Przekład: Agnieszka Brodzik
Tytuł: Geekerella
Gatunek: literatura młodzieżowa
Wydawnictwo: We need YA
Ilość stron: 403
Opis: Pokochaj magię
fandomu! Elle Wittimer jest geekiem, a jej całe życie to Starfield, klasyczna
seria science fiction. Kiedy dziewczyna dowiaduje się o konkursie na cosplay do
ukochanego filmu, musi wziąć w nim udział. Z oszczędnościami z pracy w food
trucku Magiczna Dynia i w starym kostiumie ojca, Elle wyrusza w podróż
zdeterminowana, by wygrać. Nie spodziewa się jednak, że poza walką o pierwsze
miejsce w konkursie, przyjdzie jej stoczyć bitwę o czyjeś serce.
[opis wydawcy]
Doczekaliśmy
się już wielu retellingów w przeróżnych odsłonach filmowych i książkowych. Najpopularniejszą
formą ostatnich lat zdają się być adaptacje osadzone w znanej nam
współczesności. Geekerella daleko od
tej kategorii nie ucieka. Pozostaje tylko pytanie, czy warto zabierać się za
kolejnego Kopciuszka z pogranicza codzienności?
SPÓJRZ W GWIAZDY, OBIERZ
KURS, LEĆ!
Kiedy
zabierałam się za tę kopciuszkową powieść, nie oczekiwałam od niej nie wiadomo jak
oryginalnej i niesamowitej fabuły. Chciałam do niej podejść na luzie, może
nieco z przymrużeniem oka. To mi rzeczywiście pomogło, ponieważ pierwsze
dwieście stron nie robiło okrutnie dobrego wrażenia. Była to dla mnie po prostu kolejna zwyczajna młodzieżowka, do której wkradają się znane nam elementy z
baśni, a także schematy typowe dla tej części literatury. Później jednak coś się zmieniło. Nagle, pośród tysiąca stron notatek na
studia, zaczęłam czuć naglącą potrzebę, aby zgłębić pozostałe stronice Geekerelli. Zdziwiło mnie to, że polubiłam głównych bohaterów, a sama fabuła stała
się nagle interesująca. To naprawdę dziwny przypadek książki, przysięgam, bo
niby nic szczególnego się nie dzieje, a jednak czytamy ją z przyjemnością, dostrzegając tu jakąś dziwną odmienność, która nas do siebie przyciąga. Wiecie,
co najbardziej mnie do tej historii przyciągnęło? Szczerość. Z reguły
nie płaczę przy czytaniu młodzieżówek, gdzie i tak wiem, że wszystko
dobrze się kończy, a tutaj? To jak Ashley Poston przedstawiła choćby tęsknotę
głównej bohaterki za ojcem, już wzruszało mnie do łez. Czułam się, jakby
autorka sama opisywała nam swoje życie, nie szczędząc przy tym emocji.
Drugi
element fabularny, za który należą się największe chyba brawa, to samo przedstawienie
fandomu. Może początkowo było to słabo rozwinięte, ale w momencie, kiedy
relacje bohaterów zaczęły się ze sobą ścieśniać, a także kiedy nastąpiło to swoiste apogeum fabularne, gdzie
postacie znalazły się już na konwencie… Majstersztyk, naprawdę. Na uwagę
zasługuje tutaj wymyślony przez autorkę serial, który był upodobniony do Gwiezdnych Wojen (przynajmniej takie
odnosiłam wrażenie), a mianowicie Starfield. Na początku byłam pewna, że to
wymyślony twór, bo pani Poston nie wykazała się tutaj umiejętnościami dokładnego
tworzenia odrębnego dzieła, które miało posłużyć jako osobne uniwersum
filmowe/książkowe dla bohaterów (co na przykład cudownie ukazała Rainbow Rowell
w Fangirl), ale tutaj muszę przyznać,
że dużo zdziałał sam konwent, bo pewnym momencie sama zaczęłam sądzić, że skoro
Starfield pojawia się w kontekście
różnych innych znanych nam w świecie rzeczywistym dzieł, to może rzeczywiście
istnieje? Z drugiej strony trudno, aby w to uwierzyć, kiedy dostajemy
informację, że Starfield jest jednym
z przewodnich tematów konwentu, pomimo tego, że mamy tutaj również popularnego Star Treka czy Gwiezdne Wojny. To byłoby dziwne, gdyby nazwa serii nigdy nawet nie
przeszła przez moje uszy.
Autorka
przede wszystkim pokazała, jak wiele mogą znaczyć dla poszczególnych osób dane książki czy filmy. Jak potrafią nieraz przesiąknąć do naszej rzeczywistości, nie tyle nas
zatracając, co pomagając w ciężkich chwilach czy dając cenną naukę na
przyszłość. Jak działają fandomy, do
których należą ludzie lubiący to samo, co my i jak bardzo ci ludzie potrafią
nas zrozumieć, w opozycji do reszty świata, który wzgardza nadmiernym
zainteresowaniem choćby serialem. Ja sama poczułam, jakbym była częścią
tej książki, w końcu sama posiadam znaczące w moim życiu twory pisarskie czy
filmowe, których nie pozwoliłabym nikomu obrazić. O tym elemencie książki
naprawdę mogłabym pisać godzinami, a i tak nie wyraziłabym dokładnie tego, co
czułam, gdy bohaterowie byli na konwencie. Jeżeli chodzi o ten fanowski
podtekst, a także zwyczajne bycie geekiem, Ashley Poston zdecydowanie przebija
Rainbow Rowell. Jeżeli miałabym dziś wybierać pomiędzy jedną a drugą książką,
uwierzcie mi, na pewno byłaby to Geekerella, bo choć nie powalała fabułą, miała
w sobie coś naprawdę prawdziwego i zarazem ciepłego.
O TYM, DLACZEGO ŻADNA KSIĄŻKA NIGDY NIE BĘDZIE IDEALNA
Pomimo moich cudownych achów i
ochów, muszę przyznać, że książka miała sporo wad, czy może raczej elementów,
które osobiście mi przeszkadzały. Choćby dialogi. Nie wiem, czy to kwestia
tłumaczenia, czy problemu z konwencją, w której pisany był ten twór (chodzi mi
tu o tę amerykańskość, którą nie wszyscy Polacy muszą rozumieć).
Żarty, które miały być śmieszne, z reguły nie były, a same rozmowy nie pozostawiały po sobie efektu WOW. Te dialogi po prostu istniały i to jedyna funkcja, jaką
mogę tutaj wymienić. Tak samo było z wiadomościami, które pisali ze sobą Elle i
Darien. Oni może siebie rozumieli, ale ja ich chwilami nie bardzo. Być może
właśnie tak to miało wyglądać.
Przeszkadzały mi niektóre wątki
fabularne i z bólem serca muszę ogłosić, że niestety ich nie zdradzę, ponieważ
nie byłoby to zgodne z niespisanymi nigdzie zasadami etyki recenzenckiej. Po prostu czasem coś nie grało.
Szczególnie etap przechodzenia z wiadomości do świata rzeczywistego i
dowiadywanie się o swojej tożsamości był taki… nagły. Coś w stylu: w sumie to
jej nie znam, bo pisałem z nią ileś tam SMS-ów, ale przecież ją kocham, nie? To
miało szczególnie dziwny wydźwięk, gdy bohaterowie doczekali się już własnego
zakończenia. I wiecie co? Chyba wolałam ich w tej wersji kłótliwej czy SMS-owej, niż w tej ostatecznej. To przynajmniej miało w sobie jakąś
niezrozumiałą magię. To nie była zresztą jedyna sytuacja odnośnie bohaterów. To
samo miałam z jedną z sióstr Elle, która nagle okazała się inna niż początkowo
była. I to tak… nagle? W nie do końca uzasadniony i płynny sposób?
Jeżeli chodzi o sceny z Darienem,
który oczywiście stał się nagle super popularnym aktorem, wszystko było takie
stereotypowe. Widać, że autorka nie miała większej styczności z bywaniem na
planie filmowym, po prostu pisała tak, jak podpowiadała jej dusza, w nie do końca
skomplikowany sposób. Jednak plus za to, że idealnie przedstawiła różnicę
pomiędzy fankami, które nie znają danego serialu, tylko lecą na aktora, a tymi
prawdziwymi fanami. To było uderzająco dobre.
ELLE I DARIEN W ŚWIETLE REFLEKTORÓW
O kreacjach bohaterów nie
mam w sumie zbyt wiele do powiedzenia. Najbardziej wyraziści byli tutaj Elle i
Darien, co nie jest niczym zaskakującym w momencie, kiedy oboje piszą w
pierwszej osobie liczby pojedynczej. Dzięki temu dogłębnie mogliśmy poznać ich
uczucia, co czyniło z nich realnych bohaterów, niestety przez to blado wypadała
reszta, która zdawała się być chwilami nieco nierealna, czysto
książkowa i na dodatek stereotypowa. Jeżeli Elle i Dariena mogłam przełożyć na rzeczywistość, tak resztę
– niekoniecznie.
Najbardziej w relacjach ukazanych
pomiędzy bohaterami podobały mi się ich sytuacje rodzinne. Współczułam
Elle, która była pod nadzorem swojej okropnej macochy i nic z tym nie mogła
zrobić, dopóki nie ukończy osiemnastu lat. I tu było również pięknie ukazane,
jak niektórzy dorośli nie potrafią zrozumieć fascynacji czymś, co nie jest
częścią rzeczywistości, a jednak mimo to wiele dla nas znaczy. Chyba sami
znacie takie osoby, które potrafią wam powiedzieć: „Nie wiem, co ty w tym
widzisz”, przy okazji sugerując, że powinniście wrócić do rzeczywistości, bo
tylko ona zapewni wam przyszłość. Także relacja z macochą – cudo, trochę gorzej
przedstawiała się sytuacja pomiędzy siostrami a Elle, ale na nią staram się nie
zwracać większej uwagi, ponieważ nie miała tak wielkiego znaczenia w fabule. Jeżeli chodzi
o stronę Dariena, jego ojciec, który mianował się menadżerem własnego syna i
wręcz odsunął się od roli rodziciela wspierającego swoje dziecko, stając się
jego orędownikiem finansowym i organizacyjnym, to był ewidentny hit. Po prostu idealny przykład na to, jak
pieniądz potrafi zaślepić człowieka. Darien nie mógł
sobie z tym wszystkim poradzić, w końcu był młody i zagubiony, ale po pewnych znaczących
sytuacjach dojrzał do dorosłych decyzji, co zostało ciekawie przedstawione. Rozwój głównych bohaterów i ich
dwie odrębne historie były naprawdę dobrze i szczerze wykreowane. Za
to ogromny plus.
Podsumowując.
Geekerella to ciekawa pozycja dla wszystkich osób, które są geekami i należą do
danego fandomu. Może nie jest wybitna i niesamowicie oryginalna, ponieważ
stosowane są tu stałe zabiegi i sytuacje z literatury młodzieżowej, ale to
wciąż przyjemna i wyraźnie zarysowana fabuła z przyjemną dwójką bohaterów.
Naprawdę polecam przeczytać.
MOJA OCENA:
★★★★★★★☆☆☆
STREFA DEMONICZNYCH CYTATÓW:
STREFA DEMONICZNYCH CYTATÓW:
Jestem zagubioną księżniczką. Jestem
dobrą i złą postacią w swojej opowieści. Po części mamą i po części tatą.
Jestem faktem wszechświata. Jestem tym, co możliwe i niemożliwe.
Oni świecą. My świecimy. Wszyscy razem. A nawet kiedy ktoś z nas wpada do innego wszechświata, to światło nigdy nie gaśnie [o fandomie].
Pomimo tej wkradającej się schematyczności chcę przeczytać tę książkę. Lubię od czasu do czasu przeczytać taką przyjemną powieść. ;)
OdpowiedzUsuńZastanawiam się, komu mogłabym tę książkę polecić, w rodzinie raczej nie znajdzie się nikt chętny, ale córka koleżanki wiem, że lubi takie klimaty, podsunę pomysł na przygodę czytelniczą. :)
OdpowiedzUsuńByło schetycznie to fakt, ale czytając ten gatunek trzeba wziąć na to poprawkę. Pomimo tego mi czytało się to bardzo przyjemnie. Wąte przechodzenia z sms na ,,real'' jest częsty, może tutaj toczy się szybko, ale jest do przełnięcia. To taka siążka, żeby się przy niej odpręzyć :)
OdpowiedzUsuńmrs-cholera.blogspot.com
Nie, nie jestem przekonana do tej książki
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Lady Spark
[kreatywna-alternatywa]
Słyszałam już tyle zachwytów na temat tej książki, że już dawno jest na mojej liście do przeczytania. Ale jak sama stwierdziłaś, nie jest wybitna, dlatego nie zamierzam składać wizyty w księgarni, tylko czekam aż pojawi się w bibliotece - ale czytać będę na pewno :)
OdpowiedzUsuńMiałam problem czy ta książka na pewno jest dla mnie, ale po tej recenzji mam ochotę na jej przeczytanie :)
OdpowiedzUsuńNa początku miałam nawet ochotę przeczytać tę książkę, ale ostatnio zaczęłam trochę uważniej dobierać książki, które czytam, więc ta pozycja jest z góry skazana na porażkę.
OdpowiedzUsuńChcę powieści, które zapamietam, które mnie poruszą i mną wstrząsną, na średniaki nie mam już czasu, aczkolwiek cieszę się, że Tobie się podobało :)
Pozdrawiam ciepło :)
Kasia z niekulturalnie.pl
Fabuła wydaję się być ciekawa lecz na razie na brak książek do czytania nie narzekam więc sobie ją odpuszczę. Muszę nadrobić te które czekają na półce :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Początkowo książka ogromnie mnie kusiła, miała w sobie pewien urok. Jednak odpychają mnie puste dialogi, które czasami miały śmieszyć, a piszesz, że nie śmieszą, stereotypowość, słaby łańcuch logiczny (od smsów do miłości w moim świecie jest kawałek drogi)... To chyba jednak nie mój klimat. Inna sprawa, że liczba książek do przeczytania rośnie ekspotencjalnie, a ilość czasu... Niekoniecznie. :D
OdpowiedzUsuńSerial jest bardziej na podstawie Star Trecka, niż SW.
OdpowiedzUsuńCzytałam tę książkę, nie oczekiwałam cudów i cudów nie otrzymałam.
Autorka chciała zrobić coś, co chyba miało trafić do serc geeków i nerdów, ale niestety nie trafiło.
Za dużo było "Relli" a za mało "Geeka" w tej książce.
A dialogi czasami są tak infantylne i bez sensu, że ręce opadają.
Lubię książki nawiązujące do baśni k Kopciuszku. Może to dlatego, że wychowałam się ba takich baśniach i są mi szczególnie bliskie. A co do tej książki to na razie muszę robię odpuścić jej lekturę, bo mam sporo zaległości 😊
OdpowiedzUsuńUwielbiam tę książkę! Podobno autorka ma w planach napisać kolejną część o inenj księżniczce! :D
OdpowiedzUsuńOj to chyba nie lektura dla mnie. Jakoś nie czuje klimatu :/
OdpowiedzUsuńTroche szkoda, że dialogi wypadają słabiutko bo właśnie na nie zwracam sporo uwagi. Nie lubie, kiedy są przekombinowane lub nie do końca wypadają realnie. Szkoda, szkoda, bo chciałam przeczytać tą książkę. Tyle jej reklam przed oczkami.. Ajć. Może kiedyś się przekonam. Teraz wole poświęcić swój wolny czas na to, co może mi dać wiele frajdy ;p
OdpowiedzUsuńKiedy zobaczyłam tę książkę już jakiś czas temu, stwierdziłam, że muszę ją przeczytać, bo mi się spodoba. O tak. Rzadko kiedy wybieram książki intuicyjnie, bez polecenia, ale ze względu na opis, bo bardzo do mnie przemawia, no i to jeszcze retelling Kopciuszka... :D
OdpowiedzUsuńSłyszałam już o tej książce... muszę po nią sięgnąć :)
OdpowiedzUsuńBardzo miło spędziłam czas, kiedy ją czytałam, nawet trochę się wzruszyłam na niej ;) Ale za "Księżniczkę i fangirl" jakoś nie mogę się zabrać :/ Niby autorka i pióro to samo, ale tak topornie mi ona idzie...Być może to przez jedną z bohaterek :P ale przynajmniej ma ładną okładkę ;)
OdpowiedzUsuń