Autor: Małgorzata Falkowska
Tytuł: Na lodzie
Seria/Cykl: -
Gatunek: literatura obyczajowa, romans
Wydawnictwo: Inanna
Liczba stron: 294
Uczestnictwo w olimpiadzie to cel każdego
sportowca. Dla Leny, łyżwiarki figurowej, kwalifikacja na Igrzyska
w Pjongczangu to efekt ciężkiej pracy i wielu wyrzeczeń.
Gdy niefortunny wypadek zaprzepaszcza jej
szansę na udział w Zimowych Igrzyskach Olimpijskich, dziewczyna się
załamuje. Bliscy, martwiąc się o nią, zapisują łyżwiarkę na
terapię do Krzyśka Łukaszewskiego, który jak nikt inny wie, co
znaczy stracić wszystko, o czym się marzyło.
Czy Luki pomoże Lenie na nowo uwierzyć
w siebie? A może to ona okaże się jego lekiem w walce z demonami
przeszłości i ciężką chorobą.
[Opis
wydawcy]
Będąc kilkuletnim
brzdącem, postanowiłam zostać najwybitniejszą panią weterynarz,
o której mówiłaby cała Polska. Od zawsze otoczona zwierzętami,
wyobrażałam sobie, ile to frajdy ma ktoś, kto codziennie może
dzielić się z nimi miłością. Pomagać im, głaskać i drapać je
bez opamiętania, gdzie
na dodatek na tym zarabia.
Z biegiem czasu odkryłam, że owa praca wygląda zgoła inaczej, niż
ją widziałam
w umyśle.
Na dodatek wyszło, iż niespecjalnie
dobrze znoszę widok krwi,
a moja znajomość z przedmiotami ścisłymi również nie należała
do najłatwiejszych. Tym
samym musiałam zrezygnować ze swoich wielkich planów. Całe
szczęście, że nie każdego to dotyczy. Są przecież ludzie,
którzy jak sobie za młodu coś postanowili, to zrobili wszystko,
aby dotrzymać słowa, i
to niezależnie od tego, ile kosztowało ich wyrzeczeń...
MAM TĘ MOC, MAM TĘ MOC, ZNISZCZĘ WASZE
WYOBRAŻENIE HISTORII W JEDNĄ NOC!
Lena
również od dziecka wiedziała, kim pragnie zostać. Jej miłość
do łyżwiarstwa figurowego była na tyle silna, że już od
najmłodszych lat umiała zwalczać wszelkie pokusy, mogące
zrujnować jej wszelkie plany. Bezgraniczne oddanie mroźnej pasji
wyniosło ją na szczyt, a
udział w Zimowych Igrzyskach Olimpijskich stanowiło odpowiednik
flagi, wbijanej w ziemię jako wyraźny znak jej zdobycia.
Niefortunny wypadek zrujnował dosłownie wszystko, nad czym tak
pracowała. Wyraźnie
dało się dostrzec, jak ta pewna siebie i swoich umiejętności
dziewczyna znika pod skorupą zgorzkniałej dziewuchy, obwiniającej
cały świat za to, co wydarzyło się tego felernego dnia na
lodowisku. Dopiero spotkanie z Krzyśkiem sprawiło, jakby strzelił
w nią piorun. Uważnie doglądałam, jak wzajemna niechęć
przeistacza się w nić porozumienia. Przeżywający podobne
rozterki, rozumieli się bez zbędnego gadania. Jak nikt inny
wiedzieli, co trzeba zrobić, aby wymusić działanie na tym drugim,
co dawało całej historii mocy.
Choć opis wyraźnie
wskazywał na sportowe nurty, gdzie wydarzenia będą mocno powiązane
z taflą lodu, to tak naprawdę – w obliczu obecnych rozterek –
zeszły one na dalszy plan. Pani Małgorzata Falkowski
skupiła się na uczuciach. Ludzkich emocjach oraz rozterkach, jakie
towarzyszą tym, którzy wiele stracili. Ukazała dwa przeciwstawne
żywioły, podkreślając i tak widoczne gołym okiem różne
charaktery oraz nastawienia do życia. Autorka postawiła przede
wszystkim na udowodnienie nam, czytelnikom, że nieważne, ile razy
upadniemy i zranimy, jeżeli znajdziemy sobie choćby iskrę siły,
powstaniemy z chłodnej ziemi, spoglądając triumfalnie w kierunku
parszywego losu. Jednakże, z bólem serca, muszę oznajmić, że
brakowało mi tego głównego elementu. Wielokrotnie wspominany,
ściśle powiązany z fabułą, a i tak poszybował na inny fragment
lodowiska, aby w cieniu ludzkich tragedii kręcić swoje piruety. Jak
przy wątkach poświęconych Lenie dało się je
jakoś
odczuć, tak przy Lukim
kompletnie tego nie doświadczyłam.
Gdyby nie znaczny element na okładce oraz krótkie wspomnienie
przeszłości chłopaka, ciężko byłoby go powiązać z hokejem. I
zapewne wielu fanów tych dyscyplin poczuje się przez to
rozczarowanych.
Natomiast co się tyczy innych spraw...
„Na lodzie” czyta
się z prędkością światła. Byłam
zdumiona, że ledwo co zasiadłam do książki, a już ją muszę
odłożyć, gdyż widzę kropkę oznajmiającą „metę”. Lekka
jak łyżwiarka w powietrzu, dostarczyła wielu wrażeń, lecz
wyczułam tutaj wiele niedopowiedzeń. Pani Małgorzata napoczęła
pewne wątki, dała je posmakować, aby później pozostawić je na
środku fabularnej drogi, nie oglądając się za siebie. Sama
terapia przyciągała uwagę, gdzie aż chciało się poznać
każdego, kto na nią przybywał, lecz szybko mi ją ukrócono.
Przypuszczam, że może mieć to związek z tym, iż autorka pragnęła
umiejscowić tutaj wiele życiowych scen, związanych z naszą
„lodowatą” parą, aby
czytelnicy znacznie lepiej ich poznali, no, ale jeżeli mówi się
„a”, to trzeba też powiedzieć „b”! Również mam pewne
zastrzeżenia do samego finału. Dziwnie to zabrzmi dla tych, którzy
go znają (i zapewne głośno zakrzyknęli, gdy odkryli intrygę pani
Falkowskiej), ale parsknęłam przy tym śmiechem. Rozumiem, że w
treści „Na lodzie” pojawia się wytłumaczalny wątek, ale i tak
tego nie widziałam. Poza tym potoczyło się to szybko. O wiele za
szybko, przez co wyczułam
efekt spłaszczenia. Nawet odważę się stwierdzić, że chyba
brakowało pomysłu na rozwinięcie tej sceny, przez co stworzono ją
po łebkach, byle
się z nią uwinąć.
A szkoda, bo dałoby się z tego zgrabnie wyplątać...
ABY POROZUMIEĆ SIĘ Z DRUGIM
CZŁOWIEKIEM, TRZEBA DOJŚĆ DO PORZĄDKU Z SAMĄ SOBĄ. TAK, LENA,
MÓWIĘ O TOBIE.
Nie darzę sympatią
ludzi, którzy, odnosząc sukcesy, zaczynają uważać się za
lepszych od innych. Zadzierając nosa, spoglądają z niesmakiem na
tych, co nie ryzykują, stawiając coś ponad wszystko inne. Za
takiego typa człowieka można uznać Lenę. Niesłychana gwiazda w
jeździe figurowej, praktycznie nie miała sobie równych, a w
połączeniu z równie utalentowanym i poświęcającym każdą
chwilę na paradowanie w łyżwach ukochanym,
stanowili bezkonkurencyjny duet. Wydawałoby
się, że również poza lodowiskiem są zgraną ekipą. Zakochani w
sobie bez pamięci, wprost nie umieli odkleić od siebie rąk.
Wypadek, zmiana partnerki, „zmuszenie” do terapii – wszystko to
zaczęło wpływać na ich związek. A kiedy jeszcze do życia
dziewczyny wkroczył stłamszony wyniszczającymi wspomnieniami
Krzysiek…
Nie powiem, Lena
zaimponowała mi swoją stanowczością i walecznością. Chociaż i
tak przez większość książki widziałam ją jako odpokutowującą
egoistkę, nie dało się zaprzeczyć, iż niejeden by się załamał
na jej miejscu. Sam Luki, po utracie szansy na bycie sportowcem,
pogrążył się w mrocznych myślach, kiedy ona uparcie stawiała
kolejne kroki. Udowadniała,
że jeżeli ktoś chce, umie zapanować nad słabościami.
To zderzenie charakterów pomogło obojgu otworzyć oczy. Oczywiście
nie obyło się bez przykrości, bo takowe dalej pojawiały się na
ich drogach, jednak odkryli, iż zamykaniem się na nowości daleko
nie zajdą. Co
nie zmienia faktu, że bliżej mi było do Krzysztofa. Bywał
udręczony, często popadał w melancholijny nastrój, to i tak
przyjemniej było czytać poświęcone jemu fragmenty. Wspierany
przez matkę i przyszłą bratową, szukający wsparcia w
niezauważającym go ojcu totalnie różnił się od wspieranej przez
rodziców dziewczyny, gdzie aż dało się odczuć stabilizację.
No i w
wątku Leny przemykał Jacek, jej ukochany, który już z paru
kilometrów mi cuchnął fałszem. Autorka od początku kreowała go
na kogoś, komu nie warto ufać, co nasiliło
moją czujność. Człowiek myślący nie tym, co trzeba, równie
pyszny i zapatrzony w siebie. Z zachowania przypominał mi bohaterkę
z innej książki autorki, tudzież Karolinę z ZaSKOCZ mnie. I
jak to sobie wkręciłam, tak nie byłam w stanie wyrzucić tego z
głowy, a
musicie wiedzieć, że nienawidziłam tej dziewuchy...
Podsumowując.
Jeżeli spodziewacie się nietuzinkowych scenerii na lodowisku, gdzie
łyżwiarstwo figurowe oraz hokej odegrają główną rolę,
użyczając miejsca na krótkie chwile, to muszę was gorzko
rozczarować. Pani Małgorzata Falkowska zapożyczyła te sportowe
motywy, aby postawić naprzeciw siebie kontrastujące ze sobą
charaktery, pozwalając im się wyspowiadać i sprawdzić, do czego
się posuną, aby sprawdzić, czym tak właściwie jest życiowa
równowaga. Szkoda tylko, że w tym emocjonalnym galimatiasie
zabrakło miejsca na te chłodniejsze nurty, gdyż dzięki temu sam
tytuł miał mocniejszy wydźwięk.
MOJA OCENA:
★★★★★☆☆☆☆☆
Mam przeczucie, że ta książka nie przypadłaby mi do gustu. WYdaje mi się, że Lena by mnie irytowała, a dramaty bohaterów nudziły. Mimo, że wcześniej miałam ochotę ją przeczytać to teraz chyba jednak zrezygnuję bo jestem właśnie jedną z tych osób, które liczyły na "nietuzinkowe scenerie na lodowisku, gdzie łyżwiarstwo figurowe oraz hokej odegrają główną rolę". A za recenzję bardzo dziękuję, jedno książkowe rozczarowanie mniej :D
OdpowiedzUsuńTheBookMyFantasy
Widzę, że książka trochę nie wyszła autorce, Jej jak ja nie lubię przemądrzałych ludzi a zwłaszcza tych co w życiu trochę lepiej im się udaje. Zapewne NIE POLUBIŁABYM Leny. Nie wiem czy się skusze.
OdpowiedzUsuńPrzyznam, że oprócz motywu łyżwiarstwa figurowego raczej niewiele mnie przyciąga do książki, choć gdzieś już czytałam pozytywną opinię o powieści. Generalnie, nie potrafię się zrelaksować przy romansach, rzadko po nie sięgam, w większości pozostając z poczuciem niespełnienia.
OdpowiedzUsuńFabuła wydaje się ciekawa, ale widzę, że wiele w tej książce niedopowiedzień.
OdpowiedzUsuńTo Wydawnictwo kojarzy mi się z książkami młodzieżowymi, a ja chwilowo z nich wyrosłam ;)
OdpowiedzUsuńMam za sobą jedną powieść tej autorki, która zachęciła mnie swoją tematyką, ale niestety wykonanie pozostawiło wiele do życzenia, przez co na razie nie mam ochoty na więcej.
OdpowiedzUsuńTym razem nie moj gust
OdpowiedzUsuńSpodziewam się raczej uśmiechu za każdym razem jak czytam Twoje "3 grosze, czyli wytłuszczony tekst". Powalasz tymi szpilkami i sprawiasz, że czytanie staje się równie przyjemne co szybkie :)
OdpowiedzUsuńBardzo lubię łyżwiarstwo figurowe, więc gdy tylko przeczytałam opis tej historii, mocno się podekscytowałam, niemniej po Twojej recenzji odpuszczę sobie ten tytuł - to co powiedziałaś o bohaterce mocno mnie zniechęciło. 😅
OdpowiedzUsuńMam ją w swoich planach czytelniczych :)
OdpowiedzUsuńChoć dużo osób mi ją polecało, mnie do niej jakoś nie ciągnęło. Zazwyczaj po przeczytaniu książki zgadzam się z twoimi opiniami i w tym przypadku ci zaufam.
OdpowiedzUsuńKsiążki jak narkotyk