środa, 12 czerwca 2019

Jak tak można zbezcześcić mitologię? [KRISTIN CAST – „BURSZTYNOWY DYM”]


Autor: Kristin Cast
Przekład: Iwona Michałowska-Gabrych
Tytuł: Bursztynowy dym
Tytuł oryginału: Amber Smoke
Seria/Cykl: Uciekinierzy
Tom: I
Gatunek: fantastyka, literatura młodzieżowa
Wydawnictwo: Książnica
Ilość stron: 240

W świecie równoległym do naszego Furie strzegą potępionych dusz skazanych na wieczne cierpienie z powodu przewinień popełnianych za życia. Ktoś jednak otwiera drzwi i niewyobrażalne zło przekracza barierę rozdzielającą światy.
Furie wysyłają własnego syna Aleka, by sprowadził uciekinierów z powrotem do Tartaru.
Alek jest potężnym, lecz niedoświadczonym wojownikiem, sam nie zdoła sprostać temu zadaniu. Pomóc może mu Eva – piękna dziewczyna dorastająca w świecie pełnym miłości i tajemnic.
Alek i Eva muszą się odnaleźć i odkryć nawzajem swe moce, by wspólnie zapobiec katastrofie i uratować to, co dla nich najważniejsze.
[Opis wydawcy]

Po Kristin Cast nie spodziewałam się niczego spektakularnego. Doskonale zdawałam sobie sprawę, w jaki sposób tworzy, ale nawet bez jakichkolwiek wymagań zrozumiałam, dlaczego „Bursztynowy dym” zakupiłam za bezcen. I to dość boleśnie, bo to, co było dane mi przeczytać – choć tlił się w tym potencjał – zostało kompletnie zdeptane...

BŁAGAM, DAJCIE MI ŁYŻKĘ CIERPLIWOŚCI… DWIE… EWENTUALNIE CAŁY SŁOIK!


Pominę już fakt, że prawie każda sytuacja była dobra, aby wcisnąć w nią podtekst erotyczny. Pominę też pozornie śmieszne kwestie, które, zamiast bawić, zachęcały do coraz to boleśniejszych seansów przewracania oczami. Streszczenie. Przez cały czas czułam, jakbym czytała coś tworzonego na szybko, jakby w międzyczasie autorka robiła coś jeszcze. Każdy z ciekawych wątków był pozbawiany konstrukcji, przez co powoli przeobrażał się w bezkształtną masę. Kristin Cast leciała na łeb, na szyję, dostarczając coraz to więcej abstrakcyjnych sytuacji, przy których łapałam się za głowę i prawie zawodziłam niczym pies słyszący nadjeżdżający ambulans na sygnale. Poruszono jakiś wątek? Bum, przeskoczmy do kolejnego, a do tamtego wrócimy za jakiś czas. O ile wrócimy, bo przecież trzeba wspomnieć o czymś nowym. Ukazane tutaj zdarzenia trąciły także stereotypowym smrodem, gdzie nawet kąpiel w Fabularnym Jeziorze Cudów mogłaby niewiele pomóc. Tak, w tym gatunku trzeba się nagimnastykować, by zaprezentować coś starego w odświeżonej odsłonie, ale jest wykonalne. Tej pani niestety to nie wyszło. A to jeszcze nie wszystko!
Sam wątek z antagonistą był dla mnie totalnym nieporozumieniem. Przyznaję, poniekąd siał postrach ze względu na swoje poczynania, co sprawiło, że policja ruszyła do akcji. „Bądź grzeczna. Współpracuj, a nic ci się nie stanie. Masz się mnie bać, bo… masz się mnie bać. O!”. I tak w kółko. Doprawdy? Uprzykrzasz życie protagonistce, ale nie umiesz jej uświadomić, o co ci tak właściwie chodzi? Rany, nawet w najbardziej pokracznych kryminałach morderca znajduje te pięć minut, aby opowiedzieć swojej przyszłej ofierze, czemu tak właściwie przeszedł na ciemną stronę mocy! Dobrze, w jakimś stopniu można domyślić się prawdy, ale nie pogardziłabym jakimś sensownym wytłumaczeniem tej krwawej maskarady. Po tej szopce aż mi się odechciało dalszej lektury, ale zaparłam się, byle tylko mieć to z głowy. Dopiero zakończenie wzbudziło we mnie jakieś pozytywne emocje, ale jak szybko we mnie zapłonęły, tak szybko wygasły. Cóż – „nic nie może przecież wiecznie trwać”.

SPRZEDAM MÓZG, TANIO! MAŁO UŻYWANY!

Gdyby mama Evy powiedziała mi, że jej córka jest mądrą, odpowiedzialną dziewczyną, zapewne przeprosiłabym ją i wybuchnęła gromkim śmiechem. Co jak co, ale to, że studiowała kolejny kierunek, próbując zdobyć następny zawód, nie sprawiało, iż przeistaczała się w ideał. Czy odpowiedzialna osoba zostawia otwarty samochód w niebezpiecznej dzielnicy? No, nie powiedziałabym. Zgoda, zdarzało jej się pobudzić do działania te ostatnie szare komórki, ale i tak w głowie uparcie kołacze mi związane z nią stwierdzenie: „Myślała, że żołądek wyskoczy jej tyłkiem” (str. 52). Bardzo dojrzałe, nie powiem. W sumie, czemu ja się dziwię, skoro przyjaźniła się z dziewczyną, która co rusz podsuwała jej cudowne rady. Jedną z nich był… przelotny seks! Co tam możliwość zarażenia się chorobami wenerycznymi, wirusem HIV albo żółtaczką podczas jednorazowej przygody w publicznej toalecie, skoro w ten sposób zdołasz się zrelaksować. Także, korzystaj siostro z tej rady, bo sama ją chętnie stosuję! Cóż, ja mam specjalne określenie dla tego typu kobiet, ale pozwolę sobie go nie przytaczać, bo nie lubię bluźnić w recenzjach. A kultura osobista? Co jak co, ale nigdy nie powiedziałabym o rodzicach swojej najlepszej przyjaciółki „starzy”. Wiem, że to slang, jednak jakiś szacunek się należy i w moim odczuciu jest to bardziej obelga, niżeli coś możliwego do codziennego stosowania.
Również nie mogę powiedzieć niczego dobrego o Aleku. Wojownik, syn Furii, nie grzeszył inteligencją. Narcyz polegający jedynie na sile swoich mięśni, a w czaszce pajęczyna. Przez całą książkę wyobrażałam go sobie jako słynnego blondwłosego mięśniaka z dość popularnej kreskówki, gdzie wcale bym się nie zdziwiła, gdyby Kristin Cast wzorowała się właśnie na nim. I jeszcze to jego przeświadczenie, że jak coś komuś powie, to ma to zrobić bez szemrania. Nie o takich superbohaterach się marzy!
Antagonista? Wywołał co nieco zamieszania, pozbawił wiele osób życia, jednak dziwiłam się, że przy jego „trikach” coś udało mu się zdziałać. Chociaż nie zawsze, bo przy samej Evie nie dziwiłam się, że poszło mu tak gładko. A czy zdołał wprowadzić swój niecny plan w życie, niech już pozostanie tajemnicą.

Kristin Cast. Po wstępie tej recenzji można było się spodziewać, że to nie moje pierwsze spotkanie z tą panią. Poznałam ją podczas przygody z sagą Dom Nocy (gdzie historia stała się tak naciągana, że po siódmym tomie dałam sobie z tym spokój), którą współtworzyła ze swoją mamą. Tamtejsze „młodzieżowe” zachowania przytargała ze sobą aż tutaj, przez co – choć książka ma zaledwie 240 stron – czyta się mozolnie. Miałam nawet nieodparte wrażenie, jakby autorka uparła się na jeden typ ludzi i tylko ich przedstawiała, co mnie z początku śmieszyło, a potem doprowadzało do szaleństwa. Kristin Cast poszła w mitologiczne strony, pragnąc ukazać nabytą przez siebie wiedzę w przystępny, kuszący sposób, ale w międzyczasie wszystko jej się pomieszało, a fabularna paćka odbierała apetyt na dalsze ucztowanie. Naprawdę mogło być tak pięknie, mogło być pozytywne zaskoczenie, a tu klops.

Podsumowując. „Bursztynowy dym” jest złożony prawie ze wszystkich złych elementów, jakie można wcisnąć do książki i wręczyć potencjalnemu czytelnikowi. Nie dość, że wiele wątków zostało potraktowanych po macoszemu lub prędzej czy później były ubarwiane erotycznymi farbkami, to na dodatek bohaterowie nic sobą nie prezentowali. Mitologiczna otoczka traciła swoją potęgę pod ciężarem niespecjalnie ciekawej rzeczywistości, gdzie tylko z parę razy można się jakoś wciągnąć, by później odliczać strony do końca tej katorgi. Nigdy więcej twórczości pani Cast!

MOJA OCENA:
★★☆☆☆☆☆☆☆☆



24 komentarze:

  1. To na pewno nie jest książka dla mnie. Zbyt często chciałabym rzucić nią o ścianę.
    Pozdrawiam!
    recenzje-zwyklej-czytelniczki.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. Miałam okazję czytać dość dawno "Dom nocy", którym Kristin Cast jest współautorką i mam podobne zdanie - nigdy więcej twórczości tej pisarki.

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie znam i dlatego, że to zupełnie nie moje tematy-nie przeczytam. Po Twojej szczerej opinii tym bardziej będę książkę mijała z daleka.

    OdpowiedzUsuń
  4. a opis sprawiał, że zapowiadało sie tak ciekawie... :(
    szkoda niewykorzystanego potencjału. Nie będę sobie w takim razie zawracała tą książka głowy :P

    OdpowiedzUsuń
  5. Ojej, zdecydowanie nie sięgnę po tę książkę, szkoda nerwów :D

    OdpowiedzUsuń
  6. Nudne książki są najgorsze :D a takie, które w ogole nic z sobą nie niosą w ogóle powinny być zakazane. Szkoda, że lektura okazała się niewypałem i stracilaś tylko czas.

    OdpowiedzUsuń
  7. A to ci dopiero, taka porażka czytelnicza. Ciężko się to przeżywa, bo jednak sporo czasu poświęcamy książkom. Mnie tez ostatnio trafił się potężny niewypał, na szczęście kolejne książki okazały się satysfakcjonujące. :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Czytałam tę książkę już naprawdę bardzo bardzo dawno temu i mało pamiętam z fabuły, ale chyba jak byłam nastolatką to ta seria mi się nawet podobała. Pamiętam, że drugi tom czytałam po angielsku bo w Polsce wydano tylko ten pierwszy tom.

    OdpowiedzUsuń
  9. O matko! Brzmi tragicznie, na pewno będę omijać szerokim łukiem.

    OdpowiedzUsuń
  10. Brr...nie siegam po fantastykę to raz, a dwa to nie lubie na siłę wciskanych scen erotycznych, a fabuła jako bezkształtna masa to wygląda jak dobry przepis na porażkę

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nigdzie nie wspominałam o scenach, tylko o podtekstach erotycznych, co jest znaczną różnicą.

      Usuń
    2. Przyznam, że mnie jedno i drugie rzadko do siebie przekonuje w literaturze. ;)

      Usuń
  11. Z mojej przygody z tą pisarką zrezygnowałam już dość dawno, ale wiem, że ma spore grono swoich fanów (również i w Polsce).

    OdpowiedzUsuń
  12. Kompletnie nie kojarzę ten książki, ani autorki. Po Twojej recenzji już zapewne nigdy nie sięgnę po tę historię, bo zdecydowanie mnie do niej zniechęciłaś (i dobrze). Już po samej okładce może się domyślić, jaka to będzie książka.

    OdpowiedzUsuń
  13. A ja mam mega problem z tą książką. Po pierwsze - mam SENTYMENT do autorki za serię, którą stworzyła wraz ze swoją mamą. Po drugie - UWIELBIAM odmóżdżające młodzieżówki fantasy, więc mnie ta książka w ogólnym rozrachunku nawet się podobała. Ale z biegiem czasu dostrzegam to, że jednak była słaba:) taka tam... na gryza może być.

    OdpowiedzUsuń
  14. Jak widzę takie książki, to mam ochotę zmienić się w Hitlera i zacząć je palić przed Reichstagiem...

    OdpowiedzUsuń
  15. Czytałam już coś Cast i w sumie mi się podobalo :) nie było złe, a tu widzę zło wcielone i mam mieszane uczucia. Niby chciałam tą książkę przeczytać, ale teraz już sama nie wiem. Kinga

    OdpowiedzUsuń
  16. O nie, kojarzę tę autorkę - jako nastolatka chyba coś czytałam i to był dramat.

    OdpowiedzUsuń
  17. Jakoś ta książka do mnie nie przemawia kompletnie.

    OdpowiedzUsuń
  18. Wydawała mi się ciekawa i nawet zastanawiałam się nad nią, ale skutecznie mnie do niej zniechęciłaś :D

    OdpowiedzUsuń
  19. Widzę, że ostatnio trafiają Ci się słabe książki, ale wiesz, co mi się podoba? Że potrafisz o tym rzetelnie i z humorem napisać. Dzięki Twoim opiniom, nie tylko wiem, czego mam unikać, ale jeszcze dlaczego :)

    OdpowiedzUsuń
  20. Kocham Twoje wstawki pogrubioną czcionką. :D
    Kiedyś czytałam jej serię pisaną w duecie, ale nawet jej nie skończyłam, bo było mi już za długo. Dawno minęła mi ochota na jej książki i jak widać nie mam czego żałować.

    OdpowiedzUsuń
  21. O jeju, chyba zdecydowanie temu tytułowi powiemy D.Z.I.Ę.K.U.J.E.M.Y. Dziękuję za ostrzeżenie przed nią, zdecydowanie wezmę się za coś innego :)
    Pozdrawiam gorąco!

    OdpowiedzUsuń