Tytuł: Kłamca 2. Bóg marnotrawny
Cykl: Kłamca
Tom: 2
Gatunek: fantastyka
Wydawnictwo: SQN
Liczba stron: 318
Opis: Barcelona, Arktyka,
Nowy Jork, Góry Skaliste w Kolorado – marnotrawny bóg wikingów, pan kłamstwa
Loki wyrusza na sześć kolejnych wypraw, a wyzwaniem dla jego sprytu stają się
kolejne mityczne stwory zrodzone z ludzkiej wiary, wyobraźni i strachu.
Kłamca jak zawsze gra nie fair, ale na
jaw wychodzi, że nie tylko on jeden. Intencje Archaniołów, dla których pracuje,
również nie są i nigdy nie były czyste.
Nadszedł czas, by Loki wybrał stronę, po
której chce stanąć.
[opis wydawcy]
Jak
można było zauważyć przy recenzji pierwszego tomu Kłamcy – byłam wniebowzięta nie tyle fabułą, co głównym bohaterem,
czyli Lokim. Choć treść nie była idealna i pozostawiała niekiedy wiele do
życzenia, miałam nadzieję na to, że wszystko wyklaruje się w drugim tomie. Czy
tak było? Z przykrością muszę stwierdzić, że nie.
KRÓTKO, ZWIĘŹLE I NA TEMAT –
CO POSZŁO NIE TAK
Trudno
jest pisać recenzję kolejnych części książek, kiedy są pisane na jedno kopyto. Nie chodzi o to, że oczekiwałam po drugim tomie Kłamcy nie wiadomo
jakiej akcji, ale jednak trochę się zawiodłam. Fabuła nie była zła. Pierwsze
opowiadanie zaczęło się naprawdę fajnie – szczególnie podobał mi się motyw
nowej, ludzkiej bohaterki o imieniu Jenny oraz archanioła Michała, który się z
nią widywał, jednak im dalej brnęłam, zaczęłam odnosić wrażenie, że wszystkie
opisywane sytuacje były zwyczajnie niedopracowane, chaotyczne i na dodatek
każde urwało się z innej paki. Pierwszy tom miał lepszy klimat. Te historie
były jakieś dziwnie nierówne. Nie twierdzę od razu, że zanudziłam się na
śmierć, bo niekiedy czytało mi się tę książkę naprawdę fajnie, jednak szału
fabularnego tu nie uświadczyłam, wręcz bym powiedziała, że było pod tym względem
słabiej niż w pierwszej części. Nie było również tak zabawnie, a co za tym
idzie… absurd zaczął mnie tutaj męczyć, bo nie był już tak ciekawie
przedstawiony jak wcześniej. Kłamca 2 był dla mnie taką nieprzemyślaną
mieszanką ogromnej liczby bohaterów i zdarzeń, z których wielu
nie dało się logicznie wyjaśnić. Trochę mnie to zasmuciło, szczególnie, że ten
tom wydawał się z pozoru zmierzać w jakąś określoną stronę (jak wskazywał na to opis), a nie do zwykłych
opowiastek, które nie mają w większości przypadków puenty. To przez to samo zakończenie pozostawiło we mnie niedosyt. Jakby urwało się w niewłaściwym momencie.
Co
bym jeszcze mogła dodać? Może po prostu przejdę do bohaterów.
GDZIE BYŁ LOKI? NO, GDZIE?
No,
dobrze. Loki rzeczywiście wciąż był głównym bohaterem, ale miałam wrażenie, że
został zepchnięty nieco na bok, ponieważ pojawiło się mnóstwo innych postaci.
Zrobiła się tu dziwna mieszanka bogów i innych istot nie z tego świata – to nie
byłoby złe, gdyby nie nastąpił pewnego rodzaju przesyt. Myślę, że nie zrobiłoby mi się smutno, gdyby połowa z tych bohaterów się nie pojawiła, a i mam wrażenie, że
lepiej by to zrobiło fabule. Może Eros i Bachus nie byli jeszcze tacy źli, ale
częstotliwość ich pojawiania się nieco mnie irytowała, tak samo jak cała ta
historia związana z greckimi bogami. Takie religijne mieszanki są dobre i w przypadku pierwszego tomu naprawdę się to sprawdziło, ale tutaj było tego już za dużo.
Dobrze, a co z Lokim? Czy chociaż on uratował sytuację? Bardzo mnie to smuci, ale nie. Stał się
tak samo bezpłciowy jak reszta bohaterów (co zarzuciłam już w pierwszym tomie).
Niby autor próbował rzucać raz na jakiś czas żarcikami, które padały z ust
Lokiego, ale były one dosyć kiepskie. Nie wiem, czy w ogóle przez całą książkę
choć raz na mojej twarzy pojawił się uśmiech. Przez całość przeszłam raczej
obojętnie. Chociaż chciałam się zmusić do dalszego wielbienia Lokiego, po
prostu nie mogłam. Ten jego boski, ironiczny czar po prostu prysnął jak bańka i
wrzucił go do wielkiego wora tych samych postaci, które wykreował autor. Smuci
mnie to, że cały ten klimat, który uchwyciłam w pierwszym tomie, tutaj nagle
zniknął na rzecz niezaplanowanych, chaotycznych zdarzeń i dialogów, które miały
być zabawne, ale niestety nie były. Ale, ale, nie było tak do końca źle. To, co mi się spodobało, to kreacja archanioła Michała. Chłopak nabrał wreszcie barw, których mi tak brakowało. A to dlatego, że zaczął się pojawiać w obecności Jenny. Dzięki temu odrobinę mnie sobą zaintrygował.
Podsumowując. Dziś napisałam krótką recenzję, ponieważ
nie miałam nic więcej do dodania w temacie Kłamcy 2. Być może to kwestia mojej choroby,
być może kwestia tego, że po prostu się zawiodłam, jednak z przykrością muszę
stwierdzić, że na razie robię sobie od Kłamcy
odpoczynek. Chyba mnie ten klimat przeciążył. Jednak o Lokim wciąż będę pamiętała!
OCENA:
★★★★★☆☆☆☆☆
STREFA DEMONICZNYCH CYTATÓW:
– Może i jestem reliktem przeszłości i
zapomnianym bogiem martwej religii, ale wiem, że nie zawsze trzeba wygrywać,
żeby zostać zwycięzcą. Czasem wystarczy, że inni przegrają.
Jak na "średniaka" ocena wysoka :) Nie miałam jeszcze okazji nic czytać tego autora, ale może zacznę od pierwszego Kłamcy, by wejść w ten styl :)
OdpowiedzUsuńYyyy... A ja myślałam, że średnia ocena to właśnie 5/10.
UsuńCzytałam dawno temu, to pierwsze wydanie i mnie niestety nie urzekło. Może spróbuję to odświeżone...
OdpowiedzUsuńAjć. No szkoda, że książka niczym nowym nie błyszczy. Jak na to, że się zawiodłaś, to i tak dałaś radę z recenzją.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Ksiazkowa-przystan.blogspot.com
A powiedz mi od czego u Ćwieka warto zaczynać? Bo mnie kusi za niego się zabrać.
OdpowiedzUsuńNie mam pojęcia od czego. Przeczytałam tylko dwie książki z serii "Kłamca", więc to pytanie nie do mnie ;).
UsuńNie znam Ćwieka i chyba nie poznam :)
OdpowiedzUsuńCzytałam stare wydanie jednak te okładki są boskie ;)
OdpowiedzUsuńSzkoda, zawsze smutno, kiedy książka rozczaruje, ale może faktycznie, to nie był dzień na spotkanie z nią. ;)
OdpowiedzUsuńPodobnie jak przy pierwszym tomie odpuszczam sobie ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Lady Spark
[kreatywna-alternatywa]