wtorek, 17 lipca 2018

To... gdzie mam podpisać, by móc zaadoptować tego kruka? [MARIA ZDYBSKA – „WYSPA MGIEŁ”]


Autor: Maria Zdybska
Tytuł: Wyspa Mgieł
Seria/Cykl: Krucze serce
Tom: I
Gatunek: fantasy, literatura młodzieżowa
Wydawnictwo: Genius Creations
Ilość stron: 476

OPIS: Czasami dwie dusze łączy więź silniejsza niż śmierć.
Ona – przybrana córka pirata, uratowana z morskiej kipieli. W jej przeszłości ukryty jest klucz do potężnej mocy, która może przynieść wybawienie lub zgubę.
On – potężny mag, wyrzutek, arogant i sybaryta. Od lat poszukuje, choć sam nie wie, czego i dlaczego.
Kiedy jednak ich drogi się spotykają, przejmują nad nimi kontrolę siły potężniejsze od nich samych. Bogowie i demony, nieumarli i czarnoksiężnicy, zapomniana magia i stracone życia – droga do ich poznania zaczyna się na tajemniczej Wyspie Mgieł.
[Opis wydawcy]

Czasami zdarza mi się podejmować pochopne decyzje pod wpływem chwili czy impulsu, co nie zawsze ma pozytywny skutek. Również od czasu do czasu robię coś wbrew sobie tylko po to, aby przywołać uśmiech na twarzy osoby, której najbardziej na tym zależało. Zgadza się, to niezdrowe i brak w tym asertywności, ale niekiedy to jedyna droga, aby uzyskać zamierzony efekt. Taką drogą postanowiła również podążać sama Lirr, kiedy przyjęła propozycję wyruszenia w nieznane tylko po to, by uratować znienawidzoną przez siebie władczynię, a matkę Caela, który jako pierwszy wybudził w niej ukrytą dotąd dziewczęcą naturę. Jednakże czym by była długa, bardzo ważna wyprawa bez komplikacji?

W CO ONA SIĘ ZNOWU WPAKOWAŁA?

Przecież nie przystoi nie wykorzystać okazji do popisania się swoimi umiejętnościami uprzykrzania bohaterowi życia! I to jeszcze przy pomocy kreatur nie z tego świata! Po tę możliwość sięgnęła sama autorka, dzięki czemu z pozoru nudna wyprawa zamieniła się w istną pogoń wrażeń, gdzie wystarczył tylko moment nieuwagi, by przeoczyć coś wywołującego dziki galop serca. Nieraz sama dawałam się przyłapać na tym, że kiedy następowała chwila na wyregulowanie oddechu, czekałam, aż ponownie rozpęta się fabularny sztorm. Aczkolwiek, w pewnym momencie zaczynałam się obawiać, iż narastające niespodzianki zaczną mnie męczyć, bo jak dobrze wiecie – co za dużo, to niezdrowo. Na szczęście obyło się bez uczenia książki latania, bo każdy element powieści prędzej czy później doskonale wpasowywał się niczym kot do kartonowego pudła (a wszyscy dobrze wiemy, że one opanowały tę sztukę do perfekcji). Ale, ale... przecież nie samymi niebezpiecznymi, pełnymi wrażeń zdarzeniami człowiek żyje! Przecież nie mogę zapomnieć o humorystycznej części „Wyspy Mgieł”, bo jej tutaj również nie zabrakło. Owszem, prawie pierwsze dwieście stron ma jej dosłownie niewiele, ale kiedy tylko poznajemy słynnego Raidena, to następuje zwolnienie blokady, a czytelnik nie jest w stanie pohamować licznych parsknięć i wybuchów śmiechu. Pełne politowania spojrzenia ze strony mamy to jeszcze pikuś, ale jeżeli takimi raczył mnie już pies... chyba w tym przypadku nie potrzebujecie większej wizualizacji ich rażenia, prawda?
Nie potrafię także zapomnieć o tym, jak wielokrotnie wodzono mnie za nos. Może raz czy dwa zdarzało mi się przewidzieć dalszy przebieg akcji i puszyć się niczym paw, ale co mi po tym, skoro Maria Zdybska okazała się sprytną manipulatorką i niemal boleśnie mi o tym przypominała? Toż to karygodne! Jak tak można wyprowadzać mnie w pole z taką nonszalancją, z nieukrytym wdziękiem? O nie, tak się nie będziemy bawić, dlatego mam dla autorki łagodnego pstryczka w nos. Aby nie było za pięknie, bo nie oszukujmy się – przecież zawsze muszę się czegoś przyczepić – pragnę zwrócić uwagę na dość widoczny trójkąt miłosny, do którego zawsze podchodzę z rezerwą. Zgadza się, początkowo nie odczuwa się go aż nadto, ale niemalże pod koniec myśli Lirr wirują między dwoma panami i sama już nie wie, który jest bliższy jej sercu. Gdyby to ode mnie zależało, chętnie bym jej wskazała swojego faworyta, a drugiego adoratora posłała ku rusałkom, aby pokazały mu swoje „wdzięki”. Nawet sama bym go do nich zaprowadziła. Niech zna moje „dobre” serce...


NIE DOŚĆ, ŻE PRZYBŁĘDA, TO JESZCZE JAKA PYSKATA!

Lirr, jak na przybraną córkę pirata przystało, twardo stąpała po ziemi i rzadko kiedy bała się konsekwencji swoich czynów (a uwierzcie – miała sporo za uszami). Uparta do granic możliwości, pyskata jak mało kto krnąbrna nastolatka nieraz udowadniała samej królowej, że nie tak łatwo ją sobie podporządkować. Ale stało się. Ugięła się pod wpływem miłości, jaką darzyła syna znienawidzonej przez siebie kobiety, pokazując, że tak łatwo potrafimy stracić głowę, gdy wydawałoby się ją mieć niemal przylutowaną do karku. Jakoś nie umiałam pojąć, dlaczego Cael stał się jej obiektem westchnień. Jak dla mnie niczym szczególnym się nie wyróżniał, a niektóre jego zachowania pozostawały wiele do życzenia. Tak to nie potrafił dostrzec w Lirr kobiety, ale kiedy ta nieco odmieniła swój styl, nagle nie mógł oderwać od niej wzroku. Rozumiem, mężczyźni są wzrokowcami, co nie zmienia faktu, że już wcześniej powinien dostrzec urodę swej przyjaciółki, i to nie tylko tę zewnętrzną. Natomiast w innym świetle postrzegałam Raidena, aroganckiego maga, umiejącego doprowadzić główną bohaterkę do szewskiej pasji. Słowa przechodzące przez jego usta bardzo ją irytowały, co prowadziło do ciekawych, pełnych sarkazmu rozmów, od których powoli się uzależniałam. Także ciężko byłoby nie wspomnieć o Mildzie, uroczej rusałce; Asterle, dość bezpośredniej rudowłosej dziewoi czy słynnym kruku, bo oni także zdobyli moją sympatię. Jednakże, gdybym miała wybierać między tą trójką, to bez wahania wskazałabym na czarne ptaszysko. Wprost nie mogłam doczekać się chwil, kiedy ponownie odwiedzi Lirr i zaskoczy ją czymś nowym. Sama czułam z nim ogromną więź, dlatego jego nieobecność źle na mnie oddziaływała. A co się tyczy Maeve i jej „cudownego” medyka... nie. Pozwólcie, że swoje głębsze przemyślenia o nich pozostawię dla siebie, a wam zdradzę jedynie tyle, że chętnie zrzuciłabym tę dwójkę z urwiska...


CO TY WIESZ O PISANIU...

Maria Zdybska, która niektórym swoim czytelnikom pozwoliła się wcześniej poznać na portalu Wattpad jako EliseBlackpool, to kolejna obiecująca debiutantka na naszym rynku literackim. Naprawdę jestem zdziwiona, że o „Wyspie Mgieł” jest tak cicho, bo ta książka zasługuje na znacznie większą uwagę. A to niby dlaczego? Nie dość, że za pomocą zwyczajnie brzmiących słów autorka stworzyła niesamowicie wciągającą historię, gdzie magię otaczającego nas wyimaginowanego świata odczuwa się na każdym kroku, to także udało jej się stworzyć wspaniałych bohaterów. Każdy z nich jest na swój sposób wyjątkowy, i to nie tylko ze względu na swe widoczne wady czy zalety. Każdy wzbudza w nas jakieś uczucia, a tym samym nie są oni jedynie imionami zapisanymi na papierze. Maria Zdybska powołała ich do życia, tym samym udowodniła, że włożyła w tę książkę wiele serca!

Podsumowując, osaczana zdjęciami popularnych (ale nie zawsze dobrych jakościowo) książek, w pełni nie mogę pojąć, dlaczego tak wielu godzi się na udrękę, niżeli sięgnąć po coś, co z miejsca zdobyłoby ich serca. A tak na pewno byłoby z „Wyspą Mgieł” Marii Zdybskiej. To niedorzeczne, że tak niewiele osób miało przyjemność zapoznać się z Lirr i samemu odbyć niesamowitą, pełną magii i mrocznych niespodzianek przygodę, zwieńczoną zaskakującym zwrotem akcji! Dlatego pozwólcie sobie od czasu do czasu zaszaleć i śmiało sięgajcie po debiuty, bo te nieraz zdołają mnie zaskoczyć. Mogę się pod tym podpisać rękami, nogami oraz swoim wielgachnym kinolem!

MOJA OCENA:
★★★★★★★★☆☆



DEMONICZNA STREFA CYTATÓW:

Być może prawdziwa wolność jest zawsze okupiona samotnością.

Tego nie powiedziałam. – Rosmerta nie byłaby sobą, gdyby owijała w bawełnę. – Tak naprawdę nie jest przecież najważniejsze, kim byłaś, ale kim jesteś. W dniu, kiedy odpowiesz sobie na to pytanie, zagadka twojej przeszłości przestanie być dla ciebie aż tak istotna.

Życie i śmierć to dwie strony jednej monety. [...] Nigdy nie wiadomo tylko, jak upadnie, jeśli ją podrzucisz.

Arrrghhhh! – skomentował kruk, gdy zostali sami. – Arrrrrr!
Zgadzam się... – przytaknęła Lirr, z zaskoczeniem uświadamiając sobie rozczarowanie.






18 komentarzy:

  1. Ja jednak poczekam na coś, co nie będzie fantastyką. 😊

    OdpowiedzUsuń
  2. Chyba to nie moje klimaty, bo książek dla młodzieży jakoś nie lubię, a i z fantastyką nie jestem za pan brat... Chociaż, jeśli mi się trafi gdzieś przypadkiem ta książka, to być może ją przeczytam, ale nie będę jej specjalnie szukać ;).

    OdpowiedzUsuń
  3. O jejku nie słyszałam wcześniej o tej książce...

    http://recenzentka-doskonala.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  4. O no popatrz. Tyle razy chwaliłaś tą książkę, a ja co rusz zapominałam sobie zapisać jej tytuł. No to teraz poprawiam swoje błędy i wrzucam ja sobie do koszyka. Teraz na pewnika mi stamtąd nie świśnie ;))

    OdpowiedzUsuń
  5. Szkoda, że wcześniej nie słyszałam o tej książce. Ciekawie ją opisałaś.

    Książki jak narkotyk

    OdpowiedzUsuń
  6. Skoro jest rekomendacja, to ja tę książkę chce przeczytać!

    OdpowiedzUsuń
  7. O proszę, brzmi jak całkiem dobry debiut! Może powinnam się zainteresować :D

    OdpowiedzUsuń
  8. mnie też jakoś nie przekonała ta książka, choć twoja recenzja była boska (choć może wolałabyś żeby była demoniczna?;)). Może z samej ciekawości po nią sięgnę, ale na razie nie widzę w niej tego czegoś co mnie przyciągało :P
    pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  9. Lubię debiuty i myślę, że ta książka mogłaby mi się spodobać. To prawda, że nie jest o niej głośno, a skoro jest naprawdę fajna to wielka szkoda. :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Czasem lubię poeksperymentować :)

    OdpowiedzUsuń
  11. Kiedyś już ci pisałam, że dla mnie szału nie było, ale i tak z ogromną chęcią sięgnę po następną część. Wtedy zobaczymy czy pani Maria Zdybska zdoła mnie przekupić, czy jednak sobie odpuszczę poznawanie dalszych dziejów Lirr :)

    OdpowiedzUsuń
  12. Niestety, jeśli książką czy też film nie mają dobrego marketingu, jest mało prawdopodobne, że przedostaną się do szerszej świadomości, niezależnie od tego jak bardzo jakościowe są:(

    Piszesz świetne recenzje:)

    OdpowiedzUsuń
  13. A ja o niej słyszałam i miałam chęć sięgnąć, a ty tylko utwierdziłaś mnie w tym zamiarze. Motyw piratów i umiejętnie wykreowane postacie, zwłaszcza bohaterka, dużo obiecują! Jak tylko będę mieć możliwość zapoznam się z nią! Niestety dużo dobrych książek ginie w fali komercji, a mało popularnych tytułów jest dobrych.
    Zgrabnie napisana recenzja, dodaję do obserwowanych i będę wpadać c: A na książkę będę polować.
    mrs-cholera.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  14. Książka może spodobać się mojej córce, chętnie podeślę jej ten tytuł pod rozwagę. :)

    OdpowiedzUsuń
  15. Jak podbija serce z marszu, to muszę sięgnąć! 😍

    OdpowiedzUsuń
  16. Interesująca recenzja!A co do książki - wygląda to może ciekawie i fabuła też dosyć oryginalna...ale to raczej nie mój gatunek, więc podziękuję :(

    OdpowiedzUsuń