Autor: Alek Rogoziński
Tytuł: Teściowe muszą zniknąć
Seria/Cykl: -
Gatunek: komedia kryminalna, kryminał
Wydawnictwo: W.A.B.
Liczba stron: 352
AKCJA: KLUB RECENZENTA [NA KANAPIE]
Na pozór są z dwóch zupełnie różnych
bajek. Kazimiera regularnie zasila konto Radia Święta Jadwiga i
uważa, że największą zmorą naszego kraju są tęczowi, lewactwo
i masoni. Maja regularnie paraduje w Marszach Równości, żyje w
konkubinacie, a z rzeczy uznawanych za święte uznaje tylko święty
spokój. Nic więc dziwnego, że obie serdecznie się nie znoszą.
Problem w tym, że syn jednej z nich i córka drugiej są
małżeństwem. W dodatku takim, które wpadło w nie lada kłopoty.
Kiedy jedno z ich dzieci zostaje oskarżone o morderstwo, a drugie
porwane, Kazimiera i Maja muszą połączyć siły, aby udowodnić
ich niewinność.
Pytanie – czy same się przy tym nie
pozabijają?
[Opis
wydawcy]
Teściowa. Nie wiem
jak z wami, ale w moim przypadku wystarczy wypowiedzieć to niewinnie
brzmiące słowo, aby w głowie zaczęły pojawiać się żarty o
niej oraz liczne opowieści, gdzie nie zawsze jest ona przedstawiana
w dobrym świetle. Wiecznie tocząca starcia z synową, pragnąca
udowodnić, że tamta
niedostatecznie
dobrze dba o jej kochanego synka.
A wojny między nią a zięciem? „Mamusia sprząta czy odlatuje?”
to niemalże hitowy cytat z pewnego kawału, który ma zapewne więcej
lat, niż ja sama. Jednakże zdarza się, iż konflikt między
teściową a drugą połówką jej dziecka nie istnieje. Żyją w
zaskakującej zgodzie, a
szacunek, miłe gesty oraz dobre słowa są na porządku dziennym.
Ale niekiedy bywa tutaj mały haczyk. No
bo kto
powiedział, że idylla musi istnieć w każdym aspekcie? Czyż nie
znajdzie się trochę miejsca na darcie kotów teściowej z… drugą
teściową?
JUŻ JA CI PRZYGOTUJĘ KĄPIEL, MOJA
DROGA. TYLKO CZEKAJ, SKOMBINUJĘ TROCHĘ WIĘCEJ WODY ŚWIĘCONEJ, TO
MOŻE WYPĘDZĘ Z CIEBIE TEGO DEMONA!
Alka Rogozińskiego
raczej nikomu nie muszę przedstawiać. Niekwestionowany Książę
Komedii Kryminalnych, przez niektórych tytułowany Królem, już od
ładnych paru lat mrozi krew w żyłach czytelnikom, rozbawiając do
łez zarazem. Sama mam za sobą lekturę wielu jego dzieł, gdzie –
wiadomo – bywały wzloty i upadki, ale połykałam
je w niecałą
dobę,
nie mogąc przestać się uśmiechać, myśląc o stworzonych
przez niego zwariowanych
perypetiach. W
„Teściowe muszą zniknąć” trochę
poczekałam na ten mocniejszy akcent, bo wprowadzenie i
przedstawienie
bohaterów zajęło wiele stron, ale to, co później się tutaj
działo… Chaos, chaos,
chwila ciszy na złapanie oddechu i jeszcze większy chaos!
Wiedziałam, że mamy trupa, gdzie nie było wiadomo, co takiego się
stało, że ktoś sobie żył i nagle wyzionął ducha. Pojawił
się znienacka niczym dobra promocja w sklepie z pewnym owadem w
nazwie.
Wiedziałam, że istnieje tajemniczy skarb, gdzie chrapkę na niego
miało parę znaczących tutaj osób, różniących się od siebie
statusami społecznymi. Skarb,
gdzie jego wartość co rusz się zmieniała, bo tak naprawdę nikt
nie wiedział, czym tak właściwie jest. Wiedziałam
też, że plątanina zdarzeń, przecierające się ze sobą, pozornie
niepasujące do siebie, ścieżki, prędzej czy później odnajdą
wspólny mianownik. Zanim
jednak do tego doszło, zaszło parę zdarzeń, przy których na
zmianę włos jeżył się na głowie (i nie tylko tam…) lub
się na niej plątał, gdy człowiek turlał się na ziemi ze
śmiechu. Każdy
rozdział wnosił coś nowego, nadając nowych rys fabule. A
połączenie
kontrastujących ze sobą charakterów, gdzie jedno drugiemu nie
odpuści i niejednokrotnie chce
udowodnić swoją rację? Czy
coś takiego, w połączeniu zresztą, nie okazało się niewypałem?
Ha! To
było istnym strzałem w dziesiątkę! Teściowe
działały
na siebie niczym dwa pragnące przejęcia roli Alfy wilki. Skakały
sobie do gardeł, a ich wymiana zdań prędzej czy później
podkreślała pewne wydarzenia. Aczkolwiek
ich zaskakująca
współpraca udowadniała, iż nie ma rzeczy niemożliwych. Jeżeli
chodzi o najbliższych, człowiek jest gotowy odrzucić kość
niezgody i zawalczyć ramię w ramię z wrogiem, tworząc
niecodzienny sojusz. Wtedy też jesteśmy w stanie zapomnieć o
spoglądaniu na kogoś przez pryzmat stereotypów i przekonań,
odkrywając, że mamy przed sobą nie tyle wroga, a człowieka, który
też ma uczucia. I
może zdarza się pora uszczypliwości i gniewnych spojrzeń, lecz i
tak wspólna sprawa umie spalać tlące się od lat uprzedzenia. No
i nie ma też co ukrywać – kobiety bywają nieprzewidywalne!
Absurdy codzienności.
Nieraz czytając o zaskakujących zdarzeniach czy widząc nagłówki
pozornie szokujących sytuacji z życia gwiazd, łapiemy się za
głowę i zastanawiamy, czy coś takiego
faktycznie mogło mieć miejsce.
Nam
samym też zdarza się przeżyć coś dziwnego, ale prędzej czy
później o tym zapominamy, przechodząc do porządku dziennego. A
Alek Rogoziński na to sobie nie pozwala. Bez wahania sięga ręką
po najbardziej smakowite kąski, zręcznie wplatając je w fabułę,
tym samym tworząc książki jeszcze bardziej swojskie. „Teściowe
muszą zniknąć” są okraszone taką dawką polskości,
tymczasowymi „atrakcjami”, królującymi przekonaniami i
celebrytami, że aż człowiek zapragnie przegryźć swojską
kiełbaskę (albo kiszone ogórki, żeby nie było, że weszła
dyskryminacja) oraz
założyć skarpetki do sandałów,
aby uzupełnić drobną lukę.
Myśleliście, iż nie
znajdę
minusów?
Cóż, też chciałabym, by tak było, no ale cuda zdarzają się
jedynie w Wigilię (choć nie zawsze). Kocham Alka za wodzenie za
nos, coby odciągać myślami od właściwych zdarzeń. Za
zapędzanie w kozi róg, gdzie obrywamy czymś w głowę, a nasz
oprawca zyskuje czas na kolejne „machlojki”. Naprawdę,
szło mu to tak wybitnie, że do samego końca nie wiedziałam, kto
tak właściwie rozpoczął tę lawinę zdarzeń, ale czasami czułam
przesyt. Zdawałam
sobie sprawę z tego,
iż kolejne wieści
czy pozornie niepasujące zdarzenia odnajdą swoje wytłumaczenie na
kolejnych stronach, ale nieraz czułam,
jak kryminalne zapachy zaczynają tracić na sile. Jak te
humorystyczne trzymały się papieru, tak te miewały wzloty i
upadki. Szaleńczy
pęd za znalezieniem
klucza do fabularnego zamka
miewał momenty, gdy wylewał na głowę kubeł wody. Szokowało,
człowiek zamierał,
ale zbyt częste robienie tego pozwoliło się na kolejne
tego typu atrakcje nastawić.
Jestem
zadowolona z zakończenia, bo nie zdołałam go w większości
przewidzieć, lecz
i tak
po części czuję niedosyt. Alku,
stać cię na więcej!
DZIEŃ DOBRY, CHCIAŁBYM ZAPISAĆ MAMĘ I
TEŚCIOWĄ NA SZCZEPIENIE… TAK, JA WIEM, ŻE TO KLINIKA
WETERYNARYJNA, ALE MOŻE PAŃSTWO ZDZIAŁAJĄ JAKIEŚ CUDA?
Maja to kobieta, która
nie znosi ograniczeń. Walcząca z niesprawiedliwością i
uprzedzeniami, nieraz brała udział w protestach nawołujących do
odrzucenia uprzedzeń oraz zaprzestania siana nienawiści, aby życie
było pozbawione bólu, strachu i smutku. Gotowa przeciwstawić się
władzy, nieraz siedziała na dołku, nie czując się z tego powodu
źle – w końcu działała w słusznej sprawie. Natomiast Kazimiera
z zachowania przypomina typowego „mohera”, który ufa tylko temu,
co powiadają w ukochanym radiu i właściwie nie ma własnego
zdania. Przesiąknięta nienawiścią do tych zachowujących się
zgoła inaczej, niż nakazuje Pismo Święte, potrafi rzucać gniewne
spojrzenia i straszyć modlitwą za grzeszników, by ci się
nawrócili. Poza
tym, jak się nakręci, to nawet jej mąż woli przytakiwać głową,
by czasem nie rzucić czegoś, czego będzie żałował.
Dlatego nikogo nie powinno dziwić, iż te kobiety nie umieją dojść
do porozumienia. Podobnie
uparte, nigdy nie odpuszczały, przez co ich niecodzienna współpraca
nie okazała się aż takim niewypałem. Wraz z nią przyszła
możliwość poznania ich od innych stron, gdzie – bądź co bądź
dalej pokazywały pazurki i urządzały samowolki – a wraz z tym
sympatia. Nie ukrywam, Kazimiera irytowała mnie swoimi
stwierdzeniami, doprowadzając do chęci mordu fikcyjnej postaci.
Jestem uczulona na teksty, jakimi ona częstowała ludzi, ale
przyznam, że z czasem zapałałam do niej sympatią. Trwało to
znacznie dłużej, niż w przypadku wyluzowanej Mai, ale wreszcie
nadszedł moment, kiedy nie tyle tolerowałam jej obecność, a
zaakceptowałam ją. Ba, nawet jej pragnęłam. Mieszanka wybuchowa
duetu M&K wykonała
swoją robotę, zmiatając innych bohaterów z planszy, co cieszy, a
zarazem smuci, bo…
… choć
„drugoplanowcy” też mieli swoje atuty, pozwalające im wyróżnić
się z tłumu, to i tak wypadali słabiej na tle tych dwóch młodych
duchem kobitek. Same ich dzieciaki, Amelia oraz Janusz, odznaczają
się w powieści, bo jednak bez nich nie doszłoby do kluczowego
momentu, choć z drugiej strony aż tak nie oczekiwałam
przeznaczonym im momentom. Zrobili swoje, więc byłam gotowa im
podziękować, aby nasze królowe dalej ukazywały się na kartach.
Również władca światka przestępczego, który cichaczem wbił w
całą aferę spadkowo-skarbową, nie wydał mi się aż tak
interesującą postacią. Owszem,
jego dziwactwa i liczne kontakty pozwalały mu wiele działać, ale
bardziej skłaniałam się ku zafiksowanemu na pewnej kobiecie
młokosowi, gotowemu pokazać, jak wygląda gniew odrzuconego
chłoptasia, no ale jego obecność przypominała mi o pewnym
autobusie w mojej rodzinnej miejscowości, który pojawiał się
znienacka, wprawiając ludzi w zaskoczenie lub w ogóle nie
nadjeżdżał, gdzie oczekiwano nieoczekiwanego. Taka
magia!
Podsumowując. Alek
Rogoziński dalej udowadnia, że wystarczy wnikliwa obserwacja
absurdów życia codziennego i nutka kryminalnej esencji, aby móc
stworzyć książkę, przy której czytelnik będzie się
zastanawiać, co nastanie pierwsze: wiecznie jeżące
się na głowie
włosy
pozostaną
tak na zawsze i nie trzeba będzie ich tapirować, zużywając multum
lakieru czy będzie się tyle śmiał, że w pewnym momencie się
zakrztusi. Tak, „Teściowe muszą zniknąć” nie jest pozbawione
większych czy mniejszych wad, ale jak dla mnie każda kolejna
książka Alka jest coraz dojrzalsza. Nie trzeba przekleństw i
licznych podtekstów erotycznych, by było wciągająco. Pochwalam!
MOJA OCENA:
★★★★★★☆☆☆☆
KSIĄŻKĘ OTRZYMAŁAM Z KLUBU RECENZENTA
SERWISU NAKANAPIE.PL
Z reguły nie przepadam za komediami kryminalnymi, ale ostatnimi czasy mam ochotę trochę się pośmiać z książki, nawet jesli nie jest doskonała. Będę ją miała na uwadze :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Biblioteka Feniksa
Rzadko sięgałam po komedie kryminalne, jednak zarys fabuły ten powieści zainteresował mnie na tyle, że chciałabym poznać twórczość autora, bo akurat tak się składa, że nie miałam przyjemności przeczytać żadnego z jego dziękuję. ��
OdpowiedzUsuńNiezbyt często czytam tego typu książki, ale ta mnie mocno zaciekawiła :)
OdpowiedzUsuńZ Alkiem Rogozińskim mi nie po drodze, ale... może tej książce dam szansę?
OdpowiedzUsuńTa przygoda czytelnicza jeszcze przede mną, zapowiada się interesująco, lekka forma kryminalnej zagadki. :) Miałam okazję spotkać ze "Śmiercią w blasku fleszy", wyjątkowo zwiewna narracja. :)
OdpowiedzUsuńRaczej nie czytam tego typu książek, ale muszę przyznać, że ta brzmi całkiem ciekawie. ;))
OdpowiedzUsuńNie znam twórczości autora, ale może kiedyś się skuszę, by poznać jego książki. Ta mnie zaciekawiła :)
OdpowiedzUsuńMam książkę w planach i będzie to moje pierwsze dzieło spod pióra Autora.
OdpowiedzUsuńCzytałam już jedna książkę autora. Też nie była pozbawiona wad, ale zła też nie była.
OdpowiedzUsuńKsiążki jak narkotyk