Autor: W. Bruce Cameron
Przekład:
Edyta Świerczyńska
Tytuł:
Był sobie pies
Tytuł
oryg.: A Dog’s Purpose
Seria/Cykl:
Był sobie pies
Tom:
I
Gatunek: literatura obyczajowa
Wydawnictwo:
Kobiece
Liczba
stron: 392
Oto
pełna głębokich uczuć i zdumiewająca historia o oddanym psie
Baileyu, który życiową misją czyni wpajanie swoim właścicielom
znaczenie miłości i pogody ducha. To powołanie wypełnia na
przestrzeni… kilku żyć.
Bailey
jest zszokowany – po krótkim i smętnym życiu, jakiego
doświadczył w postaci bezpańskiego kundla odradza się w ciele
niesfornego szczeniaka. Kiedy trafia pod opiekę ośmiolatka Ethana,
który kocha go całym sercem, odkrywa nowe oblicze – dobrego,
poczciwego psiaka. Jednak życie u uwielbianej rodziny to nie koniec
przygód Baileya. Ponownie odradza się w postaci kolejnego psa!
Był
sobie pies to pokrzepiająca i pomysłowa historia. Doprowadza
czytelnika do skrajnych emocji – jest jednocześnie uroczo zabawna
i dotkliwie przejmująca.
WSZYSTKIE
PSY IDĄ DO NIEBA… CHYBA ŻE MAJĄ NIEDOKOŃCZONE SPRAWY NA ZIEMI.
[Opis
wydawcy]
Ciągle słyszy się, że tylko my,
ludzie, jesteśmy zdolni wcielić się w wiele życiowych ról.
Dopasować pod kątem danego wyglądu, podrobić nawet najtrudniejszy
akcent, umiejętnie podkreślić cudze wady bądź zalety, czy
przedstawić czyjś (skomplikowany lub nie) charakter. Niczym
karnawałowy strój, przywdziewamy inną skórę. Jednakże w każdym
momencie możemy przerwać zabawę. Zdjąć przebranie i wrócić do
realnej postaci, ciesząc się z tego doświadczenia. A co ze
zwierzętami, które również umieją się kamuflować? Robią, co
tylko mogą, aby uchronić się przed drapieżnikami lub samemu
zapolować na nieświadome zagrożenia stworzenia. Też są w stanie
zmieniać tożsamość! Prawda jest jednak taka, że ani ludzie, ani
te stworzenia nie umywają się do naszego psiego bohatera, dla
którego zmiana tożsamości wiąże się również z nowym ciałem.
I to nieodwracalnie.
PYTASZ, GDZIE PODZIAŁY SIĘ MOJE OCZY?
CÓŻ… WYPŁAKAŁAM JE!
Bycie szczeniakiem bezdomnej, zdziczałej
suczki bez imienia miało być jedynym wcieleniem naszego bohatera.
Zgodnie z powiedzeniem, iż „żyje się tylko raz” powinien, wraz
z ostatnim przymknięciem oczu, stać się nicością. Jakieś było
jego zdziwienie, gdy nagle uchylił powieki, odczuwając, że wrócił
do psiego ciałka. I to zupełnie obcego! Lekko oszołomiony, z
czasem postanowił to wykorzystać i, wyrywając się z potencjalnego
więzienia, wyruszył przed siebie w poszukiwaniu sensu istnienia.
Właśnie wtedy na jego drodze stanął chłopiec Ethan, z którym
połączyła go nie tylko przyjaźń. Między tą dwójką wytworzyła
się silna więź, o jakiej wielu mogłoby pomarzyć…
Przy lekturze „Był sobie pies” można
liczyć się z tym, że ta książka, choć wydawać by się mogła
lekka i odprężająca, odciśnie na czytelniku swoje piętno. Każde
wcielenie naszego Baileya obfitowało w pełne nieprawdopodobnych
wrażeń przeżycia, gdzie zdarzało się, iż uśmiech nie schodził
mi z twarzy. Rozumiejący urywkowe wypowiedzi ludzi, reagujący na
targające nimi emocje czy same ich gesty wydobywał z siebie nadmiar
psich zachowań, które rozczulały najbardziej naburmuszonego
człowieka. Sama nieraz śmiałam się z jego zagrywek, spoglądając
wtedy z czułością na ułożonego przy nogach własnego futrzaka.
Ale halo, co tak właściwie tutaj miało
odcisnąć swoje piętno? Wesołe zabawy z chłopcem? Jego starania,
by ten nigdy nie emanował smutkiem? Niesienie pomocy w potrzebie?
Oprócz tych wspaniałych obrazków pojawiają się również te
smutniejsze, bez wahania wbijające setki małych igiełek w serce.
Same pożegnania z poszczególnymi wcieleniami naszego psiego
bohatera bywały bolesne. Ledwo co następował moment, kiedy
podskórnie czuło się, że to koniec, a już łzy napływały mi do
oczu, a obraz rozmazywał z prędkością światła. Wiedziałam, iż
lada moment nadejdzie kolej na następne, ale przywiązanie robiło
swoje. Każdy, kto choć raz musiał pożegnać swojego psiego
towarzysza, wie jak ciężko jest pogodzić się z myślą, że jego
zabraknie. Pozostanie na licznych fotografiach oraz w pamięci, ale
nie będzie towarzyszyć przy kolejnych życiowych etapach. Nawet nie
zdajecie sobie sprawy, że pisząc to mam wilgotne oczy i staram się
powstrzymać przed wybuchnięciem. Ta książka zagwarantowała mi
istny rollercoaster wrażeń, odczuwalny nawet parę dni po jej
zakończeniu, co wyraźnie odczuwam. Hej, gdzie moje chusteczki?
MOŻESZ MYŚLEĆ, ŻE ŻYCIE BEZE MNIE
BYŁO DLA CIEBIE DOBRE. WIEM, ŻE KIEDY JESTEM TUŻ OBOK, JEST O
WIELE LEPIEJ.
Bailey, Bailey, Bailey… Zdawać by się
mogło, iż był jedynie głupiutkim, zapatrzonym w przyjaznych dla
niego ludzi psiakiem, dla których mógł zrobić dosłownie
wszystko. Guzik prawda! Może zdarzało mu się nie grzeszyć
inteligencją, wykazując nieprzyswajalne dla człowieka zachowania
(w końcu mieli do czynienia ze zwierzęciem!), jednak z każdym
kolejnym wcieleniem umiał znacznie więcej. Uzupełniał wiedzę,
nabywał doświadczeń, a wraz z tym coraz bardziej czuł się
świadomy tego, iż nie jest tylko po to, by wesoło merdać ogonem i
biegać za rzucaną przez kogoś piłką. Powoli odkrywał, że nowe
tożsamości są dla niego szansą, aby wykonać powierzoną mu przez
los misję. Misję czuwania przy kimś, kto potrzebuje jego wsparcia.
Pokochałam tego psiaka. Gdybym tylko
mogła, adoptowałabym go i nikomu go nie oddała. A jeśli znałabym
jego tajemnicę, byłabym skłonna szukać jego każdego kolejnego
wcielenia, byle tylko mieć go zawsze przy sobie. Rozczulający,
wzbudzający miłość, skłaniający do tego, by porzucić, choć na
moment, obowiązki, by odwdzięczyć się swojemu futrzanemu
towarzyszowi za wszystko. Dlatego nie dziwię się Ethanowi, że
wystarczyło jedno spojrzenie, by nie pozwolić go sobie odebrać.
Chłopiec, wraz z kolejnymi etapami dorastania, zmieniał się w
każdej sferze, ale uczucie do przyjaciela pozostawały stałe. Ta
dwójka mogłaby być wzorem dla wielu dzieciaków, by te nie
traktowały zwierząt jak zabawek, bo te też czują. I to zazwyczaj
bardziej, niż nam się wydaje.
Nie można zapomnieć, iż nie tylko
Ethan miał pod opieką tego wyjątkowego psiaka. Bailey trafiał do
wielu najróżniejszych domów, gdzie każdy kolejny jego właściciel
różnił się od poprzedniego. Oprócz Ethana, polubiłam pełną
ciepła, gotową do walki o swoje lepsze jutro Mayę. Kobieta, choć
wydawała się za słaba, by udźwignąć ciężar, jaki sama
zrzuciła na ramiona, dzielnie walczyła, czując niemy doping
naszego bohatera. Cieszyłam się z każdego jej małego sukcesu, bo
na to zasługiwała!
To dopiero moje pierwsze spotkanie z
twórczością pana Camerona, ale już doskonale wiem, że nie
zamierzam się z nim rozstawać! „Był sobie pies” idealnie
odbiega od większości książek, gdzie autorzy skupiają się na
kreacji ludzkich bohaterów, niekiedy powiązanych ze zwierzętami.
Tutaj pisarz ukazuje świat widziany psimi oczami, dzięki czemu w
jakimś stopniu jesteśmy w stanie odkryć, co tak właściwie siedzi
w tych łebkach. Taki zabieg wcale nie powoduje, iż nie można
przekazać poprzez niego bardzo cennej lekcji. Bailey uczy nas, że
życie każdego z nas jest cenne. Nie rodzimy się tylko po to, by
przez jakiś czas żyć i po prostu umrzeć. Psiak udowadniał, że
niezależnie od czynników, przychodzimy na świat z większym lub
mniejszym zadaniem i tylko dążenie do wypełnienia każdego z jego
punktów może otworzyć nam oczy i nauczyć szacunku do tego, co już
mamy.
„Był sobie pies” to również
sentymentalna podróż do przeszłości. Do lat, kiedy nowoczesna
technologia nie przysłaniała młodym oczu. Psimi oczyma widziało
się roześmiane dzieciaki, bawiące się ze sobą na podwórku, a
nie spotykające się w sieci. Rozmawiające ze sobą, nie wpatrując
się w ekrany telefonów. Ciekawsze świata, lgnące do przyrody. Do
chwil, gdy miało się poczucie, że coś może umykać między
palcami. To było bardzo przyjemne.
Podsumowując. Niegdyś „Był sobie
pies” długo nie schodził z list bestsellerów. Rozchodząca się
jak świeże bułeczki książka trafiała do tysięcy czytelniczych
serc, co zaowocowało tym, że nawet powstał film na jej podstawie.
Wcale się temu nie dziwię! Przygody Baileya sprawiają, że
człowiek jest skłonny porzucić wszystko, by oddać każdy skrawek
czasu dla tego bohatera, oczarowującego swym maślanym wzrokiem. Ta
pomerdana historia jest w stanie rozczulić każdego! A jeśli przy
jej lekturze nie uronisz choćby jednej łzy – naprawdę nie masz
serca!
MOJA OCENA:
★★★★★★★★☆☆
BYŁ SOBIE PIES | BYŁ SOBIE PIES 2
DEMONICZNA STREFA CYTATÓW:
Nie ma złych psów, Bobby. Są tylko źli
ludzie.
Życie przydarza ci się, kiedy jesteś zajęty robieniem planów.
Ludzie byli zdolni robić tyle niesamowitych rzeczy, a mimo to tak często siedzieli bezczynnie, wypowiadając tylko słowa.
Dużo słyszałam o tej książce, ale jeszcze nie czytałam, choć planuje. Sama uwielbiam bawić się z moim czworonogiem. Nic nie zastąpi tego kiedy sam z siebie wskakuje na łóżko i kładzie się przy nodze.
OdpowiedzUsuńKsiążki jak narkotyk
Kocham zwierzęta, więc na pewno przeczytam obie części historii. 😊
OdpowiedzUsuńBailey'a po prostu się kocha... :')
OdpowiedzUsuńMam pewien problem z tą książką - boję się po nią sięgnąć, ponieważ WIEM na 200%, że będę na niej płakać jak bóbr i przytulać swojego psa. Dlatego też ciągle wstrzymuję się z lekturą, ponieważ nie chcę stykać się z tym żalem.
OdpowiedzUsuńZ tą książką mam taki problem, że na słyszałam się o niej dużo dobrego, tyle, że nie lubię filmów i książek gdzie zwierzęta grają główną role. Uwielbiam psiaki i inne pupile, ale po prostu nie lubię ich w tego typu produkcjach. Więc na razie sobie odpuszczam.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
recenzje-zwyklej-czytelniczki.blogspot.com
Tą książkę chyba wszyscy znają, chociaż by z reklam. Nie byłam na filmie, ani nie czytałam pierwszej części. Jak znajdę czas to może się na nią skuszę.
OdpowiedzUsuńZdecydowanie przy tej książce przyda się paczka chusteczek :)
OdpowiedzUsuńFilm oglądałam, jednak za takimi książkami nie przepadam ;)
OdpowiedzUsuńKsiążki nie planuję czytać, ale bardzo chcę obejrzeć film
OdpowiedzUsuńIstny wyciskasz łez, bez dwóch zdań. :) Ja co prawda mam dwa koty, ale psiaki też kocham całym sercem i pewnie tak samo jak Ty, płakałabym nad tą książką.
OdpowiedzUsuńO mamusiu... ta książka kompletnie rozbiła mnie emocjonalnie. To prawda, że tutaj jedna paczka chusteczek nie wystarczy. Cudowna historia!
OdpowiedzUsuńA tak szczerze mówiąc, to książki o zwierzętach - zwłaszcza te tragiczne, zawsze mnie niszczyły. "O psie, który jeździł koleją" nawet nie mogłam czytać. Bo mama mi zakazała nawet pomimo tego, że była to lektura.
UsuńTa książka jeszcze przede mną, ale miałam okazję przeczytać "Był sobie pies 2". Cudowna książka. Świetne pióro autora i totalny rollercoster emocji i uczuć. Całkowicie zgadzam się z Twoimi odczuciami :)
OdpowiedzUsuńCzytałam pierwszą część i to niestety nie moje klimaty.
OdpowiedzUsuńTa książka to zło. Przez nią tak płakałam, że aż miałam opuchnięte oczy. No i zużyłam wszystkie chusteczki, które miałam w domu (co nie było na rękę domownikom, którzy akurat walczyli z przeziębieniem). Wzruszająca opowieść o mądro-głupim piesku, gdzie pożegnania z nim, jak i też powroty uderzały po uczuciach. Muszę jeszcze obejrzeć film, aby całkowicie się doprawić.
OdpowiedzUsuńPodczas lektury było mi smutno za każdym razem, kiedy Bailey umierał - nie tylko ze względu na niego, ale w szczególności na ludzi, których opuszczał. Zakończenie niezwykle wzruszające i zostające w sercu na długo.
OdpowiedzUsuńCieszę się, że siegnelas po tą książkę. A jeszcze bardziej jest mi miło, że nie zawiodłaś sie na niej i ci się spodobała. Ja mam już obie za sobą, ale chętnie jeszcze obejrzę filmy :) Kinga
OdpowiedzUsuńPo książce Marley i ja, która totalnie rozłożyła mnie na łopatki, postanowiłam, że już nigdy, przenigdy nie sięgnę po żadną książkę o psach. Nie chcę już tak wyć przy lekturze.
OdpowiedzUsuń