Autor: K. C. Archer
Przekład:
Emilia Skowrońska
Tytuł:
Instytut
Tytuł
oryginału: School for Psychics
Seria/Cykl:
Instytut
Tom:
I
Gatunek:
fantastyka
Wydawnictwo:
Uroboros
Liczba
stron: 464
Teddy
Cannon nie jest typową dwudziestokilkulatką – potrafi z
niesamowitą precyzją czytać ludzi. Nie zdaje sobie jednak sprawy,
że jest prawdziwym medium.
Kiedy
seria złych zdarzeń prowadzi Teddy do wpadki z policją,
interweniuje tajemniczy nieznajomy. Zaprasza ją do instytutu dla
mediów – ściśle tajnej placówki ukrytej u wybrzeży San
Francisco. Studenci uczą się tam telepatii, telekinezy, technik
śledczych i taktyki SWAT. A jeśli przetrwają szkolenie, kontynuują
służbę na najwyższych szczeblach władzy, wykorzystując swoje
umiejętności do ochrony świata.
Gdy
Teddy czuje, że być może wreszcie znalazła swoje miejsce na
ziemi, zaczynają się dziać dziwne rzeczy: dochodzi do włamań,
giną studenci… Teddy przyjmuje niebezpieczną misję, która
sprawi, że dziewczyna zacznie kwestionować wszystko – swoich
nauczycieli, rodzinę, a nawet samą siebie.
[Opis
wydawcy]
Chyba nie zdołam znaleźć na Ziemi
człowieka, który nigdy nie popadł w konflikt. Niezależnie od
przyczyny, poziomu nasilenia oraz tego, z kim tak właściwie toczymy
słowne (lub bardziej zaawansowane) potyczki, raczej
nie zdołamy żyć ze wszystkimi w zgodzie. Prędzej czy później
jedna ze stron wykona zły ruch,
przez co dojdzie do starcia sił i charakterów. Niektórym udaje się
jeszcze ugasić spalający od środka ogień, sięgając również po
środki likwidujące zniszczenia.
Nie zawsze wychodzi to za pierwszym razem. Bywa tak, że potrzeba
czasu, aby naprawić wyrządzone krzywdy. Tylko co wtedy, gdy trzeba
tego dokonać, popełniając błędy, gdzie jak te ujrzą światło
dzienne, wywołają jeszcze gorsze spustoszenie?
CZŁOWIEKU, CHYBA NIE CHCESZ MI
POWIEDZIEĆ, ŻE MAMY
WŁASNĄ WERSJĘ HOGWARTU!
Szkoły
dla magicznie uzdolnionych dość mocno zakorzeniły się w
literaturze i – jak widać – nie zamierzają odstąpić miejsca
czemuś zgoła innemu. Zbierające nietuzinkowe jednostki,
pozwalające im rozwijać nadnaturalne talenty pod okiem mistrzów,
stają się ucieleśnieniem marzeń. No bo hej – kto by nie chciał
pobierać nauk
w placówce, gdzie bycie innym nie jest czymś dziwnym? Przecież
nawet w popularnych tytułach zdawały
egzamin. No właśnie: zdawały.
Obecnie pozostaje kwestia tego,
czy ten wątek już się nie przejadł. Wałkowany przez lata,
umieszczany w wielu powieściach, może wywołać odruch wymiotny.
Nie powiem, że się tego nie
obawiałam. Pragnęłam przeczytać „Instytut”, ale i tak czułam
pewne wątpliwości. I powiem krótko
– wcale nie odczuwałam nudności. Co więcej, wraz z przybyciem
Teddy, po dość niecodziennym zwerbowaniu, do Instytutu, historia
nabierała kolorów i ostrzejszych rysów. Stopniowe wprowadzanie w
tajniki tamtejszego świata, rządzącego się swoimi rygorystycznymi
prawami, pozwalało dokładniej
przyjrzeć się temu, z czym ma do czynienia i co takiego wnosi do
życia dziewczyny. Bywało tak, że czasami czułam
obawę, iż autorka przedobrzy z
tymi całymi mechanizmami działania szkoły. Że przekazywana tam
wiedza nie zostanie dobrze przyswojona, przez co poczuję się jak
nieprzypilnowana świnka morska, która jest skłonna pochłonąć
coś szkodliwego. Pudło! Na szczęście nie zaznałam tego wrażenia,
gdyż z łatwością poruszałam się po tamtej rzeczywistości, z
przyjemnością odkrywając jej każdy zakamarek. Tym samym biję
pokłony dla pani Emilii Skowrońskiej, tłumaczki „Instytutu”.
Miała ona przed sobą niełatwe zadanie, gdyż często wkraczały
tam naukowe nuty, gdzie jedno źle sformułowanie zdanie popsułoby
cały efekt. A tak treść była klarowna, mądra, a zarazem
przyswajalna!
Intrygi,
intrygi, intrygi. Przecież monotonność oraz spokój to coś
nieosiągalnego w sferze fantastycznej, co idealnie udowadnia ta
książka. To byłaby totalna nowość, jakby ktoś nie wrzucił
tutaj sekretów, gdzie
odnalezienie i poprawne połączenie
wątków by nie wymagało
istnego skupienia i determinacji.
K. C. Archer rozrzucała elementy układanki w różnych odstępach,
a panosząca się w międzyczasie
potyczka z potencjalnymi rywalami,
nie ułatwiała zadania. Autorka jak nic próbowała mnie zmylić.
Sprawić, że faktycznie przeistoczę się w świnkę morską, ale do
samego końca jej to nie wyszło. Owszem, zakończenie daje obietnicę
na wyszukaną kontynuację, lecz… czuję pewien niedosyt. Tak
właściwie od początku przypuszczałam, kto stoi za całym tym
zamieszaniem. Fakt, bywało to podkreślane, ale – jak już
wspomniałam – przez historię przemykały liczne wątki, chcące
odciągnąć myśli, aby ukierunkować je na coś zgoła innego. No
ale jako że uparty ze mnie babol, to i postawiłam na swoim, tym
samym przyszło minimalne rozczarowanie. Gdyby K. C. Archer to
podkręciła… Gdyby pozwoliła wyobraźni podsunąć kolejne
rozwiązania… Gdyby, gdyby, gdyby. No
trudno, niczego już nie cofniemy, jednakże liczę, iż w następnym
tomie umiejscowiony w fabule ładunek wybuchowy sprawi, że wyskoczę
nie tylko z butów, ale i też ze skóry!
PROSZĘ, PROSZĘ, PROSZĘ… PANNA
SAMOLUBNA… A MOŻE PANNA SAMOWYSTARCZALNA?
Kto jest dorosły i od czasu do czasu nie
zachowuje się niczym nastolatek czy nawet dziecko, niech pierwszy
rzuci we mnie kamieniem! Oczywiście wcześniej zadbam o istotną
ochronę, jednakże sama wiem, jak to z nami czasami bywa – pod
warstwą poważnego człowieka skrywany krnąbrną naturę, która
prędzej czy później jakoś się uaktywnia. Walczymy o akceptację
tego stanu, choć (niestety) sami często wypominamy to innym. I ja
nie stanę się wyjątkiem, gdyż czasami przeszkadzało mi
postępowanie oraz tok rozumowania Teddy. Jak na kogoś, kto
zamierzał wziąć się w garść i rozwikłać problemy z kimś
wysoko usytuowanym po „ciemnej stronie mocy”, nie popisała się
inteligencją. I może ten ruch sprawił, że wylądowała tam, a nie
gdzie indziej, to jednak od razu wiedziałam, iż ta uwielbia
komplikować sobie życie. Jeżeli ktoś wpadał na głupie pomysły,
przez które często pokutował – tak, najczęściej wina leżała
po stronie dziewczyny. A jej fascynacja kolegą także nie
przypominała dorosłego podejścia. Jej
zachwyt pewnym chłopakiem,
Piro,
później zachwyt tym, jak on stoi (bez skojarzeń)… Wymiękłam.
Wiem, jeżeli ktoś jest
zauroczony, to odbiera mu rozum, skupia się na czymś zgoła innym,
no ale nie da się przy tym nie westchnąć i nie powiedzieć:
„serio?”. Również wiele
wyraźnych poszlak bywało dla niej niezauważalnych. Podane wprost
na tacy, a ona, pochłonięta zgoła innymi sprawami, ignorowała je.
Aż tradycyjny „facepalm” poszedł w ruch...
Na szczęście później nadeszła
upragniona rekompensata.
Może głupota nie zamierzała opuścić Teddy, tkwiła w niej na
dobre, ale widać było, jak robi postępy. Z wycofanej, mogącej
liczyć tylko na siebie dwudziestoparolatki przeobrażała się w
kogoś, kto wie, że warto zacząć ufać innym. Że jeżeli zacznie
doceniać tych, którzy ją otaczają, wreszcie pozna smak przyjaźni
i sama nauczy się tego, iż nie można tylko brać – trzeba też
dać coś od siebie. Również
pojęła znaczenie daru i jego wartości, jednak czy na tyle, aby móc
go dobrze wykorzystać?
Zanim
przejdę do końca recenzji, pozwolę sobie skupić uwagę na innych
bohaterach, gdzie ci – drastycznie różniący się od siebie –
wzbudzają zaciekawienie i sprawiają, iż człowiek ma ochotę
lepiej ich poznać. Wpadający do akcji prawie że znikąd,
wsiąkający w nią, nadający historii zupełnie nowych brzmień,
niejednokrotnie pozytywnie zaskakujący (lub też nie), idealnie
pasowali do Teddy. Różnorodność charakterów, pozornie błahych
umiejętności… Odnalazłam
tutaj idealne podkreślenie tego, że prostota wcale nie musi być
nudna. No, może oddzielnie nie
robili aż takiego wrażenia, ale kiedy tylko
łączyli siły, ujawniali
potęgę… wtedy tylko czekałam
na rozwinięcie sytuacji! Nawet
nieetyczna relacja, w jaką wpadła Teddy (a nawet ociupinkę
niesmaczna) z jednym z
istotniejszych bohaterów, zaciekawiała,
przez co strony niemal same przepływały przez palce. Nie
bywała ona stabilna, dość często widniały tam niedopowiedzenia i
zagrywki, lecz i tak wygląda odrobinę dojrzalej, niż ta, jakiej
doświadczyła, nim pojęła, do kogo bije jej serce.
„Instytutowy” kret. Człowiek
działający pod przykrywką, ukrywający swoje zamiary przed tymi,
którzy mu zaufali. Ktoś, na kogo nikt by nie postawił, że to on
stoi za całym przedsięwzięciem… Ta osoba od pierwszej chwili
sprawiała wrażenie takiej o nieczystych intencjach. Często
ukazywana w kluczowych momentach, a zarazem „wytłumaczalna” pod
względem kroków. Chociaż wiedziałam, w co tak naprawdę się
bawi, zapewne wielu może zostać zaskoczonym. Ale czy pozytywnie?
Cóż...
Podsumowując. Wyróżnianie się z tłumu
bywa uciążliwe i dość kłopotliwe, jednakże kiedy zaakceptujemy
swoją „inność”, zaczniemy ją rozwijać, jesteśmy w stanie
wiele osiągnąć. „Instytut” doskonale to odzwierciedla,
oferując w gratisie szereg tajemnic sięgających przeszłości,
która dla wielu powinna stanowić tabu oraz wewnętrzny
spisek, gdzie jego rozwiązanie może mnie nie zaskoczyło, ale
powiązane z nim wątki już tak, dlatego też warto odkryć, czy wy
również okażecie się sprytniejsi od autorki.
MOJA OCENA:
★★★★★★★☆☆☆
Czytałam. Książka na plus, teraz czekam na ciąg dalszy.
OdpowiedzUsuńFantastyczne uczucie, kiedy wiemy, że znów spotkamy się z ulubionymi bohaterami. :)
UsuńKsiążka czeka na półce i już nie mogę doczekać się lektury :)
OdpowiedzUsuńPrzyjemnie będzie się zanurzyć w tej przygodzie, tytuł chętnie podsunę pod rozwagę mojej młodzieży. :)
OdpowiedzUsuńNie czytałam ale chętnie bym sięgnęła po tą książkę :)
OdpowiedzUsuńPrzepraszam, nie czytałam recenzji. Wrócę do niej później, bo... mam już książkę na półce i nie chcę sobie spoilerować, a słyszałam (i w podsumowaniu też czytałam - tylko to musnęłam), że to dobra książka.
OdpowiedzUsuńPiękna okładka :) cytat zachęcający, może gdy będę miała więcej czasu to przeczytam
OdpowiedzUsuńJestem ciekawa tej książki
OdpowiedzUsuńKsiążka ma interesujące przesłanie. Mam ją już u siebie na półce i na pewno niedługo przeczytam :)
OdpowiedzUsuńSympatyczna historia, też wkurzała mnie główna bohaterka, bo zachowywała się czasem, jakby miała 12 lat a nie 24. No i jeżeli zna się dobrze historie o X-menach (jak ja), to główny pomysł niczym nie zaskakuje.
OdpowiedzUsuńCiekawi mnie ta książka
OdpowiedzUsuńMuszę przyznać, że jestem zaskoczona, ponieważ spotkałam się z wieloma niezbyt przychylnymi opiniami na temat tej książki, i nawet zdążyłam ją już skreślić. Dzięki twojej opinii, chyba wezmę ją z powrotem pod rozwagę.
OdpowiedzUsuńW częściej czy później ją przeczytam. Moja zwłoka spowodowana jest innymi mieszanymi recenzjami.
OdpowiedzUsuńKsiążki jak narkotyk
Ja zrezygnowałam z tej pozycji, bo właśnie odrzucił mnie ten motyw szkoły dla uzdolnionych i już sam opis niekoniecznie mi podpasował. Ale po przeczytaniu Twojej recenzji chyba za jakiś czas do niej wrócę :)
OdpowiedzUsuń