Autor:
Remigiusz Mróz
Tytuł:
Hashtag
Wydawnictwo:
Czwarta Strona
Gatunek:
thriller psychologiczny
Premiera:
18.07.2018
Ilość
stron: 412
OPIS: „Twoja
paczka już na ciebie czeka!” – brzmiała wiadomość, która
wydawała się zwykłą pomyłką. Tesa nie spodziewała się żadnej
przesyłki, niczego nie zamawiała z sieci – a nawet gdyby to
zrobiła, z pewnością nie wybrałaby dostawy do paczkomatu. Jeśli
nie musiała, nie wychodziła z domu.
Postanowiła
jednak sprawdzić tajemniczą przesyłkę – i okazało się to
największym błędem, jaki kiedykolwiek popełniła. Wpadła bowiem
w spiralę zdarzeń, która miała zupełnie odmienić jej życie...
Gdy
Tesa na nowo odkrywa swoją przeszłość, przez media
społecznościowe przetacza się nowy trend. Kolejni internauci
zamieszczają wpisy z hashtagiem #apsyda. I nie byłoby w tym nic
dziwnego, gdyby nie fakt, że osoby te od lat uznawane były za
zaginione...
(Opis
wydawcy)
Pana
Remigiusza Mroza raczej nie muszę nikomu przedstawiać. Przecież to
nazwisko tak często przewija się przez blogosferę (A żeby tylko
przez nią...), że zapewne niektórzy już zastanawiali się nad
złożeniem doniesienia, jakoby wspomniany wcześniej autor ich
prześladował. Nie powiem, sama czułam się w jakimś stopniu
osaczona tym całym remigiuszoholizmem, a kiedy jeszcze weszłam w
posiadanie przedpremierowego egzemplarza „Hashtagu” zrozumiałam,
iż właśnie nadszedł mój czas. Przyszła pora, bym wreszcie
pojęła, o co tyle szumu. Czy w ogóle warto zawracać sobie tym
panem głowę? I wiecie co? Chyba się zaraziłam!
PRZEPRASZAM,
ALE TA BLUZA MA ZA DŁUGIE RĘKAWY... HALO, DLACZEGO PANOWIE MNIE
NIMI OBWIĄZUJĄ?
Jak
jeszcze przez pierwsze parędziesiąt stron czułam, że mam wszystko
pod kontrolą i nic nie zdoła mnie zaskoczyć, tak wystarczyło
tylko drobne pęknięcie na fabularnej szklance, abym straciła
pewność siebie. Pozornie łatwa do rozszyfrowania zagadka perfidnie
pokazała mi środkowy palec, w międzyczasie rzucając mi pod nogi
coraz to nowsze elementy układanki, która nabierała coraz to
dziwniejszych kształtów. A że niezmiennie intrygowała mnie sprawa
z tajemniczą przesyłką oraz co rusz pojawiających się wpisów z
hashtagiem #apsyda, schowałam swoją dumę do kieszeni, starając
się znacznie głębiej przeniknąć do tej skomplikowanej
rzeczywistości. Tym samym przeistoczyłam się w papugę,
powtarzającą jedną i tę samą frazę: „Co tu się odwala?”.
Oczywiście, na rzecz tej recenzji, zastosowałam cenzurę, ale
gdybyście mnie wtedy posłuchali... Przypuszczam, że już po
dwudziestu minutach zwiędłyby wam uszy, ale co innego miałam
mówić, kiedy z każdej możliwej strony szły do mnie sprzeczne
informacje? W pewnym momencie nawet przestałam wierzyć, że to
dzieje się naprawdę. Po prostu przyszło mi na myśl, iż to tylko
koszmar, a główna bohaterka, Tesa, zaraz otworzy oczy i odetchnie z
nieskrywaną ulgą. Także intensywnie główkowałam, kto mógł
rozpętać to całe piekło. Obstawiałam wiele osób, ale –
niestety – wspomniane wcześniej nakładające się na siebie (Ale
to dziwnie brzmi, nieprawdaż?) sprzeczne informacje niejednokrotnie
przypominały mi o moim beznadziejnym położeniu. Co za tym szło?
Ciekawość powoli przeradzała się w irytację, gdzie nawet miałam
ochotę pojechać do pana Mroza i cisnąć mu tą książką w
uśmiechniętą buźkę. Dopiero wtedy, gdy wszelkie fragmenty
zaczęły – w końcu – na siebie prawidłowo nachodzić, wtedy
zobaczyłam swoją Gwiazdę Betlejemską. I wtedy też nie czytałam
tej książki – ja ją po prostu połykałam, byle tylko dowiedzieć
się, czy moje przypuszczenia okazały się słuszne. Ale
zakończenie... Totalnie mnie zaskoczyło! Spodziewałam się już
dosłownie wszystkiego, lecz każdy nakreślony przeze mnie
scenariusz nie przewidywał czegoś aż tak skomplikowanego i
banalnego zarazem. Czułam się powalona na łopatki. Jednakże, na
swoje usprawiedliwienie powiem, że jakieś prześwity pod tym kątem
myślowym miałam, ale wtedy pochwyciłam się czegoś innego, przez
co wpadłam w zastawioną przez autora pułapkę.
A
NIE LEPIEJ RZUCIĆ TO WSZYSTKO I WYJECHAĆ W... BEZPIECZNE MIEJSCE?
Tesa,
a raczej Teresa (bo tak brzmi jej pełne imię), bez wahania mogłaby
wystartować w konkursie na „Największego Introwertyka Roku”.
Doskonale zdaję sobie sprawę z tego, że pierwszy człon może
mocno uderzać w sylwetkę kobiety (zmagała się ze sporą nadwagą),
jednak jej tryb życia sam mnie do tego zmusił. Tesa unikała
towarzystwa ludzi jak diabeł święconej wody, wiecznie siedziała z
nosem w książkach oraz wychodziła z domu tylko wtedy, gdy już nie
miała możliwości zamówienia danej rzeczy tuż pod same drzwi. Aż
się dziwię, że ktoś zdołał przebić się przez jej twardą,
składającą się z wielu kompleksów skorupę, pozwalając jej
uwierzyć w to, iż ona również zasługuje na zaznanie miłości.
Tym rycerzem okazał się mąż Teresy, Igor, który jako pierwszy
dowiedział się o tajemniczej przesyłce i bez wahania postanowił
wspomóc swoją ukochaną w odkryciu prawdy. Ta szlachetna postawa
spowodowała, że dość szybko zdobył moje zaufanie. I to znacznie
szybciej niż sama główna bohaterka! Dopiero kiedy nastąpił
niespodziewany zwrot akcji, mogłam poznać zupełnie inną naturę
Tesy. Dotąd wycofana, zagubiona we własnych uczuciach, rozważnie
stawiająca każdy krok zmieniła się w zdeterminowaną (No... może
nie do końca, bo co jakiś czas wpadała w swoją słynną panikę,
gdzie z powodu swojej nadmiernej potliwości prawie się odwadniała.)
kobietę, która starała się, jak tylko mogła, byle tylko
przywrócić upragniony spokój. A to wcale nie było takie łatwe,
ponieważ każda kolejna wskazówka ponownie wpychała ją w sidła
słabej kondycji psychicznej, która tylko przypominała jej o
pewnych, dość śmiertelnych planach. Natomiast Krystian, słynny
„Strach”... Cóż... Przy tym panu można postawić wiele znaków
zapytania, ponieważ od początku strasznie ciężko – moim zdaniem
– go rozgryźć. Z jednej strony starał się pokazać, że Teresa
może mu zaufać, gdy z drugiej pokazywał, że nie ma dobrych
intencji. Także ciężko jest mi się opisać samego Architekta (Tak
ochrzczono człowieka odpowiedzialnego za #apsydę.). Owszem, był
sprytny, skrupulatny oraz nieźle sobie pogrywał z główną
bohaterką, ale co poza tym? Jeżeli zdradzę za wiele, to popsuję
wszystkim zabawę. A na to nie mogę pozwolić, także zamykam ten
temat!
UWAGA!
PONOWNIE NADCIĄGA MRÓZ!
Szczerze?
To nie jest moje pierwsze spotkanie z twórczością pana Remigiusza
Mroza. Ponad tydzień temu było mi dane zapoznać się z
opowiadaniem tego autora, które zostało zamieszczone wewnątrz
książki „Zabójczy pocisk”. Niestety uznałam je jedynie za
zapychacz, a styl pisania pana Mroza za poprawny, taki w miarę
akceptowalny, ale bez szału. Także przy „Hashtagu” nie robiłam
sobie zbyt wielu nadziei, ale to, co tutaj odnalazłam, przeszło
moje najśmielsze oczekiwania. W porównaniu z tamtym opowiadaniem ta
książka to emocjonalna petarda, a sam autor zyskał w moich oczach.
Także nie mam żadnych zastrzeżeń do kunsztu pisarskiego pana
Remigiusza. Owszem, Literackiej Nagrody Nobla nikt by mu nie wręczył,
ale nawet przy pomocy prostoty można stworzyć coś, co oddziałuje
na człowieka. Dzięki temu wiem, że to nie było moje ostatnie
spotkanie z jego prozą. Za jakiś czas powrócę do tego autora, ale
jeżeli wtedy spotkam się z tym samym poziomem, co przy tym krótkim
opowiadaniu – wtedy zacznę krzyczeć!
Chciałam
zostawić tę kwestię w spokoju i po prostu ją przemilczeć, ale
kiedy tylko przypominam sobie o odczytywaniu „eseSmesów”, to
automatycznie parskam śmiechem. Drogie wydawnictwo – mam nadzieję,
że w dodruku ta forma przejdzie metamorfozę, bo inaczej będę wam
ją wypominać dniami i nocami!
Podsumowując,
nie miałam zbyt wielkich oczekiwań, jeżeli chodzi o „Hashtag”,
ale ta książka definitywnie mnie rozbroiła. Nie dość, że nieźle
oddziałuje na psychikę, przez co na każdą paczkę spoglądam z
podejrzliwością wymalowaną na twarzy, to jeszcze brutalnie
uświadamia, iż Internet nie jest taki bezpieczny, jak to się
niektórym wydaje. Także warto uważać, bo nigdy nie wiadomo, kiedy
wasz Architekt postanowi się odezwać...
OCENA:
★★★★★★★☆☆☆
DEMONICZNA
STREFA CYTATÓW:
– Ludzie
się nie zmieniają – odparł cicho Strach. – Jedynie ich maski
niszczeją i zaczynają prześwitywać.
– Bo
tylko ci, którzy kochają oczami, żegnają się przed rozstaniem.
Ci, którzy robią to sercem i duszą, nie. Bo tak naprawdę nigdy
się nie rozstają.
Nie
ufaj mu,
a
jeszcze bardziej nie ufaj sobie.
Każdy
powtarzał, że stare nawyki nie otwierają nowych drzwi, że są jak
rdza i że krótko po tym, jak je stworzymy, to one zaczynają
tworzyć nas, ale nikt nie zadawał sobie trudu, by z nimi zerwać.
Ja tam nie widzę nic złego w esemesach, sama takiej formy używam na codzień 🤣🤣🤣
OdpowiedzUsuńDo książki nie jestem przekonana, nie wiem czy przeczytam 😗
Przeczytaj uważnie: „eseSmesy”. Gdyby był zapis „esemesy” to bym się o to nie czepiała. ;)
Usuńach! faktycznie! umknęło mi to małe s, fajnie gdybyś pogrubiła albo napisała wielką literą wspomniane S w recenzji ;)
UsuńCatherine, słuszna uwaga! Już poprawiłam, aby było lepiej widoczne. Dziękuję. :)
UsuńCzytałam już coś od Mroza, ale do tych nowszych powieści jestem nastawiona sceptycznie przez ten dziki szał wydawania co parę miesięcy. Podobno Hashtag właśnie daje nam (osobom, które myślą tak jak ja) pstryczka w nos, bo lepszy. Może dam szansę kiedyś ;)
OdpowiedzUsuńNo wiesz, chodzą pogłoski, że pan Remigiusz Mróz więzi młodych, aspirujących do roli pisarzy ludzi i nakazuje im tworzyć, gdzie później wydaje powstałe dzieła pod swoim nazwiskiem, a że ma wielu takich niewolników, to poziom skacze. Ale to tylko plotka, prawda? :D
UsuńCzekam na premię.
OdpowiedzUsuńJeszcze nie czytałam książek Remigiusza Mroza, bo jakoś odpychała mnie ta ilość wydawanych przez niego w przeciągu roku, ale skoro ta jest warta uwagi... Pomyślę jeszcze nad nią.
OdpowiedzUsuńUuu, niestety nie lubię książek Mroza i po tą także nie sięgnę ale najważniejsze że tobie się spodobała :3
OdpowiedzUsuńLubię Mroza za "Chyłkę", a oprócz tego cyklu czytałam tylko trylogię z Forstem. Generalnie autor ma trochę szczęścia, bo mimo że można sporo zarzucić jego książkom, robi niezłą karierę. Ale skoro jednocześnie jego książki stanowią świetną rozrywkę, to czy to naprawdę jest coś złego? Chyba sięgnę po tego "Hashtaga", bo wydaje się naprawdę dobrą lekturą. ;)
OdpowiedzUsuńNa razie mam na koncie tylko jeden tytuł tego autora i chociaż byłam zadowolona, to nie ukrywam, że trochę boję się sięgać po jego kryminały.
OdpowiedzUsuńChyba w końcu będę musiała zapoznać się z twórczością Pana Mroza. Fajnie, że zakończenie Cię zaskoczyło.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Książki jak narkotyk
Ja nie jestem do Mroza przekonana, nie wiem jakoś mnie nie uwiódł ;) Ale wszytsko przed nim :D
OdpowiedzUsuńPrzeczytałam tylko jedną książkę tego autora i z miejsca stwierdziłam, że jego proza zdecydowanie mi nie leży. Naciągana fabuła, płascy bohaterowie... Nie poczułam mocy jego fenomenu i w tej chwili żadna pozytywna opinia nie przekona mnie do tego, bym ponownie przeczytała coś spod pióra pana Mroza. Po prostu odczułam to produkowanie na ilość, a nie na jakość. Coby nie było, nie zamierzam ci robić przytyków czy coś w tym guście, że akurat tobie przypadł do gustu, ale boję się, że wkrótce się rozczarujesz, a to boli. Ale chyba nie muszę ci o tym mówić, bo sama już przeżywałaś książkowe zawody, o ile pamięć mnie nie myli.
OdpowiedzUsuńCzwarta Strona ma do siebie to, że często znajdują się u nich drobne błędy, ale jakoś przeważnie puszczam to mimo wzroku. :D
OdpowiedzUsuńJa uwielbiam pozytywne przesyłki od czwartej strony :) A książkę mam w najbliższych planach :)
OdpowiedzUsuńOd czasu „Czarnej madonny” podchodzę do Mrozowych jednotomówek z dystansem, ale przeczytany przeze mnie ostatnio „Behawiorysta” nieco zmienił moje podejście. Cieszę się, że „Hashtag” zbiera takie pozytywne opinie, ale zapewne i tak poczekam jeszcze trochę z przeczytaniem go. Ostatecznie o „Czarnej madonnie” ludzie też wyrażali się pochlebnie...
OdpowiedzUsuńŚciskam,
S.
Oj tak.. będę miała tą książkę na uwadze! :-D
OdpowiedzUsuńNa razie sobie daruje. Nadal nie przeszło mi zniechęcenie po lekturze "Kasacji". "Behawiorysta" również mnie nie zachwycił, choć było trochę lepiej. Chyba muszę trochę odpocząć od twórczości tego Pana. Może z czasem mi się odmieni i po coś sięgnę.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
houseofreaders.blogspot.com
Nie, nie, nie. Nieważna, że jest dobra. Ja Mrozowi kolejnej szansy nie dam po science fiction, które miało być sensacją :D
OdpowiedzUsuńWłaśnie czytam i czekam na final, bo Mroz trzyma w napięciu :-)
OdpowiedzUsuńJakiś czas temu się "przemroziłam" i miałam Mroza po dziurki w nosie, tzn każda kolejna książka była taka sama :( ale Hashtag zapowiada się naprawdę ciekawie :) Może czas dać Panu Remigiuszowi kolejną szansę ? ;)
OdpowiedzUsuńJestem bardzo ciekawa nowej książki Mroza, brzmi bardzo intrygująco:)
OdpowiedzUsuńhttps://slonecznastronazycia.blog/
Ja mam za sobą kilka części o Chyłce, Bahawiorystę i jestem zadowolona! Lubię sięgać po jego książki. I z wielką chęcią teraz też sięgnę po tę. :)
OdpowiedzUsuńJakoś nie mogę przekonać się do Mroza. Mam 3 jego ksiazki, które czekają na przeczytanie, ale na razie nie mam do nich weny. ;)
OdpowiedzUsuńJak do tej pory, przeczytałam tylko jedną książkę tego autora, nie za specjalnie przekonała mnie do siebie, ale to była jedna z pierwszych, więc warsztat literacki był jeszcze szlifowany. Cały czas obiecuję sobie, że sięgnę po kolejne, tylko czasu brak. :)
OdpowiedzUsuń