niedziela, 16 lutego 2020

Wróg mojego przyjaciela wcale nie musi być też moim wrogiem [DANIELLE L. JENSEN – „KRÓLESTWO MOSTU”]


Przekład: Anna Studniarek
Tytuł oryginału: The Bridge Kingdom
Seria/Cykl: Królestwo Mostu
Tom: I
Gatunek: literatura młodzieżowa, fantastyka młodzieżowa
Wydawnictwo: Galeria Książki
Liczba stron: 400

A gdybyście tak zakochali się w tej jednej osobie, którą przysięgliście zniszczyć?
Kiedy księżniczka Lara przybywa do Królestwa Mostu, by uczynić zadość postanowieniom traktatu pokojowego i poślubić władcę tej krainy, ma w głowie tylko jedną myśl: rzucę twoje królestwo na kolana. Jest gotowa uczynić wszystko, by skruszyć jego obronę. Od najmłodszych lat była szkolona na śmiertelnie niebezpiecznego szpiega, ma świadomość, że ta wroga kraina skrywa legendarne zło, ale i wielką obietnicę. Jako jedyne przejście przez wstrząsany burzami świat, Królestwo Mostu kontroluje przepływ ludzi i towarów, a jego władca się bogaci, rujnując inne państwa, w tym ojczyznę Lary.
Lara zjawia się w pałacu, który ma się stać jej domem – jest pięknie położony wśród bujnych ogrodów, dziewczynie zdaje się, że to raj otoczony przez wzburzone morza – i poznaje przyszłego męża, Arena. Zaczyna się też zastanawiać, gdzie leży źródło zła, lecz to, co odkrywa, wstrząsa całym jej światem…
[Opis wydawcy, pozbawiony spoilerów]

Wiadomo nie od dziś, że dziecięce umysły chłoną wiedzę jak gąbka wodę. Oczka maluchów uważnie śledzą każdy ruch, dogłębnie analizują to, co je otacza, aby prędzej czy później poczynić próby w naśladownictwie dorosłych. Stawianie pierwszych kroków, samodzielne spożywanie obiadku czy założenie skarpetek – walczą zawzięcie, byle poczynić spektakularne postępy. Może z czasem, wraz upływem miesięcy, zaczynają wymawiać zasłyszane niegdyś, rzucone w przypływie gniewu, słowa czy kombinują, jak naprawić całkiem sprawne gniazdko widelcem, lecz i tak najważniejsza w tym wszystkim jest uwaga. Kontrola nad tym, cóż takiego uczy się dziecko i próba przekierowania na właściwe tory, gdy coś zacznie wymykać się spod kontroli. Przychodzi też wtedy etap wpajania pewnych wartości, jakie towarzyszą starszym, bardziej doświadczonym. Podzielenia się swoimi spostrzeżeniami, ukazania pomijanych dotąd prawd. Tylko czy każda z nich jest odpowiednia dla tak małej istoty? Czy niezbędne jest wpajanie nienawiści, nie pozwalając na to, by miało własne zdanie?

KAŻDY Z NAS ZNA INNĄ PRAWDĘ, TAKŻE SKĄD MAM MIEĆ PEWNOŚĆ, KTÓRA JEST TĄ WŁAŚCIWĄ?

Z rozchwytywanymi książkami często jest tak, że ich popularność jest przereklamowana. Jest wokół nich tyle szumu, zewsząd sypią się pozytywne opinie, a gdy tylko się za nie zabieracie, nawet nie wiecie, co tak właściwie jest w nich tak urzekającego. Mając za sobą wiele ciekawszych tytułów, nie umiecie pojąć, skąd ta fascynacja właśnie tą powieścią. I jeżeli właśnie myślicie, że w tym momencie poleje się wiadro pomyj na „Królestwo Mostu” i niczym żmija zacznę pluć jadem – poczujcie się gorzko rozczarowani. Choć nie obyło się bez drobnych wpadek, bo miewałam momenty, gdy faktycznie ciężko było mi przebrnąć przez fabułę, w większości wprost nie mogłam się nadziwić, że coś, co zazwyczaj wyklinam w młodzieżówkach, tutaj zdoła mnie zachwycić. Wręcz nie mogłam doczekać się rozwinięcia niektórych, niezwykle zachęcających do schylania się nad kartkami, wątków. Zamierzałam odkryć, czy główna bohaterka, od lat uczona do roli szpiega, zdoła osiągnąć to, na czym tak bardzo jej zależało, lecz – jak wiadomo – nic nie mogło pójść gładko.
Naturalne komplikacje czy niespodziewane zdarzenia wtrącały swoje trzy grosze, nadając temu czytelniczemu przedstawieniu nowych kształtów. Relacja między Larą a królem Ithicany, Arenem, przypominała słynną zabawę w kotka i myszkę. Wszak los nie poskąpił dziewczynie urody, a ze swoimi umiejętnościami aktorskimi mogłaby zastąpić niejedną hollywoodzką gwiazdeczkę, lecz miała przed sobą równego rywala. Obie strony starały się dominować i wytyczać zasady gry, dodając „pikanterii” i zmuszając do stosowania niecodziennych taktyk. A to sprawiało, że wnikliwiej wchodziło się w przeszłość królestw, odsłaniając ich prawdziwe kontury. Wraz z postępem relacji bohaterki z mieszkańcami Ithicany, jak i z samym mężem, nie dało się nie zauważyć, że zaczęła pojmować coś, co dla mnie już od początku książki było jasne i klarowne. Liczne kłamstwa, które stanowiły barierę, okazywały swe oblicze, tworząc chaos w głowie. A czająca się w cieniu (nie)spodziewana, a zarazem zupełnie niechciana, miłość nieśmiało wyglądała dobrego momentu, aby „zatruć” serca młodych. Ugh, po prostu co rusz tam wrzało, a to wszystko na tle iście średniowiecznej scenerii, gdzie natura oraz rozległe sojusze i konflikty nieraz również wymykały się spod kontroli… Jak żyć, proszę państwa, jak żyć?

JESTEM DELIKATNĄ, NIEŚMIAŁĄ KSIĘŻNICZKĄ, KTÓRA… WBIJE CI NÓŻ W SERCE, GDY TYLKO NADARZY SIĘ KU TEMU OKAZJA!

Lara, jak to w powieściach młodzieżowych bywa, nie miała lekkiego życia. Będąc zaledwie pięcioletnim brzdącem, została odebrana siłą od matki i zabrana do odosobnionego miejsca, gdzie – wraz z pozostałymi siostrami – przeobrażała się w szpiega doskonałego. Zmuszana do ranienia, głodzona lub karana w imię lepszego wychowania, dorosła na pewną siebie, a zarazem dobrze kamuflującą prawdziwe oblicze damę, mogącą bez problemu wkupić się w łaski wroga. Maridrińska księżniczka, niemalże wzór cnót, który umiał wzbudzać skrajne uczucia. Doceniałam jej upór w dążeniu do wyznaczonego celu. Gotowa poświęcić samą siebie, starała się dotrzymać słowa danego ojcu, aby zapewnić lepszy byt swojemu ludowi. Wierząca w swoją wersję prawdy, nie starała się dostrzec drugiej strony medalu, tudzież nawet pozwolę sobie powiedzieć, że była zaślepiona. Rozgoryczona potencjalnymi zbrodniami małżonka, starała się mu wbić szpilę w najmniej spodziewanym momencie. Przesiąknięta pewnymi wartościami, dopiero z czasem zaczęła dostrzegać, kim tak naprawdę jest król Ithicany, Aren. Powoli pojmowała, że – choć był brany za porywczego, chciwego i aroganckiego palanta – najpierw powinna kogoś poznać, nim uwierzy komuś na słowo. Mężczyzna odnosił się do niej (może nie od razu, no ale czego tutaj wymagamy?) z szacunkiem, czasami aż przesadnym. Niejednokrotnie żałowałam, że nie zawsze bywał stanowczy w swoich postanowieniach, przez co powoli tracił w moich oczach. Rozumiem, że starające się przejąć nad nim płomienne uczucia do niewiasty nieraz wygrywały batalię nad rozumem, lecz czy to stawiało władcę niezwyciężonego dotąd Królestwa Mostu w dobrym świetle? Moim zdaniem – niespecjalnie. W porządku, bywał charakterny i co jakiś czas tupnął nogą, że nawet najtwardsi zawodnicy musieli spasować, jednakże nie zmieniało to faktu, iż nadal myślę o nim jak o takim rozgotowanym ziemniaku – da się go znieść, ale jednak trzeba coś dorzucić, aby nabrał wyrazistości.
Skoro o wyrazistości mowa, to w „Królestwie Mostu” da się spostrzec wielu drugoplanowych bohaterów, którym wystarczyło pojawić się w otoczeniu Lary czy Arena, a już skradali całe fabularne przedstawienie. Na pewno jedną z takich bohaterek jest babcia króla, gdzie przy niej definicja kruchej, schorowanej staruszki pakuje walizki i się wyprowadza. Charakterna, umiejąca przejrzeć każdego delikwenta kobieta – przy niej aż strach oddychać! Przy niej sama Lara, wielokrotna mistrzyni ciętych ripost, musiała ustąpić miejsca na podium. Nie inaczej było z Jorem, prawą ręką króla Ithicany. Wyrazisty, niebojący się wytknąć Arenowi w dość wymyślny sposób popełnianych przez niego błędów mężczyzna, niekiedy zachowujący się tak, jakby od lat przebywał w samotności i zapomniał, co to kultura osobista. Nieraz bywałam zniesmaczona jego poczynaniami, ale odbijał to właśnie na swej odwadze, dlatego też obdarzyłam go sympatią. Również siostra władcy Królestwa Mostu (rany, ale mnie wzięło na ludzi ze strony tego młodzieńca!) wydawała mi się całkiem ciekawą osobą. Niestroniąca od alkoholu, bardziej waleczna i twardsza od brata, mogłaby pozamiatać, jednak autorka nie dała jej za wielkiego pola do popisu. Niezmiernie mi jej brakowało w wielu kluczowych sytuacjach, dlatego myślę, że w kolejnym tomie zostanie to naprawione!
Skoro powiedziałam już co nieco o kimś, kto bez wątpienia mnie kupił, to wypadałoby zakończyć ten wątek wzmianką o królu Maridriny, który nie zasługuje na nic innego, jak na miano najbardziej parszywego skurczybyka. Pomijając już dalsze zdarzenia, skupię się bardziej na samym odebraniu dziewczynek od matki, by przeobrazić je w swoje pionki. Jakim niedorobionym rodzicem trzeba być, aby zrobić coś takiego własnym dzieciom? Zdaję sobie sprawę, że czasami życie zmusza nas do podjęcia drastycznych kroków, ale akurat jego nic nie usprawiedliwia! Koniec, kropka.

Podsumowując. „Królestwo Mostu” to jedna z wielu powieści fantastycznych dla młodzieży, po której nie można spodziewać się ogromu nieprzewidywalnych zdarzeń, jednak przedstawiony tam świat, gdzie tylko prawda i chęć do naprawienia krzywd z przeszłości zdołają go scalić oraz niebanalni bohaterowie nie odpuszczają tak łatwo. Możesz zdawać sobie sprawę z tego, co wydarzy się tuż za kolejnym rozdziałowym zakrętem, ale i tak nie opędzisz się od tych wszelkich intryg i ludzkich historii, gdzie zdarzają się zdumiewające zwroty akcji. Możesz mieć za złe niektórym bohaterom ich rozmazanych kształtów, ale i tak zapragniesz dobrnąć do końca! Dobra książka na długie, leniwe wieczory, dzięki której nabiorą one ciekawszych barw.

MOJA OCENA:
★★★★★★★☆☆☆


KSIĄŻKĘ PRZECZYTAŁAM DZIĘKI KLUBOWI RECENZENTA, AKCJI STWORZONEJ PRZEZ WSPANIAŁY ZESPÓŁ Z NAKANAPIE.PL!


11 komentarzy:

  1. W sumie to nie wiem. Lubię fantastykę młodzieżową, ale jakoś fabuła opisanej powieści niezbyt mnie skusi :(

    OdpowiedzUsuń
  2. Właśnie dobre młodzieżówki lubię i chyba mnie tą jednak przekonałaś, choć widzę, że nie jest idealnie, ale da radę.

    OdpowiedzUsuń
  3. Tego typu historie są popularne dzięki chyba tej zabawie w kotka i myszkę oraz pikanterii. Mnie aktualnie ona zbytnio nie bawi. Jest przereklamowana, jednak jak to stwierdzasz - jeśli autor potrafi dodać nieco smaczku to każdy znany scenariusz staje się ciekawszy. Dla mnie (jak również podkreśliłaś) mogą być nimi bohaterowie drugoplanowi. :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Czytając jej blurb doszlam do wniosku, że na jego podstawie można domyślić się przebiegu fabuły, dlatego nie spieszyło mi się z jej przeczytaniem. Jednak piszesz, że elementy, które przeszkadzają ci zazwyczaj w młodzieżówkach, w tej książce działają, więc może kiedyś ją przeczytam.

    Książki jak narkotyk

    OdpowiedzUsuń
  5. Nie podobała mi się seria "Porwana pieśniarka" jednak ta książka bardzo mnie do siebie przyciąga i bardzo chce ją przeczytać. Wiem również że mój mąż chce mnie ją sprezentować więc nie będę kupować ;d

    OdpowiedzUsuń
  6. Muszę przyznać, że mam ogromny sentyment do poprzedniej serii autorki, ale jakoś do tego tytułu aż tak mnie nie ciągnie. ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. Książka mnie porwała, a to ostatnio rzadko się zdarza. Niecierpliwie czekam na drugą część :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Lubię, jak oklepane schematy są opowiadane w inny sposób. Daję tej serii szansę.

    OdpowiedzUsuń
  9. Ta książka coraz bardziej mnie kusi :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Książke kojarzę i czytalam juz kilka recenzji, ale ten klub recenzenta mnie zainteresowal. Musze przyjrzeć mu sie blizej.

    OdpowiedzUsuń
  11. Zastanawiam się, czy moja córka skusiłaby się na tę przygodę czytelniczą, kilka elementów zapewne ją przyciągnie, uwielbia, kiedy daje się wyrazisty rys drugoplanowym postaciom. Tytuł zatem podsunę pod rozwagę, niech sama decyduje, czy się w książce zanurzy. :)

    OdpowiedzUsuń