Autor: Kristin Cast
Przekład: Iwona Michałowska-Gabrych
Tytuł: Bursztynowy dym
Tytuł oryginału: Amber Smoke
Seria/Cykl: Uciekinierzy
Tom: I
Gatunek: fantastyka, literatura
młodzieżowa
Wydawnictwo: Książnica
Ilość stron: 240
W świecie równoległym do naszego Furie
strzegą potępionych dusz skazanych na wieczne cierpienie z powodu
przewinień popełnianych za życia. Ktoś jednak otwiera drzwi i
niewyobrażalne zło przekracza barierę rozdzielającą światy.
Furie wysyłają własnego syna Aleka, by
sprowadził uciekinierów z powrotem do Tartaru.
Alek jest potężnym, lecz
niedoświadczonym wojownikiem, sam nie zdoła sprostać temu zadaniu.
Pomóc może mu Eva – piękna dziewczyna dorastająca w świecie
pełnym miłości i tajemnic.
Alek i Eva muszą się odnaleźć i
odkryć nawzajem swe moce, by wspólnie zapobiec katastrofie i
uratować to, co dla nich najważniejsze.
[Opis wydawcy]
Po Kristin Cast nie spodziewałam się
niczego spektakularnego. Doskonale zdawałam sobie sprawę, w jaki
sposób tworzy, ale nawet bez jakichkolwiek wymagań zrozumiałam,
dlaczego „Bursztynowy dym” zakupiłam za bezcen. I to dość
boleśnie, bo to, co było dane mi przeczytać – choć tlił się w
tym potencjał – zostało kompletnie zdeptane...
BŁAGAM, DAJCIE MI ŁYŻKĘ CIERPLIWOŚCI…
DWIE… EWENTUALNIE CAŁY SŁOIK!
Pominę już fakt, że prawie każda
sytuacja była dobra, aby wcisnąć w nią podtekst erotyczny. Pominę
też pozornie śmieszne kwestie, które, zamiast bawić, zachęcały
do coraz to boleśniejszych seansów przewracania oczami.
Streszczenie. Przez cały czas czułam, jakbym czytała coś
tworzonego na szybko, jakby w międzyczasie autorka robiła coś
jeszcze. Każdy z ciekawych wątków był pozbawiany konstrukcji,
przez co powoli przeobrażał się w bezkształtną masę. Kristin
Cast leciała na łeb, na szyję, dostarczając coraz to więcej
abstrakcyjnych sytuacji, przy których łapałam się za głowę i
prawie zawodziłam niczym pies słyszący nadjeżdżający ambulans
na sygnale. Poruszono jakiś wątek? Bum, przeskoczmy do kolejnego, a
do tamtego wrócimy za jakiś czas. O ile wrócimy, bo przecież
trzeba wspomnieć o czymś nowym. Ukazane tutaj zdarzenia trąciły
także stereotypowym smrodem, gdzie nawet kąpiel w Fabularnym
Jeziorze Cudów mogłaby niewiele pomóc. Tak, w tym gatunku trzeba
się nagimnastykować, by zaprezentować coś starego w odświeżonej
odsłonie, ale jest wykonalne. Tej pani niestety to nie wyszło. A to
jeszcze nie wszystko!
Sam wątek z antagonistą był dla mnie
totalnym nieporozumieniem. Przyznaję, poniekąd siał postrach ze
względu na swoje poczynania, co sprawiło, że policja ruszyła do
akcji. „Bądź grzeczna. Współpracuj, a nic ci się nie stanie.
Masz się mnie bać, bo… masz się mnie bać. O!”. I tak w kółko.
Doprawdy? Uprzykrzasz życie protagonistce, ale nie umiesz jej
uświadomić, o co ci tak właściwie chodzi? Rany, nawet w
najbardziej pokracznych kryminałach morderca znajduje te pięć
minut, aby opowiedzieć swojej przyszłej ofierze, czemu tak
właściwie przeszedł na ciemną stronę mocy! Dobrze, w jakimś
stopniu można domyślić się prawdy, ale nie pogardziłabym jakimś
sensownym wytłumaczeniem tej krwawej maskarady. Po tej szopce aż mi
się odechciało dalszej lektury, ale zaparłam się, byle tylko mieć
to z głowy. Dopiero zakończenie wzbudziło we mnie jakieś
pozytywne emocje, ale jak szybko we mnie zapłonęły, tak szybko
wygasły. Cóż – „nic nie może przecież wiecznie trwać”.
SPRZEDAM MÓZG, TANIO! MAŁO UŻYWANY!
Gdyby mama Evy powiedziała mi, że jej
córka jest mądrą, odpowiedzialną dziewczyną, zapewne
przeprosiłabym ją i wybuchnęła gromkim śmiechem. Co jak co, ale
to, że studiowała kolejny kierunek, próbując zdobyć następny
zawód, nie sprawiało, iż przeistaczała się w ideał. Czy
odpowiedzialna osoba zostawia otwarty samochód w niebezpiecznej
dzielnicy? No, nie powiedziałabym. Zgoda, zdarzało jej się
pobudzić do działania te ostatnie szare komórki, ale i tak w
głowie uparcie kołacze mi związane z nią stwierdzenie: „Myślała,
że żołądek wyskoczy jej tyłkiem” (str. 52). Bardzo dojrzałe,
nie powiem. W sumie, czemu ja się dziwię, skoro przyjaźniła się
z dziewczyną, która co rusz podsuwała jej cudowne rady. Jedną z
nich był… przelotny seks! Co tam możliwość zarażenia się
chorobami wenerycznymi, wirusem HIV albo żółtaczką podczas
jednorazowej przygody w publicznej toalecie, skoro w ten sposób
zdołasz się zrelaksować. Także, korzystaj siostro z tej rady, bo
sama ją chętnie stosuję! Cóż, ja mam specjalne określenie dla
tego typu kobiet, ale pozwolę sobie go nie przytaczać, bo nie lubię
bluźnić w recenzjach. A kultura osobista? Co jak co, ale nigdy nie
powiedziałabym o rodzicach swojej najlepszej przyjaciółki
„starzy”. Wiem, że to slang, jednak jakiś szacunek się należy
i w moim odczuciu jest to bardziej obelga, niżeli coś możliwego do
codziennego stosowania.
Również nie mogę powiedzieć niczego
dobrego o Aleku. Wojownik, syn Furii, nie grzeszył inteligencją.
Narcyz polegający jedynie na sile swoich mięśni, a w czaszce
pajęczyna. Przez całą książkę wyobrażałam go sobie jako
słynnego blondwłosego mięśniaka z dość popularnej kreskówki,
gdzie wcale bym się nie zdziwiła, gdyby Kristin Cast wzorowała się
właśnie na nim. I jeszcze to jego przeświadczenie, że jak coś
komuś powie, to ma to zrobić bez szemrania. Nie o takich
superbohaterach się marzy!
Antagonista? Wywołał co nieco
zamieszania, pozbawił wiele osób życia, jednak dziwiłam się, że
przy jego „trikach” coś udało mu się zdziałać. Chociaż nie
zawsze, bo przy samej Evie nie dziwiłam się, że poszło mu tak
gładko. A czy zdołał wprowadzić swój niecny plan w życie, niech
już pozostanie tajemnicą.
Kristin Cast. Po wstępie tej recenzji
można było się spodziewać, że to nie moje pierwsze spotkanie z
tą panią. Poznałam ją podczas przygody z sagą Dom Nocy (gdzie
historia stała się tak naciągana, że po siódmym tomie dałam
sobie z tym spokój), którą współtworzyła ze swoją mamą.
Tamtejsze „młodzieżowe” zachowania przytargała ze sobą aż
tutaj, przez co – choć książka ma zaledwie 240 stron – czyta
się mozolnie. Miałam nawet nieodparte wrażenie, jakby autorka
uparła się na jeden typ ludzi i tylko ich przedstawiała, co mnie z
początku śmieszyło, a potem doprowadzało do szaleństwa. Kristin
Cast poszła w mitologiczne strony, pragnąc ukazać nabytą przez
siebie wiedzę w przystępny, kuszący sposób, ale w międzyczasie
wszystko jej się pomieszało, a fabularna paćka odbierała apetyt
na dalsze ucztowanie. Naprawdę mogło być tak pięknie, mogło być
pozytywne zaskoczenie, a tu klops.
Podsumowując. „Bursztynowy dym” jest
złożony prawie ze wszystkich złych elementów, jakie można
wcisnąć do książki i wręczyć potencjalnemu czytelnikowi. Nie
dość, że wiele wątków zostało potraktowanych po macoszemu lub
prędzej czy później były ubarwiane erotycznymi farbkami, to na
dodatek bohaterowie nic sobą nie prezentowali. Mitologiczna otoczka
traciła swoją potęgę pod ciężarem niespecjalnie ciekawej
rzeczywistości, gdzie tylko z parę razy można się jakoś
wciągnąć, by później odliczać strony do końca tej katorgi.
Nigdy więcej twórczości pani Cast!
MOJA OCENA:
★★☆☆☆☆☆☆☆☆
To na pewno nie jest książka dla mnie. Zbyt często chciałabym rzucić nią o ścianę.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
recenzje-zwyklej-czytelniczki.blogspot.com
Chyba nie sięgnę :/
OdpowiedzUsuńMiałam okazję czytać dość dawno "Dom nocy", którym Kristin Cast jest współautorką i mam podobne zdanie - nigdy więcej twórczości tej pisarki.
OdpowiedzUsuńNie znam i dlatego, że to zupełnie nie moje tematy-nie przeczytam. Po Twojej szczerej opinii tym bardziej będę książkę mijała z daleka.
OdpowiedzUsuńa opis sprawiał, że zapowiadało sie tak ciekawie... :(
OdpowiedzUsuńszkoda niewykorzystanego potencjału. Nie będę sobie w takim razie zawracała tą książka głowy :P
Ojej, zdecydowanie nie sięgnę po tę książkę, szkoda nerwów :D
OdpowiedzUsuńNudne książki są najgorsze :D a takie, które w ogole nic z sobą nie niosą w ogóle powinny być zakazane. Szkoda, że lektura okazała się niewypałem i stracilaś tylko czas.
OdpowiedzUsuńA to ci dopiero, taka porażka czytelnicza. Ciężko się to przeżywa, bo jednak sporo czasu poświęcamy książkom. Mnie tez ostatnio trafił się potężny niewypał, na szczęście kolejne książki okazały się satysfakcjonujące. :)
OdpowiedzUsuńCzytałam tę książkę już naprawdę bardzo bardzo dawno temu i mało pamiętam z fabuły, ale chyba jak byłam nastolatką to ta seria mi się nawet podobała. Pamiętam, że drugi tom czytałam po angielsku bo w Polsce wydano tylko ten pierwszy tom.
OdpowiedzUsuńO matko! Brzmi tragicznie, na pewno będę omijać szerokim łukiem.
OdpowiedzUsuńBrr...nie siegam po fantastykę to raz, a dwa to nie lubie na siłę wciskanych scen erotycznych, a fabuła jako bezkształtna masa to wygląda jak dobry przepis na porażkę
OdpowiedzUsuńNigdzie nie wspominałam o scenach, tylko o podtekstach erotycznych, co jest znaczną różnicą.
UsuńPrzyznam, że mnie jedno i drugie rzadko do siebie przekonuje w literaturze. ;)
UsuńZ mojej przygody z tą pisarką zrezygnowałam już dość dawno, ale wiem, że ma spore grono swoich fanów (również i w Polsce).
OdpowiedzUsuńKompletnie nie kojarzę ten książki, ani autorki. Po Twojej recenzji już zapewne nigdy nie sięgnę po tę historię, bo zdecydowanie mnie do niej zniechęciłaś (i dobrze). Już po samej okładce może się domyślić, jaka to będzie książka.
OdpowiedzUsuńA ja mam mega problem z tą książką. Po pierwsze - mam SENTYMENT do autorki za serię, którą stworzyła wraz ze swoją mamą. Po drugie - UWIELBIAM odmóżdżające młodzieżówki fantasy, więc mnie ta książka w ogólnym rozrachunku nawet się podobała. Ale z biegiem czasu dostrzegam to, że jednak była słaba:) taka tam... na gryza może być.
OdpowiedzUsuńJak widzę takie książki, to mam ochotę zmienić się w Hitlera i zacząć je palić przed Reichstagiem...
OdpowiedzUsuńCzytałam już coś Cast i w sumie mi się podobalo :) nie było złe, a tu widzę zło wcielone i mam mieszane uczucia. Niby chciałam tą książkę przeczytać, ale teraz już sama nie wiem. Kinga
OdpowiedzUsuńO nie, kojarzę tę autorkę - jako nastolatka chyba coś czytałam i to był dramat.
OdpowiedzUsuńJakoś ta książka do mnie nie przemawia kompletnie.
OdpowiedzUsuńWydawała mi się ciekawa i nawet zastanawiałam się nad nią, ale skutecznie mnie do niej zniechęciłaś :D
OdpowiedzUsuńWidzę, że ostatnio trafiają Ci się słabe książki, ale wiesz, co mi się podoba? Że potrafisz o tym rzetelnie i z humorem napisać. Dzięki Twoim opiniom, nie tylko wiem, czego mam unikać, ale jeszcze dlaczego :)
OdpowiedzUsuńKocham Twoje wstawki pogrubioną czcionką. :D
OdpowiedzUsuńKiedyś czytałam jej serię pisaną w duecie, ale nawet jej nie skończyłam, bo było mi już za długo. Dawno minęła mi ochota na jej książki i jak widać nie mam czego żałować.
O jeju, chyba zdecydowanie temu tytułowi powiemy D.Z.I.Ę.K.U.J.E.M.Y. Dziękuję za ostrzeżenie przed nią, zdecydowanie wezmę się za coś innego :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam gorąco!