeszłości
przestanie być dla ciebie aż tak istotna.
Życie i śmierć to dwie strony
jednej monety. [...] Nigdy nie wiadomo tylko, jak upadnie, jeśli ją
podrzucisz.
– Arrrghhhh! – skomentował kruk, gdy
zostali sami. – Arrrrrr!
– Zgadzam się... – przytaknęła
Lirr, z zaskoczeniem uświadamiając sobie rozczarowanie.
Ja jednak poczekam na coś, co nie będzie fantastyką. 😊
OdpowiedzUsuńChyba to nie moje klimaty, bo książek dla młodzieży jakoś nie lubię, a i z fantastyką nie jestem za pan brat... Chociaż, jeśli mi się trafi gdzieś przypadkiem ta książka, to być może ją przeczytam, ale nie będę jej specjalnie szukać ;).
OdpowiedzUsuńBrzmi zachęcająco! ;)
OdpowiedzUsuńO jejku nie słyszałam wcześniej o tej książce...
OdpowiedzUsuńhttp://recenzentka-doskonala.blogspot.com/
O no popatrz. Tyle razy chwaliłaś tą książkę, a ja co rusz zapominałam sobie zapisać jej tytuł. No to teraz poprawiam swoje błędy i wrzucam ja sobie do koszyka. Teraz na pewnika mi stamtąd nie świśnie ;))
OdpowiedzUsuńSzkoda, że wcześniej nie słyszałam o tej książce. Ciekawie ją opisałaś.
OdpowiedzUsuńKsiążki jak narkotyk
Skoro jest rekomendacja, to ja tę książkę chce przeczytać!
OdpowiedzUsuńO proszę, brzmi jak całkiem dobry debiut! Może powinnam się zainteresować :D
OdpowiedzUsuńmnie też jakoś nie przekonała ta książka, choć twoja recenzja była boska (choć może wolałabyś żeby była demoniczna?;)). Może z samej ciekawości po nią sięgnę, ale na razie nie widzę w niej tego czegoś co mnie przyciągało :P
OdpowiedzUsuńpozdrawiam
Lubię debiuty i myślę, że ta książka mogłaby mi się spodobać. To prawda, że nie jest o niej głośno, a skoro jest naprawdę fajna to wielka szkoda. :)
OdpowiedzUsuńCzasem lubię poeksperymentować :)
OdpowiedzUsuńFajna recenzja :)
OdpowiedzUsuńKiedyś już ci pisałam, że dla mnie szału nie było, ale i tak z ogromną chęcią sięgnę po następną część. Wtedy zobaczymy czy pani Maria Zdybska zdoła mnie przekupić, czy jednak sobie odpuszczę poznawanie dalszych dziejów Lirr :)
OdpowiedzUsuńNiestety, jeśli książką czy też film nie mają dobrego marketingu, jest mało prawdopodobne, że przedostaną się do szerszej świadomości, niezależnie od tego jak bardzo jakościowe są:(
OdpowiedzUsuńPiszesz świetne recenzje:)
A ja o niej słyszałam i miałam chęć sięgnąć, a ty tylko utwierdziłaś mnie w tym zamiarze. Motyw piratów i umiejętnie wykreowane postacie, zwłaszcza bohaterka, dużo obiecują! Jak tylko będę mieć możliwość zapoznam się z nią! Niestety dużo dobrych książek ginie w fali komercji, a mało popularnych tytułów jest dobrych.
OdpowiedzUsuńZgrabnie napisana recenzja, dodaję do obserwowanych i będę wpadać c: A na książkę będę polować.
mrs-cholera.blogspot.com
Książka może spodobać się mojej córce, chętnie podeślę jej ten tytuł pod rozwagę. :)
OdpowiedzUsuńJak podbija serce z marszu, to muszę sięgnąć! 😍
OdpowiedzUsuńInteresująca recenzja!A co do książki - wygląda to może ciekawie i fabuła też dosyć oryginalna...ale to raczej nie mój gatunek, więc podziękuję :(
OdpowiedzUsuń