Autor: Anna Karnicka
Tytuł: Sprawa Zegarmistrza
Seria/Cykl:
Paradoks Marionetki
Tom: II
Gatunek: fantastyka
młodzieżowa, literatura młodzieżowa
Wydawnictwo: Genius Creations
Liczba stron: 302
Egzaminy wstępne to
dopiero początek.
Martin spełnił
swoje marzenie i dostał się do Praskiej Szkoły Lalkarzy. Wraz z księciem
Walterem oraz nowymi przyjaciółmi przygotowuje się na wyzwanie, jakim będzie
rozpoczynający się rok szkolny.
Co może pójść nie
tak? Ostatecznie musi jedynie przetrwać, odkryć sekrety Kolegium Iluzji i
Manipulacji, odnaleźć zaginioną Canelle, nie dopuścić do odkrycia spisku oraz
ochronić swoich najbliższych przed tym, co kryje mroczna strona Pragi.
I oczywiście nie
zapomnieć o uczęszczaniu na wykłady i regularnych ćwiczeniach z marionetką.
[Opis
wydawcy]
Moje
pierwsze spotkanie z Paradoksem Marionetki zakończyło się dość dobrze.
Wykreowany przez panią Annę Karnicką świat zaskakuje, wprowadza kolejne
oryginalne elementy do fantastycznych, dość popularnych sfer, jednakże czegoś w
nim brakowało. Jak już wcześniej wspomniałam (zapraszam do recenzji
poprzedniego tomu), nie wszystko zachwycało, co może lekko zasmucić. Tym samym
miałam nieco obaw przed sięgnięciem po „Sprawę Zegarmistrza”. Dopiero
rozochocona słowami zadowolonych z kontynuacji przygód Martina i jego świty
czytelników postanowiłam zaryzykować i ponownie „poobcować” z ludźmi
powiązanymi z Kolegium Iluzji i Manipulacji. Co z tego wynikło? W tej chwili
zdradzę tylko jedno: NIE ŻAŁUJĘ!
TIK-TAK. TIK-TAK.
TIK-TAK… JUŻ ODMIERZAM CZAS DO NIEUNIKNIONEGO. CZY ZDĄŻYSZ MNIE POWSTRZYMAĆ?
Jeżeli
ktokolwiek wierzył, że los przestanie rzucać Martinowi kłody pod nogi, może się
gorzko rozczarować. Pomimo zasilenia szeregów studentów pierwszego roku
Praskiej Szkoły Lalkarzy, co stanowi nie lada wyczyn w oczach tych, co dobrze
znają zasady rekrutacji, nadal nie odczuwa powodu do radości. Sponiewierany
nastolatek raz jeszcze zmierzył się z trudnościami, których – jak na złość –
przybywało, zamiast ubywać. Widziałam jego liczne rozterki. Towarzyszyłam przy
najmniejszej podejmowanej decyzji, gdzie ta prędzej czy później wpływała na
jego „być lub nie być”. Świat, zachęcający swymi magicznymi obliczami, kuszący
licznymi możliwościami, z dnia na dzień był gotowy stać się jego odwiecznym
wrogiem. Uśpione zło powoli się wybudzało. Ukryte wśród zaufanych osób tylko
czekało, aż będzie mogło wykorzystać zaistniały chaos i wprowadzić swój
makabryczny plan w życie. A to nie
mogłoby się dobrze skończyć. Sama nieraz widziałam, do czego jest zdolny.
Prowokowanie go przypominało drażnienie wygłodniałego tygrysa, będąc w ten
samej klatce co on. Dlatego trzymałam kciuki za to, by, choć przy nieco
zaćmionym postrzeganiu rzeczywistości, Martinowi nie podwinęła się noga. Aby
resztki rozsądku przebiły się przez rollercoaster sprzecznych uczuć i nie
pozwalały na to, by sprawy wymknęły się spod kontroli. Tylko czy im się to
udało?
Przy
recenzji poprzedniego tomu niezwykle wadziło mi wiele elementów, a najbardziej
wątek kryminalny, gdzie ten – bądź co bądź – stanowił klucz do sukcesu całego
przedsięwzięcia. Pani Anna Karnicka wielokrotnie go wypuściła z rąk, przez co
utracił swój właściwy kształt i otwarcie nim drzwi zakończyło się fiaskiem. Tym
razem wyraźnie widać poprawę. Intrygi (bo trochę ich się tutaj znalazło)
przewijające się przez karty „Sprawy Zegarmistrza” zaskakiwały. Niejednokrotnie
dawałam się podejść. Myślałam, że podsuwane przez autorkę wskazówki są
podstępem, przez co poszukiwałam odpowiedzi w zupełnie innych miejscach.
Błądziłam, wymyślając coraz to kreatywniejsze scenariusze, choć rozwiązanie
niemal wymierzało mi siarczyste policzki. Co więcej, pani Karnickiej udało się
też wpleść wiele tajemniczych nut, gdzie przy przesiąkniętym analizowaniem
danych sytuacji umyśle, ciężko od razu załapać, że coś jest nie tak. Dopiero
kiedy sekrety wychodziły na światło dzienne, przychodziło otrzeźwienie, a
zarazem myśl: „No, no – ktoś tu się nam pięknie rozkręca!”. Oby tak dalej, a
wtedy Paradoks Marionetki może stać się moim ulubionym cyklem!
NO, NARESZCIE
ZDOŁAŁEŚ POKAZAĆ, KIM NAPRAWDĘ JESTEŚ! OBY TAK DA… HEJ, GDZIE LEZIESZ?
Tak,
tak, TAK! Wreszcie mogę zaprzestać mówienia, że Martin jest mi zupełnie
obojętny, gdyż… zaczęłam go lubić! Choć nadal żył bolesną dla niego
przeszłością, gdzie odczuwał podwójną stratę, wreszcie pokazał, iż przyjęcie go
w poczet studentów Kolegium Iluzji i Manipulacji nie było żadną pomyłką. Pomimo
odczuwalnego braku Canelle, niejednokrotnie zaskakiwał swoimi przemyśleniami
czy poczynaniami. Pozornie cichy nastolatek udowodnił, że nie warto go
ignorować. Trzeba mieć na uwadze jego obecność, bo inaczej może się to na kimś
zemścić. Aż czasami żałowałam, że jego wiernej towarzyszce nie było dane tego
widzieć. Na szczęście mogli to dostrzec inni, którzy – jako tako – zajęli jej
miejsce (o ile da się coś takiego uczynić). Pustkę po zwariowanej nastolatce
wypełniała pewna siebie Freddie, gdzie nie warto było z nią zadzierać. Na każde
czyjeś słowo miała swoich kilka, jak nie kilkanaście! Również w czynach nie
pozostawała dłużna. Aż nieraz zastanawiałam się, kto wygrałby starcie Canelle
kontra Frederica. Obydwie to twarde zawodniczki!
Również
inni bohaterowie zyskali w moich oczach. Jak dotąd miernie wykreowani, tak
teraz podkręcono ich charaktery, dzięki czemu byli znacznie bardziej wyraziści.
Ludzcy! I jak Greem czy książę Walter (trochę nieobecny, ale za każdym razem
umiejętnie zaskakiwał) wreszcie mnie kupili, tak w przypadku Ingi było zupełnie
inaczej. Choć rozumiałam jej pobudki, by traktować ludzi w taki, a nie inny
sposób, nie zdołałam tego zaakceptować. A kiedy jeszcze się to pogłębiło,
marzyłam o tym, by zafundować dziewczynie zimny prysznic. Powstaje pytanie: Czy
aby na pewno było to zdrowe „przekształcenie” osobowości? Ajj, bym zapomniała o
wspaniałym człowieku-zagadce. Wzbudzający mój zachwyt Podróżny ponownie dał
popis swoich umiejętności, nieraz wprawiając mnie w osłupienie. Najpiękniejsze
jednak okazało się… ukazanie jego słabości. Brzmi to paskudnie, aczkolwiek
dzięki temu czuje się, że nie został on wyidealizowany. Zgoda, w poprzednim
tomie też byłam w stanie to przyuważyć, lecz tutaj nabrało to mocy.
Jak
wcześniej mogłam jedynie pochwalić autorkę za pomysłowość i skarcić za
niewykorzystanie drzemiącego w oryginalnych brzmieniach potencjału, tak
wreszcie nadarzyła się okazja, by to zmienić. Pani Anna Karnicka WRESZCIE
zasadziła sobie kopniaka w tyłek i podwoiła twórcze obroty, aby to, co związane
z „drugą stroną” mieniło się pełną feerią barw. Poprzez „Sprawę Zegarmistrza”
podniosła sobie wysoko poprzeczkę, gdzie teraz liczę, że każdy kolejny twór
spod jej pióra będzie tylko lepszy i lepszy. No i ponownie przekaże jakąś cenną
lekcję. A co takiego wyczytałam z tejże historii? Niech pomyślę… Już wiem!
Poświęcenie się w imię marzeń to piękny czyn, tylko też trzeba znać swoje
granice. Jeżeli ich nie wytyczymy lub je przeskoczymy, nie ma pewności, czy
kolejny ruch nie ściągnie na nas problemów. I to nie zawsze takich, po których
wystarczy poważna rozmowa, aby ciężar spadł nam z barków…
Podsumowując.
Bywa tak, że nie umiem dawać drugiej szansy. Rzadko kiedy tego żałuję, ale w
przypadku Paradoksu Marionetki mogłabym sobie to wyrzucać. Choć „Sprawa Klary
B.” wypadła w moich oczach dobrze, to jednak „Sprawa Zegarmistrza” bije swoją
poprzedniczkę o głowę. Znacznie więcej fascynującej, a zarazem mrocznej magii,
silniejsza obecność nietuzinkowych bohaterów oraz sprawy, które nie dają o
sobie zapomnieć, póki nie ujrzy się kwestii „koniec tomu drugiego”. Ugh, od
„Sprawy Zegarmistrza” nie da się od tak oderwać! Najwyraźniej kolejna autorka
wygrała batalię z klątwą drugiego tomu, dumnie pokazując jej pewien paluszek. I
to na korzyść czytelników.
MOJA OCENA:
★★★★★★★★☆☆
SPRAWA KLARY B. | SPRAWA ZEGARMISTRZA |
SPRAWA MARIONETKARZA
Okładka bardzo dziwna ale fabuła może mnie zaciekawi jak wejdę w książkę bardziej :D
OdpowiedzUsuńZAPRASZAM NA MÓJ BLOG
Dostałam niedawno oba tomy, chyba czas się za nie zabrać. Szczególnie, że historia z każdym tomem nabiera kolorów.
OdpowiedzUsuńOoo, to ja jednak może dam szansę tej serii skoro drugi tom jest tak dobry!
OdpowiedzUsuńO pierwszy raz słyszę o tej serii i wydaję się bardzo interesująca i intrygująca. Muszę sobie ją zakupić :)
OdpowiedzUsuńOkładka trochę mnie przeraża myślałam że to coś w stylu sali samobujców
OdpowiedzUsuńWidziałam ją ostatnio i pomyślałam sobie, że okładka jest przedziwna. Widzę jednak, że kryje się za nią naprawdę ciekawa historia. Najpierw jednak zacznę od pierwszego tomu :)
OdpowiedzUsuńOkładka zdecydowanie do mnie nie przemawia, ale Twoja opinia już owszem. Chętnie dam temu tytułowi szanse.
OdpowiedzUsuńJuż po twojej recenzji pierwszego tomu miałam ochotę na tę historię! Teraz mam na te książki jeszcze większą chrapkę!
OdpowiedzUsuńI te wrażenia tylko potwierdzają, że trzeba obdarzyć autora zaufaniem, dać szansę na pozytywne zaskoczenie. Wspaniale jest trafiać na lepsze przygody czytelnicze, które fantastycznie zachęcają do dalszych spotkań. :)
OdpowiedzUsuńCieszę się, że książka jak i za razem seria bardzo Ci się podobała. Ja nie jestem do niej do końca przekonana chociaż kto wie, może i ja w końcu sięgnę po oby dwa tomy ;)
OdpowiedzUsuńZastanawiałam się nad tą serią, tym bardziej, że niedawno była premiera trzeciej części. W końcu się nie zdecydowałam, ale po Twojej recenzji zaczynam żałować tej decyzji. Jak dobrze, że mogę zmienić zdanie :)
OdpowiedzUsuńUfff, czyli można przeżyć klątwę drugiego tomu jako autor i wyjść z tarczą. Super, teraz ciekawa jestem trzeciego!
OdpowiedzUsuńFantastyki nie czytam, ale recenzja wypadła ciekawie:) Jestem też zdania, że autorem trzeba dawać szansę i czytać ich inne pozycje :)
OdpowiedzUsuńPolscy autorzy w niczym nie ustępują tym zagranicznym i tylko cieszy fakt, że coraz więcej takich dobrych książek pojawia się na naszym rodzimym rynku wydawniczym.
OdpowiedzUsuńŚwietnie że w drugim tomie widać znaczną poprawę w warsztacie autorki. Oby i kolejna część była na dobrym poziomie
OdpowiedzUsuńPrzy poprzednim tomie wspominalam, że nie bardzo czuję się zaintrygowana tą książką. Cóż potrzymuje nadal moje zdanie. Nie czuję by była ona dla mnie. Kinga
OdpowiedzUsuńO mamuniu, i znowu ta creepy okładka. Nie wiem czy chciałabym mieć takie książki w domu. Zwyczajnie mnie przerażają. Ale treść mnie ciekawi... Jak na złość.
OdpowiedzUsuńNie słyszałam o tej autorce ani o tym tytule. Zapowiada się ciekawie, z chęcią bliżej się przyjrzę tej serii, zwłaszcza że okładka mnie zachwyca.
OdpowiedzUsuń