Autor: Danielle L. Jensen
Przekład:
Anna Studniarek
Tytuł:
Królestwo Mostu
Tytuł
oryginału: The Bridge Kingdom
Seria/Cykl: Królestwo Mostu
Tom: I
Gatunek:
literatura młodzieżowa, fantastyka młodzieżowa
Wydawnictwo:
Galeria Książki
Liczba
stron: 400
AKCJA:
KLUB RECENZENTA [NA KANAPIE]
A
gdybyście tak zakochali się w tej jednej osobie, którą
przysięgliście zniszczyć?
Kiedy
księżniczka Lara przybywa do Królestwa Mostu, by uczynić zadość
postanowieniom traktatu pokojowego i poślubić władcę tej krainy,
ma w głowie tylko jedną myśl: rzucę twoje królestwo na kolana.
Jest gotowa uczynić wszystko, by skruszyć jego obronę. Od
najmłodszych lat była szkolona na śmiertelnie niebezpiecznego
szpiega, ma świadomość, że ta wroga kraina skrywa legendarne zło,
ale i wielką obietnicę. Jako jedyne przejście przez wstrząsany
burzami świat, Królestwo Mostu kontroluje przepływ ludzi i
towarów, a jego władca się bogaci, rujnując inne państwa, w tym
ojczyznę Lary.
Lara
zjawia się w pałacu, który ma się stać jej domem – jest
pięknie położony wśród bujnych ogrodów, dziewczynie zdaje się,
że to raj otoczony przez wzburzone morza – i poznaje przyszłego
męża, Arena. Zaczyna się też zastanawiać, gdzie leży źródło
zła, lecz to, co odkrywa, wstrząsa całym jej światem…
[Opis
wydawcy, pozbawiony spoilerów]
Wiadomo
nie od dziś, że dziecięce umysły chłoną wiedzę jak gąbka
wodę. Oczka maluchów uważnie śledzą każdy ruch, dogłębnie
analizują to, co je otacza, aby prędzej czy później poczynić
próby w naśladownictwie dorosłych. Stawianie pierwszych kroków,
samodzielne spożywanie obiadku czy założenie skarpetek – walczą
zawzięcie, byle poczynić spektakularne postępy. Może z czasem,
wraz upływem miesięcy, zaczynają wymawiać zasłyszane niegdyś,
rzucone w przypływie gniewu, słowa czy kombinują, jak naprawić
całkiem sprawne gniazdko widelcem, lecz i tak najważniejsza w tym
wszystkim jest uwaga. Kontrola nad tym, cóż takiego uczy się
dziecko i próba przekierowania na właściwe tory, gdy coś zacznie
wymykać się spod kontroli. Przychodzi też wtedy etap wpajania
pewnych wartości, jakie towarzyszą starszym, bardziej
doświadczonym. Podzielenia się swoimi spostrzeżeniami, ukazania
pomijanych dotąd prawd. Tylko czy każda z nich jest odpowiednia dla
tak małej istoty? Czy niezbędne jest wpajanie nienawiści, nie
pozwalając na to, by miało własne zdanie?
KAŻDY
Z NAS ZNA INNĄ PRAWDĘ, TAKŻE SKĄD MAM MIEĆ PEWNOŚĆ, KTÓRA
JEST TĄ WŁAŚCIWĄ?
Z rozchwytywanymi
książkami często jest tak, że ich popularność jest
przereklamowana. Jest wokół nich tyle szumu, zewsząd sypią się
pozytywne opinie, a gdy tylko się za nie zabieracie, nawet nie
wiecie, co tak właściwie jest w nich tak urzekającego. Mając za
sobą wiele ciekawszych tytułów, nie umiecie pojąć, skąd ta
fascynacja właśnie tą powieścią. I jeżeli właśnie myślicie,
że w tym momencie poleje się wiadro pomyj na „Królestwo Mostu”
i niczym żmija zacznę pluć jadem – poczujcie się gorzko
rozczarowani. Choć nie obyło się bez drobnych wpadek, bo miewałam
momenty, gdy faktycznie ciężko było mi przebrnąć przez fabułę,
w większości wprost nie mogłam się nadziwić, że coś, co
zazwyczaj wyklinam w młodzieżówkach, tutaj zdoła mnie zachwycić.
Wręcz nie mogłam doczekać się rozwinięcia niektórych, niezwykle
zachęcających do schylania się nad kartkami, wątków. Zamierzałam
odkryć, czy główna bohaterka, od lat uczona do roli szpiega, zdoła
osiągnąć to, na czym tak bardzo jej zależało, lecz – jak
wiadomo – nic nie mogło pójść gładko.
Naturalne komplikacje
czy niespodziewane zdarzenia wtrącały swoje trzy grosze, nadając
temu czytelniczemu przedstawieniu nowych kształtów. Relacja między
Larą a królem Ithicany, Arenem, przypominała słynną zabawę w
kotka i myszkę. Wszak los nie poskąpił dziewczynie urody, a ze
swoimi umiejętnościami aktorskimi mogłaby zastąpić niejedną
hollywoodzką gwiazdeczkę, lecz miała przed sobą równego rywala.
Obie strony starały się dominować i wytyczać zasady gry, dodając
„pikanterii” i zmuszając do stosowania niecodziennych taktyk. A
to sprawiało, że wnikliwiej wchodziło się w przeszłość
królestw, odsłaniając ich prawdziwe kontury. Wraz z postępem
relacji bohaterki z mieszkańcami Ithicany, jak i z samym mężem,
nie dało się nie zauważyć, że zaczęła pojmować coś, co dla
mnie już od początku książki było jasne i klarowne. Liczne
kłamstwa, które stanowiły barierę, okazywały swe oblicze,
tworząc chaos w głowie. A czająca się w cieniu (nie)spodziewana,
a zarazem zupełnie niechciana, miłość nieśmiało wyglądała
dobrego momentu, aby „zatruć” serca młodych. Ugh, po prostu co
rusz tam wrzało, a to wszystko na tle iście średniowiecznej
scenerii, gdzie natura oraz rozległe sojusze i konflikty nieraz
również wymykały się spod kontroli… Jak żyć, proszę państwa,
jak żyć?
JESTEM DELIKATNĄ, NIEŚMIAŁĄ
KSIĘŻNICZKĄ, KTÓRA… WBIJE CI NÓŻ W SERCE, GDY TYLKO NADARZY
SIĘ KU TEMU OKAZJA!
Lara, jak to w powieściach młodzieżowych
bywa, nie miała lekkiego życia. Będąc zaledwie pięcioletnim
brzdącem, została odebrana siłą od matki i zabrana do
odosobnionego miejsca, gdzie – wraz z pozostałymi siostrami –
przeobrażała się w szpiega doskonałego.
Zmuszana do ranienia, głodzona lub karana w imię lepszego
wychowania, dorosła na pewną siebie, a zarazem dobrze kamuflującą
prawdziwe oblicze damę, mogącą bez problemu wkupić się w łaski
wroga. Maridrińska księżniczka, niemalże wzór cnót, który
umiał wzbudzać skrajne uczucia. Doceniałam jej upór w dążeniu
do wyznaczonego celu. Gotowa poświęcić samą siebie, starała się
dotrzymać słowa danego ojcu, aby zapewnić lepszy byt swojemu
ludowi. Wierząca w swoją wersję prawdy, nie starała się dostrzec
drugiej strony medalu, tudzież nawet pozwolę sobie powiedzieć, że
była zaślepiona. Rozgoryczona potencjalnymi zbrodniami małżonka,
starała się mu wbić szpilę w najmniej spodziewanym momencie.
Przesiąknięta pewnymi wartościami, dopiero z czasem zaczęła
dostrzegać, kim tak naprawdę jest król Ithicany, Aren. Powoli
pojmowała, że – choć był brany za porywczego, chciwego i
aroganckiego palanta – najpierw powinna kogoś poznać, nim uwierzy
komuś na słowo. Mężczyzna odnosił się do niej (może nie od
razu, no ale czego tutaj wymagamy?) z szacunkiem, czasami aż
przesadnym. Niejednokrotnie żałowałam, że nie zawsze bywał
stanowczy w swoich postanowieniach, przez co powoli tracił w moich
oczach. Rozumiem, że starające się przejąć nad nim płomienne
uczucia do niewiasty nieraz wygrywały batalię nad rozumem, lecz czy
to stawiało władcę niezwyciężonego dotąd Królestwa Mostu w
dobrym świetle? Moim zdaniem – niespecjalnie. W porządku, bywał
charakterny i co jakiś czas tupnął nogą, że nawet najtwardsi
zawodnicy musieli spasować, jednakże nie zmieniało to faktu, iż
nadal myślę o nim jak o takim rozgotowanym ziemniaku – da się go
znieść, ale jednak trzeba coś dorzucić, aby nabrał wyrazistości.
Skoro o wyrazistości
mowa, to w „Królestwie Mostu” da się spostrzec wielu
drugoplanowych bohaterów, którym wystarczyło pojawić się w
otoczeniu Lary czy Arena, a już skradali całe fabularne
przedstawienie. Na pewno jedną z takich bohaterek jest babcia króla,
gdzie przy niej definicja kruchej, schorowanej staruszki pakuje
walizki i się wyprowadza. Charakterna, umiejąca przejrzeć każdego
delikwenta kobieta – przy niej aż strach oddychać! Przy niej sama
Lara, wielokrotna mistrzyni ciętych ripost, musiała ustąpić
miejsca na podium. Nie inaczej było z Jorem, prawą ręką króla
Ithicany. Wyrazisty, niebojący się wytknąć Arenowi w dość
wymyślny sposób popełnianych przez niego błędów mężczyzna,
niekiedy zachowujący się tak, jakby od lat przebywał w samotności
i zapomniał, co to kultura osobista. Nieraz bywałam zniesmaczona
jego poczynaniami, ale odbijał to właśnie na swej odwadze, dlatego
też obdarzyłam go sympatią. Również siostra władcy Królestwa
Mostu (rany, ale mnie wzięło na ludzi ze strony tego młodzieńca!)
wydawała mi się całkiem ciekawą osobą. Niestroniąca od
alkoholu, bardziej waleczna i twardsza od brata, mogłaby pozamiatać,
jednak autorka nie dała jej za wielkiego pola do popisu. Niezmiernie
mi jej brakowało w wielu kluczowych sytuacjach, dlatego myślę, że
w kolejnym tomie zostanie to naprawione!
Skoro powiedziałam
już co nieco o kimś, kto bez wątpienia mnie kupił, to wypadałoby
zakończyć ten wątek wzmianką o królu Maridriny, który nie
zasługuje na nic innego, jak na miano najbardziej parszywego
skurczybyka. Pomijając już dalsze zdarzenia, skupię się bardziej
na samym odebraniu dziewczynek od matki, by przeobrazić je w swoje
pionki. Jakim niedorobionym rodzicem trzeba być, aby zrobić coś
takiego własnym dzieciom? Zdaję sobie sprawę, że czasami życie
zmusza nas do podjęcia drastycznych kroków, ale akurat jego nic nie
usprawiedliwia! Koniec, kropka.
Podsumowując.
„Królestwo Mostu” to jedna z wielu powieści fantastycznych dla
młodzieży, po której nie można spodziewać się ogromu
nieprzewidywalnych zdarzeń, jednak przedstawiony tam świat, gdzie
tylko prawda i chęć do naprawienia krzywd z przeszłości zdołają
go scalić oraz niebanalni bohaterowie nie odpuszczają tak łatwo.
Możesz zdawać sobie sprawę z tego, co wydarzy się tuż za
kolejnym rozdziałowym zakrętem, ale i tak nie opędzisz się od
tych wszelkich intryg i ludzkich historii, gdzie zdarzają się
zdumiewające zwroty akcji. Możesz mieć za złe niektórym
bohaterom ich rozmazanych kształtów, ale i tak zapragniesz dobrnąć
do końca! Dobra książka na długie, leniwe wieczory, dzięki
której nabiorą one ciekawszych barw.
MOJA
OCENA:
★★★★★★★☆☆☆
KSIĄŻKĘ
PRZECZYTAŁAM DZIĘKI KLUBOWI RECENZENTA, AKCJI STWORZONEJ PRZEZ
WSPANIAŁY ZESPÓŁ Z NAKANAPIE.PL!
W sumie to nie wiem. Lubię fantastykę młodzieżową, ale jakoś fabuła opisanej powieści niezbyt mnie skusi :(
OdpowiedzUsuńWłaśnie dobre młodzieżówki lubię i chyba mnie tą jednak przekonałaś, choć widzę, że nie jest idealnie, ale da radę.
OdpowiedzUsuńTego typu historie są popularne dzięki chyba tej zabawie w kotka i myszkę oraz pikanterii. Mnie aktualnie ona zbytnio nie bawi. Jest przereklamowana, jednak jak to stwierdzasz - jeśli autor potrafi dodać nieco smaczku to każdy znany scenariusz staje się ciekawszy. Dla mnie (jak również podkreśliłaś) mogą być nimi bohaterowie drugoplanowi. :)
OdpowiedzUsuńCzytając jej blurb doszlam do wniosku, że na jego podstawie można domyślić się przebiegu fabuły, dlatego nie spieszyło mi się z jej przeczytaniem. Jednak piszesz, że elementy, które przeszkadzają ci zazwyczaj w młodzieżówkach, w tej książce działają, więc może kiedyś ją przeczytam.
OdpowiedzUsuńKsiążki jak narkotyk
Nie podobała mi się seria "Porwana pieśniarka" jednak ta książka bardzo mnie do siebie przyciąga i bardzo chce ją przeczytać. Wiem również że mój mąż chce mnie ją sprezentować więc nie będę kupować ;d
OdpowiedzUsuńMuszę przyznać, że mam ogromny sentyment do poprzedniej serii autorki, ale jakoś do tego tytułu aż tak mnie nie ciągnie. ;)
OdpowiedzUsuńKsiążka mnie porwała, a to ostatnio rzadko się zdarza. Niecierpliwie czekam na drugą część :)
OdpowiedzUsuńLubię, jak oklepane schematy są opowiadane w inny sposób. Daję tej serii szansę.
OdpowiedzUsuńTa książka coraz bardziej mnie kusi :)
OdpowiedzUsuńKsiążke kojarzę i czytalam juz kilka recenzji, ale ten klub recenzenta mnie zainteresowal. Musze przyjrzeć mu sie blizej.
OdpowiedzUsuńZastanawiam się, czy moja córka skusiłaby się na tę przygodę czytelniczą, kilka elementów zapewne ją przyciągnie, uwielbia, kiedy daje się wyrazisty rys drugoplanowym postaciom. Tytuł zatem podsunę pod rozwagę, niech sama decyduje, czy się w książce zanurzy. :)
OdpowiedzUsuń