Przekład: Krzysztof Puławski
Tytuł: Hazel Wood
Tytuł oryginału: The Hazel Wood
Seria/Cykl: Hazel Wood
Tom: I
Gatunek: fantastyka młodzieżowa, thriller, literatura
młodzieżowa
Wydawnictwo: Media Rodzina
Liczba stron: 376
Większość swojego siedemnastoletniego
życia Alice spędziła z matką w drodze, uciekając przed
prześladującym je pechem. Kiedy w Hazel Wood umiera jej babka
Althea Proserpine, żyjąca w osamotnieniu autorka kultowych
mrocznych opowieści, prawdziwe pandemonium dopiero się zaczyna.
Znika matka Alice, porwana przez
tajemniczą postać z baśniowego Uroczyska, o którym pisała babka.
Dziewczyna dostaje jedyną wskazówkę od matki:
TRZYMAJ SIĘ Z DALA OD HAZEL WOOD.
Klimatyczna, mroczna opowieść, w której
przenikają się światy, a groza miesza się z poezją. Poruszy
każdą niepokorną duszę.
[Opis wydawcy]
Zupełnie inaczej wyobrażałam sobie
przedstawienie tego świata. Ba, nawet stworzyłam sobie scenariusz
prawdopodobnych zdarzeń, co dawało mi władzę. Niestety musiałam
oddać koronę oraz berło oraz ustąpić miejsca na tronie autorce.
Aczkolwiek cieszę się z takiego obrotu spraw. Zaoferowane przez nią
scenerie okazały się znacznie lepszą pożywką dla łaknącego
wrażeń umysłu!
CZEGO TAK NAPRAWDĘ SZUKASZ?
Melissa Albert nie od razu wyłożyła
„kawę na ławę”. Zanim zmierzyłam się z tym hucznie
zapowiadanym mrocznym, przepełnionym baśniowością światem,
niejednokrotnie bawiła się mną, przedstawiając rozmazane, ledwo
osiągalne kontury tego, co dla mnie przygotowała. Stopniowo
przeplatała mrożącą krew w żyłach fascynującą magię z
szaroburą rzeczywistością. Wydzielała istotną dla zrozumienia
tego, co tutaj się właściwie wyprawia wiedzę, bym przedwcześnie
nie odkryła jej niecnych planów. I autorce szło to bardzo
zręcznie. Nieraz wpadałam w zastawione przez nią sidła. Niczym
Alice błądziłam po omacku, trzymając się strzępków informacji
chaotycznie porozrzucanych na dość wyboistej drodze, byle tylko
rozwikłać sprawę tytułowego Hazel Wood. Z czasem, kiedy oswoiłam
się z tym światem, zaczęłam zręczniej łączyć wątki. Sprawiło
to, że niektóre elementy już tak nie zaskakiwały, jak powinny,
jednak autorka przewidziała taki rozwój wydarzeń i postanowiła
wyciągnąć zupełnie asa z rękawa. Takiego, gdzie sporządzone
przez nią intrygi nadal mogły siać spustoszenie!
Wraz z odkrywaniem kolejnych sekretów,
na fabularnym niebie ściągały się ciemne chmury, a wiatr
brutalnie targał rozszalałe myśli. Melancholijna sceneria
nabierała niemal psychodelicznych kształtów! Czułam ciarki na
plecach, kiedy ta rozczapierzała swe demoniczne szpony, dźgając
rozgorączkowane wątki, jak i moje emocje. Otaczający mnie zewsząd
wyimaginowany świat co rusz wprawiał moje serce o szybsze bicie, a
obolałe płuca prawie że przemówiły, błagając o litość, gdyż
rozszalały oddech im nie służył. Ostatnie sto stron były jak
tykająca bomba, której wybuch mógł spowodować wiele
nieodwracalnych zniszczeń. Jednakże wraz z ostatnim zdaniem
odkryłam, że czuję niedosyt.
Wrażeń miałam od groma. W trakcie
czytania siedziałam jak na szpilkach, jednak wyraźnie wyczuwałam,
że Melissa Albert nie pokazała jeszcze wielu rzeczy. Sama
baśniowość zatrzymała się na poszczególnych fragmentach
hipnotyzującego, a zarazem przerażającego świata, gdzie skupiamy
się jedynie na danych Historiach (wielka litera nie pojawiła się
znikąd). Cieszę się, iż pozwoliła im się rozwinąć, pokazać
swoją magiczną aurę, przez co zadbała o każdy ich szczegół,
lecz marzyłam, by choć jeszcze jedna „zrodzona ze słów siostra”
wyszła z cienia i pokazała, z czego jest znana. Mam nadzieję, że
kolejne tomy serii zdołają podarować mi to, o czym tak skrycie
marzyłam!
ABY ZROZUMIEĆ TERAŹNIEJSZOŚĆ, TRZEBA
DOGŁĘBNIE POZNAĆ PRZESZŁOŚĆ.
Dla Alice dzieciństwo kojarzyło się z
licznymi podróżami, gdzie wraz z mamą co rusz zmieniały miejsce
zamieszkania. Przez ładnych parę lat nigdzie nie zagrzały na
dłużej miejsca, gdyż za każdym razem doganiała je sława Althei
Proserpine, niosąca ze sobą również wiele pechowych zdarzeń.
Dopiero w nastoletnim wieku poczuła smak prawdziwego domu, chociaż
i tak lata odosobnienia zdecydowanie się na niej odbiły. Dość
mocno zżyta z matką (nie dziwne, skoro przez taki szmat czasu mogły
liczyć tylko na siebie), nie umiała porozumieć się z innymi
ludźmi. Wiele osób obawiało się jej nagłych wybuchów złości.
Alice szybko wpadała w szał, gdzie nawet liczne terapie
wspomagające walkę z tym utrapieniem nie zawsze przynosiły
zamierzone efekty. W walce z tym wspierała ją właśnie mama, była
dla niej niemałym oparciem, dlatego jej zniknięcie sprawiło, że
nawet pomimo strachu przed nieznanym, przyrzekła sobie, że ją
odnajdzie i sprowadzi z powrotem. W tym niebezpiecznym zadaniu
pomagał jej Finch, wielki fan twórczości jej babki oraz jedyny
przyjaciel. To on musiał walczyć z jej nagłymi napadami złości
oraz znosić jej humorki, które mnie samą doprowadzały do szału.
Alice zdarzało się zachowywać jak rozkapryszona księżniczka,
gdzie trzeba było robić wszystko tak, aby ją zadowolić. Każde
przeciwstawienie się nie działało na korzyść. To sprawiało, że
miałam ochotę złapać ją za ramiona i potrząsać tak długo, aż
poobijany mózg zacznie prawidłowo działać. Tyle że sam Finch nie
był święty. Z początku uważałam go za sympatycznego i cieszyłam
się, że bohaterka ma kogoś takiego u takiego boku. Dopiero z
czasem poczułam, że coś jest z nim nie tak. Po prostu – jak dla
mnie – śmierdział fałszem na kilometr, tylko nie wiedziałam,
gdzie szukać źródła tego „aromatu”. Chciałam odkryć jego
prawdziwą twarz, ale to, co odkryłam, przeszło moje najśmielsze
oczekiwania, bo nie tylko ten chłopak zdołał mnie zaskoczyć, ale
również sama Alice. Spodziewałam się po niej wiele, ale nie
czegoś takiego. Chociaż z drugiej strony autorka co rusz podsuwała
mi pod nosem rozwikłanie sprawy, a że ja byłam na to ślepa, to
już zupełnie inna bajka!
Przez „Hazel Wood” przewija się
wiele charakterystycznych bohaterów, że gdybym tylko zaczęła o
nich opowiadać, zapewne rozpisałabym się bardziej, niż przy Alice
i jej towarzyszu. Dlatego, aby nikogo nie zamęczać, powiem, że
każdy, kto pojawia się na kartach tej książki, zdoła utkwić w
pamięci, przez co ciężko będzie o nich zapomnieć. I nieważne,
czy jest to człowiek, czy ktoś, kto normalnie nie miałby prawa
bytu – każdy po równo zyskuje naszą uwagę, przedstawiając
repertuar swoich umiejętności. Dobrze ukazuje to przykład pełnej
miłości Elli, mamy Alice, której rola z rozdziału na rozdział
malała. Choć nie zdobyła mojej sympatii, nie mogłam odmówić tej
kobiecie tego, że dba o swoje dziecko znacznie lepiej, niż o
siebie. Że jest gotowa zrobić wszystko, aby ją uchronić przed
złem.
Melissa Albert, za pomocą zwykłych
słów, które oddzielnie nie zawsze mają moc, stworzyła
niesamowicie klimatyczną historię, która telepie lepiej niż
kierowcy autobusami komunikacji miejskiej. Wyimaginowany przez nią
świat dokarmia głodną wyobraźnię, pozwalając jej się nasycić
i zabrać wiele zapasów, by móc później powrócić do tej krainy
i zaczerpnąć z niej życiodajnej energii. Ale to nie wszystko.
Melissa Albert, poprzez „Hazel Wood” pokazuje, że nie każda
baśń musi oscylować tęczowymi barwami oraz szczęśliwymi
chwilami, aby odnaleźć w niej to, czego się pragnie. Te stworzone
przez nią, nieraz brutalne, idealnie odzwierciedlają ten prawdziwy
świat, niosąc ze sobą wiele przesłań. No i – przede wszystkim
– wskazuje palcem, że determinacja i opór są w stanie
przełamywać bariery, których dotąd nie dawało się pokonywać.
Nie wolno skazywać się na niepowodzenia. Może nie zawsze da się
oszukać przeznaczenie, ale jeżeli jest szansa, warto ją
wykorzystać.
Podsumowując. Powiadają bowiem, że kto
choć raz zetknie się z Uroczyskiem, nigdy nie zdoła się od niego
uwolnić. I taka właśnie jest prawda. Świat wykreowany przez
Melissę Albert opętuje umysł, wchłania się przez skórę i
zamieszkuje w każdej komórce ciała. I już nie dziwię się tymi
zachwytami nad „Hazel Wood” – są one uzasadnione! Sama
zakochałam się w tej brutalnie baśniowej krainie, pragnąć jej
więcej i więcej! Status bestsellera przy tym tytule jak najbardziej
znajduje się na właściwym miejscu! Tylko uprzedzam, że nie do
każdego ten tytuł przemówi.
MOJA OCENA:
★★★★★★★★☆☆
DEMONICZNA STREFA CYTATÓW:
„Czekaj, aż się liście zaczerwienią,
I nicią świat ci zaszyją,
Jeśli podróży swej nie skończysz,
To bój się, kiedy wzejdzie słońce”.
„Mój ukochany mnie uwiódł,
Mój ukochany mnie zabił,
Pochował moje kości,
Swą ukochaną poślubił,
Jego ukochaną pochowałam,
I teraz sam się błąka”.
„Kiedy Alice się urodziła, jej oczy
były czarne od jednego końca do drugiego”.
„Nikt nie może naprawić zepsutej
maszyny, jeśli nie ma do niej części”.
Koniecznie muszę polecić ten tytuł swojej koleżance. To jej klimaty. 😊
OdpowiedzUsuńWidziałam już bardzo dużo pozytywnych opinii o tej książce, ale nadal nie mogę się do niej przekonać. Fantastyka młodzieżowa chyba mi się już po prostu znudziła. Ale będę pamiętać o tym tytule, bo może kiedyś weźmie mnie na niego ochota.
OdpowiedzUsuńWłaśnie zaczęłam czytać i liczę na to, że mi się bardzo spodoba :)
OdpowiedzUsuńCzuję, że muszę ją przeczytać :)
OdpowiedzUsuńNie sięgam po ten gatunek zbyt często, ale już tyle pozytywnych opini widziałam, że chyba się skuszę tym razem. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńBardzo poważnie rozważam przeczytanie tej książki, głównie dlatego, że strasznie spodobała mi się jej okładka... I tak, wiem, nie ocenia się książki, po okładce :D
OdpowiedzUsuńFantastyka młodzieżowa to gatunek, który dość często nie spełnia moich oczekiwań. Na dodatek pewnie już wspominałam, ale fantastyka w jakimkolwiek wydaniu to nie moja bajka. [Kreatywna-alternatywa]
OdpowiedzUsuńBardzo szczegółowa recenzja, zaintrygowała mnie na tyle by przeczytać tę książkę mimo że jest ona z gatunku który nie bardzo lubię, ale myślę że warto tutaj wyjść ze swojej strefy komfortu
OdpowiedzUsuńKolejna z książek, które spokojnie mogę czytać razem z moimi dziećmi, a później o niej dyskutować. Tytuł jak najbardziej zapisuję, sporo pozytywów, a to tylko podsyca pragnienie odbycia przygody czytelniczej. I te cenne przesłania, które jeśli za młodu się w sobie pielęgnuje, fantastycznie wspomagają w całym życiu. :)
OdpowiedzUsuńTa książka zbiera praktycznie same pozytywne opinie, dlatego jestem jej bardzo ciekawa. Miałam zabrać się za tę historię jakiś czas temu, jednak mój egzemplarz gdzieś się zagubił, więc muszę teraz sama zdobyć tę książkę. Liczę, że uda mi się to zrobić jak najszybciej!
OdpowiedzUsuńTa książka jest na mojej liście książek, które koniecznie muszę przeczytać. Słyszę o niej tyle pozytywów, że tutaj nie mam, co się zastanawiać. A i wydaje się być w moim stylu :)
OdpowiedzUsuńZapraszam serdecznie do siebie na lustrzana nadzieja :)
Książka jakby stworzona dla mnie! :)
OdpowiedzUsuńWidziałam kilka dobrych oponii na jej temat. Teraz jeszcze widzę sporo plusów u Ciebie, a powiedzmy sobie szczerze, jesteśmy baaardzo wymagająca. Dlatego chętnie ją przeczytam. Kinga
OdpowiedzUsuńPrzyznam, że bardzo mnie zachęciłaś. Również najbardziej lubię książki, które jednocześnie dostarczają rozrywki i zmuszają do myślenia.
OdpowiedzUsuńPomimo, że fantastyka nie jest moim ulubionym gatunkiem, to po twojej recenzji z wielką chęcią sięgnę po tę książkę! :) żałuję tylko, że na Legimi nie jest w abonamencie :(
OdpowiedzUsuńNie słyszałam nigdy o tej książce, ale będę ją miała na uwadze :)
OdpowiedzUsuńLubię tego rodzaju książki. Pozwalają się odprężyć. Ponadto pierwszy raz słyszę o tej powieści więc warto się przyjrzeć bliżej!
OdpowiedzUsuńMam tę książkę w domu, ale jakoś nie mogę się za nią zabrać.
OdpowiedzUsuńWygląda na ciekawą książkę. Może się na nią skuszę w wolnej chwili ;)
OdpowiedzUsuńTy dobrze wiesz, że ja fantastykę kocham równie mocno co grandera w KFC, także nie mogłabym się nie skusić na tę książkę. Ale jak się zawiodę, to będzie źle:D
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że do mnie jednak ten tytuł przemówi, bo niedługo się za niego biorę. ;)
OdpowiedzUsuń21 year-old Software Engineer III Annadiane Edmundson, hailing from Victoria enjoys watching movies like Los Flamencos and Digital arts. Took a trip to Historic City of Meknes and drives a Ferrari 857 Sport. z tego zrodla
OdpowiedzUsuń