piątek, 12 lipca 2019

Czy to jeszcze gra? A może już rzeczywistość? [MARIE LU – „WARCROSS”]


Autor: Marie Lu
Przekład: Andrzej Goździkowski
Tytuł: Warcross
Tytuł oryginału: Warcross
Seria/Cykl: Warcross
Tom: I
Gatunek: fantastyka młodzieżowa, cyberpunk
Wydawnictwo: Młodzieżówka
Liczba stron: 456

Świat oszalał na punkcie Warcrossa, ale tylko jedna dziewczyna-hakerka ma dość odwagi, by zgłębić najmroczniejsze tajemnice gry.
Dla milionów ludzi, którzy codziennie logują się w Warcrossa, nie jest on już tylko grą, lecz stał się sposobem na życie. Emika Chen, nastoletnia hakerka, pracuje jako łowczyni nagród, namierza i wyłapuje graczy Warcrossa, którzy zaangażowali się w nielegalne zakłady. Licząc na szybki zarobek, Emika włamuje się do meczu otwarcia Międzynarodowych Mistrzostw Warcrossa. Za sprawą usterki w programie zostaje przeniesiona do świata gry i błyskawicznie staje się światową sensacją.
Pewna, że wkrótce wyląduje w więzieniu, ku swemu zdziwieniu odkrywa, że kontaktu z nią szuka twórca gry, tajemniczy młody miliarder Hideo Tanaka, który pragnie złożyć jej propozycję nie do odrzucenia… Ponieważ sprawa jest pilna, Emika zostaje błyskawicznie przetransportowana do Tokio, gdzie z dnia na dzień staje się gwiazdą i poznaje od środka świat sławy i wielkich pieniędzy, o których dotychczas mogła tylko marzyć. Wkrótce śledztwo prowadzi ją na trop spisku, który może mieć kolosalne konsekwencje dla całego uniwersum Warcrossa.
[Opis wydawcy]

Kac książkowy, wywołany przez „Hazel Wood”, spowodował, że pochłonięcie pierwszych pięćdziesięciu stron „Warcrossa” przypominało istną batalię. Dopiero wraz z postępującą historią, z coraz głębszym wnikaniem w wykreowany przez Marie Lu cyberpunkowy świat, zaczynałam odczuwać coraz mocniejsze zainteresowanie, które nie opuściło mnie aż do samego końca lektury. Ale po kolei!

NIGDY NIE WIESZ, KIEDY COŚ, CO SPRAWIA CI PRZYJEMNOŚĆ, MOŻE STANOWIĆ KLUCZ DO TWOICH PROBLEMÓW


Z olbrzymią przyjemnością zatapiałam się w tę fascynującą rzeczywistość, coraz mocniej wypieraną przez cyberprzestrzeń. Z każdym kolejnym rozdziałem moja ciekawość rosła w siłę, dlatego też obserwowanie poczynań głównej bohaterki, wrzuconej na głęboką wodę, niemal przeistaczało się w tlen, bez którego nie zdołałabym funkcjonować. Dzielnie towarzyszyłam Emice – brutalnie wyciągniętej z pieniężnego dołka – starającej się odnaleźć w nowym dla siebie otoczeniu. A to było nie lada wyzwanie, kiedy na ramionach spoczywała odpowiedzialność za tajne zadanie, gdzie wystarczyłby jeden nieprzemyślany ruch, by uruchomić lawinę niechcianych pułapek. Wraz z nią przemieszczałam się po barwnych wirtualnych rejonach, gdzie ani jedna z „wycieczek” nie należała do spokojnych. Za każdym razem działo się coś, co sprawiało, że oddech przyśpieszał, a serce dudniło, jak oszalałe. Nieraz pragnęłam przeskakiwać po parę akapitów, aby dowiedzieć się, kto i co czyha za kolejnym fabularnym rogiem, jednakże...
mało co zdołało mnie zaskoczyć. Nie da się ukryć, że przez większość czasu mruczałam pod nosem: „Phi, wiedziałam, że tak będzie...”. Jednak to nie sprawiło, że poczułam się rozczarowana cyberświatem wykreowanym przez autorkę. W końcu pojawiały się te momenty, gdzie naprawdę przecierałam oczy ze zdumienia, bo właśnie takiego scenariusza nie przewidywałam. To były takie klapsy dla wyobraźni, gdzie dotąd ręka wymierzającego uderzenia trafiała jedynie w przestrzeń. Wszystko to sprawiało, iż jeszcze z większą przyjemnością odkrywałam kolejne zakamarki tej wirtualnej krainy przenikającej prawdziwą, gdzie marzyłam o tym, by sama choć na chwilę stać się jego częścią. Rozczarowanie przyszło dopiero wraz z zagłębieniem się w sprawę panoszącego się antagonisty, gdzie ten coraz śmielej sobie poczynał. Jego zagrywki dodawały dynamiki i tak pędzącej na piątym biegu historii, jednak moje przedwczesne odkrycie jego tożsamości odebrało jakąś cząstkę radości. Nie wiem jak inni, ale mi wystarczył jeden wątek, abym go rozszyfrowała. Co więcej, autorka niespecjalnie zacierała ślady, by zmylić tropy. A szkoda, bo może gdyby spróbowała wodzić za nos, to jeszcze bym się wahała nad ostatecznym werdyktem.
Jak literatura młodzieżowa, to nie można było obyć się bez wątku miłosnego, który – jak dla mnie – jest zbędny. Marie Lu chciała ukazać niesamowitą historię, gdzie dwójka młodych ludzi pochodzących z różnych światów pokazuje, że żadne bariery nie istnieją, jeżeli płonące uczucia prowadzą ich przez życie, ale moim zdaniem wyszło z tego coś na poziomie przeciętnych romansideł. Gdyby jeszcze autorka inaczej to przedstawiła… Gdyby spróbowała ukazać tę relację w mniej schematyczny, przerysowany sposób… Albo, gdyby zrobiła zwrot o sto osiemdziesiąt stopni, wybierając głównej bohaterce zupełnie inny obiekt westchnień... Wtedy sama kibicowałabym naszej Emice, by nikt i nic nie przeszkodził jej w drodze do upragnionego szczęścia, na które zasługiwała. A tak pozostaje ogromny niesmak, zawód, i gdybanie. Ach, kolejny potencjał utopił się w Oceanie Cierpkich Schematów.

OD ZERA DO MILIONERA? NIE.. OD ZERA-HAKERA DO PARTNERKI MILIARDERA? ALE W JAKIM KONTEKŚCIE?

Emika po stracie najbliższej osoby była zdana wyłącznie na siebie. Każdy kolejny dzień przypominał batalię o pewne jutro, co wreszcie doprowadziło do tego, że nastolatka niekiedy zdobywała niezbędne środki do życia w dość nielegalny sposób. Jedyną pociechę odnajdywała w Warcrossie, który pewnego dnia również stał się celem jej hakerskich sprawek, lecz finał tego wyzwania totalnie ją zaskoczył. Dotąd niedostrzegana, pilnie strzegąca swojej tożsamości, wystawiła się na pożywkę mediów. A sam Hideo dołożył do tego swoją cegiełkę, umożliwiając jej uczestnictwo w Międzynarodowych Mistrzostwach. Bałam się, że ta gwałtowna zmiana sprawi, że Emice uderzy sodówka do głowy i zapomni, kim jest naprawdę i z czym wiąże się jej „sława”, jednak – na całe szczęście – nastolatka (choć widać było, że ta otoczka coraz bardziej jej się podoba) dalej pozostawała sarkastyczna i gotowa zrobić wszystko, aby pokazać swój profesjonalizm. I właśnie te działania sprawiły, że sam twórca gry, pan Tanaka, się nią zainteresował. Już samo pojawienie się na tamtym meczu spowodowało, że wzbudziła w nim niemałą fascynację, a każde kolejne spotkanie owocowało coraz to śmielszymi pogawędkami. Szkoda tylko, że Hideo – moim zdaniem – nic sobą nie reprezentował. Małomówny, dbający o swoją prywatność miliarder, który niczym szczególnym się nie wyróżniał. To już nasz Antagonista, choć „nieznany”, swoimi poczynaniami sprawiał, że miałam ochotę, by dano mu więcej możliwości do wykazania się i pokazywania, iż z nim nie warto zadzierać. Nasz Tanaka to taki marnej jakości kisielek, który ma wysoką cenę tylko dlatego, że jego opakowanie zdobi logo rozchwytywanej firmy.
Na większą uwagę od naszego „wspaniałego” również zasługiwali członkowie ekipy Warcrossowej, do której dołączyła Emika. Asher na pierwszy rzut oka sprawiał wrażenie gbura, który wiecznie zadziera nosa. Hammie zdawała się nieszczera w swych intencjach. Tak samo pełen ciepła Roshan, stający w obronie słabszych. Każda z tych osób wydawała mi się szemrana, lecz pozory potrafią ładnie mylić. Niejednokrotnie udowadniali, że pomimo narzucanych przez fanów masek, dla swoich przyjaciół są w stanie poświęcić dosłownie wszystko. Dopiero przy nich Emika na nowo poczuła się chciana i akceptowana, co mnie ogromnie radowało. Pozbawili ją czegoś, czego sama nie umiała się wyzbyć: samotności. A oto, w chwilach, gdy elektronika rządzi światem, dosyć trudno.
Marie Lu zdarzało się potykać o własne nogi. Choć wykreowała wielobarwną, a zarazem przesiąkniętą mrokiem rzeczywistość, gdzie prawie każdy element zapiera dech w piersi, bezwzględnie wyłożyła się na wątku miłosnym. Zdążyłam omówić to znacznie wcześniej, dlatego nie będę tego powtarzać. Powiem jednak za to, że poprzez „Warcross” ukazuje ona problem, jakim jest uzależnienie od wszelakich gier i innych elektronicznych ustrojstw. Możemy machać na to ręką i udawać, że nic się nie dzieje, ale spójrzmy prawdzie w oczy – nie bylibyśmy w stanie sobie bez nich poradzić. Prawie że zastępują one ludzkość i dosłownie niewiele brakuje, by całkowicie przejęły nad nami kontrolę. A kto wie, czy pewnego dnia ktoś nie postanowi wykorzystać tego do swoich niecnych celów?
Błędy, błędy, błędy. Zdarzają się dosłownie każdemu, jednak w przypadku tej nowości czytelniczej przeszły one na kolejny poziom. Słynne literówki czy zjadanie fragmentów słów to nic w porównaniu z powtarzającymi się wersami. Niejednokrotnie wpadałam w osłupienie. Myślałam, że to ja fiksuję i czytam dane frazy podwójnie, ale po przyjrzeniu się poszczególnym zdaniom odkrywałam, iż ze mną jest wszystko w porządku (phi!). Przykład: „[…] Będzie im się wydawać, że popełniliśmy błąd, gdy przyjęliśmy cię do zespołu z numerem jeden, popełniliśmy błąd”. Można poczuć się nieswojo, nieprawdaż?

Podsumowując. Nie obyło się bez niemiłych niespodzianek, które wywoływały lekki niesmak na mojej twarzy. Pomijając jednak te drobne mankamenty, „Warcross” przyprawił mnie o istny rollercoaster wrażeń. To przesiąknięty cyberniespodziankami świat, przy którym czas upływa w zastraszająco szybkim tempie, dlatego warto uważać, nim się przysiądzie do tej książki – kto wie, o jakiej godzinie zdoła cię wypuścić ze swoich sideł?

MOJA OCENA:
★★★★★★★☆☆☆


DEMONICZNA STREFA CYTATÓW:

Wszystko jest science fiction, dopóki ktoś nie uczyni z tego faktu.

Do każdego zamka istnieje klucz.

Śmierć ma straszliwy zwyczaj przekreślania wszystkich równo wyrysowanych linii, którymi łączymy teraźniejszość z przyszłością.

23 komentarze:

  1. Czytałam naprawdę wiele dobrego na temat tej książki, jednak mnie do niej w ogóle nie ciągnie.

    OdpowiedzUsuń
  2. Niestety nie rozumiem fenomenu gier komputerowych, oczywiscie jako rozrywka jak najbardziej mogę pograć, ale robienie z tego sensu życia nie koniecznie do mnie przemawia, obawiam się że nie odnalazłabym się w tej książce

    OdpowiedzUsuń
  3. Znam książki tej autorki z okładek i tytułów, ale nic jeszcze jej nie czytałam. "Warcross" czeka jednak już na półce. ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Tak się zastanawiałam, czy któreś z moich dzieci sięgnie po tę książkę, ale stwierdziłam, że jednak nie. Przytaczasz kilka uwag do narracji i korekty, a to dyskwalifikuje książkę w oczach mojej córki, która i tak za każdym razem stoi przed wyzwaniem specyficznych trudności w czytaniu, zaś syn tematycznie nie odnalazłby się.

    OdpowiedzUsuń
  5. Wydaje się całkiem ciekawa ^^ na pewno kiedyś siegnę :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Wygląda na interesującą książkę. Może sięgnę po nią w wolnej chwili ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. Nie czytałam jeszcze żadnej książki tej autorki, ale bardzo, bardzo, bardzo chcę to zmienić <3

    OdpowiedzUsuń
  8. Uwielbiam twórczość Marie Lu i liczę na to, że Warcross mnie również nie zawiedzie i nie zwrócę takiej uwagi na minusy o których wspominasz.

    OdpowiedzUsuń
  9. Raczej nie moje klimaty, chociaż wydaje się być ciekawa ;)

    OdpowiedzUsuń
  10. Na temat tej książki widziałam same pozytywne opinie, więc jestem tej historii bardzo ciekawa. Szkoda tylko, że ta książka zawiera tyle błędów, na które wydawnictwo już raczej nie może sobie pozwolić. Po przeczytaniu tego przytoczonego zdania przez chwilę nie wiedziałam, o co chodzi.

    OdpowiedzUsuń
  11. całkiem ciekawa fabuła. nie czytałam do tej pory książki o takiej tematyce, więc może się skuszę ;)

    OdpowiedzUsuń
  12. Dawno nie czytałam tego gatunku❣

    OdpowiedzUsuń
  13. Już od dawna przyglądam się tej książce, odkąd narobiła zamieszania na zagranicznych Booktubach, ale wciąż nie mogę się zdecydować, by w końcu po nią pójść...

    OdpowiedzUsuń
  14. Książka dopiero przede mną, ale już czeka na półce. Na pewno wkrótce po nią sięgnę :D

    OdpowiedzUsuń
  15. Podoba mi się ta ksiazka. Taka fantastyka jest świetna, przypomina mi film Sala samobójców

    OdpowiedzUsuń
  16. Ciężko mi rozgryźć tą książkę. W sumie jeszcze jej nie widziałam nigdzie. Nie przeczę okładka przyciąga wzrok. Kolormai nieco przypomnina mi "Neverworld wake" od Jaguara. Niestety gry to jakoś nie moja działaka. Nie mogę się do niej przekonać. Może po prostu dam jej czas. Od kilku tygodni mam kaca po "Królestwie Popiołów" Sarah J. Maas i ciężko mi się w coś wbić. Kinga

    OdpowiedzUsuń
  17. W dobie zbliżającej się premiery gry Cyberpunk 2077 takich książek będzie pewnie więcej. Chyba zacznę o tej.

    OdpowiedzUsuń
  18. Czytam już kolejną recenzję tej książki, ale dalej nie jestem przekonana, mimo że lubię świat wirtualny ;) Może się w końcu przemogę i dam jej szansę ;)

    OdpowiedzUsuń
  19. Nawet się zastanawiałam, czy nie kupić tej książki, ale potem kompletnie mi wyleciała z głowy. Z cyberpunku jeszcze niczego nie czytałam, więc miło byłoby sięgnąć po coś tak odmiennego. :)

    OdpowiedzUsuń
  20. Jakoś nie ciągnie mnie do tej książki także na pewno nie wrócę na nią większej uwagi ale fajnie że ty się przy niej dobrze bawiłaś :)

    OdpowiedzUsuń
  21. Marie Lu wyrobiła sobie już bardzo pozytywną opinię zarówno na zagranicznym jak i polskim rynku wydawniczym. Czytelnicy podchodzą do jej książek z ogromnym zaufaniem. To swego rodzaju gwarancja dobrej zabawy. Jak widać w tym przypadku nie było inaczej. Cieszę się, że książka spełniła twoje oczekiwania.

    OdpowiedzUsuń
  22. Ta książka ostatnio jest bardzo popularna, ale ja nie mam do niej przekonania. Nieszczególnie ciekawi mnie ta fabuła. Świat hakerski to nie moja bajka.

    OdpowiedzUsuń
  23. Widziałam ten tytuł wielokrotnie w zapowiedziach i czytałam kilka opinii, jednak fabuła w ogóle mnie nie zainteresowała, podobnie jak Nerve, która mam wrażenie jest troszkę do niej podobna. Podoba mi się jednak Twoja recenzja, zresztą tak jak wszystkie inne, jest niesamowicie rzeczowa i szczegółowa, zwracasz uwagę na wiele rzeczy i to mi się bardzo podoba :)

    OdpowiedzUsuń