Autor: Alek
Rogoziński
Tytuł: Zbrodnia w
wielkim mieście
Seria/Cykl: -
Gatunek: komedia
kryminalna, kryminał
Wydawnictwo: Filia
Ilość stron: 336
Czy kiedykolwiek
mieliście ochotę zabić swojego szefa?
Sandra, szefowa
pisma „Marzenia i sekrety”, jest atrakcyjną singielką i fanką
Tindera. Martyna, redaktorka w tej gazecie, to znudzona żona, która
swojego męża widuje raz na pół roku, a i wtedy niewiele mają
sobie do powiedzenia. Z kolei Iwona, graficzka, samotnie wychowuje
dwójkę nastolatków z piekła rodem. Wszystkie trzy przyjaźnią
się i pracują razem w niewielkim wydawnictwie prasowym.
Pewnej nocy, w
czasie przymusowej, służbowej nasiadówki (i po kilku kieliszkach
wina), wymyślają w żartach, jak popełnić morderstwo idealne i
pozbyć się swojego szefa – seksisty, szowinisty i tyrana. Po
kilku dniach ktoś realizuje ich plan. Szybko okazuje się, że osób,
które miały powód, aby zabić upiornego biznesmena jest więcej:
jego niewierna żona, bandyci, którym jest winny spore pieniądze,
oraz jego kumpel, dziedziczący po nim wszystkie interesy.
[Opis wydawcy]
„Milczenie bywa
złotem” – właśnie to często słyszałam od mamy, kiedy
mówiłam coś, przez co wpadałam w tarapaty. I chociaż wiedziałam,
że ma rację, to i tak mój długi jęzor nie zamierzał
współpracować z rozumem, przez co dalej zdarzało mi się stwarzać
nieprzyjemne sytuacje. Możliwe, że bohaterki „Zbrodni w wielkim
mieście” także miały do czynienia z tym znanym porzekadłem,
jednak w ich przypadku nawet wsparcie matek nic by nie pomogło. No
bo jak uchronić się przed oskarżeniami, kiedy to rozmawiało się
na głos zamordowaniu szefa, by później odkryć, że właśnie w
takowy sposób zginął?
ŻYŁ SOBIE, ŻYŁ
I NAGLE UMARŁ – ALE HECA! CHWILA, MOMENT… PRZECIEŻ ON ZGINĄŁ
TAK, JAK MY TO PLANOWAŁYŚMY!
Prawie do połowy
„Zbrodni w wielkim mieście” nie działo się nic mocniejszego.
Nic takiego, co mogłoby wybić z czytelniczego rytmu do tego
stopnia, że z trudem oswajałabym się zaistniałą sytuacją. Może
słynny plan zlikwidowania gburowatego erotomana-gawędziarza,
tudzież szefa bohaterek, stworzony na żarty (który z czasem traci
tę etykietę, ale o tym później) ukazuje się właśnie w tej
części, jednak Alek Rogoziński owija go materiałem, potocznie
przeze mnie zwany „normalnością”. Samotne macierzyństwo, gdzie
co rusz trwa batalia z latoroślami przemawiającymi w niezrozumiałym
dla dorosłych slangu. Życie w związku na odległość, gdzie każdy
kolejny powrót współmałżonka nie kończy się tym, o czym marzy
stęskniona żona. Pragnienie bliskości kogoś, z kim można dzielić
łóżko nie tylko przez jedną noc, ale też przez resztę życia.
Walka o utrzymanie w tajemnicy prawdziwego źródła zarobku, gdzie
zerwanie maski spowodowałoby multum niepożądanych komplikacji…
Dokładnie poznawałam poszczególnych bohaterów. Przyglądałam im
się tak, jakby stanowili żywe eksponaty w książkowym muzeum. A
wszystko to zostało okraszone dobrze mi znanym „Alkowym”
poczuciem humoru, które stanowi nieodłączny element fabuły.
Co rusz mogłam
wyłapać prześmiewcze wytykanie palcami poszczególnych scenariuszy
życiowych. Niejednokrotnie uśmiech gościł na mych ustach.
Jednakże, teoretycznie, część ukazywanych wtedy treści nie miało
powiązania ze zbrodnią. Zdawałoby się, że autor przeciąga
moment ujawnienia kryminalnego wątku z prawdziwego zdarzenia.
Teoretycznie, bo w praktyce, gdybym tylko cokolwiek pominęła z tego
„lania wody”, zapewne straciłabym wiele punktów zaczepienia, a
poszukiwanie mordercy by szło jeszcze toporniej. A kryminalna
intryga co rusz nabierała nowych kształtów. Wystarczyło spuścić
tę spędzającą sen z powiek sprawę tylko na moment z oczu, a już
wypełzały kolejne problemy, gdzie ich rozwiązanie nie zawsze szło
jak z płatka. A trzeba też wspomnieć, że potencjalnych morderców
było tu od groma! „Zbrodnia w wielkim mieście” zebrała na
swych stronach od groma osób pragnących śmierci naszego
„kochanego” szowinisty, a autor co rusz mącił, byle tyle zmylić
tropy. Tyle że w którymś momencie przestałam tańczyć tak, jak
mi zagrał. I dobrze na tym wyszłam. Może co niektórych zagrywek
nie zdołałam rozgryźć, zaskoczyły mnie finalne wizerunki
zagrywek, jednak cała reszta była dziecinnie prosta do
przewidzenia. Trochę szkoda, bo Alek niejednokrotnie udowadniał mi,
że nawet kiedy myślałam, iż mam go już w garści, znajdował
sposób, by zakończyć książkowe przedstawienie z donośnym
hukiem, niwecząc moje detektywistyczne zapędy. Możliwe też, że
to zasługa lekkiego „przegadania” wielu wątków, co także
podduszało klimat całego „przedsięwzięcia”.
PRZY NICH
ZALICZENIE ZGONU NABIERA NOWEGO ZNACZENIA
Sandra, atrakcyjna
singielka, która – chociaż nie ma odwagi powiedzieć tego głośno
– szuka miłości swojego życia… w międzyczasie korzystając z
atrakcji oferowanych przez Tindera. Iwona, samotnie wychowująca
dwójkę nastolatków, gdzie ci niejednokrotnie dawali jej w kość.
Martyna, choć mężatka, mogłaby śmiało określić się „słomianą
wdową”, skoro jej męża więcej nie ma, jak jest, a jak już
wraca, to też trzyma ją na dystans. Trzy dorosłe kobiety. Każda
ze swoim bagażem doświadczeń. Przyjaciółki, które w swoim
towarzystwie… dostają małpiego rozumu! Ciężko mi to mówić,
ale te panie niespecjalnie grzeszyły inteligencją, gdzie najlepszym
przykładem jest omawianie morderstwa szefa w jego królestwie, czyli
siedzibie redakcji! Rozumiem, upojenie alkoholowe robi swoje, jednak
nie można wszystkiego zrzucać na niego. Bardziej „dojrzałe”
okazały się dzieci Iwony. A dlaczego tamto słowo dałam w
nawiasie? Bo chociaż Szczepan i Agata niejednokrotnie pokazywali, że
mama i jej kumpele mogłyby się od nich uczyć sztuki racjonalnego
myślenia, to zdarzały im się niemałe wpadki. Tyle że u nich
można to naprawdę wytłumaczyć wiekiem! Co zaś się tyczy innych
bohaterów…
Chociaż
różnorodność drugoplanowych postaci mieni się w oczach, nie da
się ukryć, że najwięcej frajdy dostarczało obserwowanie dwóch
osiłków, którzy to nie grzeszyli inteligencją. Za każdym razem,
gdy tylko wyłaniali się zza zakrętu, można było liczyć na ich
popis umiejętności. Kiedy tylko sobie przypomnę groźbę w ich
wykonaniu… Także przyjemnie było przyglądać się (jakkolwiek to
brzmi) poczynaniom Amandy, żony Waldemara, pragnącej pozbycia się
małżonka, by zawładnąć jego majątkiem. Och, jakież ona musiała
znosić męki przy swym niezbyt pomocnym kochanku! Aż prawie jej
tego współczułam! Prawie, bo tak irytującej kobiecie powinno się
życzyć, jak najgorzej, by poczuła to samo, co inni znosili przy
niej! Ta jej gra aktorska… Na pewno zdobyłaby jedną nagrodę:
Złotą Malinę!
Alek Rogoziński
znany jest z tego, że lubi się co nieco ponaśmiewać z
otaczającego nas świata. Widać to na jego fanpage, gdzie dzieli
się swoimi wrażeniami z przeżytych „atrakcji”, a raczej nabywa
wprawy, bo z książki na książkę coraz lepiej wychodziło mu
wytykanie absurdów codzienności. W „Zbrodni w wielkim mieście”
także wyolbrzymienia poniektóre elementy. Doskonałym przykładem
tego jest slang młodzieżowy, który to spędza sen z powiek Iwonie,
pragnącej zrozumieć, o czym rozmawiają jej dzieci czy slang
„dresiarski”, gdzie takowym posługują się wspomniani gdzieś
powyżej osiłki spod ciemnej gwiazdy. I jak dotąd na to nie
narzekałam, tak tutaj już Alek przeszedł samego siebie. Chociaż
„Zbrodnię...” przeczytałam, a raczej pochłonęłam w jeden
dzień (gdzie ta książka ma ponad 300 stron!), nie da się nie
zgrzytać zębami przy tym nieszczęsnym przedobrzeniu przy
nastoletnich pogawędkach. Już wcześniej wspomniałam, że to takie
wytykanie palcami czegoś, co nie jest zrozumiane przez pewne grupy,
lecz „co za dużo, to niezdrowo”. Strasznie męczyły mnie te
młodzieżowe wstawki. Sama czasami korzystam z takowego zasobu słów,
ale w tym przypadku czułam przesyt. To tak, jakby dostało się
ulubione danie: z początku można go konsumować bez przerwy, ale im
dłużej się coś je, tym bardziej nie można już na to patrzeć.
No i nie można ukryć tego, że książka jest ociupinkę
przegadana, ale o tym już brzęczałam, dlatego na tym zakończę
swój wywód.
Podsumowując.
„Zbrodnia w wielkim mieście” Alka Rogozińskiego spełnia swoją
funkcję, jaką jest dostarczenie rozrywki głodnemu wrażeń
czytelnikowi, jednak nie zdołam ukryć, iż na tle innych jego
książek, ta wypada nieco słabiej. Przyzwyczaiłam się już do
innego poziomu, dlatego odczuwam niedosyt wrażeń. Wiem jednak
jedno: ta historia dobitnie uświadamia, że trzeba dwa razy
pomyśleć, nim wypowie się swoje myśli na głos, bo później
można tego gorzko pożałować. Chyba że pragnie się przeżyć
przerażającą przygodę, niczym nasze bohaterki, po której już
nic nie będzie takie samo, to wtedy warto zapomnieć o tej
przestrodze!
MOJA OCENA:
★★★★★★☆☆☆☆
DEMONICZNA STREFA
CYTATÓW:
[…] zaplanować
zbrodnię idealną musi być trudno. Najlepsze są chyba takie, kiedy
nie ma zwłok.
Ostatnio, jak był
całe dwa dni w domu, to zrobiłam wszystko, żeby go jakoś
podniecić. Kupiłam sobie nawet czarne koronkowe body. Ale jak w nim
weszłam wieczorem do sypialni, to Witek ziewnął i zapytał, czy
umarł ktoś ważny, że nawet do łóżka kładę się w żałobie.
Nie przepadam za komediami kryminalnymi - wolę zdecydowanie te mroczne, ciężkie, krwiste kryminały.
OdpowiedzUsuńMorał książki dosadny i prawdziwy, ale czy chce po nią sięgnąć, nie wiem. Może zacznę od innej ;)
OdpowiedzUsuńOpis brzmi trochę jakby akcja wzorowana była na "Wszyscy jesteśmy podejrzani" Chmielewskiej :) Czytałam dwie albo trzy książki autora i niekoniecznie wpadłam w ten humor i styl.
OdpowiedzUsuńLubię komedie kryminalne, ale jakoś książki Pana Rogozińskiego do mnie nie przemawiają. ;)
OdpowiedzUsuńCzytałam jedną książkę autora, wpasował się w moje poczucie humoru, jednak na razie nie szukam podobnych rozrywek czytelniczych, muszę odczekać jakiś czas i znów z przyjemnością sięgnąć. :)
OdpowiedzUsuńNie miałam okazji jeszcze zapoznać się z autorem, ale mam takie plany. Myślałam, że zacznę od tej książki, jednak po Twojej recenzji chyba jedna wybiorę na początek jakąś inną...
OdpowiedzUsuńNie czytałam nic z dorobku tego autora, jednak mam kilka książek na swojej półce i muszę w końcu przeczytać i sprawdzić czy to coś dla mnie.
OdpowiedzUsuńPrzeczytałam ten dodany urywek książki i podoba mi się styl pisania
OdpowiedzUsuńSto lat zbieram się do przeczytania ksiązek tego autora ale wiesz co? Dopiero przedstawiony tu fragment mnie przekonał <3
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ciepło :)
Kasia z niekulturalnie.pl
Niewiele do tej pory czytałam komedii kryminalnych, ale te, które czytałam całkiem mi się podobały.
OdpowiedzUsuńKomedii kryminalnej nie czytałam jeszcze żadnej. Może dlatego też nie jestem jakoś specjalnie przekonana do tego tytułu. Kiedyś prawdopodobnie dam jej szansę, bo brzmi intrygująco jednak nie teraz. Maybe someday :)
OdpowiedzUsuńKomedie kryminalne są wspaniałe. Szukasz mordercy, a w tym samym czasie szczęka cię boli od samego chichrania się pod nosem 😂 A Alek Rogoziński robi się w tym coraz lepszy ❤️
OdpowiedzUsuńPamiętam, jak bardzo pozytywne wrażenie wywarła na mnie powieść "Jak Cię zabić, kochanie?". Myślałam wtedy, że twórczość autora stale będzie przewijala się przez moje łapki. Niestety od tamtego czasu nie po drodze nam z autorem 😉
OdpowiedzUsuńTrochę mnie zasmuciłaś, bo liczyłam, że inne książki autora również mnie do siebie przekonają. Za jakiś czas skuszę się na kolejną. :)
Usuńuwielbiam takią "patoligiczną" pisownię ;-)
OdpowiedzUsuńMasz rację, co do tego, że książka jest przegadana. Autor skupił się na obyczajowej stronie, rozważaniach poszczególnych bohaterów, a intryga kryminalna tylko na tym ucierpiała. Dobrze, że chociaż znak rozpoznawczy pana Alka, czyli prześmiewcze postrzeganie otaczającej go rzeczywistości, jawne drwiny z popularnych grup społecznych, zostały w nienaruszonym stanie. Mogłam się uśmiechnąć, chichotać pod nosem, lecz tym razem wyszło słabiej. Autor ma lepsze książki w dorobku.
OdpowiedzUsuńKsiążka nie w moim stylu. Raczej sobie odpuszczę
OdpowiedzUsuńPrzeczytałam parę książek pana Alka Rogozińskiego, lecz każda z nich zawierała w sobie coś, co niekoniecznie mi pasowało. Na przykład w serii o Róży Krull (popraw mnie, jeśli zapisałam błędnie nazwisko) denerwowała mnie sama główna bohaterka. Dość wulgarna, wywołująca zniesmaczenie. „Zbrodni w wielkim mieście” nawet nie ruszałam, bo znowu obawiałam się tego rozczarowania. W sumie widzę, że nie mam czego żałować.
OdpowiedzUsuńNawet jeżeli książka miałaby być totalnym dnem, klapą i kilka określeń pewnie bym jeszcze wynalazła (a przecież według ciebie tak nie jest!) to chyba po prostu przeczytałabym ją tylko dlatego, że pomysł na nią jest sam w sobie zabawny, no bo planowanie w żartach morderstwa a potem bycie świadkiem tego, jak ktoś w dokładnie taki sposób pozbawia życia twojego szefa! Książkę oczywiście dopisuję listy książek do przeczytania ;)
OdpowiedzUsuńCały czas planuję przeczytać cokolwiek Alka Rogozińskiego i ciągle mi nie po drodze... Mam nadzieję, że niedługo uda mi się nadrobić :D
OdpowiedzUsuńMoja mama uwielbia tego typu książki, ale tej jeszcze nie ma. Myślę, że to dobry pomysł na zbliżające się urodziny.
OdpowiedzUsuńRozśmieszyłaś mnie tym cytatem z książki :D No cóż, skoro idą na skróty z zarabianiem, to i z ortografią :D
OdpowiedzUsuńPo tej recenzji zostałam bardzo zachęcona do sięgnięcia po książki tego autora. Możliwe, że gdzieś te książki mi się przewinęły, ale nigdy się nimi nie interesowałam. Tę raczej sobie odpuszczę, bo bardzo nie lubię, gdy w książce jest za dużo młodzieżowego slangu, czy takich młodzieżowych pogawędek (mówię o tych najbardziej skrajnych), ale po inne na pewno sięgnę.
OdpowiedzUsuńScreen z książki dosłownie made my dayblog 😂😂😂 serio. Ale całkiem poważnie. Nie czuję się specjalnie przekonana tą książką. Dodatkowo wspominasz, że książka jest przegadana, a ja mam dosyć takich słabych książek. Kinga
OdpowiedzUsuńOd dawna mam na czytniku dwie książki Rogozińskiego, które uporczywie czekają na swój czas. Tymczasem szkoda, że ta pozycja nie trzyma poziomu reszty twórczości autora.
OdpowiedzUsuńSwego czasu miałam przeczytać jedną książkę od tego autora, ale niestety nie dotarła do mnie. Teraz w sumie nie żałuję, bo z czasem mam średnio.
OdpowiedzUsuńBardzo dużo słyszałam już o Alku Rogozińskim, ale jeszcze nie miałam okazji czytać żadnej z jego książek. Kiedyś się na pewno skuszę, ale jeszcze nie teraz. Mam zbyt dużo zaległości czytelniczych do nadrobienia.
OdpowiedzUsuń