Autor: Rachel E. Carter
Przekład:
Emilia Skowrońska
Tytuł:
Pierwszy rok
Tytuł
oryg.: First Year
Seria/Cykl:
Czarny Mag
Tom:
I
Gatunek:
fantastyka młodzieżowa
Wydawnictwo:
Uroboros
Liczba
stron: 368
Book
Tour: Jeszcze tylko jeden rozdział, obiecuję
Akademia
w Jerarze słynie z wyśrubowanych oczekiwań. Co roku przyjmowanych
jest do niej zaledwie piętnaścioro uczniów, których szkoli się
na magów. Chętnych jest jednak o wiele więcej. Mają rok, aby
udowodnić, że są najlepsi. Dziesięć miesięcy wytężonej nauki,
morderczych treningów i pracy ponad siły. Ryiah marzy o dołączeniu
do elitarnej frakcji bojowej, ale czy sprosta wymaganiom mistrzów i
stawi czoła… pewnemu przystojnemu księciu, który najwyraźniej
znienawidził ją od pierwszego wejrzenia?
[Opis
wydawcy]
Wystarczyło, że zobaczyłam informację
o Book Tour na fanpage Jeszcze tylko jeden rozdział, obiecuję i już
wiedziałam, że nie mogę zaprzepaścić takiej okazji! Już
wcześniej wzięłam udział w ankiecie, gdzie decydowało się o
losie „Pierwszego roku” (do wyboru była właśnie ta zabawa oraz
konkurs), dlatego też zgłosiłam swoją kandydaturę. I wreszcie
nadeszła moja kolej. Tylko czy było warto walczyć o tę opcję?
TUTAJ NIE MA MIEJSCA DLA SŁABEUSZY.
JEŻELI CHCESZ ZOSTAĆ KIMŚ, MUSISZ DAĆ Z SIEBIE WSZYSTKO. NO I,
PRZEDE WSZYSTKIM, PRZEŻYĆ.
Kiedy na
początku książki spostrzegłam mapkę świata, od razu pomyślałam,
że czeka mnie niesamowita wyprawa po jego wszelkich zakamarkach.
Liczyłam na ich „spenetrowanie”,
by znacznie lepiej go poznać.
Och, ja naiwna... Może dzięki mapce dowiedziałam się, w
jakim miejscu leży
słynna rygorystyczna akademia, gdzie trafiła rudowłosa Ryiah z
bratem, jednakże to na tym terenie zatrzymała się cała akcja.
Właśnie tam główna bohaterka dwoiła się i troiła, aby inni
kandydaci do frakcji bojowej nie mieli nad nią żadnej przewagi.
Wraz z innymi testowała granice wytrzymałości
fizycznej, jak również psychicznej, próbując udowodnić mistrzom
bycie godną dostania się na kolejny rok nauki. A, uwierzcie mi na
słowo, z nikim się tam nie pieszczono. Nieraz
zasysałam przez zaciśnięte zęby powietrze, kiedy ponownie dawano
popis okrutnych zachowań. Nauka, katorżnicze ćwiczenia, jeszcze
cięższe treningi
z wykorzystywaniem drzemiącej wewnątrz młodych magii – a gdzie
czas na chwilę oddechu? Wiedziałam, że po części było to dla
ich dobra, ponieważ hartowali ciała (i charaktery), lecz
obserwowanie, jak ludzie cierpią od nadmiaru obowiązków, bolało.
Oczywiście książka nie jest jedynie
oparta o tak brutalne chwile. Zdarzały się chwile oddechu, gdzie
poniekąd poznawało się działanie tamtej fantastycznej krainy.
Odkrywać coraz więcej elementów pozwalających przenieść się do
miejsca, gdzie nowoczesna technologia dość długo nie zawita. No i
też pojawiały się humorystyczne akcenty. Może autorka zapewniła
trochę znanych, oklepanych rozmówek, ale nawet takie coś zdołało
odciążyć atmosferę.
Nie ma co,
książkę – pomimo tak wielu elementów – czytało mi się
dobrze. Stwierdzę nawet, że aż za dobrze, lecz nie ukrywam, iż
trąciło od niej przewidywalnością. Pomijając już wątek między
naszą rudowłosą a tajemniczym księciem (przecież fantastyka
młodzieżowa bez takowego nie istnieje, nieprawdaż?), wiele scen
dało się po prostu przewidzieć. Samo zakończenie nie wywołało
efektu WOW, po którym opadłabym na kolana, wykrzykując (z
przedłużaniem drugiej samogłoski): „Nie!”. No
i sam motyw z akademią… Wyraźnie widziałam, iż pani Rachel E.
Carter starała się wpleść wiele nowych nici, co nawet jej
wychodziło, lecz pomiędzy tymi idealnie przeciągniętymi znalazły
się też te trzymające się na „słowo honoru”. I dałoby się
to wytłumaczyć, gdyby autorka wręczyła nam choć odrobinę
historii tamtej krainy. Wiedziałam, że młodzi są przygotowywani
na najpotężniejszych magów, by ci chronili ojczyzny, no ale
brakowało mi wielu nawiązań do jej przeszłości. Chwycenia się
jednej rzeczy, aby pozwolić czytelnikowi zrozumieć zasady panujące
w tamtym świecie. No i – przede wszystkim – z kim oni walczyli!
Wyczuwam, że to zostało specjalnie zatajone, ale czy nie lepiej by
było uchylić rąbka tajemnicy? Ach,
zapomniałabym – mapka! Prawdę mówiąc, skoro bohaterowie siedzą
tylko w jednym miejscu, a o pozostałych wspominało się jedynie
sporadycznie, chyba nic by się nie stało, gdyby została ona
zmniejszona lub w ogóle pominięta. Tak, tak, możecie na mnie za to
krzyczeć, ale aktualnie nie widzę sensu jej istnienia...
PANNA IDEALNA? PHI, CHYBA POMYLIŁEŚ
KSIĄŻKI, KOLEGO!
Ryiah nie znosi niesprawiedliwości.
Dziewczyna uznaje, że niezależnie od płci czy pozycji społecznej,
każdy ma prawo walczyć o stabilizację życiową. No, może z
drobnymi wyjątkami… Już wcześniej łatwo wpadająca w tarapaty
rudowłosa dziewoja umiała pokazać pazurki, ale dopiero przy
tajemniczym księciu stawała się bardziej charakterna. Każde ich
spotkanie groziło karczemną awanturą i bitwą na przeszywające
spojrzenia. Aż dziw, że oboje mieli na to siły, patrząc na
wysiłek, jaki wkładali w kształtowanie nowego „ja”.
Ryiah była
również pracowita. Nieraz stawiała niepewną przyszłość nad
własne zdrowie, co wielokrotnie źle na nią wpływało. Tym samym
nie wiem, czy nazwać ją upartą, czy jednak głupią, chociaż
bardziej skłaniałabym się ku tej drugiej opcji. Nie, nie mam jej
za złe tego, że walczyła. Sama robiłabym, co mogła, aby pokazać,
iż zasługuję na otrzymaną przez los szansę. Nie w tym rzecz.
Otóż nasza bohaterka… nie zawsze grzeszyła inteligencją.
Najmocniej uwydatniały to właśnie „niespodziewane” spotkania z
księciem, po których zaczęły się huśtawki pod tytułem:
„Nienawidzę go, choć trochę lubię, a nawet coś chyba zaczynam
do niego czuć… Nie, nie cierpię tego dupka, ale też lubię, no i
raczej kocham, jednak nie kocham, bo mam ochotę go udusić za to, że
w ogóle istnieje...”. Gdybym za każde uderzenie płaską dłonią
w czoło dostawała złotówkę, to po tej felernej serii zarobiłabym
na syty obiad dla czteroosobowej rodziny. Dobrze, że równie
pyskata, a zarazem niedająca sobie w kaszę dmuchać przyjaciółka
rudowłosej, Ella, ratowała
sytuację swoimi spostrzeżeniami. Nieraz samoistnie się
uśmiechałam, kiedy wyczuwałam, że ma coś dobrego do powiedzenia.
A gdy jeszcze do tego duetu dołączał brat Ryiah, kobieciarz Alex,
to już w ogóle można było się zdrowo pośmiać. Za
to ogromnie żałuję, że naszego księcia Darrena było tak mało.
O wiele za mało. Kiedy tylko się pojawiał, wiedziałam, iż kończy
się przewidywalność, a zaczyna coś niespodziewanego. Ten
młodzieniec był dla mnie nie lada zagadką, gdzie mam nadzieję, że
kiedyś zdołam go znacznie lepiej poznać. Jego kreacja jest dla
mnie jedną z lepszych w tej książce, a to już coś
znaczy!
„Pierwszy
rok” to debiut literacki pani Rachel E. Carter, co widać, słychać
i czuć. Z fantastyką jest taki problem, że stworzenie tutaj czegoś
oryginalnego, od początku
do końca, to twardy orzech do zgryzienia i tym samym już słyszę
krzyk autorki, kiedy jej zęby się od niego kruszą. Nie powiem,
zamysł na ten świat był dobry. Zdarzały się oryginalne akcenty,
nadające nowych barw temu gatunkowi, ale prędzej czy później
pojawiała się ta smętna myśl: „Ale to już było...”. Może
gdyby pani Carter zaoferowała, prócz płynnego brnięcia przez
tekst i przeżywania tych samych emocji co bohaterowie, jeszcze
więcej faktów o kraju, nabrałoby to innych kształtów. A
tak mamy dobrą, obiecującą historię, gdzie mogła stać się o
niebo lepsza…
Podsumowując.
„Pierwszy rok” nie jest złą książką. Jeżeli ktoś lubi
schematyczną fantastykę dla młodzieży, gdzie walka o przetrwanie
walczy o pierwsze miejsce z silnymi porywami bijącego w rytm miłości
serca – może przy niej poczuć się jak w raju. Za to ci, którzy
szukają czegoś, z czym jeszcze nie mieli do czynienia, raczej nie
poczują się usatysfakcjonowani. Ja sama uważam, że to dobry
debiut, ale w tym gatunku bywały o niebo lepsze.
MOJA
OCENA:
★★★★★★☆☆☆☆
Za
możliwość przeczytania książki dziękuję Agacie z fanpage
Jeszcze tylko jeden rozdział, obiecuję! ❤
PIERWSZY
ROK | ADEPTKA | KANDYDATKA
DEMONICZNA
STREFA CYTATÓW:
Ludzie,
którzy mówią ci to, co chcesz usłyszeć, są najbardziej
niebezpiecznymi wrogami.
–
Uzdrowiciele nie wygrywają wojen –
rzekł Darren.
–
Potwory też nie.
Byłam pierwszą czytającą w owym bookturze! I całkowicie się zgadzam, Pierwszy rok jest koszmarnie przewidywalny. Miałam wrazenie, że autorka bardzo chciała napisać książkę z gatunku fantastyki, ale ponieważ nie miała absolutnie zadnego pomysłu na nią, wypisała wszystkie możliwe popularne klisze (magia, akademia, zmaganie sie z dokuczaniem przez wyżej urodzonych, i oczywiscie niesławny wątek love-hate z tajemniczym księciem). Muszę przyznać, że mi osobiscie książkę czytało się topornie, ilość facepalmów zaliczonych podczas lektury przekroczyła ilość rozdziałów. Zakończenie niestety niczego nie uratowało, było automatycznie skazane na porażkę twistu bo skoro tom nazywa sie 'Pierwszy rok' nietrudno się domyślić że będą kolejne. Słyszałam wiele pochlebnych opinii apropos Czarnego Maga, jakie to cudowne, odkrywcze, ale... Nigdzie nie dostrzegłam tych cudów Widów, a zamiast nowości przetarłam stare szlaki, do tego w moim odczuciu przecierane wystarczająco dużo razy w przeszłości. Troche mi szkoda, że tak mnie rozczarowała, bo nawet najbardziej wyświechtaną kliszę da się ladnie obrobici stworzyć cos nowego, ale niestety tutaj wiem że nie bede kontynuować lektury kolejnych tomów :(
OdpowiedzUsuńNie miałam jeszcze okazji czytać tej serii, jednak słyszałam, że z każdym kolejnym tomem książki w tym cyklu są lepsze. Planuję przeczytać powieści tej autorki, a przynajmniej pierwszy tom.
OdpowiedzUsuńKsiążki jak narkotyk
Ja natomiast bardzo lubię tą serię, a dwie następne części są cudowne :)
OdpowiedzUsuńZgodzę się, że książka, ogólnie cała seria, bywa schematyczna. Jednak mimo to ma w sobie coś bardzo satysfakcjonującego, co pozwala mi miło spędzić czas. I nie mogę się już doczekać finałowej części!
OdpowiedzUsuńA mi ta seria się podobała, może nie była wybitna jednak wciągnęłam się w ten świat i czekam na ostatni tom ;)
OdpowiedzUsuńDla mnie za bardzo schematyczna i przewidywalna - miałam ochotę wyrzucić ja przez okno :D
OdpowiedzUsuńNie czytałam tej serii, ale widzę, że zdania są podzielone. Może kiedyś sama się skuszę.
OdpowiedzUsuńKurczę, może i byłaby fajna tylko ta schematyczność...
OdpowiedzUsuń