Autor: Anna Carey
Przekład: Julia Wolin
Tytuł: Eve
Tytuł oryginału: The Eve Trilogy #1
Seria/Cykl: Eve
Tom: I
Gatunek: literatura młodzieżowa,
dystopia
Wydawnictwo: Amber
Ilość stron: 304
Dokąd uciekniesz, skoro nigdzie nie jest
bezpiecznie?
Szesnaście lat temu zabójczy wirus
zmiótł z powierzchni Ziemi niemal wszystkich jej mieszkańców.
Świat stał się miejscem śmiertelnie niebezpiecznym.
Osiemnastoletnia Eve nigdy nie wyszła za
pilnie strzeżony teren zamkniętej szkoły. Szkoły, w której nie
ma mężczyzn ani chłopców. Gdzie ona i dwieście innych dziewcząt
przygotowuje się do roli elity Nowej Ameryki. Ale w przeddzień
ukończenia szkoły, Eve odkrywa szokującą prawdę o prawdziwym
celu tej nauki – i o przerażającym losie, jaki czeka ją samą.
Ucieka z jedynego domu, jaki znała.
Rozpoczyna długą, ryzykowną wędrówkę w poszukiwaniu miejsca, w
którym będzie mogła przetrwać. Podczas tej podróży spotka
Arden, swoją rywalkę ze szkoły i Caleba, twardego, buntowniczego
chłopaka, który wie, jak przeżyć. Odizolowana przez całe życie
od mężczyzn, Eve została nauczona, że nie wolno im ufać. Lecz
Caleb powoli zdobywa jej zaufanie… i jej serce. Obiecuje ją
chronić, lecz kiedy wojsko zaczyna ich ścigać, Eve musi wybierać
pomiędzy życiem a miłością...
[Opis wydawcy]
Spodziewałam się, że Anna Carey
postanowi przeciągnąć moment ujawnienia prawdziwego oblicza
zdziesiątkowanego przez wirusa kraju. Liczyłam na to, że zagra tę
tajemniczą melodię na swym twórczym instrumencie na tyle
dokładnie, iż będzie krążyć w mojej głowie, aż nie zawalczę
o to, by odkryć właściwą wersję. Pragnęłam, aby obraz świata
pogrążonego w chaosie, przypominającego prawie zapomniane przez
elitę cmentarzysko, wywoływał ciary na plecach. Marzyłam o
kontrastach. Och, opętała mnie naiwność!
BYŁO, BYŁO, BYŁO… O! A, NIE, TO TEŻ
JUŻ BYŁO!
Autorka przedwcześnie zerwała fabule
maskę, odbierając samej sobie szansę na znacznie lepsze
pokierowanie wątkiem. Pomysł – choć nie można mu nadać
przydomku oryginalnego – dałoby się znacznie lepiej przedstawić.
Sama wynalazłam parę idealnych momentów, kiedy pani Carey
zdołałaby wbić czytelnikom szpile, pokazując, że ukazana
rzeczywistość faktycznie nie jest usłana różami. A tak, z
niewykorzystanym potencjałem, popłynęły również dzieje
zgromadzone na kolejnych rozdziałach. Ich prostota oraz
schematyczność sprawiały, że nie znalazło się tutaj nic, co
mogłoby zaskoczyć. Nawet zwroty akcji nie wywoływały słynnego
stanu „mam cię, nieostrożna lamo!”, gdzie z wrażenia zaparłoby
mi dech w piersiach. Zdaję sobie sprawę, że od czasu wydania tej
książki minęło ładnych parę lat, ale i tak pamiętam tytuły z
tamtego okresu i przy nich niczym się nie wyróżnia. A ile tutaj
zasadzono kwiatków, których ziemi nie użyźniono realizmem! Gdybym
zaczęła opowiadać o każdym z nich, to musiałabym dołączyć
spis treści, by się nikt nie pogubił – tyle by tego było!
Dlatego skupię się na najbardziej oklepanym, jakim jest…
prowadzenie pojazdu. Nasza wspaniała główna bohaterka, Eve,
pierwszy raz zasiadła za kierownicą i zachowywała się tak, jakby
ta czynność stanowiła dla niej codzienność. Zdaję sobie sprawę,
że w wielu filmach powtarza się podobna akcja, ale warto zwrócić
uwagę na to, że tamtejsi ludzie zazwyczaj mają styczność z
samochodami, kiedy nasza nastolatka, żyjąca od dziecka w
odizolowanej od reszty świata szkole, już nie. A Eve jeszcze nie
zastanawiała się zbyt długo, jak to właściwie działa. Po prostu
odpaliła maszynę i ruszyła w siną dal. Aż przyszło mi do głowy,
że może miała do czynienia z takim powiększonym autem
akumulatorowym dla dzieci. W sumie, przy tej książce, by mnie coś
takiego nie zdziwiło… A to jeszcze nie koniec „wrażeń”!
Wątek miłosny. Spotykałam się już z
książkowymi parami, gdzie jedna ze stron (lub obie) nie darzyły
się sympatią, by w przeciągu paru rozdziałów zmienić zdanie o
sobie i poczuć do siebie miętę. Jednakże to, co ukazała Anna
Carey, mogłoby załamać nawet samych romantyków! Autorka nie
zadbała nawet o to, by przedstawić romantyczną relację Eve i
Caleba w naturalny sposób. Jednego dnia powiewało chłodem, a
następnego nie potrafili oderwać od siebie oczu. A wiecie, co jest
najśmieszniejsze w tym wszystkim? Pokazanie środkowego palca samej
sobie. Nasza bohaterka, ślepo wierząca w słowa zafiksowanych
nauczycielek, miała tak głęboko zakorzenioną nieufność względem
mężczyzn, że nawet zwykła rozmowa powinna powodować, iż
uciekałaby, gdzie pieprz rośnie. A tutaj zadziałała magia! Aż na
myśl przychodzi bezproblemowe wyjście z alkoholizmu jednej pani z
„Niebezpiecznej gry” Emilii Wituszyńskiej. Po raz kolejny stałam
się świadkiem wielkiego cudu. Alleluja!
POTRZEBUJESZ AMULETU PRZYNOSZĄCEGO
PECHA? EVE, KTOŚ DO CIEBIE!
Mądra, sumienna, rozważna – właśnie
taka była Eve w oczach pracowników szkoły, do której uczęszczała.
Szkoda tylko, że wszystko to, co stamtąd wyniosła, za nic nie
przydało jej się w świecie poza murami miejsca, które od lat
robiło za jej dom. Nawet zdolność racjonalnego myślenia odeszła
w dal, kiedy wyruszyła w nieznane. No bo kto normalny podchodzi do
niedźwiadka w celu pogłaskania go? Przecież tyle czytała na temat
dziko żyjących zwierząt, że na pewno wiedziała, czym takie
lekkomyślne posunięcie grozi. Ale co tam, przecież jego matka na
pewno będzie zbyt zajęta czymś innym, by to zauważyć! I
pomyśleć, iż – tradycyjnie, rzecz jasna – Eve była ona kimś
baaardzo ważnym w tym podzielonym na różne strefy życiowe
świecie. Co jak co, ale gdyby to ode mnie zależało, to, zamiast
pomagać jej i się narażać władzom, wolałabym ją wydać i żyć
w świętym spokoju. Wiecie dlaczego? Ta dziewczyna mogłaby
utożsamić się z żywym amuletem pecha. Każdy, kto miał z nią do
czynienia, prędzej czy później obrywał za nawet krótkotrwałą
znajomość po tyłku. Doprawdy, nie wiem, co takiego widział w niej
Caleb, chociaż czekajcie – przecież on też nie był zbyt ciekawą
postacią. Gdyby nie to, że stał się obiektem westchnień naszej
Eve, to wątpię, bym w ogóle zwróciła na niego uwagę. Taki
schematyczny grzeczny chłoptaś z trudną przeszłością, gdzie
jego dobroć aż mdliła. Gdyby tak mocniej wniknąć w kreację
bohaterów, to nawet ci źli nie wzbudzali prawidłowych uczuć.
Arden, wielce ukazywana jako kapryśna, zadzierająca nosa
buntowniczka, jakoś nieszczelnie mnie przekonała do tej swojej
roli. Parę wrednych przytyków nie sprawiało, że zasługiwała na
tamte „metki”. No i samo to, że – choć nie cierpiała Eve –
pozwoliła jej ze sobą iść… Serio? Gdybym nie umiała znieść
czyjejś obecności, to na pewno zrobiłabym wszystko, aby się tego
kogoś pozbyć ze swojego życia, by ten nie był kulą u nogi. Może
to sprawiło, że ukazano zupełnie inne oblicze tej dziewczyny, to i
tak jestem zdania, że autorka troszeczkę tutaj popłynęła...
Z krótkiej notatki o Annie Carey
wyczytałam, że ta pani zajmowała się redakcją książek. Może
tylko tych dla dzieci, ale miałam nieodparte wrażenie, iż przy tym
można wynieść wiele cennych lekcji, mogących stworzyć coś
powodującego wyskakiwanie z butów. Myliłam się, i to bardzo.
Chociaż „Eve” czyta się ekspresowo, to trzeba ponownie
podkreślić, że to nie jest zasługa wciągającej historii. Anna
Carey chciała stworzyć coś podobnego do „Igrzysk śmierci” dla
nieco starszych czytelników, ale – jako przedstawiciel z docelowej
grupy odbiorców – powiadam, że jej to nie wyszło. Coś, co miało
zostać dobitnie ukazane jako możliwy problem przyszłych pokoleń,
przypominało raczej nieudolne podchody. Mało co czułam ten
nieprzyjemny klimat, a jak już wkradały się pozornie przerażające
akcenty, szybko chowały pazury i przymilały się niczym spragniony
pieszczot kocur. Jednakże zdołała pokazać, w jak łatwy sposób
można manipulować ludźmi, którzy – wdzięczni za schronienie i
opiekę – nawet nie dostrzegają fałszu tych, co wzięli ich pod
swoje skrzydła. A kiedy prawda wychodzi na wierzch, cały
dotychczasowo stworzony świat rozpada się na kawałki, odbierając
całą radość…
Podsumowując. Potrzebujecie czegoś
mniej wymagającego przy tak upierdliwych upałach? Czegoś, co
pozwoli wam się wyzwolić z jego sideł, przy okazji umożliwiając
umysłom udać się na małą „drzemkę”. Jeżeli lubicie
prostotę, przewidywalność oraz nie jest wam straszne spotkanie z
nieco odrealnioną fabułą, „Eve” kłania się nisko i zaprasza
na randkę. Tylko radziłabym się zastanowić, czy warto tracić
cenny czas na tę książkę, bo w tym samym czasie możecie
przeczytać taką, z którą skwar nie będzie taki straszny, a
zmęczony umysł od razu zapragnie intensywniej pracować!
MOJA OCENA:
★★★☆☆☆☆☆☆☆
Pamiętam, że kiedyś byłam zaciekawiona tą książką. I zakładam, że w gimnazjum nawet by mi się spodobała. Jednak teraz zapewne strasznie męczyłabym się przy tej lekturze.
OdpowiedzUsuńZdecydowanie wolę nie tracić czasu na takie książki.
OdpowiedzUsuńKsiążki jak narkotyk
Nie no, błagam. Mowy nie ma, żebym zaczęła to czytać, bo coś czuję, że mnie sczyści przy tej książce :/
OdpowiedzUsuńW tych upałach strasznie ciężko czyta mi się książki, co u mnie się nie zdarza, teraz muszę robić krótkie przerwy między rozdziałami, aby zaczerpnąć nieco drzemkowego relaksu. I bynajmniej nie dlatego, że książka nudna, ale mam problem z koncentracją wzroku, szybko zaczynają boleć mnie oczy. Czekam zatem na ochłodzenie, choć na kilka dni. ;) A po zaprezentowaną przez Ciebie książkę już wiem, że nie sięgnę, szkoda na nią czasu. ;)
OdpowiedzUsuńJuż sama okładka bardzo mnie zniechęca :D. Na każde z wymienionych przez ciebie pytań lub stwierdzeń w podsumowaniu odpowiadałam „nie”, wiec na pewno nie będę sięgać po tę książkę. Szkoda mi na nią czasu, bo lepiej przeczytać jakąś interesującą lekturę.
OdpowiedzUsuńCzasem od razu wiadomo, że coś jest dla nas, a kiedy indziej, że niekoniecznie spodoba się nam przygoda czytelnicza. Tu obie mamy podobne odczucia. ;)
UsuńSłyszałam wiele o tej ksiazce, różnych opinii. Sama nie mam w planach jej czytać więc raczej sobie odpuszczę ;)
OdpowiedzUsuńNie będę żałowała, że nie przeczytałam tej książki. 😊
OdpowiedzUsuńSzkoda, że książka jest taka przeciętna. :(
OdpowiedzUsuńCoś mi się kojarzy, że kiedyś czytałam ten tytuł, ale w ogóle go nie pamiętam, więc nie mógł mnie jakoś szczególnie zachwycić.
OdpowiedzUsuńpowielone schematy, szkoda, bo mogłoby być ciekawie
OdpowiedzUsuńO nie, zdecydowanie nie dla mnie. Na dodatek ta ocena...
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Lady Spark
[kreatywna-alternatywa]
Ja w ogóle mam problem z czytaniem w te upały. Nic mi nie idzie. Ale ta książka zdecydowanie nie dla mnie. Zaufam twojemu osadowi. Kinga
OdpowiedzUsuńZwykle schematyczność mi nie przeszkadza, ale nad tą książką to się jeszcze zastanowię. Nie kusi mnie jakoś szczególnie. ;)
OdpowiedzUsuńMi schematy nie przeszkadzają, grunt żeby treść była jako całość ciekawa. Recenzja jest dość mocno na nie.. I chyba na razie też będę na nie. Dlaczego w każdej młodzieżówce jest romans... Mogliby dać spokój już :D
OdpowiedzUsuńJakoś ta książka do mnie nie przemawia kompletnie.
OdpowiedzUsuńPierwszy raz widzę tą książkę na oczy. Jak zapewne wiesz jestem sroką okładkową, a tym razem nawet okładka niezbyt przyciągnęła moje zainteresowanie. To musiał być znak, jakieś ostrzeżenie 😂 Po zapoznaniu się z twoją recenzją jestem przekonana, że po książkę nie sięgnę. Szkoda mi mojego jakże cennego oraz mocno ograniczonego czasu. 🖤
OdpowiedzUsuńAle staroć! Nawet nie pamiętam, czy to czytałam xD Ale coś mi świta, że tak... Ale skoro zapomniałam to chyba wiadomo, co to oznacza, nie? :D
OdpowiedzUsuńCzytałam to tak dawno temu, że prawie o tym zapomnialam. 😅 Ejj.. Mi się podobało. Poplakiwałam przez brak dalszych tomów u nas aż nie odkryłam że mogę czytać w oryginalne xd
OdpowiedzUsuń„Eve” wygrałam wieki temu w konkursie (zabij mnie, ale nie pamiętam, gdzie dokładnie to było). Stoi sobie na półce, zbiera kurz i chyba dalej tak będzie lub odniosę ją do biblioteki, bo po przeczytaniu twojej opinii nie patrzę już na tę książkę, jak na potencjalną lekturę.
OdpowiedzUsuńKiedyś ta książka mignęła mi na jakimś kiermaszu książkowym, ale po chwili namysłu zrezygnowałam z niej. Czytając Twoją opinię, chyba dobrze zrobiłam! :)
OdpowiedzUsuńO nie! Tak bardzo nie lubię oklepanych historii, że na pewno nie zajrzę do tej książki. Jest milion innych, lepszych, które na mnie czekają. Dzięki za ostrzeżenie, będę unikać tego tytułu.
OdpowiedzUsuńA ja ostatnio gdzieś wyczytałam że ta seria była nie najgorsza. Jednak ja sama nie mam w planach jej czytać.
OdpowiedzUsuńTo ja chyba podziękuje temu tytułowi, miałam go w planach, ale ostatnio stałam się bardzo wybredna i podejrzewam, że mocno bym się zawiodła...
OdpowiedzUsuńO jeju przypomniałaś mi o tej książce! W gimnazjum raz ją wypożyczyłam z biblioteki bo zapowiadała się ciekawie, koniec końców okazała się tak zła, że zrezygnowałam w połowie. Głupia, nielogiczna i po prostu tępa - do tej pory nie mogę zapomnieć jak mnie denerwowało jej czytanie! Wrrrr.....
OdpowiedzUsuńDobrze, że nie tylko ja mam takie zdanie na temat tego "badziewia".
Pozdrawiam gorąco!