Autor: B. A. Paris, Clare Mackintosh, Sophie Hannah, Holly Brown
Przekład: Maria Olejniczak-Skarsgård
Tytuł: Dublerka
Tytuł oryg.: The Understudy
Seria/cykl: -
Gatunek: thriller psychologiczny
Wydawnictwo: Albatros
Liczba stron: 384
Akcja: Klub Recenzenta [Na Kanapie]
Najbardziej prestiżowa akademia sztuk scenicznych w Londynie.
Główna rola w szkolnym przedstawieniu może otworzyć drogę do kariery.
Cztery dziewczyny, dotąd tworzące zgraną paczkę, stają się konkurentkami.
I piąta, która wydaje się najgroźniejsza, nie tylko jeśli chodzi o wynik rywalizacji.
Ale tak naprawdę to ich matki startują w wyścigu szczurów i nie cofną się przed niczym.
A każda ma swoje tajemnice – mniej lub bardziej niewinne.
NIEKTÓRE NAWET MORDERCZE.
[opis wydawcy]
Już przy pierwszym rozdziale poczułam swego rodzaju blokadę. Choć intrygowała mnie historia, gdzie podskórnie czułam, że, skoro mam do czynienia z dziełem AŻ czterech autorek równocześnie, niejednokrotnie zrobi mi się zimno lub poczuje zdezorientowanie, to i tak nie umiałam się wgryźć w fabułę. Dobrnęłam do trzeciego rozdziału i – z głośnym westchnieniem – odstawiłam książkę, aby powrócić do niej po czasie, przy okazji usuwając z głowy wszelkie oczekiwania. I całkiem dobrze zrobiłam, bo przy drugim podejściu wreszcie zasmakowałam się w tym pełnym intryg, głęboko skrywanych sekretów oraz prawie że nieposiadających wytłumaczenia zdarzeń świecie.
WYJDŹ NA SCENĘ I ZAGRAJ NAJLEPIEJ, JAK POTRAFISZ. PAMIĘTAJ TYLKO, ABY NIE PRZEDOBRZYĆ, BO WTEDY...
Każda kolejna strona wprowadza chaos. Niejednokrotnie zastanawiałam się, czy to, co właśnie przeczytałam, faktycznie miało miejsce, czy też stanowiła wymysł, podkoloryzowany w poczet aktorskiej aury, stanowiącej tutaj istotne tło. Gra pozorów, ramię w ramię z niedopowiedzeniami (lub nadmiarem słów), snuły się po scenie, zapraszając do wspólnego odgrywania scen, atakując niejednokrotnie informacjami, które dosłownie mnie zatykały. Nieraz wyzywałam się od głupków, nie dowierzając temu, że tak dałam się podejść. Niemalże światła reflektorów padały na moją twarz, powodując, iż czułam dezorientację, a pogłębiająca się groza, wywołująca ciary na plecach, jeszcze śmielej działała. Nie ma co, autorki zagwarantowały multum wrażeń, przez co nieraz wykrzykiwałam w książkę pewne słowa. Darłam się na bohaterów, byłam na nich wściekła; byłam wściekła na siebie, że pozwoliłam na to wszystko. Jednakże pojawiały się również momenty, kiedy moje „zdzieranie gardła” dotyczyło nieco mniej przyjemnych spraw…
Choć wpadałam w ślepe uliczki, przez co autorki mogłyby triumfować, nie zdołam jednak zapomnieć tego zawodu, jaki opanował mnie na koniec książki. Wyczekując czegoś spektakularnego, wyciskającego powietrze z płuc, paraliżującego ciało, naprawdę nie myślałam, iż to wielkie zamieszanie, jakie rozpanoszyło się wśród uczennic i ich matek, ta cała towarzysząca temu groza, odejdą w zapomnienie po zaprezentowaniu CZEGOŚ TAKIEGO. Zaskoczona byłam, przyznaję, ale… nie. Tyle przebojów, tyle zignorowanych pokus przygryzania wargi, tyle drastycznych ruchów później pozwolono sobie na taki banał? Gdzie nagle zniknęła lwia odwaga? Gdzie te dzikie charaktery, gotowe rozorać twarze każdego, kto pragnie zrujnować im życie? Pozwolono, aby cała ekscytacja rozproszyła się, pozostawiając po sobie jedynie wspomnienie. Miało być wielkie WOW, miałam bić owacje na stojąco tak głośno, że słyszałaby mnie nie tylko przyjaciółka z Wrocławia, ale również ta z Łodzi, a tu pozostało spuszczenie głowy i opuszczenie widowni. Po prostu nie kupuję tego zakończenia!
WIECZNIE POWTARZAJĄ, ŻE PRZYJAŹŃ BUDOWANA NA ZAUFANIU ORAZ WZAJEMNYM WSPARCIU JEST W STANIE PRZEZWYCIĘŻYĆ WSZYSTKO. ABY NA PEWNO?
Wydawałoby się, że skoro historia mocno kręci się wokół szkoły oraz przełomowego spektaklu, gdzie o główną rolę walczą cztery przyjaciółki, to właśnie one dostaną tutaj najwięcej głosu. Nic bardziej mylnego! Coraz bardziej pokrętna sytuacja je dotyczy, ale to ich matki wiodą tutaj prym. Kendall – pozornie zachowująca spokój mama Ruby, która pozostawiła za sobą dawne życie i przybyła z córką do Londynu. Carolyn – broniąca własnego zdania jak lwica mama Jess, jednej z najbardziej utalentowanych dziewczynek, gdzie jej córka ma za sobą traumatyczne przeżycia. Bronnie – najspokojniejsza z kobiet, mama równie niewychylającej się z szeregu Bel. Elisa – pyskata, a zarazem wyzwolona mama Sadie, z którą lepiej nie zadzierać. Cztery trzymające ze sobą kobiety, pozornie bliskie sobie, a noszące wewnątrz siebie liczne sekrety, gdzie ujawnienie ich nie wchodziło w rachubę. Ich ścieżki niejednokrotnie się krzyżowały (no, odkrycie roku, Aleksandro), nacierały na siebie tak, że nie sposób było uciec w bok i wyminąć. Rozdające karty w tym życiowym przedstawieniu, najlepiej zarysowane wśród bohaterów, raz zdobywały moją uwagę, gdzie z niecierpliwością wyczekiwałam każdego kolejnego kroku, by następnie odczuwać przesyt lub znużenie. Wydaje mi się jednak, że najlepiej zarysowana jest postać Bronnie. Niepozorna cicha myszka, z którą na pewno zdołałabym się dogadać. Stateczna matka, pragnąca przedstawić dzieciom prosty świat, gdzie wszelkie wyskoki nie są aż tak niesamowite. Natomiast, gdybym miała wskazać najmniej lubianą mamuśkę, byłaby to Elisa. Charakterna, wychodząca z szeregu, a zarazem udająca, że trzyma wszystko pod kontrolą, nie przypadła mi do gustu. Fakt, można jej pozazdrościć pojemnej głowy oraz sukcesów, ale i tak czułam do niej sporą niechęć. Co zaś się tyczy nowej uczennicy...
Śmierdziała od początku. Cuchnęła na kilometr, a każde kolejne jej ruchy uświadamiały mnie, że gdyby moje dziecko znajdowało się w jej obecności, czym prędzej bym je od niej odizolowała. Gdy tylko się pojawiała, czułam narastający niepokój. Nie byłam w stanie do końca jej przejrzeć, co doprowadzało do szału. Po prostu to taki typ człowieka, że – po dłuższym zastanowieniu – jesteś w stanie, w jakimś stopniu, jej zaufać i wręczyć nóż, jednak zawsze musisz mieć ją w zasięgu wzroku. Ale czy właściwie to ona najbardziej mąciła w życiu wszystkich bohaterek? To pytanie zostanie pozbawione odpowiedzi…
Podsumowując. „Dublerka” byłaby bardzo dobrą książką, gdyby nasze autorki przeanalizowały dość nielogiczny – jak na moje – koniec i ukazały go w zupełnie inny sposób, jednakże skoro jest tak, a nie inaczej, to już tego nikt nie zdoła zmienić. Jednakże ja mogę śmiało powiedzieć, że po tak dobrze budowanym napięciu i coraz ciekawszej akcji, gdzie jej zwroty powodowały zawroty głowy, w ostatnich rozdziałach liczyłam na coś mocniejszego. Jednakże dzięki tej historii ponownie nauczono mnie tego, że żeby być aktorem, to wcale nie trzeba uczęszczać do odpowiedniej szkoły – z tym przede wszystkim trzeba się urodzić. I niektórym tutaj wyszło to brawurowo… Nie ma co, było dobrze, drugie podejście przyniosło smakowity owoc, ale czuję pewien niedosyt…
MOJA OCENA:
★★★★★★☆☆☆☆
LUBIMY CZYTAĆ | NA KANAPIE | GRANICE
Tematyka do mnie nie przemawia, tak samo jak brak logiki. Szkoda że się zawiodłaś. Może innym osobom się spodoba. Dzięki za szczerość!
OdpowiedzUsuńWidzę, ze to ciężki kawałek czytania
OdpowiedzUsuńMam tę książkę na liście, że względu na pojawiające się nazwisko B. A. Paris. Czytałam już jej dwa thrillery i chciałabym przeczytać inne książki, które napisała lub współtworzyła. Trochę martwi mnie to zakończenie, jednak czuję się po Twojej recenzji tak zainteygowana, że muszę ją osobiście przeczytać, aby poznać swoje wrażenia po lekturze.
OdpowiedzUsuńczyli książka dobra na jesienny wieczór, ale raczej w pamięci nie zostanie. Jeśli będzie ekranizacja to może sięgnę ;-)
OdpowiedzUsuńMam tę książkę w planach, ale cały czas się waham, czy zaczynać lekturę. Z jednej strony boję się zawieść, z drugiej ciekawość mnie zżera.
OdpowiedzUsuńSzkoda, że zawiodłaś się na końcówce. Mnie strasznie irytuje gdy w książce pojawiają się pewne nielogiczności, ale lubię też odczuwać duże emocje w trakcie czytania także nie wiem nie wiem....
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
weruczyta
Ciekawy pomysł na fabułę, odwołanie do silnych instynktów macierzyńskich, bezwarunkowej miłości matek do dzieci, nieustannego pragnienia chronienia córek, nawet za cenę wyrzutów sumienia, niebezpiecznych sytuacji, czy konieczności przerzucenia na innych ciężaru winy.
OdpowiedzUsuńSzkoda, że końcówka jest niedopracowana - takie sytuacje zawsze mnie zniechęcają do danej autorki czy autora.
OdpowiedzUsuńJa osobiście staram się unikać wspólnych prac, różnych autorów. Skusiłam się raz i już wiem, że tego nie powtórzę. Każdy autor ma swój styl i swoje pewne przyzwyczyjania. A łączenie tego nie zawsze wychodzi dobrze. Kinga
OdpowiedzUsuń