Autor: Paweł Ciećwierz
Tytuł:
Blues o krwi i trawie
Seria/Cykl:
-
Gatunek:
kryminał, thriller
Wydawnictwo:
Literate
Liczba
stron: 272
Nadię
Wit i Ryszarda Zwierza połączyła sprawa zaginionej dziewczyny,
która na krótko pojawiła się w życiu każdego z nich. On,
mężczyzna z przeszłością, były bokser, obecnie mało znaczący
śląski handlarz ziołem. Ona, kobieta z przyszłością, kiedyś
najlepsza dziennikarka śledcza, obecnie celebrytka.
Czy
poradzą sobie na śląskiej „ulicy”, na której seks, przemoc i
narkotyki spotyka się częściej niż bezpłatne miejsca parkingowe?
Czy są w stanie zaufać sobie na tyle, żeby wmieszać się w
najbrudniejsze interesy? Co zmieni się, kiedy sprawa zaginionej
dziewczyny nabierze kontekstu politycznego, a bardzo wielu ludzi
poczuje się zagrożonych ich dociekliwością?
Istnieją
miejsca, które piętnują duszę i serce.
Istnieją
zbrodnie, których nie można wybaczyć i zasady, których nie można
złamać!
Ryszard
i Nadia mogą ostatecznie liczyć tylko na siebie. Czy to wystarczy?
Wierność ma w końcu swoją cenę, nieszczególnie wysoką w
świecie dilerów i dziennikarzy.
[Opis
wydawcy]
Mówi się, że wścibstwo nie jest mile
widziane. Choć niektórym wpychanie nosa w nieswoje sprawy sprawia
mnóstwo frajdy, gdyż dzięki temu urozmaicają sobie pozbawione
atrakcji dni i noce, jednak to „zainteresowanie” nie zawsze
działa tak, jak dana osoba sobie zapragnie. Przecież nie każdy
sobie życzy ingerencji najbliższych w życie, a co dopiero zupełnie
obcych osób! Pragną działać po swojemu, bez cennych porad oraz
mnóstwa krytyki otoczenia. Nie znoszą, gdy ktoś przydziela im
zupełnie inne role w rzeczywistym teatrze. Tylko że każde
odrzucenie może jeszcze bardziej ich pobudzać. A kiedy dotyczy
wpływowych osób, może dojść do wielu przykrych niespodzianek...
GDZIEŚ
NA ŚLĄSKU CZAI SIĘ NIEBEZPIECZNY CZŁOWIEK, KTÓRY MA DLA MNIE
CENNE INFORMACJE, ALE MOŻE MNIE ZABIĆ? LUZIK, PODAJ NA NIEGO
NAMIARY!
Minęło ładnych parę dni, odkąd
przeczytałam książkę „Blues o krwi i trawie” i przyznam, iż
nadal mam mętlik w głowie. Na tych niecałych trzystu stronach tyle
się działo, że pochłonięcie tego na jedno posiedzenie byłoby –
moim zdaniem – definitywnym samobójstwem. Pan Paweł Ciećwierz
zagwarantował taką jazdę bez trzymanki, że mózg mógłby się
przepracować i prędzej czy później opuścić czaszkę z donośnym
hukiem! Każdy kolejny rozdział przynosił ze sobą wiele
niewiadomych, bo nigdy nie wiedziałam, jakie wynikną konsekwencje z
obranych przez bohaterów ruchów. Wiedziałam tylko jedno – że
dość szybko nie opędzę się od tej drugiej twarzy pozornie
tonącego w czerni i szarości Śląska. Od przestępczego światka,
gdzie to wydobywa się ze swoich zapyziałych nor nawet w dzień, by
pod przykrywką naznaczać kolejne tereny swoim skażeniem. Od intryg
sięgających szponami wszystko i wszystkich oraz fałszu
przenikającego wszelkie media.
I tak jak mówiłam – według mnie –
przeczytanie tego od deski do deski jednego dnia nie byłoby dobre.
Pomijając już te spektakularne wybuchy oraz rozlewy krwi,
trzeba zwrócić uwagę na to, iż po czasie czułam się już tym
nieco zmęczona. Owszem, nie brakowało luźniejszych fragmentów,
lecz nim człowiek przy nich wyrównał oddech, znowu trzeba było
mieć się na baczności. I może na początku nie jest to jeszcze aż
tak widoczne, ale wraz z rozwojem fabuły, gdzie Nadia i Ryszard
wsiąkają znacznie głębiej w pewne sprawy, robi się aż duszno.
Nieraz wydawało mi się, iż autor poruszył za wiele wątków i
przestawał nad tym krwistym szaleństwem panować! A to jeszcze nie
koniec wskazywania palcem tego, przy czym kręciłam swym wielgachnym
kinolem.
HEJ, MOŻE STARCZY TEGO DOBREGO? JUŻ
PRZEKROCZYLIŚCIE LIMIT OTARĆ O ŚMIE… NIE ROZŁĄCZAJCIE SIĘ!
H-HALO?!
Potulny misio w ciele niedźwiedzia
grizzly – właśnie tak mogłabym określić Ryszarda Zwierza. Choć
sprawiał wrażenie brutalnego, skorego do okazywania swojej
dominacji na danym terenie (a za pomocą siły i pięści mógł
wiele zdziałać), to nie dało się ukryć tego, iż w tym
mężczyźnie głęboko tkwiły zupełnie inne uczucia. Gorące
uczucia, jakimi obdarzył pewną siebie, uwielbiającą zadzierać z
samym Żniwiarzem Nadię. Kobietę, która doskonale znała swoje
atuty i chętnie z nich korzystała do pokonywania licznych
przeszkód. I w sumie wszystko było ładnie, pięknie, poznali się,
poczuli się sobą oczarowani, jednak… brakowało mi tego momentu
pomiędzy tymi dwoma stanami. Najpierw biła od nich niechęć,
później nastąpiło fizyczne przyciąganie, by nagle doskoczyć do
momentu, kiedy ktoś bez wahania nazwałby ich parą. Ewentualnie
zdarzyło się coś takiego, jednak zupełnie inne elementy to
przysłoniły, przez co czuję się niedoinformowana. Chyba że
faktycznie niczego takiego nie było, przez co ten wątek –
niestety – traci realne kształty.
Tak czy siak, jeżeli miałabym wskazać,
kto z tej dwójki był mi bliższy, to byłby nasz Zwierzak. Nadię
wyjątkowo tolerowałam, gdyż niejednokrotnie dawała mi w kość.
Jak Ryszard wzbudzał moje zaufanie, tak ona – niekoniecznie.
Pomijając już jej wieczne szukanie dziury w całym i bezwzględne
pakowanie w krwiste tarapaty, nie byłam w stanie przeboleć tego, co
uczyniła. Choć prawda o tym nie ujrzała światła dziennego (co
akurat pochwalam, bo dzięki temu obyło się bez kolejnych
dramatyzmów), to i tak niesmak po tym pozostał. A Rysiu? Może
nieco zbłądził, przez co ciemność Śląska go pochłonęła, to
i tak jego gesty wydawały mi się bardziej szczere, pozbawione
egoistycznych pobudek. Tylko jedno im przyznać: jak mało kto byli
dla siebie wsparciem. Nieważne, co by się działo, mogli na siebie
liczyć. Choć niektórzy niejednokrotnie próbowali przerwać
łączącą ich więź...
Pan Paweł Ciećwierz podjął się nie
lada wyzwania. Już tworzenie w narracji trzecioosobowej bywa nie
lada wyzwaniem, a kiedy jeszcze dorzucimy do tego czas teraźniejszy…
Wtedy robi się ciekawie! Przyznam, że choć kocham obie formy, ale
lepiej mi z nimi, gdy są oddzielone. Pomimo wciągającej akcji oraz
dobrego przygotowania do wielu sfer (wiedza autora o boksie ogromnie
się przydała, bo dzięki temu sceny takowych walk nie wyglądały
typowego „mordobicia”), ciężko było się w to wgryźć. Z
czasem człowiek się przyzwyczaił, ale i tak to też troszeczkę
mnie wymęczyło. Również przerażał mnie wątek polityczny.
Doskonale wiedziałam, że takowy tutaj istnieje. Sama, z własnej
woli, nadepnęłam na coś, co mi nieszczególnie leży, lecz
przyznam, że muszę podziękować autorowi, że nie stworzył tutaj
aż tak skomplikowanych układów. Było dobrze. Ba, nawet rzeknę,
że polityka w takiej formie jest jeszcze zjadliwa.
A, bym zapomniała! Definitywnie
nauczyłam się, że wścibianie nosa w sprawy, które ani trochę
mnie nie dotyczą, jest nieopłacalne. W niektórych przypadkach
jeszcze mogę w czymś pomóc, ale jeżeli przyszłoby do czegoś
takiego, jak tutaj… Nie, ja sobie wrócę przed telewizorek, włączę
„Trudne sprawy” czy inne seriale paradokumentalne i na nich się
skupię – tak będzie najbezpieczniej.
Podsumowując. „Blues o krwi i trawie”
nie należy do lekkich, przyjemnych książek. Pomimo okładki w
łagodnych odcieniach, wewnątrz króluje ciemność oraz brutalność,
gdzie razem, ramię w ramię, przyciskają człowieka do muru,
próbując pozbawić tchu. To tutaj Śląsk pokazuje swoje
drapieżniejsze oblicze, dlatego też, jeżeli umiesz postawić się
złu oraz samemu czujesz, że odnajdziesz się w tym brudnym, pełnym
intryg oraz tajemnic świecie, bez wahania sięgaj po tę iście
męską lekturę. W innych przypadkach lepiej rozważyć, czy warto.
MOJA OCENA:
★★★★★★☆☆☆☆
DEMONICZNA STREFA CYTATÓW:
[…] Opowieści mają swoje konwencje
narracyjne, morały, zwroty akcji. I nie walczy się z nimi, tak jak
nie sposób walczyć z mijającym czasem, który formy niedokonane
zmienia w dokonane, a teraźniejsze w przeszłe. Każda opowiedziana
historia przetworzy się w umysłach słuchaczy. Fragmenty zostaną
dostosowane do bieżących potrzeb, wymieszane z innymi, zapomniane.
Wszyscy kończą jak bohaterowie barowej anegdoty, zaczynającej się
słowami: „Znałem kiedyś takiego jednego gościa...”.
To książka dla mnie. Lubię takie mocne, brytakne, wręcz męskie pozycje. Myślę że odnalazłabym się w tym świecie. Chętnie przeczytam.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie :)
*brutalne xD
UsuńNa tą książkę zdecydowanie zarezerwuje sobie więcej czasu.
OdpowiedzUsuńKsiążki jak narkotyk
Lubię typowo męskie książki. Jeżeli chcę odpocząć od romansideł dla babuszek,chwytam właśnie po coś takiego. Aby odetchnąć od różu, brokatu i innych błyszczących atrakcji z miłością na pierwszym planie. W sumie ta książka też wydaje się nawet ciekawa. Kto wie, może kiedyś znajdę dla niej trochę czasu.
OdpowiedzUsuńZ jednej strony mnie intryguje ten tytuł, a z drugiej strony nie jestem pewna, czy byłabym zadowolona z tej lektury XD Ach to niezdecydowanie XD
OdpowiedzUsuńwww.whothatgirl.pl
"Pan Paweł Ciećwierz zagwarantował taką jazdę bez trzymanki, że mózg mógłby się przepracować i prędzej czy później opuścić czaszkę z donośnym hukiem!" po czymś takim już się nastawiam pozytywnie. Choć wiem, ostrzegasz- nie czytaj na jeden raz :D
OdpowiedzUsuńPo książce i serialu "Ślepnąc od świateł" zapanowała moda na takie brutalne książki, a ja niekoniecznie w nich gustuję. Wolę mocne przesłanie, ale w opakowaniu science fiction.
OdpowiedzUsuńPrzyjemna okładka, ale lektura raczej nie dla mnie. Nie lubię ciężkich powieści.
OdpowiedzUsuńBrzmi ciekawie, więc może dam się namówić. Chociaż już teraz mam za duży stos do przeczytania :)
OdpowiedzUsuńSama tematyka mi odpowiada, ale mimo to coś mnie odpycha od tej książki. Chyba poczekam na więcej opinii i ewentualnie wtedy zdecyduję, czy kiedyś po nią sięgnąć :)
OdpowiedzUsuńOkładka bardzo przyciąga. Treść wydaję się bardzo intrygująca i chyba się skuszę mimo tej brutalności.
OdpowiedzUsuńUwielbiam takie książki, w których ciągle coś się dzieje, najlepiej coś brutalnego. Jestem bardzo na tak 😁
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
subjektiv-buch.blogspot.com
Chociaż czasami lubię takie cięższe powieści, to ta do mnie nie przemawia. ;)
OdpowiedzUsuńJa na razie odpoczywam od tego typu książek ;)
OdpowiedzUsuńRaczej nie będę sięgać po tę historię ;) może w przyszłym roku ;)
OdpowiedzUsuńNie wiem, czy mam ochotę na taką lekturę. Chyba nie teraz jeszcze.
OdpowiedzUsuńNie lubię brutalności w książkach, ale ten Śląsk mnie przyciąga :P Bo na razie tu mieszkam i studiuję :D
OdpowiedzUsuńKupiłaś mnie. :D Lubię takie męskie, mocne lektury, gdzie krew się leje. :D
OdpowiedzUsuńNie moje klimaty. Definitywnie. Poza tym sama nauczyłam się że wścibianie nosa w nie swoje sprawy nie może się dobrze skończyć. Przyjechałam się na tym kilka razy. Dlatego teraz mówię pas totalny. Kinga
OdpowiedzUsuńMiałam już do czynienia z tego typu książkami, których wprost nie da się przeczytać za jednym zamachem. Choć fabuła intryguje to tym razem się nie skuszę.
OdpowiedzUsuńUwielbiam Twoje recenzje, zawsze czytam je z ogromną przyjemnością. Mało jest w sieci blogerów, którzy piszą z takim polotem.
OdpowiedzUsuń