czwartek, 18 lutego 2021

❣ PRZEDPREMIEROWO ❣ Rozważnie dobieraj słowa [V. E. SCHWAB – „NIEWIDZIALNE ŻYCIE ADDIE LARUE”]


Autor: V. E. Schwab

Przekład: Maciej Studencki

Tytuł: Niewidzialne życie Addie LaRue

Tytuł oryg.: The Invisible Life of Addie LaRue

Gatunek: fantastyka młodzieżowa, fantastyka, literatura młodzieżowa

Wydawnictwo: We need YA!

Liczba stron: 608

PREMIERA: 24.02.2021


Nigdy nie módl się do bogów, którzy odpowiadają po zmroku”.

Francja, rok 1714. Uciekająca sprzed ołtarza młoda Adeline popełnia niewyobrażalny błąd. Zawiera umowę z diabłem. Faustowski pakt nakłada na nią ograniczenie – możliwość wiecznego życia bez szansy na bycie zapamiętaną przez kogokolwiek – dlatego Addie decyduje się opuścić swoją wioskę.

Dziewczyna jest zdeterminowana, by znaleźć dla siebie właściwe miejsce, nawet jeśli została skazana na wieczną samotność. Ale czy na pewno? Każdego roku, w dniu jej urodzin tajemniczy Luc przychodzi z wizytą i pyta, czy Addie jest już gotowa, by oddać mu swą duszę.

Minie trzysta lat, zanim Addie odwiedzi ukrytą w Nowym Jorku księgarnię i pozna kogoś, kto zapamięta jej imię – i nagle wszystko znów zmieni się na zawsze.

[opis wydawcy]


Wolność. Nie ma co ukrywać, że większość z nas jest więźniami codzienności. Pochłonięci własnymi sprawami, przyziemnymi obowiązkami, nawet nie dostrzegamy tego, jak często skupiamy się jedynie na obowiązkach. Przesiąknięci pracą, zaangażowani po całości, nieraz porzucamy przyjemności, byle sprostać życiowym wyzwaniom. Wizja pochłaniania kolejnej ciekawej książki czy nadrabiania zaległości serialowych odchodzi w zapomnienie, kiedy wspinamy się po szczeblach kariery lub staramy sprostać wymaganiom, jakie narzuca nam szkoła czy rodzina. A kiedy jeszcze dochodzą kolejne przeciwności losu, wtedy już – obarczeni tak sporym ciężarem – nieraz błagamy o to, aby doba miała więcej godzin, byle znaleźć choćby kwadrans na odpoczynek. Na zregenerowanie sił, by ponownie stanąć do walki.

A gdyby tak było nam dane uwolnić się od tego wszystkiego. Wyzwolić od nadmiaru obowiązków czy zobowiązań. Jak wiele byśmy byli w stanie oddać, aby zyskać skrzydła i wzlecieć w niebo, mogąc wreszcie wziąć głęboki wdech?


KIEDYŚ ŻYŁA SOBIE DZIEWCZYNA, KTÓRA NIE CHCIAŁA WYJŚĆ ZA MĄŻ. ABY TEMU ZAPOBIEC, ZAWARŁA PAKT Z SAMYM DIABŁEM, JESZCZE NIE WIEDZĄC, NA CO SIĘ PISZE…


Adeline LaRue była marzycielką. Łaknąca zupełnie innego życia niż jej rówieśnice, często bujała z głową w chmurach, odsuwając od siebie wizję zamążpójścia i urodzenia dzieci, doprowadzając do rozpaczy najbliższych. Pragnąca życia dla samej siebie, bez zobowiązań, nie mogła przewidzieć, że jej dni wolności biegną ku końcowi. Wizja „zniewolenia” spowodowała, że sprzedała duszę diabłu, i to za wysoką cenę. Zdjęto z niej jedne kajdany, lecz założono kolejne – nikt nie miał prawa jej zapamiętać. Wymazana z życia każdego, kto był jej bliski, pozostawiona samej sobie. Żyjąca jak duch pomiędzy ludźmi, do których lgnęła, łaknąc bliskości, lecz każda kolejna zapoznana osoba lada moment uznawała ją za uroczą nieznajomą. Czy taka egzystencja miała jakikolwiek sens?

Po książki pani Schwab zaczynam już sięgać w ciemno. Twórczyni pozornie błahych, choć niezwykle skomplikowanych historii jest niczym syrena, kusząca swym pisarskim śpiewem. Pieśnią, która chwyta za serce i trzyma je, odczuwając każde mocniejsze uderzenie. A trzeba przyznać, że przy „Niewidzialnym życiu Addie LaRue” nie zwalniało ono tempa. Może nie zaznamy tutaj wszelkiego typu wybuchowych wyścigów (choć nie obyło się bez szaleństw), gdzie zapach wyimaginowanego dymu wkradałby się do nosa, jednak nawet najzwyklejsze czynności, jakie miały tutaj miejsce, trzymały w napięciu. Podążając śladem Addie, przemierzałam współczesne ulice Nowego Jorku, ale nie tylko. Autorka raz po raz przenosiła nas do przeszłości, do miejsc, gdzie nasza bohaterka stawiała pierwsze kroki w nowej dla siebie rzeczywistości. Ukazywała jej walkę o bycie zapamiętaną, co w związku z klątwą było wręcz niemożliwe, przez co z trudem zachowywała trzeźwość umysłu. Przemykanie między sobą zobojętnienia i wieków praktyki z nowicjatem i nieumiejętnym kierowaniem własnego życia nadawało rytm powieści, a towarzyszący przy tym ludzie ofiarowywało jej nowych kształtów. Niezależnie od stażu znajomości, wnosili coś nowego do egzystencji Adeline, pokazując jej, w jakim kierunku mogłaby podążać, by wytrzymać. Aby coraz lepiej znosić wszelkie upadki. Obserwowałam to jak szalona stalkerka, łaknąca wiedzieć więcej i więcej. Jasne, części zdarzeń zdołałam się domyślić, nim te weszły do gry, lecz bywałam też zaskakiwana obrotami spraw. „Pewniaki” zdzierały maski, aby ukazać właściwe twarze. Ale ani trochę nie czułam się tym zniesmaczona. Co więcej, cieszyło mnie to. W normalnym świecie nie znoszę niespodzianek, lecz te serwowane w literaturze, na dodatek smakowite i dobrze skomponowane na pisarskim talerzu, przyjmuję z uśmiechem. Dzięki temu jest ta nutka zdrowego zawodu, gdzie jednak pozostaje radość, że jednak można było obrać zupełnie inny kierunek, nadając czemuś inny wydźwięk.

Sceneria, a raczej scenerie, bo jednak dobrze znana współczesność miesza się z przeszłymi krajobrazami Francji czy Włoch, ubiegłymi budowlami, gdzie większość z nich zmieniła swój wygląd lub po prostu przestała istnieć, również odgrywały tutaj kluczową rolę. Nawet najlepsza ścieżka fabularna, pozbawiona dopracowanego tła, się nie wybroni, ale przy tej książce nie ma czym się martwić. Pani Schwab dobrze odwzorowała ówczesne epoki i wieki, naznaczając je ich charakterystycznymi znakami. Pozwala im powrócić na salony, dając bohaterce możliwość też zapoznania się z ich pięknem, a zarazem okrucieństwem. Możemy przeżywać rozwój technologii, doglądać zmian w modzie, ale też widzimy, jak zmiany poglądowe oddziaływały na dzieje ludzkości. Wpływało to na jej losy, pozwalało uwierzyć, iż wieczne życie jest piękne lub też, że jest ono największą zmorą, z jaką musi się mierzyć, gdzie w połączeniu z zapomnieniem tworzyło toksyczną mieszankę...


CZEŚĆ, ANNE/ADRIENNE/HELEN… MIŁO CIĘ POZNAĆ… PRZEPRASZAM, KIM PANI JEST? ANNE/ADRIENNE/HELEN? CUDOWNIE CIĘ POZNAĆ!… KIM PANI...


Addie LaRue to dziewczyna, która – choć przeżyła trzy wieki – nadal ma w sobie sporo młodzieńczych akcentów. Pomijając już wygląd, gdzie ten stanął w miejscu w dniu zawarcia paktu, jednakże nadal odzywa się w niej natura zbuntowanej nastolatki. Pragnąca żyć po swojemu, skuszona wizją świata, gdzie nie jest czyjąś własnością, staje się marionetką w rękach chcącego jej uległości diabła. A ona, choć poddawana wielu ciężkim próbom, udowadniała, że zawsze warto walczyć o to, co jest dla nas ważne. Przeżywająca wiele przygód, podróżująca między ważnymi osobistościami, zaznająca smaku bogactw i biedy, hartowała się, nabywając nowe doświadczenia, ale też zdobywając cenną wiedzę. Wiedzę oraz praktyki, które można wykorzystać w mniej lub bardziej sprytny sposób...

Neil Gaiman w swojej rekomendacji napisał, iż: „Jako bohaterka skazana na bycie niezauważoną, Addie LaRue jest postacią, którą niezwykle trudno zapomnieć…”. Ciężko się z tym nie zgodzić. Jej postawa oraz charakter przykuwają uwagę, sprawiają, że chce się ją znacznie lepiej poznać. Pierwsze kroki dziewczyny przypominały spacer po linie zawieszonej paręnaście metrów nad ziemią, lecz ta powoli się zniżała, umożliwiając śmielsze poczynania. Zaradna, nieco samotna w tłumie, wzbudzała wiele uczuć, w tym najmocniej współczucie. Choć sama nie lubię być zauważana, to nie wyobrażam sobie, żeby moi przyjaciele, tak z dnia na dzień, uznali mnie za nieznajomą. Żeby zostać wymazaną z drzewa genealogicznego rodziny i zostać samą jak palec. Zapewne próbowałabym tych samych sztuczek, co Addie, lecz nie wiem, czy byłabym tak wytrwała, jak ona. Ogromnie jej zazdroszczę tego samozaparcia! Natomiast co mogę powiedzieć o Henrym, który jako pierwszy od niepamiętnych czasów zdołał ją zapamiętać? Cóż… nie było w nim nic szczególnego. Przeciętny dwudziestoparolatek, nieumiejący odnaleźć własnej ścieżki, niemogący dojść do porozumienia z własną rodziną. Po prostu zwykły szaraczek, jakich wiele w literaturze, stanowiących idealne tło dla barwniejszych postaci. Tyle że nawet jego kreacja, choć wydawałoby się to czasami niemożliwe, jest w stanie skupić naszą uwagę, by móc odkryć, czy faktycznie nie ma nic do zaprezentowania. Inaczej już było z naszym podstępnym cieniem. Luc, chytrus jakich mało, od początku kreowany na czarny charakter, doskonale wypełniał swoją rolę. Trzymający w garści wiele istnień, podążający za Addie, kuszący ją uwolnieniem od męki zwanej wiecznym życiem, pojawiał się i znikał, lecz każde jego wejście miało w sobie coś iście kinowego. Nie pozwalał sobie na tandetę. Co to, to nie. Niczym wybitny aktor, idealnie odtwarzał wymarzone role, odczuwając przy tym sporą satysfakcję. Zmienny jak pogoda, wprowadzał chaos, ale też swego rodzaju porządek. Jak tylko się pojawiał, wiedziałam, że na pewno nie będzie nudno, a gdy tylko zwinie żagle, pozostawi po sobie intrygujące, wręcz spalające wspomnienia… Przy nim było zgoła inaczej niż przy Henrym. Choć obaj panowie reprezentowali jakąś stronę (Henry pomagał utrzymać Addie przy ziemi, ukazując, że nadal tkwi w niej człowieczeństwo, raz za razem jej to udowadniając, kiedy ten próbował zwieść na manowce naszą bohaterkę), to ta od Luca, ta mroczniejsza, bardziej do mnie przemawiała. Przy niej czuło się iście „Schwabowski” klimat. Ten, do którego zdołała nas przyzwyczaić!


Podsumowując. Nikt z nas nie pragnie zostać zapomnianym. Choć jest wiele osób, które próbują zostać niezauważone, to w głębi serca pragną pozostać coś po sobie, by jednak ich imię oraz stworzone przez nich dzieła nadal przywoływały ich ducha. Zapomnienie to morderstwo bez wykrycia winnego, dlatego też w pełni pojmowałam, czemu Addie LaRue tak walczy ze swoją klątwą. I choć u innych bywała wytarta ze wspomnień, ja nie zdołam tak szybko o niej zapomnieć. Charakterystyczna buntowniczka, skłonna znieść wiele złego, aby dopiąć swego. Stanowcza, twarda, choć niepewna i krucha zarazem.

„Niewidzialne życie Addie LaRue” jest obecnie mocno popularną książką w social mediach i wcale się temu nie dziwię. Ta historia zasługuje na tak szeroki rozgłos, nie tylko ze względu na to, że jej twórczynią jest sama V. E. Schwab. Choć motyw zapominania czyjejś twarzy i poznawania kogoś na nowo nie jest czymś nowym, to tej autorce udało się przedstawić go w nowym świetle, nadając jej zapierających dech akcentów, dzięki którym aż chce się czytać, czytać i czytać. Sama nie mogłam wyzwolić się od tej książki i coś czuję, że jeszcze przez kilka ładnych tygodni będzie za mną chodzić. Kto wie, a nuż postanowię ponownie zanurzyć się w ten świat, by przeżyć to raz jeszcze?


MOJA OCENA:

★★★★★★★★☆☆


LUBIMY CZYTAĆ | NA KANAPIE | GRANICE


DEMONICZNA STREFA CYTATÓW:


Nigdy nie módl się do bogów, którzy odpowiadają po zmroku.


Małe miasteczka to brak perspektyw, a niektórym to wystarczy. Żyją, wiedząc, gdzie postawią następny krok. Ale jeśli idzie się w ślady innych, nie utoruje się własnej drogi. Nie pozostawi po sobie niczego, ani znaku.


Najlepsze dni to te, których nie planujemy.


Widzisz tylko wady i niedoskonałości, słabości, które możesz wykorzystać, ale w rzeczywistości ludzie są skomplikowani, Luc. Na tym polega ich piękno. 


14 komentarzy:

  1. Wciągnęła mnie sama recenzja! Będę szukać tej powieści, bo trafia w mój gust literacki.

    OdpowiedzUsuń
  2. Już po samym opisie jestem ciekawa tej książki, a po przeczytaniu recenzji z pewnością po nią sięgnę :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Ostatnio sporo tej książki w sieci. Zbliżającą się premiera to wyraźnie tłumaczy, a przypuszczam, że jeszcze większe bum będzie tuż po niej, gdy więcej czytelników zacznie ją kupować lub odbierać z przedsprzedaży. Już nieco mnie to przeraża, bo chaos wokół czegoś bardziej odtrąca, ale jednak zwycięża przyciąganie. Chciałabym przeczytać, jak najbardziej.

    OdpowiedzUsuń
  4. To prawda, o książce w sieci jest głośno. Może skuszę się po premierze.

    OdpowiedzUsuń
  5. Poluję na tę książkę i kupuję ją w ciemno. Autorka ani razu mnie nie zawiodła. A do tego ta okładka <3

    OdpowiedzUsuń
  6. musiało mnie coś ominąć, bo totalnie nie znam tej książki ani jej autorki, ale widzę, że muszę nadrobić, bo to totalnie moje klimaty

    OdpowiedzUsuń
  7. Planowałam się wziąć za tę książkę jak już szum medialny wokół niej ucichnie, ale ta recenzja wzbudziła moje zainteresowanie jak żadna inna promocja tej książki.
    Książki jak narkotyk

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja właśnie dzisiaj otrzymałam książkę. Jest pięknie wydana, ale prawda, promocja może przytłaczać czytelnika.

      Usuń
    2. Czasami lubię przeczekać promocyjny szum, podejść do książki bez skojarzeń z wrażeniami innych, dać jej wolną przestrzeń do kształtowania wspólnego spotkania. A kiedy indziej, podpinam się pod promocyj ny nurt, głównie po to, aby oczywiście cieszyć się rozrywką, ale też wymieniać wrażeniami z pozostałymi czytelnikami.

      Usuń
  8. A ja po raz pierwszy spotykam się z tym tytułem, właśnie u Ciebie na blogu, ale przyznaję, że nie buszuję solidnie w nowościach literatury młodzieżowej, ostatnio wzięło mnie bardziej na dziecięcą. :) Powieść wydaje mi się być z tych, które chętnie poznałabym z córką, już po Twojej recenzji czuć, że wiele z tej fabuły można wyciągnąć dla siebie, nie tylko zajrzeć w przygodowe rytmy, ale również oddać się refleksyjnym nutom. Zainteresował mnie motyw zapominania twarzy, przyznaję, że zawsze miałam z tym problemy, a z wiekiem coraz większe...

    OdpowiedzUsuń
  9. Jeśli nadarzy mi się okazja, a chciałabym, to z chęcią przeczytam. Myślę, że bym się polubiła z tą historią.

    OdpowiedzUsuń
  10. Przyznam, że opis mnie zaintrygował, a twoja recenzja utwierdziła mnie w tym, że muszę ją przeczytać :)

    OdpowiedzUsuń
  11. Zamówiłam w zeszłym tygodniu i teraz czekam aż trafi w moje ręce <3

    OdpowiedzUsuń
  12. Bardzo cieszę się, że aż tak Ci się podobała, bo również bardzo chcę ją przeczytać <3

    OdpowiedzUsuń