środa, 5 lutego 2020

CUKIER, SŁODKOŚCI I TROCHĘ... GORZKOŚCI? [Cathy Cassidy – „Piankowe niebo”]

Autorka: Cathy Cassidy
Przekład: Anna Bereta-Jankowska
Tytuł: Piankowe niebo
Tytuł oryg.: Marshmallow Sky
Seria: BOMBonierki
Tom: 2
Gatunek: literatura młodzieżowa
Wydawnictwo: IUVI
Liczba stron: 281

Opis: Skye jest wesołą i uroczą dziewczyną z odrobiną szaleństwa i zamiłowaniem do staroci. Ma siostrę bliźniaczkę Summer – niby są identyczne, ale Skye od zawsze czuje się gorsza od siostry. Wciąż czuje się „tą drugą”. Nawet Alfie, najlepszy przyjaciel Skye, ostatecznie przyznaje, że zakochał się nie w niej, ale w Summer – to boli… Chociaż Sky kocha siostrę najbardziej na świecie, także chciałaby zostać zauważona, chciałaby wreszcie zabłysnąć. Tylko jak wyjść z cienia, pozostając sobą?
[opis wydawcy]


Cukier, słodkości i różne śliczności – tak przynajmniej można stwierdzić, kiedy spojrzymy na okładkę Piankowego nieba. W tym momencie przydałaby się jednak cenna, dobrze nam znana przestroga: nie oceniaj książki po okładce! Bo może rzeczywiście znajdziemy tutaj słodycze, od których chwilami będą bolały nas zęby, ale uwierzcie mi, one tylko w wersji do zjedzenia, bo jeżeli chodzi o całą fabułę to już tak kolorowo nie ma.

CUKIER, SŁODKOŚCI I TROCHĘ… GORZKOŚCI?

Nie zrozumcie mnie źle. Ta książka nie jest dramatyczna i nie wyciska miliona łez (chociaż moich kilka wycisnęła), bo mimo wszystko jest to powieść dla młodszych czytelników, którzy dopiero wkraczają w okres dorastania,  a co za tym idzie: raczej Cathy Cassidy nie chciała nikogo oblać wiadrem zimnej wody, ale wciąż jest to historia dosyć poruszająca, szczególnie jeżeli chodzi o wnętrze bohaterki. Powiem tak: autorka trzyma poziom pierwszego tomu. W ciekawy sposób pokazuje, że młode osoby też mogą czuć się samotne, wyobcowane i również mogą mieć własne problemy, czy to mniejsze, czy większe. Ba, nawet ktoś tak wiekowy jak ja mógł się spokojnie utożsamiać z główną bohaterką, choć w przypadku starszych osób może to być po prostu swoisty powrót do czasów młodości (nie żebym była już babcią po sześćdziesiątce, ale nie ukrywajmy, BOMBonierki to jednak seria dla osób w przedziale 10–14 lat. Oceny dokonuję na podstawie wieku bohaterek, tu się bez bicia przyznaję). W zasadzie w tym momencie mogłabym skończyć recenzję i przekierować was do recenzji poprzedniego tomu, bo wzór jest ten sam, choć może bohaterka inna, ale nie ma tak łatwo!

NIEIDEALNY INDYWIDUALIZM Z NUTKĄ VINTAGE

Sióstr Tanberry (tak, wciąż będę powtarzać, że to nazwisko nieziemsko mi się podoba) jest czwórka (plus piąta, bo jeszcze ta niebiologiczna, czyli Cherry z poprzedniego tomu). Tym razem mieliśmy do czynienia z jedną z bliźniaczek, która gdzieś pod koniec książki skończyła trzynaście lat – Skye. To taka typowa, niby cicha dziewczyna, która niekoniecznie rozkochuje w sobie wszystkich dookoła, w przeciwieństwie do swojej siostry, będącą ikoną popularności. Jak już się możecie domyślić, Skye całe życie była w jej cieniu, siebie samą uważając za mało interesującą, a jednak dziewczyna może się czymś popisać. Oprócz tego, że lubi styl vintage, ma obsesję na punkcie przeszłości. Kiedy jej mama wraz z ojcem Cherry znajdują na strychu kufer z sukniami i listami należący do osławionej miłosną historią kobiety, która jest jej przodkinią, Skye dosłownie popada w manię rozwiązywania zagadek. To o tyle różniący się od poprzedniej części tom, że zjawiają się tutaj takie drobne elementy fantasy, których na upartego wcale fantasy nie musimy zwać. Z drugiej strony w sumie trudno zwać przypadkowym to, że główna bohaterka w snach widuje chłopaka, którego rzeczywiście spotyka – dobrze, nieco się różni od tej sennej wersji, więc pewnie właśnie w taki sposób autorka chciała uciec od tej fantastyki w obyczajowej książce, ale cholera, ja i tak tu widzę domieszkę fantasy. Co prawda duchy i próba rozszyfrowania zagadek z przeszłości, z drobnym elementem grozy, przypomina trochę bardziej przygotówkę, ale jeżeli pojawia się jakaś różnorodność, to nie mamy na co narzekać. Mnie osobiście klimat odpowiadał, choć jednocześnie muszę przyznać, że to wszystko było… niezwykle przewidywalne i uproszczone. Z drugiej strony – czego oczekiwać od powieści, która jest dla dziewczynek w wieku 10–14? One na pewno się zakochają, skoro nawet mi bardzo miło brnęło się przez historię Skye. Ale powracając do bohaterki.
Problem Skye został tak przedstawiony, że dosłownie byłam gotowa wskoczyć do książki, stanąć na jakimś wzgórzu i zacząć się do niej drzeć, że nie jest sama. To taka dziewczynka, która w zasadzie dużo musiała przejść, tym bardziej, że niezbyt dzieliła się z ludźmi własnymi obawami. Jej najistotniejszym problemem jest to, że wszyscy dookoła dosłownie pokazują, że jest cieniem własnej siostry, na dodatek zarzuca się jej, że skoro nie interesuje się chłopakami, to nie jest dorosła. A Skye może i marzy o miłości, ale takiej prawdziwej i czystej, jak ze snów. Nie jest nastolatką w dosłownym znaczeniu tego słowa. To raczej marzycielka. I niech to, chociaż ledwo skończyła trzynaście lat, musiałam przyznać, że jakaś część mnie się z nią utożsamiała! Może dlatego tak mocno przeżywałam, kiedy dziewczyna była zupełnie sama z własnymi problemami. Także bohaterka na plus, nawet bardziej niż Cherry z poprzedniego tomu. Dodatkowo jako jedyna w całym domu po raz pierwszy sprzeciwiła się swojej jędzowatej siostrze, wokół której wszyscy do tej pory skakali, także gratuluję odwagi (tak, Honey znowu działała mi na nerwy, i gdybym spotkała taką wredną nastolatkę w życiu codziennym, pewnie bym jej zdrowo przypierniczyła patelnią, z drugiej strony… to bardzo fajne, że nie wszyscy bohaterowie są słodziutcy i bez wad. Nawet sama Skye, bo kilka błędów popełniła. I to jest w tej książce chyba najfajniejsze).
Jedyny problem, jaki mogę zarzucić tej książce, a już w zasadzie serii, to taki, że opisy czasem są tak krótkie, że w ciągu jednej linijki fabuła przeskakuje do innego miejsca albo czynu. Nie zawsze mi to pasowało, i nie zawsze przez to mogłam się wczuć, w końcu bohaterowie się nie teleportują, nawet w książkach młodzieżowych. Ale to by było w sumie na tyle, jeżeli chodzi o wady.
Podsumowując. Uważam, że to miła książka, przy której można odpocząć, ale i nieźle przejąć się losami bohaterki. Klimat słodko-gorzki, jak w pierwszym tomie. Przy okazji to nie trzeba jakoś szczególnie znać poprzedniej części. I tak wszystko wyjaśniane jest w międzyczasie. Także mimo tego, że uważam, iż była to odrobinę mniej ciekawsza BOMBonierka, to i tak dobrze się bawiłam, także polecam.

OCENA:
★★★★★★

7 komentarzy:

  1. Dobrze, że nie trzeba znać poprzedniej części. Od czasu do czasu lubię poczytać takie historie.

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie spieszy mi się do poznania tej serii, ale nie mogę o niej zapomnieć, ponieważ ciągle natrafiam na jej recenzje. Co nie jest złe. Jej dużym plusem jest to, że nie trzeba znać pierwszego tomu.

    Książki jak narkotyk

    OdpowiedzUsuń
  3. Drugi tom podobał mi się bardziej niż pierwszy :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Podoba mi sie ta nutka vintage

    OdpowiedzUsuń
  5. Czytałam oba tomy i czekam na kolejne, bo są to przesłodkie historię, a czasami mam ochotę na takie książki ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Wypadłam z biegu takich książek kilkadziesiąt lat temu, ale miło wspominam, jak ciepłych dostarczały mi kiedyś wrażeń. Teraz obserwuję, jak moje dzieci się w nie zanurzają, zwłaszcza córka poszukuje takich przygód czytelniczych. O tym tytule jej wspomnę.

    OdpowiedzUsuń