Autor:
Alicja Wlazło
Tytuł:
Iskra
Seria/Cykl:
Zaprzysiężeni
Tom:
II
Poprzedni
tom: Mrok
Gatunek:
fantastyka, fantastyka polska
Wydawnictwo:
Inanna
Liczba
stron: 326
Nadchodzi
mrok, ale tli się w nim jeszcze iskierka nadziei!
Laureen
z całych sił próbuje sprostać pokładanym w niej oczekiwaniom,
jednak strach i tęsknota za utraconą rodziną sprawiają, że
trudno jej pogodzić się z obojętnością Sigarra i wymaganiami
Ladysława. Intrygi pośród Zaprzysiężonych zataczają coraz
szersze kręgi i nie wiadomo, kto jest przyjacielem, a kto wrogiem.
Ziemia
spłynie krwią i łzami… Czyimi?!
[Opis
wydawcy]
Nikt z nas nie jest idealny. Choćbyśmy
chcieli, prędzej czy później popełnimy pozornie drobny błąd,
który niestety może zaważyć na tym, jak będziemy postrzegani. I
to w naszym interesie zostaje kwestia tego, czy postanowimy go
naprawić, modląc się o uzyskanie drugiej szansy, czy jednak
pozwolimy, by tocząca się ze wzgórza skała dalej siała
spustoszenie. Zazwyczaj wybieramy mniejsze zło. Okazujemy skruchę,
eliminując jej skutki, dzięki czemu zasługujemy na łagodniejszy
wyrok w oczach innych. Stąpamy niczym po kruchym ludzie, uważając
na każdy najdrobniejszy krok, by uzyskać upragnione wybaczenie.
Tylko nigdy nie możemy wiedzieć, czy to nie jest gra. Gra
pozwalająca uśpić czujność, by móc zaatakować ze zdwojoną
siłą, siejąc przy tym wymarzone spustoszenie...
POKÓJ
NIGDY NIE BYŁ OPCJĄ
Po spektakularnym zakończeniu „Mroku”
wyczekiwanie na „Iskrę” stało się niemal moim priorytetem.
Nieświadomość tego, co dzieje się z bohaterami doprowadzała do
granic szaleństwa! Dlatego też ledwo co powstrzymywałam się przed
piciem herbatek uspokajających, wyrywaniem włosów oraz obgryzaniem
paznokci, kiedy dostrzegałam przesuwającą się premierę. To
sprawiło, że ponowne wkroczenie do świata Zaprzysiężonych stało
się dla mnie intensywniejsze. Pierwsze rozdziały, przypominające
poruszający się na wietrze niepewny płomień świecy, tylko
wzmagały apetyt na mocniejsze doznania, których – na całe
szczęście – nie zabrakło. Urywające narracje dolewały jedynie
oliwy do ognia. Przeskakujące w kulminacyjnych momentach, pozwalały
wzniecić ogień ekscytacji, niepewności i frustracji. Pomieszane z
ogromem tajemnic, wiszących w powietrzu skomplikowanych intryg oraz
ogromem podchwytliwych wątków, wprowadzały zdrowy chaos,
napędzając lawinę zwaną pożądaniem. Pożądaniem wiedzy oraz
magii, jaka otaczała bohaterów. Czułam jej wzmocnione działanie,
całkowicie otworzyłam się na te przepełnione mocą doznania. Z
precyzją ryjącego w ziemi kreta zagłębiałam się w tym świecie.
Nie zamierzałam poprzestać na zerwaniu z niego warstwy wierzchniej.
Liczyło się tylko to, by całkowicie się przede mną obnażył, na
co Alicja Wlazło, choć niechętnie, przystanęła. Nadal pozostaje
wiele niewiadomych, do których nie jestem w stanie się dobrać,
lecz udzieliła mi odpowiedzi na wiele zabłąkanych w umyśle pytań,
dzięki czemu czuję się jeszcze bardziej zżyta z tym fantastycznym
światem. Światem, który zawsze znajdzie sposób, aby zaczaić się
za plecami i wbić w nie sztylet. Tak… zakończenie „Iskry”
ścina z nóg, a każda próba podniesienia się nie przynosi
zamierzonego efektu. Alicja – coś ty znowu odwaliła?
Jak w poprzednim tomie fabuła
najczęściej kręciła się wokół Ziemi, iście związanej z
pragnącą odzyskać swoich bliskich Laureen, tak w „Iskrze”
możemy – wreszcie – w pełni podziwiać widoki terenów
zamieszkałych przez Zaprzysiężonych. Surowe warunki Daenionu, choć
pozornie niesprzyjające zamieszkiwaniu tamtejszych rejonów,
zawładnięte przez obdarzonych magią wojowników, zyskiwały w
oczach. Wybitnie uświadamiały, że nie służyły one przede
wszystkim do odpoczynku. Przebywając tam, miało się pewność, iż
wkrótce zacznie się wylewać siódme poty lub wyczekiwać na
zadania, pozwalające odkrywać dalsze ziemie. Ziemie przesiąknięte
innymi barwami, naznaczone obcą kulturą, deptane przez odmienne
gatunki, gdzie te nie zawsze posiadały pokojowe namiary. Do ukazania
tak drastycznych różnic warunkowych trzeba posiadać olbrzymią
wyobraźnię oraz umiejętność ukazywania ich, by zachwycać, a nie
zadręczać czytelnika, co niewielu jest w stanie osiągnąć. W
przypadku autorki nie trzeba się o to martwić. Syte opisy nie
kolidują z dynamizmem akcji. Stają się jednością, gotową na to,
by komuś służyć.
Nie samym pędem za niebezpiecznymi
zdarzeniami, przelewami krwi (zarówno winnych, jak i niewinnych)
oraz zwalczaniem skomplikowanych ścieżek losu człowiek żyje,
dlatego należałoby zadbać o uspokojenie wewnętrznego pożaru.
Ugaszenie jego części, aby ten nie spopielił każdego skrawka
ziemi. A że autorka uwielbia szaleństwa, obawiałam się, czy
nadejdzie chwila spokoju. Niepotrzebnie. Alicja Wlazło zadbała o
zdrowie czytelników, nie chcąc mieć nikogo na sumieniu. Po każdej
fabularnej burzy pozwala słońcu wyłonić się zza ciężkich
chmur, byśmy mogli ogrzać się w jego cieple i uspokoić rozszalałe
serce. Może to sprawiało, że otrzymywała czas na podłożenie
kolejnego ładunku wybuchowego, jednak to uczy cieszenia się chwilą.
Trochę dziwnie to brzmi, ale taka jest prawda. W połączeniu z
historią pomaga w nauce doceniania tego, co się dostaje. Życie
wielokrotnie może nam wkładać kamienie do butów i obsypywać
bieliznę proszkiem wywołującym swędzenie, ale gdy tylko będziemy
skupiać się na problemach, prędzej czy później oszalejemy. A na
to nie można pozwolić!
POPEŁNILIŚMY JUŻ TYLE BŁĘDÓW…
PORA NA KOLEJNE!
W życiu Laureen, a raczej Kalisty,
zaszły kolejne zmiany, tym razem teoretycznie dobrze zaplanowane.
Jako nowicjuszka w szeregach Zaprzysiężonych mogła
wreszcie przestać udawać kogoś, kim nie jest. Zrzucić maskę i
ukazać drzemiącą w duszy prawdziwą naturę. Sięgnąć po
upragnioną wiedzę, chłonąć ją i udoskonalać techniki walk,
pozwalające jej przetrwać w tak brutalnym świecie. Teoretycznie,
gdyż nadal ciążyły
na niej pewne przyrzeczenia, o których nie zamierzała
zapomnieć, co wyraźnie odbijało
się na relacjach kobiety z pozostałymi. Choć znalazła
sprzymierzeńca w Sigarrze, mężczyźnie gotowym brać na siebie
całe jej cierpienie, wyraźnie odczuwała, jak ich pozornie silna
więź oraz zrozumienie powoli słabną. Ośli upór Liz wyraźnie
wzmagał niechęć Zaprzysiężonego do
planu. Dostrzegając
w nim same wady, uparcie odmawiał wcielenia go w życie, czym
niezmiernie ją ranił. Ale wiecie co? Tak właściwie Sigarr… sam
nie wiedział, czego chce. Raz
pozwalał kobiecie się do siebie zbliżyć, by parę uderzeń serca
później skutecznie ochładzać ich i tak napięte relacje. Po
części wina leżała po stronie niezdecydowanej Kalisty, która
także do końca nie wiedziała, czy pozwolić sobie na nowe uczucie,
czy też czekać cierpliwie na wieści o mężu, ale sam
Zaprzysiężony niczego nie
ułatwiał. A to spowodowało, że została otworzona furtka dla
kogoś zgoła innego. Kogoś, kogo już w pierwszym tomie pokochałam
do szaleństwa i piszczałam z radości, gdy dostał więcej
przestrzeni do pokazania swojej
cudowności. Tak, tak, mowa o
Silimirze, którego oficjalnie mianuję moim książkowym mężem!
Mężczyzna zdobył mnie swoją inteligencją oraz chłodną
kalkulacją, a przede wszystkim zdrowym rozsądkiem. Zdarzało mu się
popełniać błędy, jednak kiedy było trzeba, stawał na wysokości
zadania, oferując pomocną dłoń. No
i – jakżeby inaczej – w wielu aspektach nadal pozostał wielką
niewiadomą, no ale w jego przypadku było to sporym pozytywem.
Także wykrzyczę to głośno i wyraźnie: JESTEM W #TEAMSILIMIR! I
się tego nie wstydzę!
Pamiętam, jak niegdyś Nancy zrobiła na
mnie dobre wrażenie. Serdeczna kobieta, totalne przeciwieństwo
nieumiejącego panować nad sobą Ladysława, była niczym zbawienna
maść na trudno gojące się rany. Dlatego jej obecne zachowanie
sprawiało, że miałam spory mętlik w głowie. Sympatia, jaką
obdarzyłam bohaterkę, przez co często przyłapywałam się na tym,
że jestem względem niej podejrzliwa. Przestawałam jej ufać, co
przy „Mroku” byłoby to nie do pomyślenia. Również inni
objawiali swoje nieprzyjacielskie oblicza, skazując się na to, że
nie wiedziałam, co tak naprawdę mam o nich myśleć. Ale to
wyraźnie podkreśliło, że nawet najlepszym zdarzają się chwile
słabości. Że również popełniają błędy, od których zależą
losy innych. Że tak właściwie błądząc, próbując odnaleźć
swój cel i go wypełnić. Tym samym nie można im odmówić
autentyczności, bo cóż… przecież nie zalicza się ona do
zdradzieckiej perfekcyjności.
Podsumowując. Wrzesień, październik,
listopad… Nie mogłam się doczekać, aż „Iskra” trafi w moje
ręce, a kiedy tylko ją dorwałam, pochłonięcie jej stało się
moim priorytetem. I ani trochę nie żałuję, że przez to
przestawałam istnieć dla reszty świata, bo na taką kontynuację
warto było czekać. Dostałam właśnie to, o czym skrycie marzyłam:
przemyślane w każdym calu intrygi, czy rozrastające się niczym
chwasty tajemnice. Nie zabrakło też miejsca na porywającą akcję,
po której żaden włos nie znajduje się w tym samym miejscu, co
przed wyruszeniem w fantastyczną, pełną niebezpieczeństw
przygodę. Dlatego też ponownie zaryzykuj i oddaj się w ręce
Zaprzysiężonych lub stań się pożywką dla potępionych, ale
jedno jest pewne: Jeżeli znasz „Mrok”, koniecznie dorwij swój
egzemplarz „Iskry”. Gwarantuję swoim nazwiskiem, że warto było
wykazać się cierpliwością, by otrzymać taką dawkę sytej
kontynuacji, gdzie zakończenie bez wahania wyszarpuje serce z
piersi!
MOJA OCENA:
★★★★★★★★☆☆
KSIĄŻKI Z CYKLU ZAPRZYSIĘŻENI:
MROK | ISKRA | PŁOMIEŃ | ?
DEMONICZNA STREFA CYTATÓW:
– Kiedyś ci wyjaśnię –
usłyszałam w głowie jego głos.
Ponownie skupiłam wzrok na książce.
– Ostatnio każda obietnica wydaje
mi się bez pokrycia.
Uniósł kącik ust, po czym
odpowiedział:
– Bo nie usłyszałaś jeszcze
żadnej ode mnie.
Słowa dowódcy mroziły niczym lód, a w
jego oczach dostrzegłem skrywany dotąd obłęd. Czy to z tym wiążę
się władza? Z całkowitym zatraceniem siebie?
– Na drugi raz uważaj, czego sobie
życzysz, Kalisto. – Głos Sigarra przybrał poważny ton. –
Życzenia lubią się spełniać.
– Szczególnie te, które nie
powinny – wysłałam do jego myśli.
Nie spodziewałam się odpowiedzi,
nadeszła jednak po dłuższej chwili; całkiem nieproszona.
– Odnoszę wrażenie, że tylko te.
– Co ty możesz wiedzieć o moich
osądach? – spytał z goryczą.
– Niewiele – przyznałam. – Ale
odkąd przekroczyłam próg twojego domu, czuję, że nie mógłbyś
mnie oszukać. A gdy komuś zaufasz, to oznacza, że jest tego
godzien.
Enrarch wyprostował się, lecz
widziałam, jak jego mięśnie tracą napięcie.
– Może widzisz więcej, niż byś
chciała.
– Mów – rzekłem. – Co cię
martwi?
Przeniosła wzrok na mgłę.
– Czyli, jeśli przejdziemy na drugą
stronę tej… zasłony, nie będzie już odwrotu?
Zaśmiałem się.
– Liz – zacząłem wolno, mój głos
wypełniała rezygnacja. – A czy odwrót kiedykolwiek tak naprawdę
istniał?
Jest to pierwsza zapowiedź tej książki, na którą natrafiłam. Nie czytałam pierwszej części, ale czytając tę recenzję zapragnęłam zapoznać się z tą serią.
OdpowiedzUsuńKsiążki jak narkotyk
Nie jestem fanką takiej literatury, ale będę mogła polecić blog mojej koleżance, która uwielbia takie książki.
OdpowiedzUsuńCzytałam "Mrok" jednak nie spodobał mi sie na tyle abym chciała przeczytać ten tom ;)
OdpowiedzUsuńOstatnio w ogóle nie mam ochoty na czytanie 🙈 Chyba jakiś wyjątkowo wredny kac książkowy mnie złapał 🙄
OdpowiedzUsuńMimo świetnej recenzji, raczej tytuł sobie odpuszczę. Nie potrafię przekonać się do literatury fantasy.
OdpowiedzUsuńChwilka, chyba kojarzę pierwszy tytuł, więc zaczynam powoli się nakręcać. Powolutku do Iskry! :D
OdpowiedzUsuńNie znalam tego cyklu
OdpowiedzUsuńNie czytałam pierwszego tomu, ale wygląda na to, że muszę się z nim zapoznać :)
OdpowiedzUsuńJestem ciekawa tej serii :)
OdpowiedzUsuńGratuluję patronatu i nowego książkowego męża! 💍 aż mam ochotę poznać tego pana.
OdpowiedzUsuńBardzo przyjemne uczucie, kiedy kontynuacja, na którą tak niecierpliwie wyczekujemy, okazuje się fantastyczną przygodą czytelniczą. Pełna satysfakcja z uśmiechem na twarzy. :) Cykl chętnie posunę córce pod rozwagę, powinien ją zainteresować. :)
OdpowiedzUsuń