piątek, 18 października 2019

Przy tej książce paczka chusteczek może nie wystarczyć [W. BRUCE CAMERON – „BYŁ SOBIE PIES”]


Autor: W. Bruce Cameron
Przekład: Edyta Świerczyńska
Tytuł oryg.: A Dog’s Purpose
Seria/Cykl: Był sobie pies
Tom: I
Gatunek: literatura obyczajowa
Wydawnictwo: Kobiece
Liczba stron: 392

Oto pełna głębokich uczuć i zdumiewająca historia o oddanym psie Baileyu, który życiową misją czyni wpajanie swoim właścicielom znaczenie miłości i pogody ducha. To powołanie wypełnia na przestrzeni… kilku żyć.
Bailey jest zszokowany – po krótkim i smętnym życiu, jakiego doświadczył w postaci bezpańskiego kundla odradza się w ciele niesfornego szczeniaka. Kiedy trafia pod opiekę ośmiolatka Ethana, który kocha go całym sercem, odkrywa nowe oblicze – dobrego, poczciwego psiaka. Jednak życie u uwielbianej rodziny to nie koniec przygód Baileya. Ponownie odradza się w postaci kolejnego psa!
Był sobie pies to pokrzepiająca i pomysłowa historia. Doprowadza czytelnika do skrajnych emocji – jest jednocześnie uroczo zabawna i dotkliwie przejmująca.
WSZYSTKIE PSY IDĄ DO NIEBA… CHYBA ŻE MAJĄ NIEDOKOŃCZONE SPRAWY NA ZIEMI.
[Opis wydawcy]

Ciągle słyszy się, że tylko my, ludzie, jesteśmy zdolni wcielić się w wiele życiowych ról. Dopasować pod kątem danego wyglądu, podrobić nawet najtrudniejszy akcent, umiejętnie podkreślić cudze wady bądź zalety, czy przedstawić czyjś (skomplikowany lub nie) charakter. Niczym karnawałowy strój, przywdziewamy inną skórę. Jednakże w każdym momencie możemy przerwać zabawę. Zdjąć przebranie i wrócić do realnej postaci, ciesząc się z tego doświadczenia. A co ze zwierzętami, które również umieją się kamuflować? Robią, co tylko mogą, aby uchronić się przed drapieżnikami lub samemu zapolować na nieświadome zagrożenia stworzenia. Też są w stanie zmieniać tożsamość! Prawda jest jednak taka, że ani ludzie, ani te stworzenia nie umywają się do naszego psiego bohatera, dla którego zmiana tożsamości wiąże się również z nowym ciałem. I to nieodwracalnie.

PYTASZ, GDZIE PODZIAŁY SIĘ MOJE OCZY? CÓŻ… WYPŁAKAŁAM JE!


Bycie szczeniakiem bezdomnej, zdziczałej suczki bez imienia miało być jedynym wcieleniem naszego bohatera. Zgodnie z powiedzeniem, iż „żyje się tylko raz” powinien, wraz z ostatnim przymknięciem oczu, stać się nicością. Jakieś było jego zdziwienie, gdy nagle uchylił powieki, odczuwając, że wrócił do psiego ciałka. I to zupełnie obcego! Lekko oszołomiony, z czasem postanowił to wykorzystać i, wyrywając się z potencjalnego więzienia, wyruszył przed siebie w poszukiwaniu sensu istnienia. Właśnie wtedy na jego drodze stanął chłopiec Ethan, z którym połączyła go nie tylko przyjaźń. Między tą dwójką wytworzyła się silna więź, o jakiej wielu mogłoby pomarzyć…
Przy lekturze „Był sobie pies” można liczyć się z tym, że ta książka, choć wydawać by się mogła lekka i odprężająca, odciśnie na czytelniku swoje piętno. Każde wcielenie naszego Baileya obfitowało w pełne nieprawdopodobnych wrażeń przeżycia, gdzie zdarzało się, iż uśmiech nie schodził mi z twarzy. Rozumiejący urywkowe wypowiedzi ludzi, reagujący na targające nimi emocje czy same ich gesty wydobywał z siebie nadmiar psich zachowań, które rozczulały najbardziej naburmuszonego człowieka. Sama nieraz śmiałam się z jego zagrywek, spoglądając wtedy z czułością na ułożonego przy nogach własnego futrzaka.
Ale halo, co tak właściwie tutaj miało odcisnąć swoje piętno? Wesołe zabawy z chłopcem? Jego starania, by ten nigdy nie emanował smutkiem? Niesienie pomocy w potrzebie? Oprócz tych wspaniałych obrazków pojawiają się również te smutniejsze, bez wahania wbijające setki małych igiełek w serce. Same pożegnania z poszczególnymi wcieleniami naszego psiego bohatera bywały bolesne. Ledwo co następował moment, kiedy podskórnie czuło się, że to koniec, a już łzy napływały mi do oczu, a obraz rozmazywał z prędkością światła. Wiedziałam, iż lada moment nadejdzie kolej na następne, ale przywiązanie robiło swoje. Każdy, kto choć raz musiał pożegnać swojego psiego towarzysza, wie jak ciężko jest pogodzić się z myślą, że jego zabraknie. Pozostanie na licznych fotografiach oraz w pamięci, ale nie będzie towarzyszyć przy kolejnych życiowych etapach. Nawet nie zdajecie sobie sprawy, że pisząc to mam wilgotne oczy i staram się powstrzymać przed wybuchnięciem. Ta książka zagwarantowała mi istny rollercoaster wrażeń, odczuwalny nawet parę dni po jej zakończeniu, co wyraźnie odczuwam. Hej, gdzie moje chusteczki?

MOŻESZ MYŚLEĆ, ŻE ŻYCIE BEZE MNIE BYŁO DLA CIEBIE DOBRE. WIEM, ŻE KIEDY JESTEM TUŻ OBOK, JEST O WIELE LEPIEJ.

Bailey, Bailey, Bailey… Zdawać by się mogło, iż był jedynie głupiutkim, zapatrzonym w przyjaznych dla niego ludzi psiakiem, dla których mógł zrobić dosłownie wszystko. Guzik prawda! Może zdarzało mu się nie grzeszyć inteligencją, wykazując nieprzyswajalne dla człowieka zachowania (w końcu mieli do czynienia ze zwierzęciem!), jednak z każdym kolejnym wcieleniem umiał znacznie więcej. Uzupełniał wiedzę, nabywał doświadczeń, a wraz z tym coraz bardziej czuł się świadomy tego, iż nie jest tylko po to, by wesoło merdać ogonem i biegać za rzucaną przez kogoś piłką. Powoli odkrywał, że nowe tożsamości są dla niego szansą, aby wykonać powierzoną mu przez los misję. Misję czuwania przy kimś, kto potrzebuje jego wsparcia.
Pokochałam tego psiaka. Gdybym tylko mogła, adoptowałabym go i nikomu go nie oddała. A jeśli znałabym jego tajemnicę, byłabym skłonna szukać jego każdego kolejnego wcielenia, byle tylko mieć go zawsze przy sobie. Rozczulający, wzbudzający miłość, skłaniający do tego, by porzucić, choć na moment, obowiązki, by odwdzięczyć się swojemu futrzanemu towarzyszowi za wszystko. Dlatego nie dziwię się Ethanowi, że wystarczyło jedno spojrzenie, by nie pozwolić go sobie odebrać. Chłopiec, wraz z kolejnymi etapami dorastania, zmieniał się w każdej sferze, ale uczucie do przyjaciela pozostawały stałe. Ta dwójka mogłaby być wzorem dla wielu dzieciaków, by te nie traktowały zwierząt jak zabawek, bo te też czują. I to zazwyczaj bardziej, niż nam się wydaje.
Nie można zapomnieć, iż nie tylko Ethan miał pod opieką tego wyjątkowego psiaka. Bailey trafiał do wielu najróżniejszych domów, gdzie każdy kolejny jego właściciel różnił się od poprzedniego. Oprócz Ethana, polubiłam pełną ciepła, gotową do walki o swoje lepsze jutro Mayę. Kobieta, choć wydawała się za słaba, by udźwignąć ciężar, jaki sama zrzuciła na ramiona, dzielnie walczyła, czując niemy doping naszego bohatera. Cieszyłam się z każdego jej małego sukcesu, bo na to zasługiwała!

To dopiero moje pierwsze spotkanie z twórczością pana Camerona, ale już doskonale wiem, że nie zamierzam się z nim rozstawać! „Był sobie pies” idealnie odbiega od większości książek, gdzie autorzy skupiają się na kreacji ludzkich bohaterów, niekiedy powiązanych ze zwierzętami. Tutaj pisarz ukazuje świat widziany psimi oczami, dzięki czemu w jakimś stopniu jesteśmy w stanie odkryć, co tak właściwie siedzi w tych łebkach. Taki zabieg wcale nie powoduje, iż nie można przekazać poprzez niego bardzo cennej lekcji. Bailey uczy nas, że życie każdego z nas jest cenne. Nie rodzimy się tylko po to, by przez jakiś czas żyć i po prostu umrzeć. Psiak udowadniał, że niezależnie od czynników, przychodzimy na świat z większym lub mniejszym zadaniem i tylko dążenie do wypełnienia każdego z jego punktów może otworzyć nam oczy i nauczyć szacunku do tego, co już mamy.
Był sobie pies” to również sentymentalna podróż do przeszłości. Do lat, kiedy nowoczesna technologia nie przysłaniała młodym oczu. Psimi oczyma widziało się roześmiane dzieciaki, bawiące się ze sobą na podwórku, a nie spotykające się w sieci. Rozmawiające ze sobą, nie wpatrując się w ekrany telefonów. Ciekawsze świata, lgnące do przyrody. Do chwil, gdy miało się poczucie, że coś może umykać między palcami. To było bardzo przyjemne.

Podsumowując. Niegdyś „Był sobie pies” długo nie schodził z list bestsellerów. Rozchodząca się jak świeże bułeczki książka trafiała do tysięcy czytelniczych serc, co zaowocowało tym, że nawet powstał film na jej podstawie. Wcale się temu nie dziwię! Przygody Baileya sprawiają, że człowiek jest skłonny porzucić wszystko, by oddać każdy skrawek czasu dla tego bohatera, oczarowującego swym maślanym wzrokiem. Ta pomerdana historia jest w stanie rozczulić każdego! A jeśli przy jej lekturze nie uronisz choćby jednej łzy – naprawdę nie masz serca!

MOJA OCENA:
 ★★★★★★★★☆☆

BYŁ SOBIE PIES | BYŁ SOBIE PIES 2


DEMONICZNA STREFA CYTATÓW:

Nie ma złych psów, Bobby. Są tylko źli ludzie.

Życie przydarza ci się, kiedy jesteś zajęty robieniem planów.

Ludzie byli zdolni robić tyle niesamowitych rzeczy, a mimo to tak często siedzieli bezczynnie, wypowiadając tylko słowa.



18 komentarzy:

  1. Dużo słyszałam o tej książce, ale jeszcze nie czytałam, choć planuje. Sama uwielbiam bawić się z moim czworonogiem. Nic nie zastąpi tego kiedy sam z siebie wskakuje na łóżko i kładzie się przy nodze.

    Książki jak narkotyk

    OdpowiedzUsuń
  2. Kocham zwierzęta, więc na pewno przeczytam obie części historii. 😊

    OdpowiedzUsuń
  3. Mam pewien problem z tą książką - boję się po nią sięgnąć, ponieważ WIEM na 200%, że będę na niej płakać jak bóbr i przytulać swojego psa. Dlatego też ciągle wstrzymuję się z lekturą, ponieważ nie chcę stykać się z tym żalem.

    OdpowiedzUsuń
  4. Z tą książką mam taki problem, że na słyszałam się o niej dużo dobrego, tyle, że nie lubię filmów i książek gdzie zwierzęta grają główną role. Uwielbiam psiaki i inne pupile, ale po prostu nie lubię ich w tego typu produkcjach. Więc na razie sobie odpuszczam.

    Pozdrawiam!
    recenzje-zwyklej-czytelniczki.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  5. Tą książkę chyba wszyscy znają, chociaż by z reklam. Nie byłam na filmie, ani nie czytałam pierwszej części. Jak znajdę czas to może się na nią skuszę.

    OdpowiedzUsuń
  6. Zdecydowanie przy tej książce przyda się paczka chusteczek :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Film oglądałam, jednak za takimi książkami nie przepadam ;)

    OdpowiedzUsuń
  8. Książki nie planuję czytać, ale bardzo chcę obejrzeć film

    OdpowiedzUsuń
  9. Istny wyciskasz łez, bez dwóch zdań. :) Ja co prawda mam dwa koty, ale psiaki też kocham całym sercem i pewnie tak samo jak Ty, płakałabym nad tą książką.

    OdpowiedzUsuń
  10. O mamusiu... ta książka kompletnie rozbiła mnie emocjonalnie. To prawda, że tutaj jedna paczka chusteczek nie wystarczy. Cudowna historia!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A tak szczerze mówiąc, to książki o zwierzętach - zwłaszcza te tragiczne, zawsze mnie niszczyły. "O psie, który jeździł koleją" nawet nie mogłam czytać. Bo mama mi zakazała nawet pomimo tego, że była to lektura.

      Usuń
  11. Ta książka jeszcze przede mną, ale miałam okazję przeczytać "Był sobie pies 2". Cudowna książka. Świetne pióro autora i totalny rollercoster emocji i uczuć. Całkowicie zgadzam się z Twoimi odczuciami :)

    OdpowiedzUsuń
  12. Czytałam pierwszą część i to niestety nie moje klimaty.

    OdpowiedzUsuń
  13. Ta książka to zło. Przez nią tak płakałam, że aż miałam opuchnięte oczy. No i zużyłam wszystkie chusteczki, które miałam w domu (co nie było na rękę domownikom, którzy akurat walczyli z przeziębieniem). Wzruszająca opowieść o mądro-głupim piesku, gdzie pożegnania z nim, jak i też powroty uderzały po uczuciach. Muszę jeszcze obejrzeć film, aby całkowicie się doprawić.

    OdpowiedzUsuń
  14. Podczas lektury było mi smutno za każdym razem, kiedy Bailey umierał - nie tylko ze względu na niego, ale w szczególności na ludzi, których opuszczał. Zakończenie niezwykle wzruszające i zostające w sercu na długo.

    OdpowiedzUsuń
  15. Cieszę się, że siegnelas po tą książkę. A jeszcze bardziej jest mi miło, że nie zawiodłaś sie na niej i ci się spodobała. Ja mam już obie za sobą, ale chętnie jeszcze obejrzę filmy :) Kinga

    OdpowiedzUsuń
  16. Po książce Marley i ja, która totalnie rozłożyła mnie na łopatki, postanowiłam, że już nigdy, przenigdy nie sięgnę po żadną książkę o psach. Nie chcę już tak wyć przy lekturze.

    OdpowiedzUsuń