niedziela, 16 czerwca 2019

Znowu byłam świadkiem wielkiego cudu! [ANNA CAREY – „EVE”]


Autor: Anna Carey
Przekład: Julia Wolin
Tytuł: Eve
Tytuł oryginału: The Eve Trilogy #1
Seria/Cykl: Eve
Tom: I
Gatunek: literatura młodzieżowa, dystopia
Wydawnictwo: Amber
Ilość stron: 304

Dokąd uciekniesz, skoro nigdzie nie jest bezpiecznie?
Szesnaście lat temu zabójczy wirus zmiótł z powierzchni Ziemi niemal wszystkich jej mieszkańców. Świat stał się miejscem śmiertelnie niebezpiecznym.
Osiemnastoletnia Eve nigdy nie wyszła za pilnie strzeżony teren zamkniętej szkoły. Szkoły, w której nie ma mężczyzn ani chłopców. Gdzie ona i dwieście innych dziewcząt przygotowuje się do roli elity Nowej Ameryki. Ale w przeddzień ukończenia szkoły, Eve odkrywa szokującą prawdę o prawdziwym celu tej nauki – i o przerażającym losie, jaki czeka ją samą.
Ucieka z jedynego domu, jaki znała. Rozpoczyna długą, ryzykowną wędrówkę w poszukiwaniu miejsca, w którym będzie mogła przetrwać. Podczas tej podróży spotka Arden, swoją rywalkę ze szkoły i Caleba, twardego, buntowniczego chłopaka, który wie, jak przeżyć. Odizolowana przez całe życie od mężczyzn, Eve została nauczona, że nie wolno im ufać. Lecz Caleb powoli zdobywa jej zaufanie… i jej serce. Obiecuje ją chronić, lecz kiedy wojsko zaczyna ich ścigać, Eve musi wybierać pomiędzy życiem a miłością...
[Opis wydawcy]

Spodziewałam się, że Anna Carey postanowi przeciągnąć moment ujawnienia prawdziwego oblicza zdziesiątkowanego przez wirusa kraju. Liczyłam na to, że zagra tę tajemniczą melodię na swym twórczym instrumencie na tyle dokładnie, iż będzie krążyć w mojej głowie, aż nie zawalczę o to, by odkryć właściwą wersję. Pragnęłam, aby obraz świata pogrążonego w chaosie, przypominającego prawie zapomniane przez elitę cmentarzysko, wywoływał ciary na plecach. Marzyłam o kontrastach. Och, opętała mnie naiwność!


BYŁO, BYŁO, BYŁO… O! A, NIE, TO TEŻ JUŻ BYŁO!

Autorka przedwcześnie zerwała fabule maskę, odbierając samej sobie szansę na znacznie lepsze pokierowanie wątkiem. Pomysł – choć nie można mu nadać przydomku oryginalnego – dałoby się znacznie lepiej przedstawić. Sama wynalazłam parę idealnych momentów, kiedy pani Carey zdołałaby wbić czytelnikom szpile, pokazując, że ukazana rzeczywistość faktycznie nie jest usłana różami. A tak, z niewykorzystanym potencjałem, popłynęły również dzieje zgromadzone na kolejnych rozdziałach. Ich prostota oraz schematyczność sprawiały, że nie znalazło się tutaj nic, co mogłoby zaskoczyć. Nawet zwroty akcji nie wywoływały słynnego stanu „mam cię, nieostrożna lamo!”, gdzie z wrażenia zaparłoby mi dech w piersiach. Zdaję sobie sprawę, że od czasu wydania tej książki minęło ładnych parę lat, ale i tak pamiętam tytuły z tamtego okresu i przy nich niczym się nie wyróżnia. A ile tutaj zasadzono kwiatków, których ziemi nie użyźniono realizmem! Gdybym zaczęła opowiadać o każdym z nich, to musiałabym dołączyć spis treści, by się nikt nie pogubił – tyle by tego było! Dlatego skupię się na najbardziej oklepanym, jakim jest… prowadzenie pojazdu. Nasza wspaniała główna bohaterka, Eve, pierwszy raz zasiadła za kierownicą i zachowywała się tak, jakby ta czynność stanowiła dla niej codzienność. Zdaję sobie sprawę, że w wielu filmach powtarza się podobna akcja, ale warto zwrócić uwagę na to, że tamtejsi ludzie zazwyczaj mają styczność z samochodami, kiedy nasza nastolatka, żyjąca od dziecka w odizolowanej od reszty świata szkole, już nie. A Eve jeszcze nie zastanawiała się zbyt długo, jak to właściwie działa. Po prostu odpaliła maszynę i ruszyła w siną dal. Aż przyszło mi do głowy, że może miała do czynienia z takim powiększonym autem akumulatorowym dla dzieci. W sumie, przy tej książce, by mnie coś takiego nie zdziwiło… A to jeszcze nie koniec „wrażeń”!
Wątek miłosny. Spotykałam się już z książkowymi parami, gdzie jedna ze stron (lub obie) nie darzyły się sympatią, by w przeciągu paru rozdziałów zmienić zdanie o sobie i poczuć do siebie miętę. Jednakże to, co ukazała Anna Carey, mogłoby załamać nawet samych romantyków! Autorka nie zadbała nawet o to, by przedstawić romantyczną relację Eve i Caleba w naturalny sposób. Jednego dnia powiewało chłodem, a następnego nie potrafili oderwać od siebie oczu. A wiecie, co jest najśmieszniejsze w tym wszystkim? Pokazanie środkowego palca samej sobie. Nasza bohaterka, ślepo wierząca w słowa zafiksowanych nauczycielek, miała tak głęboko zakorzenioną nieufność względem mężczyzn, że nawet zwykła rozmowa powinna powodować, iż uciekałaby, gdzie pieprz rośnie. A tutaj zadziałała magia! Aż na myśl przychodzi bezproblemowe wyjście z alkoholizmu jednej pani z „Niebezpiecznej gry” Emilii Wituszyńskiej. Po raz kolejny stałam się świadkiem wielkiego cudu. Alleluja!

POTRZEBUJESZ AMULETU PRZYNOSZĄCEGO PECHA? EVE, KTOŚ DO CIEBIE!

Mądra, sumienna, rozważna – właśnie taka była Eve w oczach pracowników szkoły, do której uczęszczała. Szkoda tylko, że wszystko to, co stamtąd wyniosła, za nic nie przydało jej się w świecie poza murami miejsca, które od lat robiło za jej dom. Nawet zdolność racjonalnego myślenia odeszła w dal, kiedy wyruszyła w nieznane. No bo kto normalny podchodzi do niedźwiadka w celu pogłaskania go? Przecież tyle czytała na temat dziko żyjących zwierząt, że na pewno wiedziała, czym takie lekkomyślne posunięcie grozi. Ale co tam, przecież jego matka na pewno będzie zbyt zajęta czymś innym, by to zauważyć! I pomyśleć, iż – tradycyjnie, rzecz jasna – Eve była ona kimś baaardzo ważnym w tym podzielonym na różne strefy życiowe świecie. Co jak co, ale gdyby to ode mnie zależało, to, zamiast pomagać jej i się narażać władzom, wolałabym ją wydać i żyć w świętym spokoju. Wiecie dlaczego? Ta dziewczyna mogłaby utożsamić się z żywym amuletem pecha. Każdy, kto miał z nią do czynienia, prędzej czy później obrywał za nawet krótkotrwałą znajomość po tyłku. Doprawdy, nie wiem, co takiego widział w niej Caleb, chociaż czekajcie – przecież on też nie był zbyt ciekawą postacią. Gdyby nie to, że stał się obiektem westchnień naszej Eve, to wątpię, bym w ogóle zwróciła na niego uwagę. Taki schematyczny grzeczny chłoptaś z trudną przeszłością, gdzie jego dobroć aż mdliła. Gdyby tak mocniej wniknąć w kreację bohaterów, to nawet ci źli nie wzbudzali prawidłowych uczuć. Arden, wielce ukazywana jako kapryśna, zadzierająca nosa buntowniczka, jakoś nieszczelnie mnie przekonała do tej swojej roli. Parę wrednych przytyków nie sprawiało, że zasługiwała na tamte „metki”. No i samo to, że – choć nie cierpiała Eve – pozwoliła jej ze sobą iść… Serio? Gdybym nie umiała znieść czyjejś obecności, to na pewno zrobiłabym wszystko, aby się tego kogoś pozbyć ze swojego życia, by ten nie był kulą u nogi. Może to sprawiło, że ukazano zupełnie inne oblicze tej dziewczyny, to i tak jestem zdania, że autorka troszeczkę tutaj popłynęła...
Z krótkiej notatki o Annie Carey wyczytałam, że ta pani zajmowała się redakcją książek. Może tylko tych dla dzieci, ale miałam nieodparte wrażenie, iż przy tym można wynieść wiele cennych lekcji, mogących stworzyć coś powodującego wyskakiwanie z butów. Myliłam się, i to bardzo. Chociaż „Eve” czyta się ekspresowo, to trzeba ponownie podkreślić, że to nie jest zasługa wciągającej historii. Anna Carey chciała stworzyć coś podobnego do „Igrzysk śmierci” dla nieco starszych czytelników, ale – jako przedstawiciel z docelowej grupy odbiorców – powiadam, że jej to nie wyszło. Coś, co miało zostać dobitnie ukazane jako możliwy problem przyszłych pokoleń, przypominało raczej nieudolne podchody. Mało co czułam ten nieprzyjemny klimat, a jak już wkradały się pozornie przerażające akcenty, szybko chowały pazury i przymilały się niczym spragniony pieszczot kocur. Jednakże zdołała pokazać, w jak łatwy sposób można manipulować ludźmi, którzy – wdzięczni za schronienie i opiekę – nawet nie dostrzegają fałszu tych, co wzięli ich pod swoje skrzydła. A kiedy prawda wychodzi na wierzch, cały dotychczasowo stworzony świat rozpada się na kawałki, odbierając całą radość…

Podsumowując. Potrzebujecie czegoś mniej wymagającego przy tak upierdliwych upałach? Czegoś, co pozwoli wam się wyzwolić z jego sideł, przy okazji umożliwiając umysłom udać się na małą „drzemkę”. Jeżeli lubicie prostotę, przewidywalność oraz nie jest wam straszne spotkanie z nieco odrealnioną fabułą, „Eve” kłania się nisko i zaprasza na randkę. Tylko radziłabym się zastanowić, czy warto tracić cenny czas na tę książkę, bo w tym samym czasie możecie przeczytać taką, z którą skwar nie będzie taki straszny, a zmęczony umysł od razu zapragnie intensywniej pracować!

MOJA OCENA:
★★★☆☆☆☆☆☆☆



25 komentarzy:

  1. Pamiętam, że kiedyś byłam zaciekawiona tą książką. I zakładam, że w gimnazjum nawet by mi się spodobała. Jednak teraz zapewne strasznie męczyłabym się przy tej lekturze.

    OdpowiedzUsuń
  2. Zdecydowanie wolę nie tracić czasu na takie książki.

    Książki jak narkotyk

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie no, błagam. Mowy nie ma, żebym zaczęła to czytać, bo coś czuję, że mnie sczyści przy tej książce :/

    OdpowiedzUsuń
  4. W tych upałach strasznie ciężko czyta mi się książki, co u mnie się nie zdarza, teraz muszę robić krótkie przerwy między rozdziałami, aby zaczerpnąć nieco drzemkowego relaksu. I bynajmniej nie dlatego, że książka nudna, ale mam problem z koncentracją wzroku, szybko zaczynają boleć mnie oczy. Czekam zatem na ochłodzenie, choć na kilka dni. ;) A po zaprezentowaną przez Ciebie książkę już wiem, że nie sięgnę, szkoda na nią czasu. ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Już sama okładka bardzo mnie zniechęca :D. Na każde z wymienionych przez ciebie pytań lub stwierdzeń w podsumowaniu odpowiadałam „nie”, wiec na pewno nie będę sięgać po tę książkę. Szkoda mi na nią czasu, bo lepiej przeczytać jakąś interesującą lekturę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czasem od razu wiadomo, że coś jest dla nas, a kiedy indziej, że niekoniecznie spodoba się nam przygoda czytelnicza. Tu obie mamy podobne odczucia. ;)

      Usuń
  6. Słyszałam wiele o tej ksiazce, różnych opinii. Sama nie mam w planach jej czytać więc raczej sobie odpuszczę ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. Nie będę żałowała, że nie przeczytałam tej książki. 😊

    OdpowiedzUsuń
  8. Szkoda, że książka jest taka przeciętna. :(

    OdpowiedzUsuń
  9. Coś mi się kojarzy, że kiedyś czytałam ten tytuł, ale w ogóle go nie pamiętam, więc nie mógł mnie jakoś szczególnie zachwycić.

    OdpowiedzUsuń
  10. powielone schematy, szkoda, bo mogłoby być ciekawie

    OdpowiedzUsuń
  11. O nie, zdecydowanie nie dla mnie. Na dodatek ta ocena...

    Pozdrawiam,
    Lady Spark
    [kreatywna-alternatywa]

    OdpowiedzUsuń
  12. Ja w ogóle mam problem z czytaniem w te upały. Nic mi nie idzie. Ale ta książka zdecydowanie nie dla mnie. Zaufam twojemu osadowi. Kinga

    OdpowiedzUsuń
  13. Zwykle schematyczność mi nie przeszkadza, ale nad tą książką to się jeszcze zastanowię. Nie kusi mnie jakoś szczególnie. ;)

    OdpowiedzUsuń
  14. Mi schematy nie przeszkadzają, grunt żeby treść była jako całość ciekawa. Recenzja jest dość mocno na nie.. I chyba na razie też będę na nie. Dlaczego w każdej młodzieżówce jest romans... Mogliby dać spokój już :D

    OdpowiedzUsuń
  15. Jakoś ta książka do mnie nie przemawia kompletnie.

    OdpowiedzUsuń
  16. Pierwszy raz widzę tą książkę na oczy. Jak zapewne wiesz jestem sroką okładkową, a tym razem nawet okładka niezbyt przyciągnęła moje zainteresowanie. To musiał być znak, jakieś ostrzeżenie 😂 Po zapoznaniu się z twoją recenzją jestem przekonana, że po książkę nie sięgnę. Szkoda mi mojego jakże cennego oraz mocno ograniczonego czasu. 🖤

    OdpowiedzUsuń
  17. Ale staroć! Nawet nie pamiętam, czy to czytałam xD Ale coś mi świta, że tak... Ale skoro zapomniałam to chyba wiadomo, co to oznacza, nie? :D

    OdpowiedzUsuń
  18. Czytałam to tak dawno temu, że prawie o tym zapomnialam. 😅 Ejj.. Mi się podobało. Poplakiwałam przez brak dalszych tomów u nas aż nie odkryłam że mogę czytać w oryginalne xd

    OdpowiedzUsuń
  19. „Eve” wygrałam wieki temu w konkursie (zabij mnie, ale nie pamiętam, gdzie dokładnie to było). Stoi sobie na półce, zbiera kurz i chyba dalej tak będzie lub odniosę ją do biblioteki, bo po przeczytaniu twojej opinii nie patrzę już na tę książkę, jak na potencjalną lekturę.

    OdpowiedzUsuń
  20. Kiedyś ta książka mignęła mi na jakimś kiermaszu książkowym, ale po chwili namysłu zrezygnowałam z niej. Czytając Twoją opinię, chyba dobrze zrobiłam! :)

    OdpowiedzUsuń
  21. O nie! Tak bardzo nie lubię oklepanych historii, że na pewno nie zajrzę do tej książki. Jest milion innych, lepszych, które na mnie czekają. Dzięki za ostrzeżenie, będę unikać tego tytułu.

    OdpowiedzUsuń
  22. A ja ostatnio gdzieś wyczytałam że ta seria była nie najgorsza. Jednak ja sama nie mam w planach jej czytać.

    OdpowiedzUsuń
  23. To ja chyba podziękuje temu tytułowi, miałam go w planach, ale ostatnio stałam się bardzo wybredna i podejrzewam, że mocno bym się zawiodła...

    OdpowiedzUsuń
  24. O jeju przypomniałaś mi o tej książce! W gimnazjum raz ją wypożyczyłam z biblioteki bo zapowiadała się ciekawie, koniec końców okazała się tak zła, że zrezygnowałam w połowie. Głupia, nielogiczna i po prostu tępa - do tej pory nie mogę zapomnieć jak mnie denerwowało jej czytanie! Wrrrr.....
    Dobrze, że nie tylko ja mam takie zdanie na temat tego "badziewia".
    Pozdrawiam gorąco!

    OdpowiedzUsuń