Przekład: Eliza Kasprzak-Kozikowska
Tytuł: Fobos
Tytuł oryginału: Phobos
Seria: Fobos
Tom: I
Gatunek: literatura młodzieżowa,
science-fiction
Wydawnictwo: Otwarte (Moondrive)
Ilość stron: 456
Odmów – szepcze mi do ucha cichy głos.
– Wiesz, że nie nadajesz się do tej misji z tym, co masz do
ukrycia. Wiesz, że jeśli polecisz, będziesz cierpiała tak, jak
jeszcze nikt dotąd nie cierpiał. Odmów w tej chwili...
Léonor
wchodzi na pokład statku kosmicznego. Doskonale pamięta moment, w
którym zobaczyła ogłoszenie do programu Genesis, pierwszego
reality-show w kosmosie. Sześć dziewczyn i sześciu chłopaków
wybranych w ogólnoświatowym castingu ma założyć pierwszą ludzką
kolonię na Marsie. Będą poznawać się podczas sześciominutowych
randek, by zdecydować, z kim założą rodzinę, gdy dotrą do celu.
Léonor uważa, że to jej jedyna
szansa nie tylko na zdobycie sławy, ale i na lepsze życie. Przez
całe dzieciństwo przechodziła od jednej rodziny zastępczej do
drugiej. Nie ma nic do stracenia i zamierza rozegrać tę grę po
swojemu.
[Opis wydawcy]
Nie raz czy dwa próbowałam rozpocząć
lekturę „Fobosa” (który swego czasu znajdował się na mojej
liście „przeczytać, i to czym prędzej!”), lecz za każdym coś
mnie od tego odrywało. Ostatnio jednak powiedziałam sobie DOŚĆ!,
bo – na litość boską! – ileż można było przedłużać
zapoznanie się z tym tytułem, biorąc pod uwagę to, że powieści
młodzieżowe coraz częściej mnie rozczarowują, niżeli
zachwycają. A że jeszcze akcja toczy się w większości w
Kosmosie... Także zaparłam się i zaczęłam przygodę z
twórczością pana Dixena, gdzie już na początku przygotowano dla
mnie niespodziankę. Ale czy przyjemną?
AUTORZE – TAK SIĘ NIE ROBI...
Nawet nie wiecie, jak bardzo byłam
zaskoczona, kiedy pewne, dość istotne informacje zostały podane
nam bez mrugnięcia okiem. Przyznam szczerze, że poczułam się
wtedy tak, jakby właśnie ten czynnik miał zatrzymać nas przy
„Fobosie” na dłużej, gdzie wręcz byśmy oczekiwali tego
przepięknego zapachu dokładki wrażeń. Nie powiem, zapewne znajdą
się tacy czytelnicy, którym takie zabiegi są na rękę, lecz ja...
poczułam się lekko zawiedziona. Fakt, ofiarowana nam bolesna prawda
niemal przyćmiła przesłodzone kosmiczne reality-show, co jednak
nie zmieniało tego, że ofiarowano mi przepiękny spoiler.
Ofiarowano... Rzucono mi nim prosto w twarz, krzycząc donośnie:
„Ha, ha, ha! Ciesz się, że cię nie nakarmiłem czymś znacznie
gorszym!”. Po czymś takim nie było już chyba dziwne, że
obawiałam się dalszej części książki. Skoro w tak ekspresowym
tempie podarowano mi tak brzydki prezent, to czego mogłam się
jeszcze spodziewać? Kolejnej dawki wyjaśnień tego, co ma mnie
czekać w niedalekiej przyszłości? Przepraszam, ale w takim
przypadku wcisnęłabym przycisk „przystanku na żądanie” i bym
wysiadła z tego czytelniczego autobusu. Jednakże Victor Dixen
udowodnił mi, że moje przemyślenia są błędne. Pokazał, że
może potknął się na tym przeklętym pasie startu, zaliczając
bolesne spotkanie z torem, ale to tylko miało za zadanie zamydlić
oczy. Każdy kolejny ruch bohaterów przestał przypominać
odhaczanie rzeczy do zrobienia na jakiejś liście, a zaczął
nabierać spontanicznych, niekiedy histerycznych kształtów.
Wreszcie zaczęło to przypominać prawdziwy program telewizyjny,
który grał swoim odbiorcom na nosach, gdzie ci kochali go i
nienawidzili równocześnie! „Fobos” przestał jedynie irytować,
a zaczął mnie pochłaniać swoją Ziemsko-Kosmiczną atmosferą,
nie pozwalając myśleć o niczym innym jak o tym, co się tu jeszcze
wydarzy i jakie będą tego skutki!
Niestety nadal było tutaj coś, co
niczym kamień w bucie uwierało mnie i nie umiałam tego przeboleć.
A mianowicie te przepiękne, sześciominutowe randki naszych
bohaterów. Jak jeszcze niektóre spotkania wzbudzały we mnie jakieś
emocje (przy ukazaniu pierwszej z nich niemal popłakałam się ze
śmiechu, kiedy jedna z kandydatek na żonę zaczęła swoją dość
nerwową przemowę, zaskakując przy tym swojego potencjalnego męża),
tak przy większości z nich nadzwyczajniej w świecie... ziewałam.
Czułam w nich pewną monotonność, jakby nie były to spotkania
żywych ludzi, a zaprogramowanych robotów z martwym spojrzeniem.
Bardziej emocjonalne okazywały się rozmowy dziewcząt, kiedy to
omawiały swoje stroje czy fryzury czy kombinowały, co zjedzą
danego dnia.
A TY? CZY TY? NA RANDKĘ W KOSMOS
POLECISZ TEŻ?
Nie bez powodu w powyższym tytule
pozwoliłam sobie zapożyczyć melodię słynnej piosenki śpiewanej
przez Katniss Everdeen w „Kosogłosie”. Doświadczona przez los,
walcząca o każdy dzień Léonor,
niczym nasza ognista wojowniczka, również nie należy do tego typu
dziewczyn, którym można w kaszę dmuchać. Zadziorna, charakterna
nastolatka niejednokrotnie udowadniała, że narzucone im z góry
zasady gry ani odrobinę nie przypadły jej do gustu, dlatego też
robiła co mogła, byle tylko postawić na swoim. I niczym Katniss
robiła to z pewnego, dość istotnego powodu. Léonor
skrywała przed światem dość istotny sekret, gdzie ten, gdyby
ujrzał światło dzienne, mógłby pokrzyżować dosłownie
wszystko. Sprawiłby, że ci, którzy dotąd ją kochali i wspierali,
odwróciliby się od niej, wytykając ją palcami. A do tego nie
zamierzała dopuścić. Jednak im bardziej zatracała się w swojej
małej grze, tym bardziej traciła nad nią kontrolę, co owocowało
popełnianiem błędów. Zdobyte dotąd zaufanie wśród załogi oraz
silna więź z dwoma chłopakami, którzy starali się zrobić
wszystko, aby to oni stanęli u jej boku w kulminacyjnym dniu (tzn.
zaślubin, które miały stanowić koniec kosmicznych randek) stało
na zagrożonej pozycji. A czyhający z boku wróg tylko zacierał
ręce na myśl, że jego przyszła ofiara lada moment wpadnie we
własną pułapkę nieprzemyślanych ruchów.
Żeby nie było, że jedynie ględzę o
głównej bohaterce, to pozwolę sobie przejść do pozostałych
postaci. Marcus, Mozart, Kirsten, Safia, Aleksiej, Elizabeth... Nie
powiem, trochę ich się tutaj nazbierało, przez co niekiedy ich
myliłam i wtedy w mojej głowie robił się totalny chaos
sprzecznych danych. Dopiero kiedy na światło dzienne wychodziły
poniektóre fakty, zaczęłam spostrzegać różnice między nimi, a
zarazem olbrzymie podobieństwo: każdy tutaj skrywał jakiś sekret,
którego strzegł jak oka w głowie. Tym samym autor udowodnił, że
choćbyśmy pragnęli poznać kogoś od podszewki, to zawsze – ale
to zawsze – ta sztuczka nie zostanie przez niego udoskonalona.
Umysł drugiego człowieka, niczym Kosmos, nie będzie dogłębnie
zbadany, co poniekąd może być... przerażające...
PANIE DIXEN, ALE JAKIM CUDEM LUDZIOM
UDAŁO SIĘ RANDKOWAĆ W KOSMOSIE?
Zazwyczaj, kiedy autor powołuje do życia
główną bohaterkę, zaczynam obawiać się tego, czy będzie w
stanie dobrze ją wykreować. Czy da radę nadać jej realne cechy,
nie stworzyć z niej karykatury człowieka? Ale nie martwcie się: ta
sama zasada dotyczy również autorek, które w swoich dziełach
wcielają się w chłopaków lub mężczyzn. Po prostu nie każdy
jest do tego stworzony, jednak Victor Dixen podołał temu wyzwaniu.
Stworzył postać z krwi i kości, gdzie liczne zalety nie
przyćmiewają swym blaskiem wad, które również błyszczą niczym
psu kolczatka. I to nie dotyczyło jedynie Léonor,
bo każdy z bohaterów mógł się czymś pochwalić (lub chcieć coś
skryć, o czym już zdążyłam wcześniej napisać). Także nie
umiem odmówić autorowi kreatywności, jeżeli chodzi o sam zamysł
tego romantycznego lotu na Marsa, gdzie nasi bohaterowie mieli dobrać
się w pary i żyć sobie długo oraz szczęśliwie na czerwonej
planecie. Chociaż, nie powiem, cała ta akcja z firmą, która
zakupiła sprzęt od NASA i wykorzystała go w tak karygodny dla
wielu uczonych sposób, także wydawała mi się nad wyraz głupia,
lecz kiedy zrozumiałam prawdziwe intencje ludzi kierujących całym
tym przedstawieniem... Panie Dixen, takie intrygi to ja kupuję bez
mrugnięcia okiem!
Podsumowując, „Fobos” nie jest
pozbawiony dość wyraźnych, niemal bolesnych wad, jednak – pomimo
posiadania ich – nie mogę uznać tej książki za koszmar roku.
Pomimo początkowych zgrzytów, udało się naoliwić ten fabularny
mechanizm, a wraz z nim odbyć niesamowitą podróż w Kosmos, gdzie
każda kolejna doba może ofiarować kolejne niespodzianki,
niekoniecznie tylko te dobre. Także jeżeli potrzebujecie
zrelaksować się i oderwać się od Ziemi, to „Fobos” na pewno
wam to umożliwi, jednak nie wymagajcie od tej historii za wielu
cudów.
MOJA OCENA:
★★★★★★★☆☆☆
DEMONICZNA STREFA CYTATÓW:
Snuj marzenia tak, jakbyś miał żyć
wiecznie; żyj tak, jakbyś miał umrzeć dziś.
Próbuję uśmiechać się szeroko i
grać rolę dziewczyny, dla której to wszystko jest zupełnie
naturalne, choć w rzeczystości czuję się tak swobodnie, jak ryba
wyrzucona z wody.
Ludzie, którzy kierują się tylko
swoimi pragnieniami i swoją niechęcią, kończą jako niewolnicy.
Tak łatwo nimi manipulować...
Sześciu uczestników z jednej strony.
Sześć uczestniczek z drugiej. Sześć minut na spotkanie. Wieczność
na miłość.
Kiedyś chciałam to przeczytać, bo słyszałam dużo pozytywnych opinii o Fobosie, ale do tej pory się za niego nie zabrałam... I w sumie nie wiem czy kiedykolwiek to nastąpi, bo ostatnio mam mało czasu na wszystko, a stos książek rośnie.
OdpowiedzUsuńJa o nim nie słyszałam,a na pewno jest to pozycja dosyć...oryginalna. Nie jestem tylko pewna czy w negatywnym czy w pozytywnym sensie. Same kosmiczne randki jakoś super mnie nie zachwycają, ale postać głównej bohaterki wydaje się ciekawa. Wciągnę go sobie na liste, ale nie priorytetową :)
OdpowiedzUsuńmrs-cholera.blogspot.com
Słyszałam o niej, ale jakoś mnie nie ciągnie by ją przeczytać, przynajmniej na razie
OdpowiedzUsuńIm dalej od premiery tym o książce robi się.ciszej. Przypomniałaś mi ten tytul, rewelacyjnie czytało się Twoją recenzję ale za książkę raczej się nie zabiorę
OdpowiedzUsuńCzytałam jakiś czas temu i nie wspominam zbyt miło.
OdpowiedzUsuńMyślę, że jednak wady przeważają w tej książce. Po wielu recenzjach jestem zniechęcona.
OdpowiedzUsuńkupiłam kiedyś tę książkę i po kilku stronach odłożyłam na półkę. Nie wiem, coś nie zaiskrzyło, ale zamierzam dać jej jeszcze kiedyś szansę :P
OdpowiedzUsuńMiałam ją czytać, ale jakoś tak wyszło, że sobie jednak odpuściłam :)
OdpowiedzUsuńTotalnie nie :) Chociaż to pierwsza recenzja książki, jaką miałam okazję czytać :)
OdpowiedzUsuńCórka zabrała się za tę książkę, ale szybko odpuściłam, nie wciągnęła ją. :)
OdpowiedzUsuńPowieść może nie była idealna, ale muszę przyznać, że dobrze się czytało :)
OdpowiedzUsuńA ja pierwszy raz slysze o tej ksiazce. Jednak przyznam, ze reality show w kosmosie, randki itp. No nie przekonuje mnie to xD wiec chyba sobie odpuszczę :)
OdpowiedzUsuńChyba jednak podziękuję, nie lubię tak mocno nierealnych książek
OdpowiedzUsuńMnie bardzo wciągnęła. Czytało się ją szybko i przyjemnie, nie można jej odmówić pomysłowości.
OdpowiedzUsuńOkładka przyciąga oko,pomysł z kosmosem wydaje się bardzo fajny, ale czegoś tutaj zabrakło w tej książce tak mi się wydaje,czytając twoja opinie.Raczej się nie skuszę.
OdpowiedzUsuńPrzeczytałam tę książkę jakiś miesiąc po jej premierze i jakoś nie umiem powiedzieć, że podbiła moje serce. Fakt, zapewniła mi poniekąd jakąś formę rozrywki, takie papierowe reality-show, gdzie wiele rzeczy jest z góry ustawionych, ale do wybitnych to ona nie należy. I mnie także to ujawnienie takich informacji na samym starcie nieco zniesmaczyło. A można było nieco pokombinować, by nadać temu intrygującego klimatu.
OdpowiedzUsuńMnie jakoś do takich książek nie ciągnie, więc raczej sobie odpuszczę. Musze jednak przyznać, że okładka jest ciekawa. Niby wydaje się taka zwykła, a zapewne doskonale pasuje do fabuły. ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Koczuje u mnie na półce już jakiś czas, czyżby to był znak by w końcu się za nią wziąć?
OdpowiedzUsuńLiteratura młodzieżowa i fantastyka to zdecydowanie nie moje klimaty, więc mimo Twojej bardzo ciekawej recenzji, nie skuszę się na tę książkę ;)
OdpowiedzUsuńJako szanujący się fan sf rzucam się na wszystko, co ma w opisie słowo "kosmos". Ale to reality show, te randki...? Brzmi jak kiepski żart. A jednak kosmos... no i mam dylemat :D
OdpowiedzUsuńMam na oku tę serię. Zwłaszcza, że słyszałam coś o wyczekiwanej kontynuacji! Jestem świadoma wad tej książki, ale i tak chcę ją przeczytać :) okładka faktycznie... Z kosmosu.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Ksiazkowa-przystan.blogspot.com
Mam na swojej półce, ale jeszcze trochę czasu minie nim ją przeczytam :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Lady Spark
[kreatywna-alternatywa]
Lubię młodzieżówki więc może się skuszę :)
OdpowiedzUsuńJa chyba podziękuję - recenzja świetna, ale sama fabuła książki niezbyt mnie zainteresowała, raczej nie moje klimaty :/
OdpowiedzUsuń