Autor: Agata Wilk
Tytuł: Wędrówka
Seria/Cykl: Bitwa o nonsens
Tom: I
Gatunek: fantastyka młodzieżowa,
fantastyka
Wydawnictwo: AlterNatywne
Liczba stron: 624
Charlene wiedzie zwyczajne życie na
zwyczajnej wsi. Chodzi do zwyczajnego liceum i codziennie boryka się
ze zwyczajnymi w jej wieku problemami. Od braku akceptacji ze strony
rówieśników często ucieka w świat własnej pasji, jaką jest
rysowanie.
Jej kajet pełen jest fantastycznych
stworów, demonów i elfów. Pewnego dnia dziewczyna rysuje o jedną
postać za dużo, co wywołuje serię niecodziennych zdarzeń. W
jednej chwili, za sprawą pewnego rysunku, całe życie Charlene
zmienia się, a ona sama zostaje rzucona w wir nieprawdopodobnych
wydarzeń.
Bohaterka wyrusza w długą wędrówkę
po świecie pełnym demonów, istot fantastycznych oraz
niebezpiecznych stworów, na samą myśl o których włos się jeży
na głowie. Przemierzając drogi i bezdroża krainy Enu Monde,
Charlene będzie musiała stawić czoło wielu przeciwnościom. W tej
magicznej krainie nic bowiem nie jest takie, jak się wydaje.
Dziewczyna dowiaduje się też o pewnej
długo skrywanej rodzinnej tajemnicy, która zmieni całe jej życie…
[Opis
wydawcy]
Wdrążenie się w historię stworzoną
przez panią Agatę Wilk zajęło mi wiele czasu. Wprowadzenie do
tego fantastycznego, zszytego magicznymi nićmi świata, zwanego Enu
Monde, kojarzyło się tylko z jednym: z niewyobrażalnym chaosem.
Ciężko było zasmakować go na całego, kiedy na każdym kroku
atakowały przeróżne bodźce, a niewiedza dawała w kość. Niczym
Charlene czułam się zagubiona. Wytrącona z rytmu. Nie wiedziałam,
co tak właściwie się tam wyprawia. Nic nie wskazywało na to, że
dowiem się czegoś więcej w spokoju...
PRZEPRASZAM, CZY MOŻECIE ODSTAWIĆ MNIE
Z POWROTEM?
Nawet kiedy bohaterka zaczynała się
powoli odnajdywać, ja jeszcze odczuwałam niepewność. Dopiero z
akceptacją chaotycznej formy, bezustannych zwrotów akcji
popychających fabułę do przodu, zaczęłam odkrywać piękno
„Wędrówki”. Żeby było ciekawiej, nareszcie dostrzegłam, że
książka jest przesycona pewną dozą humoru. Nie zawsze sprawiała,
iż śmiałam się do utraty tchu, jednakże wywoływała szczery
uśmiech na twarzy. Owocowało to tym, że obdarzałam coraz większą
sympatią bohaterów. Liczne uszczypliwości czy przekomarzanki stały
się chlebem powszednim, wypierającym świadomość, iż otaczający
ich świat wcale nie jest aż taki piękny…
Dostrzegłam tutaj użycie dość
spopularyzowanych w tym gatunku schematów (osierocenie, wrzucenie do
obcego świata, posiadanie istotnej roli w nowym społeczeństwie…),
puszących się niczym celebryci na ściankach. Na całe szczęście
autorka zadbała o to, aby tchnąć w nie nowe życie, bo inaczej
kiepsko bym to widziała. Obdarowała je nowymi szatami, nadała nowe
kształty, co sprawiło, iż ten wyimaginowany świat zyskał nowe
barwy. A wraz z tym miałam szansę odkrywać jego nowe zakamarki.
Poznawać opowieści z nim związane. Widzieć na własne oczy, że…
Enu Monde wcale nie było tak krystaliczne, jak mogło się wszystkim
wydawać. Wszelkie jasności przeplatały się z mrokiem . Kontrast
między nimi był na tyle wyraźny, że aż zapierało dech. Również
dołączyły do tego pewne sekrety, gdzie ujrzenie przez nie światła
dziennego nie zawsze wróżyło coś dobrego. Charlene miała twardy
orzech do zgryzienia, kiedy musiała oswoić się z tym wszystkim czy
rozwikłać pewne sprawy niedające jej spokoju. Dowodziło to jednak
temu, iż choć byśmy tego chcieli, nie zawsze umiemy kontrolować
sytuację. Możemy udawać, że wszystko jest w jak najlepszym
porządku, gdy tak naprawdę sprawy wymykają nam się spod kontroli.
Dlatego trzeba spróbować podjąć walkę od zupełnie innej strony.
Jeżeli się tego nie podejmiemy, wszystko to, co do tej pory się
osiągnęło, może legnąć w gruzach.
Żeby nie było za pięknie, wspomnę o
drobnych potknięciach. Jak już wspominałam, Charlene w Enu Monde
pełni rolę ważnej osobistości, której miejsce jest przy samym
Wielkim Królu. A sami wiecie jak to z pałacami bywa – pilnie
strzeżone przez wykwalifikowane służby, gdzie nikt nie zdoła (a
raczej nie powinien) je przechytrzyć. Czyżby? No popatrzcie, a taka
niepozorna Charlene zdołała im czmychnąć sprzed nosów, aby
dołączyć do Axela, jedynej osoby, której tam ufała. Więcej?
Nastolatka została odnaleziona i przywieziona z powrotem do pałacu,
gdzie odizolowano ją od pozostałych. Wielki Król zlitował się
nad nią i zaprosił dziewczę na rozmowę. Podczas niej dostała
ultimatum: pozwolą jej wrócić między ludzi, jeśli przyrzeknie,
że ponownie nie ucieknie i każda chęć wyjścia poza mury
królestwa zostanie zgłoszona. Charlene na to przystanęła, a
władca co na to? Z miejsca jej uwierzył! Nastolatce, która już
raz ich oszukała! Nie wiedziałam, czy się śmiać, czy płakać.
Oprócz tego pojawiło się parę wątków, które – jak dla mnie –
gdyby nie istniały, to książka stałaby się lżejsza, a zarazem
bardziej wciągająca. Rozumiem chęć jak najlepszego przedstawienia
świata, ale nie warto podążać tą drogą. A tak tylko
przewracałam oczyma i wzdychałam z rezygnacją, dzielnie
przemierzając przez nic niewnoszące akapity tekstu.
TO JESZCZE RAZ: JA SIĘ UPRĘ, TUPNĘ
NÓŻKĄ, A TY ZATAŃCZYSZ TAK, JAK CI ZAGRAM, DOBRZE? CO, ZNOWU SIĘ
SPRZECIWIASZ?
Mam niemały problem z oceną Charlene. Z
jednej strony wielokrotnie miałam ochotę wziąć ją za kłaki,
przerzucić przez kolano i sprać pasem tyłek tej upartej, pyskatej
dziewuchy. Z drugiej natomiast od razu chciałabym wziąć ją w
ramiona i przejąć na siebie cały jej ból. Nie da się ukryć, że
los postawił ją w ciężkiej sytuacji. Nie dość, że przez
większość czasu była szykanowana w szkole, traktowano ją jak
intruza, co zaowocowało tym, że nigdy nie miała choć jednego
przyjaciela, to jeszcze jak gdyby nic wyrwano ją ze znanego i
wciągnięto do świata, który przerażał ją i fascynował
równocześnie. I gdyby nie Axel, to zapewne popadłaby w obłęd.
Przyjaźnie nastawiony demon zaopiekował się dziewczyną, pomagając
zaakceptować aktualną sytuację. A było nad czym pracować, gdyż
Edu Monde za każdym razem próbowało pokazać swoją prawdziwą
twarz, kiedy co rusz walczyli o przetrwanie w dziczy. Ich wzajemna
sympatia najczęściej objawiała się uszczypliwościami, co można
powiązać ze słynnym stwierdzeniem „kto się czubi, ten się
lubi”… Charlene, pomimo ciężkiego charakterku, co rusz
zjednywała sobie ludzi oraz istoty magiczne, nie tylko ze względu
na swój nowy status. Także w ekspresowym tempie zdobywała nowe
umiejętności. To działo się za szybko… o wiele za szybko!
Zgoda, niejednokrotnie podwijała jej się noga, ale nikt raczej nie
zaprzeczy, iż często wychodziła cało z opresji. Na dodatek była
dość ufna względem obcych. Zdarzało się, że miewała
wątpliwości, ale i tak ryzykowała, podróżując z zupełnie
obcymi sobie ludźmi. To nie było mądre z jej strony... Tak samo
nie zawsze podobała mi się kreacja Axela. Jak dla mnie ten demon
był niczym słynny rozcieńczony kisielek, który od czasu do czasu
poprawiano, by dobrze smakował, by za chwilę znowu dolewać wody,
psując cały efekt. Tak, autorka pokazała, że nawet takie stwory
mogą mieć uczucia i są skłonne je ukazywać, ale i tak brakowało
mi niekiedy mroczniejszych akcentów podkreślających jego
przynależność do tej brutalnej rasy. Już mocniej przemawiała do
mnie Henrieta, zafiksowana na punkcie Axela dziewczyna. Choć
doprowadzała mnie do szewskiej pasji, to jednak ona wydawała mi się
najbardziej autentyczna, bo nawet Wielki Król niczym takim się nie
wyróżniał. A szkoda, bo tkwił w nim ogromny potencjał.
Minimalizm słowny. Właśnie tak mogę
określić styl pisania pani Agaty Wilk. Autorka niekiedy nadużywa
zdań prostych, co także było tym czynnikiem uniemożliwiającym
wciągnięcie się w tę książkę. Chociaż z czasem przyzwyczaiłam
się do tego, to i tak zdarzało mi się na to nieco wyklinać.
„Otwieram oczy. Macam dłonią materac. Jest zimny. Podnoszę się
z łóżka...” – to nie jest autentyczny cytat, ale przykład,
jak to poniekąd wyglądało. Gdyby nie to (i parę innych rzeczy),
byłoby bardzo dobrze, bo pani Wilk postarała się przy kreacji tego
świata. W książce można nawet odnaleźć ilustracje
odzwierciedlające dane miejsca, co jest przyjemnym dodatkiem.
Również pogubieni czytelnicy mogą wspomóc się słowniczkiem,
gdzie – choć nie wszystko doczekało się wyjaśnienia – co
nieco rozjaśnia umysł. Aż żałuję, że nie ma żadnej mapy tego
królestwa, bo już w ogóle poczułabym się tak, jakbym otrzymała
drugą porcję ulubionych lodów!
Podsumowując. „Bitwa o nonsens” nie
każdemu przypadnie do gustu. Jeżeli ktoś nie lubi chaotycznych
wstępów, gdzie prawdziwa akcja rozpoczyna się dość daleko od
pierwszego zdania otwierającego historię, zapewne odłoży tę
książkę zaraz po kilkudziesięciu stronach. Jeśli jednak ktoś
uzbroi się w cierpliwość i da szansę twórczości pani Agaty
Wilk, może (choć nie musi – warto zaznaczyć) poczuć się tak,
jakby otrzymał nagrodę za swoje wysiłki. Uważam jednak, że cena
tej powieści jest wygórowana. Wiem, że to ponad sześćset stron
akcji, lecz nie każdy da radę wydać na nią sześćdziesiąt
złotych! Książka jest dobra, ale nie na tyle, by zapłacić za nią
taką kwotę. W tym przypadku ktoś ładnie zaszalał...
MOJA OCENA:
★★★★★★☆☆☆☆
Cenę książki ustala wydawca, więc można o to zwrócić się jedynie do nich. Mnie też zamurowało, gdy zobaczyłam tę kwotę. Skąd oni wzięli taki kosmiczny cennik?
OdpowiedzUsuńCo do twojej opinii... Czytałam tę książkę i oceniam ją zupełnie inaczej, ale każdy ma swój gust :) Mnie odpowiadał charakter głównej bohaterki - wszędzie te słodkie, ciepłe kluchy - wreszcie ktoś inny. Jeśli chodzi o Axela, był półdemonem, więc może stąd jego uczuciowość w niektórych momentach? W każdym razie jestem ciekawa kolejnego tomu, jeśli się ukaże. Mam nadzieję, że Ty także po niego sięgniesz.
Pozdrawiam :D
Doskonale wiem, że to wydawca ustala kwotę, ale jak widać nie tylko mnie ona razi w oczy. ;)
UsuńCieszy mnie to, że zareagowałaś w taki, a nie inny sposób. Miło się czyta takie komentarze, gdzie się zaznacza, iż ludzie miewają różne gusta. Niektórzy po prostu o tym zapominają i z miejsca atakują. :)
Czy ja wiem, czy wszędzie są ciepłe kluchy? Nie można wrzucać wszystkich głównych bohaterek do jednego worka. Fakt, Charlene wyróżniała się na tle niektórych z nich, jednak i tak działała na nerwy. A co do Axela, może akurat to miało spore znaczenie, ale i tak brakowało mi tego elementu wspomnianego w recenzji. Cóż ja poradzę, że kręci mnie mrok? :D
Owszem, również jestem go ciekawa i chętnie po niego sięgnę, jednak nie będzie moim priorytetem czytelniczym. ;)
Również pozdrawiam!
Nie przypominam sobie żebym gdzieś widziała tą książkę 😂 Jakaś słaba ta promocja czy coś.. Nieważne. Pierwszy raz widzę ją na oczy i powiem ci, że nie wywołała efektu wow. Jestem niecierpliwa także raczej nie dała bym jej rady 😂
OdpowiedzUsuńNie należy oceniać książki po okładce.
Usuńzgadam się! co prawda jestem w trakcie czytania, ale już kończę i mam bardzo podobne zdanie
OdpowiedzUsuńPrzeczytałam Twoją recenzję i nawet jeśli zgadzam się z większością, o czym napisałaś, to jedna rzecz jest nie w porządku. Stwierdzenie, że czegoś nie powinno być w książce, jest bezczelne i niekulturalne z Twojej strony. Jak można powiedzieć, że autor czegoś nie powinien umieszczać w swojej powieści? Czytałam wiele książek i każda miała nudne momenty, ale potem okazuje się, że one gdzieś mają swoje echo i są potrzebne. Gdybyś napisała własną powieść i ją wydała, a ktoś by tak powiedział, jakbyś się poczuła? Jakbyś przyjęła myśl, że czytelnik lepiej wie od Ciebie, autora? Dobry recenzent nigdy tak nie pisze, nawet jeśli tak pomyśli.
OdpowiedzUsuńDzień dobry,
UsuńRozumiem Twoje oburzenie zaistniałą sytuacją, ale nazywanie tego w ten sposób jest nie na miejscu. Mogłam wspomnieć o tym w zupełnie inny sposób, przyznaję, jednak po co istniałby recenzent, gdyby nie mógł wskazać, co mu się nie podobało i jak dałoby się rozwiązać ten mały problem? Jako czytelnik czegoś wymagam i szczerze piszę to, co mi leży na sercu. A chyba lepiej być uczciwym, niż przemilczeć kłujące sprawy lub częstować innych kłamstwami.
Jakbym się czuła? Z początku źle, ale po ochłonięciu próbowałabym odkryć, co spowodowało, że ktoś napisał tak, a nie inaczej i zaczęłabym nad tym pracować.
Poza tym, bardzo dziękuję za nazwanie mnie złym recenzentem, bo właśnie tak można odebrać ostatnie zdanie Twojego komentarza.
UsuńNapisanie komuś "dobry recenzent nigdy tak nie pisze" - to jest dopiero bezczelne! O ile mi wiadomo, nie istnieje żaden Kodeks Dobrego Recenzenta. A autor skoro wydaje swoją powieść, powinien być gotowy nawet na większą krytykę. Jak ktoś jest jajkiem, któremu skorupka potłucze się, bo usłyszy, że jakiś wątek jest zbędny, to nie powinien w ogóle wydawać książki, aby przypadkiem nie narazić się na niepotrzebne wizyty u terapeuty.
UsuńOla oceniła powieść z punktu widzenia pierwszego tomu i nie wie, czy jakiś wątek zostanie potem rozwinięty czy nie. Po prostu jej się nie spodobał. I ma do tego pełne prawo, tak samo jak ma pełne prawo o tym napisać w recenzji.
Teraz ja będę bezczelna: nie wiem, po co cały ten bull shit.
Olu, zwróciłam Ci uwagę na to, co było nie w porządku, bo wiele osób w Internecie linczuje za takie słowa (o wiele gorzej ode mnie). To była szczera opinia na temat Twojej wypowiedzi i być może coś dała Ci do przemyślenia, skoro przyznałaś się po części do błędu. Nie mówię, że ma Ci się wszystko podobać, ale jeśli krytykujesz, ubierz to delikatniej w słowa. I Ty, droga koleżanko Oli... Od Twojej odpowiedzi bije taką agresją, że aż ręce opadają. O ile Ola zachowała się w miarę profesjonalnie i odpowiedziała mi grzecznie, Ty się nie popisałaś. Strasznie traktujesz ludzi o odmiennym zdaniu od Twojego i tych, którzy nie pochwalili całości pracy. Pozdrawiam.
UsuńOd mojej wypowiedzi bije agresją? Najpierw chyba trzeba znać definicję agresji. Bo chyba nie wywołałam na niczyjej psychice szkód. Skoro ty masz prawo używać zdań wartościujących ludzi, czyli pod kątem: DOBRY RECENZENT TAK NIE ROBI - co już jest obrazą w czyjąś stronę, ja mam prawo bezczelnie powiedzieć, że ten komentarz to bull shit. Bo tak uważam. W reszcie mojej wypowiedzi nie dopatruję się "agresji". Jeżeli za szczerość podkreśloną konkretnymi argumentami i bez użycia przezwisk dostaję odpowiedź: nie popisałaś się, to halo, może trzeba się zastanowić nad używaniem wypowiedzi we własnych komentarzach? Ola nie mogła napisać w recenzji, że jakiś wątek jej się nie podobał, bo rani uczucia autora, ale TY masz prawo napisać, że DOBRY RECENZENT TAK NIE ROBI i że pisanie o tym jest BEZCZELNE (wiesz, że ja też to zraniło? Nie? To proszę, już wiesz), tak samo jak rzucenie mi, że NIE POPISAŁAM SIĘ albo że STRASZNIE TRAKTUJĘ LUDZI O ODMIENNYM ZDANIU (swoją drogą - to twoja opinia, a ty jesteś człowiekiem, a nie ludźmi, więc proszę się powstrzymać od takich opinii, skoro mnie nie znasz).
UsuńMiałam propozycję otrzymania egzemplarza do recenzji, ale tym razem sobie darowałam i jak widzę, chyba nie mam czego żałować. Mam dość wkurzających bohaterek. Poza tym książka jest dość długa, pewnie czytałabym ją na siłę, by wywiązać się ze współpracy. :(
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
http://tamczytam.blogspot.com/2019/07/nim-staysmy-sie-wasze.html
Ech, ciężko oceniać książkę, która stanowi początek większej całości. Ja jestem w lepszej sytuacji i wykorzystując osobistą znajomość z autorką przeczytałam kolejne. Wszystkich ma być 7. Po pierwszym tomie nie widać, w którą stronę zmierza ta opowieść, które postacie znikną, a jakie pojawią się później. Narzekasz na niepotrzebne wątki - nie ma nic, co nie pojawi się później. Są zapowiedzi wielu wydarzeń, ale tak ukryte, że dopiero w 6 tomie składa się to wyraźniej. Wtedy pojawia się takie "gdzieś już o tym było". Demony - nie są tu tak złymi istotami, ale nie zawsze tak było, o czym mówi Aidan. Lubisz mrok? Jest, ale jak to mrok czai się w cieniu, chowa przed wzrokiem i wypełznie tam, gdzie ci się wydaje, że go nie ma. Teraz rośnie powoli. To prawda, że tempo książki jest szybkie, ale zwolnienie spowodowałoby rozrost o kolejne strony, a książka już jest gruba. Język jest prosty, bo tak wynika ze sposobu prowadzenia narracji. W trzeciej osobie byłoby inaczej, ale jest pierwsza, bo tak autorce łatwej robić zagadki... Ja osobiście nie mogę przeżałować, że grafik spaprał obróbkę ilustracji. Widziałam oryginalne szkice na papierze i jest dużo wyraźniejszy kontrast, a w książce są zbyt przyciemnione, aż trudno dopatrzeć się niektórych detali. Ktoś zauważył kota w Etlemuth? Pewnie nie.
OdpowiedzUsuńAle co kogo obchodzi, że książka ma 7 części i że coś się wyjaśnia w 6? Skoro ktoś ma przed nosem tom 1, to chyba oczywiste, że będzie go oceniał z jego perspektywy, bo nie jest jasnowidzem. Przechwalanie się swoją wiedzą ma temat całości w tym przypadku nie ma wyraźnego sensu.
UsuńNikt tu się nie przechwala. Autorka komentarza jedynie przedstawiła, jaka jest sytuacja z tomami. Jeśli jest napisane w książce, że ciąg dalszy nastąpi, to jasne, że wiele rzeczy będzie wyjaśnione w dalszych częściach. Nie można mieć podane wszystko na talerzu. Wtedy książki szybciej się nudzą.
UsuńAutorka komentarza postawiła się nieco wyżej od innych czytelników, bo zna wszystkie części, a ja podkreślam, bo widocznie mój komentarz nie został zrozumiany, my nie wiemy, czy jakiś wątek będzie wyjaśniony w dalszym tomie, czy nie, bo nie jesteśmy jasnowidzami, więc oceniamy to, czy nam się coś OBECNIE podoba, na podstawie tego, co mamy przed oczami. Swoją drogą - dla mnie wątek, który wyjaśnia się dopiero w szóstym tomie nie wzbudza wcale chęci na czytanie takiej serii. Ale owszem, ludzie mogą mieć różne zdanie.
UsuńTo jedynie Twoja subiektywna hipoteza. Jeśli autorka komentarza chciała przekazać wiadomość o kolejnych tomach, musiała powiedzieć, skąd to wie. ,,Ciąg dalszy nastąpi...'', tak napisane jest na końcu pierwszego tomu Bitwy o Nonsens. Jasne, że wydawca nie przyjąłby książki, w której nagle coś się pojawia, i nie wiadomo skąd, nie wiadomo czym to jest. Tak poza tym, wiele książek stosuje taki podział, polegający na tym, że wiele rzeczy wyjaśnia się w dalszych tomach. Jeśli książka się komuś bardzo podoba, to ma ochotę ją dalej czytać, niezależnie, ile ma tomów, kiedy wątek się wyjaśni, a nie jedynie zaliczyć, by pochwalić się tym na Blogu czy Instagramie.
UsuńTen komentarz tak samo przedstawia moją, jak i twoją subiektywną opinię, dodatkowo nie wiem, co ma do tego chwalenie się na blogu i Instagramie, skoro nawet nie tyczy się podjętego tematu.
UsuńRobi się tutaj niepotrzebny szum, na dodatek pojawiają się liczne i dziwne wpisy, zupełnie jakby sama autorka postanowiła walczyć z niezadowalającą ją opinią na blogu. A myślę, że gdyby autorka książki była w porządku i gdyby chciała, pewnie podpisałaby się w komentarzach swoim imieniem i nazwiskiem, prawda ;)? Chyba nie potrzebuje bezpośredniej obrony pod komentarzami niektórych komentujących. Zresztą nie znam osoby, która tak by się angażowała w komentowanie jednego wpisu, co robi się powolutku podejrzane.
Dobrze, że autorka jednak tchnęła coś nowego w schematy - wiadomo, że czasami pewne motywy są bardziej chwytliwe od innych, ale jak mamy do czynienia z czymś powtarzalnym do bólu, to jest tragedia!
OdpowiedzUsuńMimo wszystko nie jestem pewna, czy mam ochotę na tę historię...
Nawiązując do poprzedniego rozmówcy - skoro dopiero w 6 tomie okazuje się po co jakiś wątek (wcześniej nic nieznaczący) był wpleciony w pierwszą część, to ja odpadam 😃 jestem dopiero na początku pierwszej części i staram się nie zniechęcać, ani też nie nakręcać za bardzo innymi recenzjami :)
OdpowiedzUsuńNastraszyłam cię? Jeśli czytałaś Harry'ego Pottera to nie masz się czego bać. To dwie różne książki, ale obie mają po 7 części. Jest podobny sposób prowadzenia w rozwoju fabuły, tzn. pierwszy tom wprowadza w wykreowany świat i poznaje się pierwszoplanowe postacie, potem historia toczy się dalej, dostaje się więcej informacji, które powoli układają się w całość. Są też wprowadzane kolejne postacie, z których część odgrywa większą rolę, inne mniejszą, a inne schodzą ze sceny. I podobnie później okazuje się, co z przeszłych wydarzeń było ważne lub inne, niż się wydaje.
UsuńKsiążkę mam u siebie i na pewno niedługo przeczytam. Jestem ciekawa czy mi się spodoba.
OdpowiedzUsuńJa zrezygnowałam z kupna książek po cenie okładkowej. Szerokim łukiem omijam empik. Jak już bardzo zależy mi na danej książce, a ostatnio mam fazę na uzupełnianie serii, to szukam ich z drugiej ręki - na grupach na fb, olx też daje radę. Za 10-15zł można dorwać książkę w naprawdę bardzo dobrym, a nawet idealnym stanie! 👌💸 jednak rozumiem koszt książki 30zł, oprawa twarda 40zł... Ale 60? 😱 bez przesady!
OdpowiedzUsuńPrzepraszam, ile?! 60?! I tę cenę ma usprawiedliwiać fakt, że książka - raczej przeciętna, z tego co widzę - ma 600 stron? O nie. Przepięknie wydaną Diunę w twardej oprawie, mającą ponad 700 stron kupiłam za 41 zł. Bezczelność tej ceny zniechęca mnie bardziej niż wszystkie wady, o których napisałaś.
OdpowiedzUsuńSądzę, że to nie są wady, a jedynie opinia autorki. Drobne potknięcia można jak najbardziej uzasadnić. Dlaczego nikt nie przypilnował Charlene? Ktoś musiał przygotować bal powitalny dla Kapłanki, było tam wielu ludzi. To jest poza tym świat fantasy, mogą mieć w nim inne reguły. Im wydawało się, że Kapłanka będzie skakać z radości, gdy pojawi się w pałacu, i nie myśleli nawet, że da nogę. A przede wszystkim, nie wiedzieli, że tak naprawdę o wszystkim nie pamiętała. Dlaczego Król ponownie jej zaufał? Safar ciągle krążył przy Kapłance, starano się jej poświęcać więcej uwagi. Poza tym, naprawdę słabo rozpowiadać wszędzie, że książka jest taka droga. Oryginalna cena faktycznie wynosi 60 złotych, ale ja na przykład kupiłam ją na pewnej stronie za niecałe 35 złotych.
Usuńa mi książka się bardzo podobała od początku do końca. kreacja świata, bohaterów i fabuły jest naprawdę dobra. niczego bym stamtąd nie wykreśliła ani nie zmieniła, bo wydaje mi się, że wszystko ma swoje uzasadnienie, czasem podane na dłoni, tylko trzeba uważnie czytać :) a cena wcale nie jest taka wygórowana gdy kupuje się przez internet. mi udało się upolować za 33 zł.
OdpowiedzUsuńSpoglądając na to, co aktualnie dzieje się w sekcji komentarzy, postanowiłam przerwać milczenie i zabrać głos w tej sprawie.
OdpowiedzUsuńZrozumiałabym oburzenie czytelniczek pani Agaty Wilk, gdybym napisała hejt, jadąc po książce jak po dzikiej świni. Jak widać uznałam ją za dobrą, gdzie w oczy rzuciło mi się parę nieścisłości oraz błędów, które mnie – MNIE – nie przypadły do gustu. Rozumiem, że to, co mi się nie spodobało akurat odpowiadało Wam, ale jak dotąd tylko jedna osoba zdołała zrozumieć, że każdy może mieć własne zdanie. Ja Waszego nie wytykałam palcami. Nie wyrażałam się tak, aby urazić osobę za nie odpowiedzialną. Świadomość tego, że nie zadziałało to w obie strony zabolała. I to mocno.
„Dobry recenzent tak nie pisze...” – to znaczy, że ja jestem tym złym? Dlaczego? Bo wykonałam swoją pracę recenzenta?
„ [...] wszystko ma swoje uzasadnienie, czasem podane na dłoni, tylko trzeba uważnie czytać...” – tę kwestię odebrałam jako słabe zaangażowanie przy czytaniu, że robiłam to po łebkach. A nigdy czegoś takiego nie robię. Nawet specjalnie czytam jedną książkę w danym czasie, by poświęcić jej jak najwięcej uwagi.
Wzmianki o cenie... Zdaję sobie sprawę z tego, że w księgarniach internetowych można zakupić „Wędrówkę” w atrakcyjnej cenie. Sama nieraz korzystam z ich usług, także orientuję się w temacie. Panie jednak zapomniały o KSIĘGARNIACH STACJONARNYCH. Tam najczęściej zakupuje się książki w cenach, jakie widnieją na okładkach. A istnieją tacy ludzie, którzy boją się korzystać z ich internetowych odpowiedników, dlatego pozostają właśnie przy takiej formie uzupełniania domowej biblioteczki. Wtedy to już uderza po kieszeni.
Tym oto komentarzem pragnę zamknąć wszelkie dyskusje i powiadomić, iż Marlu i ja zgodnie zadecydowałysmy o wyłączeniu możliwości dodawania komentarzy pod tym wpisem. Jeżeli ta czynność sprawi, że dyskusja przeniesie się pod inne publikacje na blogu nie pozostawimy tego bez echa.