Autor: Paulina Kuzawińska
Tytuł: Dama ze szmaragdami
Seria/Cykl: Madeline Hyde
Tom: II
Gatunek: kryminał, romans
Wydawnictwo: Lira
Liczba stron: 336
Zagadkowa śmierć niedoszłej panny
młodej, tajemniczy obraz i zamożna rodzina Verinderów, która
zdaje się coś ukrywać…
Pewnej burzowej nocy w starej rodowej
posiadłości niespodziewanie umiera młoda dziewczyna. Czy śmierć
Claire ma jakiś związek z olejnym portretem, do którego pozowała?
A może zadziałała legendarna klątwa związana z pięknym
szmaragdowym naszyjnikiem, również uwiecznionym na obrazie?
Młoda arystokratka Madeline Hyde próbuje
odkryć przyczynę śmierci ukochanej przyjaciółki. Zagłębia się
w gąszcz niebezpiecznych tajemnic, które zdają się coraz mocniej
oplatać Dwór pod Cisami i jego mieszkańców…
[Opis
wydawcy]
Książki, filmy oraz
seriale zdołały mnie nauczyć tego, że im bardziej słynąca z
nieposzlakowanej opinii, popularna w wielu kręgach rodzina,
tym większe prawdopodobieństwo, iż skrywa mroczne sekrety.
Wypielęgnowana perfekcyjność jest dla wielu powodem
do rzucania podejrzeń,
przez co chętnie zbadaliby jej
historię
od środka. Pragnęliby
wtargnąć z buciorami w
życie,
starając się znaleźć coś, co pozwoli im udowodnić swoją rację.
Tyle że
nie każda rodzina
ma
tajemnice przed światem. Zdarzają
się
takie, które są
dla niego niczym otwarta księga, gdzie
nie ma miejsca na fałsz.
Tym samym zauważenie
przez
któregokolwiek
członka tej rodziny bywa niemalże
zaszczytem,
a co dopiero zaproszenie do wstąpienia w ich szeregi. Wtedy
człowiek ma wrażenie, jakby złapał samego pana Boga za nogi!
Tylko zdarzają się
też takie rodziny, które skrywają
w swych szeregach doprawdy wybitnych aktorów…
MOŻESZ MI WMAWIAĆ,
ŻE TO KLĄTWA, ALE JA WIEM, ŻE ZA TYM KRYJE SIĘ COŚ ZNACZNIE
WIĘCEJ...
Raz jeszcze pozwoliłam
sobie zapomnieć o rzeczywistości, bez wahania podróżując w
przeszłość, gdzie nikt jeszcze nie myślał o wysyłaniu zaproszeń
na ślub przez wiadomość e-mail (uwierzcie,
zdarzają się tacy wygodniccy),
bo takowa możliwość nie istniała. Droga listowa miewa swoje wady
i zalety, ale gdyby nie ona, Madeline nie miałaby kontaktu z
najlepszą przyjaciółką,
gdyż
dzieląca je odległość była dość… uciążliwa. Dlatego też,
kiedy Claire zaprosiła ją na swoją przysięgę małżeńską, ta
bez wahania spakowała skromny bagaż i wyruszyła w długą
podróż,
gdzie jeszcze nie wiedziała, że tak właściwie wybiera się na
pogrzeb…
Doskonale wiedziałam,
jak będzie wyglądać cała sytuacja. Sam opis zdradził, iż nie
dojdzie do ślubu, a dom zamożnej rodziny Verinderów stanie się
miejscem śledztwa przyczyny śmierci
całkiem zdrowej, pełnej życia kobiety. Zanim
jednak do tego doszło, dało się odczuć przepełniającą
bohaterów radość. Wyczuwalne pozytywne wibracje przesiąkały
strony, że sama nieraz uśmiechałam się do książki, powoli
zapominając o nieuniknionym. Kiedy nadszedł ten moment, zacisnęłam
zęby, powtarzając sobie, iż tak właśnie miało być. Claire
musiała opuścić ten świat, aby powoli toczące się zdarzenia
nabrały rozpędu. Gęsta atmosfera przysłaniała to, co piękne, a
czarne myśli bezpardonowo wkradały się do głów. „Jakim cudem?”
– to pytanie powtarzałam bez przerwy, kiedy każda kolejna
poszlaka okazywała się ślepym zaułkiem. Tragedia
otępiała zmysły, pozwalając, aby rozpowiadana legendarna klątwa,
ciążąca nad rodowitym szmaragdowym naszyjnikiem, stawała się w
oczach niektórych zgromadzonych w posiadłości
czymś prawdziwym. Biorąc też pod uwagę zdarzenia toczące się w
„Damie z wahadełkiem”, wcale się temu nie dziwiłam. Już
wcześniej historia Madeline była przesiąknięta paranormalnymi
esencjami, dlatego mrożąca krew w żyłach „opowieść”
nosiła znamiona realności. Ba, sama zaczęłam brać ją całkiem
na poważnie, obserwując kolejne zdarzenia, jakie miały miejsce w
dworze. Przyglądałam
się,
jak prowadzący śledztwo walczą z nieznającym litości płynącym
czasem, gdzie umykające dotąd migawki powoli zaczynały składać
się w logiczną całość. I wcale nie dziwię się, że były
nieuchwytne, kiedy tło również odciągało uwagę…
Po Paulinie
Kuzawińskiej spodziewałam się przepięknych opisów miejsc i
przyrody, i nie przeliczyłam się. Jak mało kto, obrazowo,
uchwyciła to, co najpiękniejsze, pozwalając bohaterom stąpać
wśród tego naturalnego lub budowlanego bogactwa. Czytając
je, miałam
wrażenie,
jakbym sama przemierzała tamtejszymi
drogami, mogąc nasycać nimi spragnione piękna oczy.
Dodatkowo
dawało się odczuć epokę, w jakiej toczyła się akcja. Autorka
zadbała o każdy najdrobniejszy szczegół, uniemożliwiając
wtargnięcie teraźniejszości, mogącej popsuć efekt. Przyznam
jednak, że z czasem dało się odczuć nadmiar
ukochanych opisów.
Jak dotąd mi on nie przeszkadzał, tak przyszedł moment, kiedy
poczułam, iż zaczyna mi coś wadzić. Wypieszczenie
tekstu od A do Z to
niemal wykwintna potrawa dla czytelniczego podniebienia,
lecz każdy doskonale wie, jak to bywa – co za dużo, to niezdrowo!
I tutaj to stwierdzenie nabrało realnych kształtów. Z
bólem serca pomijałam niektóre opisy, poszukując wzrokiem
kontynuacji zdarzeń. Wiem,
brzmi paskudnie, wolałam jednak ruszyć dalej z fabułą...
Również
niekiedy wydawało mi się, że poboczne wątki aż
nadto
strącają ten właściwy ze
sceny.
Nie powiem, to doskonały zabieg, bo dzięki temu czytelnikowi
przysłania się widok na tylko
pozornie ukryte
tropy i interesuje prywatnymi rozterkami bohaterów. Ba, nawet
„niewinne” rozmowy nabierały różnych kształtów, częstując
nas czymś, przy czym romantyczne dusze wręcz skandowały, aby
wydarzyło się coś znacznie więcej. Jednakże brakowało mi w tym
paranormalności. Klątwa zrobiła swoje, zasiała
ziarnko niepewności oraz wywołała ciarki, ale gdyby tylko
pozwolono jej nabrać większych kształtów… gdyby dano temu czas
na rozwinięcie skrzydeł… wtedy byłoby mega! Nie powiem, działo
się sporo i prawie do końca nie wiedziałam, jak wygląda
„prawdziwa prawda”, ale przyzwyczaiłam się do czegoś zgoła
innego.
PRZEŻYŁAM
JUŻ TAK WIELE OKROPIEŃSTW – CZY JEST JESZCZE NADZIEJA, ŻE
NASTANĄ DLA MNIE LEPSZE DNI?
Los
ani trochę nie oszczędzał Madeline. Pewien zbieg okoliczności
sprawił, że utraciła bliskie sercu osoby, niemalże w tym samym
czasie. Pogrążona w smutku, przebywająca w odziedziczonym dworku,
żyła tak z dnia na dzień, korespondując z przyjaciółką.
Informacja o jej zaślubinach oraz zaproszenie na to wydarzenie
mogłyby młodej kobiecie pomóc uwierzyć w lepsze jutro. I tak też
się zapowiadało. Gorączkowe przygotowania, dopinanie ceremonii na
ostatni guzik, dodatkowe obowiązki – trochę się działo, jednak
nic z tego nie mogło zagłuszyć radości, jaka panowała w sercach
Madeline oraz Claire. Pech jednak chciał, iż śmierć przyszłej
panny młodej zmiotła barwną przyszłość z planszy. Na całe
szczęście nasza bohaterka umiała zachować krew. Zawzięcie
walczyła o poznanie prawdy. Owszem, zdarzały jej się potknięcia,
przez co nie zauważała istotnych dla sprawy faktów (no i były też
przystojne przerywniki, ale o tym powiem za chwilę), jednak cieszy
mnie to, iż w jakimś stopniu się zahartowała. Słynne
zasłabnięcia z poprzedniego tomu odeszły w niepamięć.
Pozostawała jedynie tymczasowa dezorientacja, powodowana obecnością
pewnej osoby, a mianowicie brata Claire, Jonathana. Mężczyzna,
choć równie jak ona próbował rozwikłać zagadkę nagłej
śmierci, dotąd zdrowej, kobiety, miał w sobie to coś, przez co
bohaterka nieraz czuła się nieswojo. Widziała w nim coś dość
znajomego, przez co zachowywała się tak, a nie inaczej… I w sumie
– moim zdaniem – chyba to było najbardziej interesujące w jego
osobie. Dobra, imponował mi pomysłowością, którą często
wykorzystywał w śledztwie oraz
uporem w dążeniu do wyznaczonego celu, ale, jeśli mam być
szczera, był jedną z mniej interesujących postaci. Bardziej
intrygował mnie brat niedoszłego pana młodego, jeden z potomków
słynnej rodziny Verinderów. Wnikliwość, wiedza z pewnych odnóg
medycyny oraz nieprzewidywalność Dextera wywoływały ciary,
sprawiając, że chciało się go znacznie lepiej poznać, a
równocześnie unikać. Uznawany w rodzinie za dziwadło, różniący
się od dość często potulnego matce braciszka, zapada w pamięci i
powoduje, że zadaje się wiele pytań, na które aż chce się
poznać odpowiedzi, niezależnie od tego czy będą pozytywne, czy
też nie…
Podsumowując.
„Dama ze szmaragdami” niesie ze sobą znacznie mniej
paranormalnych odniesień, gdzie takowe skrywają się w zakamarkach
i wychodzą, kiedy im się tylko zachce, jednak nie można odmówić
tej historii braku interesującego wątku kryminalnego. Wszelakie
poszlaki, małe czy duże, zdają się wprowadzać w ślepe zaułki,
oferując po drodze wiele zajmujących wątków, pozwalających
rozkoszować się ówczesnymi dziejami. Porzuć ten pełen złych
wieści świat i wkradnij się do życia Madeline Hyde. Pozwól jej
udowodnić, że najwięcej mroku skrywa się w najmocniej
rozświetlonym otoczeniu i że najmniej widoczne jest to, co mamy
bezwzględnie na widoku...
KSIĄŻKI Z CYKLU MADELINE HYDE:
DAMA Z WAHADEŁKIEM | DAMA ZE SZMARAGDAMI
MOJA OCENA:
★★★★★★★☆☆☆
DEMONICZNA STREFA CYTATÓW:
Prawda rzadko bywa tym, czego pragniemy,
Madeline. Zamiast surowej rzeczywistości wolimy oglądać jej kopię.
Drugi człowiek zawsze jest dla nas
zagadką. Szczególnie wtedy, kiedy niespodziewanie umiera. Niektóre
tajemnice nie należą po prostu do nas.
Prawdopodobnie przeczytam jak będę miała czas :D
OdpowiedzUsuńMój blog
Przyznam, że uwielbiam rozkładać mrok na wszelkie czynniki, fascynuje mnie ciemność, która skrywa się w ludzkiej duszy, ciekawi mnie, jak może zmienić się pod wpływem doświadczeń życiowych, czym kieruje się jednostka w poszukiwaniu mocnych wrażeń z pogranicza szaleństwa. Jest w tej książce coś, co mnie przyciąga, chętnie zwrócę na nią uwagę. :)
OdpowiedzUsuńHm, pierwsze słyszę o tej serii. Zaciekawiłaś mnie nią i poszukam pierwszego tomu.
OdpowiedzUsuńKlątwa? Rodzinne tajemnice? A do tego ciekawy wątek kryminalny? Chyba czas przyjrzeć się bliżej tej serii :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Karolina z TAMczytam
Pięknie sie prezentuje
OdpowiedzUsuńNie czytałam pierwszego tomu, ale mam w planach nadrobić tę serię. Wydaje się być idealna książka dla mnie.
OdpowiedzUsuńKsiążki jak narkotyk
Pomysł na fabułę bardzo ciekawy ;)
OdpowiedzUsuń