Autor: Angelika Ślusarczyk
Tytuł: Naucz się
beze mnie żyć
Seria/Cykl: -
Gatunek: literatura
obyczajowa, romans
Wydawnictwo: WasPos
Liczba stron: 292
Wiola to młoda
dziewczyna, która całkiem niedawno straciła bliską osobę. Teraz
prowadzi swój Kobiecy Salon, świadcząc w nim usługi kosmetyczne
wraz ze swoimi pracownicami – Klarą oraz Karoliną. Wspomnienia
jednak są silniejsze – wszystko, co było, wraca do niej jak
bumerang. W dodatku los nie oszczędza jej w ogóle, wciąż
podkładając kobiecie kłody pod nogi. Wiola próbuje ułożyć
swoje życie na nowo. Jednak nie spodziewa się tego, co kapryśna
fortuna dla niej przygotowała. Spotka na swojej drodze wielu ludzi –
tych dobrych, złych, lecz niewielu z nich tak naprawdę stanie się
dla niej ważnych. W dodatku nic i tak nie zwróci jej Jego – tego,
który zniknął…
[Opis
wydawcy]
Miłość dodaje
skrzydeł. Sprawia, że w swojej obecności czujemy się
najbezpieczniej. Przyczynia się do tego, że wystarczy dosłownie
parę sekund po tym, jak druga połówka znika nam z pola widzenia,
by odczuwać, jak tęsknota rozrywa nam serce.
Oddychamy tym
płonącym uczuciem. Marzymy, by ten ogień tlił się w nas
nieskończenie długo i nigdy nie wygasł. Razem z ukochaną osobą
tworzymy idealną całość! Tylko jak sobie poradzić w chwili,
kiedy ktoś, z kim planowało się przyszłość, odejdzie bez słowa
wyjaśnienia? Zabierze swoje rzeczy, ofiaruje ostatni pocałunek i
pozostawi w czterech pustych ścianach?
NIEWAŻNE JAK
UPADNIESZ. WAŻNIEJSZE JEST, CZY ZDOŁASZ SIĘ PODNIEŚĆ.
Mateusz był
największą miłością Wioli. Pojawił się w jej życiu
niepostrzeżenie i sprawił, że wiszące nad nią ciemne chmury
odeszły w zapomnienie, a każdy kolejny dzień wypełnił się
jasnością. Kiedy go zabrakło, dziewczyna starała się zgrywać
silną i stabilną emocjonalnie. Skupiona na prowadzeniu własnego
biznesu, pogłębiająca przyjaźń z pracownicami, robiła dobre
miny do złej gry. Zakładała maskę. Nikt jednak nie przypuszczał,
że cierpi w samotności. Piękne wspomnienia atakowały w najmniej
spodziewanych momentach, strącając ją z nóg. I choć upłynęło
wiele czasu, rana nie zdołała się porządnie zagoić. Do tego
doszły koszmary z odległej przeszłości, które postanowiły znów
o sobie przypomnieć. Życie Wioli mogło bez żadnego problemu runąć
niczym domek, gdyby tylko pozwoliła czarnym chmurom ponownie
zawisnąć nad głową.
Obserwowałam, jak
stara się przetrwać ten koszmar. Widziałam, że próbuje nie
poddać się wątpliwościom i walczyć jak lwica, byle tylko pokazać
słabościom, iż ma nad nimi przewagę. A los co rusz pluł jej w
twarz, widząc w tym niemałą zabawę. Nawet obecność najbliższych
osób, choć pokrzepiająca, nie była w stanie rozwiązać tych
licznych problemów. Każda kolejna strona (no, nie zawsze, bo pod
koniec już się domyślałam, do czego dojdzie… Rozgryzłam cię,
autorko!) zdawała się wielką niewiadomą! Modliłam się w duchu,
aby ten wreszcie się nad nią zlitował i pozwolił odetchnąć
pełną piersią. Już dość się nacierpiała. Dlaczego nie mógł
zostawić Wioli w świętym spokoju, skoro już ją naznaczył swymi
szponami? Przeżyła swoje, także czemu się jej tak uczepił?
Błagałam, aby mogła ponownie zaznać szczęścia, raz na zawsze
rozliczając się z tymi, od których nie mogła się uwolnić. Bo
nie da się żyć teraźniejszością bez wcześniejszego pogodzenia
z przeszłością...
Angelika Ślusarczyk
stworzyła historię, która… jest realistyczna. Na świecie jest
wiele osób mogących się z nią po prostu utożsamiać! Autorka
zadbała o każdy szczegół, by czytelnik poczuł książkę całym
sobą. Sama zasmakowałam tego krakowskiego klimatu, przywołując w
wyobraźni tamtejsze krajobrazy i niemal oddychając tamtejszym (nie
zawsze czystym) powietrzem. Zdarzało jej się jednak być zbyt
skrupulatną. Pominę już często wspominane wątki, jakimi są
kąpiele głównej bohaterki czy dbanie o zakład kosmetyczny, ale
przez tę powieść przewija się wiele nazw poszczególnych marek
czy sklepów. Wystarczyłoby zaproponować kawę lub poinformować o
wrzuceniu pewnej treści do sieci bez wdawania się w szczegóły.
Nie były mi one potrzebne do szczęścia. No, chyba że Angelika
Ślusarczyk otrzymała wynagrodzenie za lokowania, a ja o tym nie
wiem. Muszę ją o to podpytać! Wspomnę również o wątku z jedną
z dziewczyn, gdzie jestem zdania, że po tak wielkiej akcji powinno
się to odbyć zupełnie inaczej. Skoro doszło do czegoś takiego, a
najistotniejsze osoby znały każdy szczegół, powinna ona zostać
objęta pewnym tytułem pomagającym jej uwolnić się od tego złego.
Wiem, brzmi to trochę absurdalnie, ale nie chcę zdradzać za wiele,
bo to jedna z tajemnic tej książki i byłabym nie w porządku,
gdybym ujawniła ją tylko po to, by prosto z mostu wskazać błąd.
Osoby, które znają „Naucz się...” zapewne zrozumieją, o co mi
chodzi.
ZAMIEŃ SWOJĄ
PASJĘ W COŚ ZNACZNIE WIĘCEJ!
Nim Wiola odnalazła
drogę, przez którą chciała iść przez resztę życia, zdołała
parę razy zabłądzić, co zaowocowało przykrymi konsekwencjami.
Dzięki temu nabyła niezbędną wiedzę, z którą weszła w
dorosłość i trzymała się jej niczym magnes lodówki. I choć
wielu mogłoby jej pozazdrościć stabilizacji życiowej
(własnościowe mieszkanie, dobrze prosperująca firma, gdzie pracują
uczciwe, kochające swój zawód dziewczyny), to niewielu
dostrzegało, że ten piękny uśmiech na twarzy odwraca uwagę od
przesiąkniętych smutkiem oczu. Dzięki tej książce lepiej
poznałam tę dziewczynę i nie mogłam pojąć, czemu Mateusz, który
dotąd byłby skłonny nosić ją na rękach, tak z dnia na dzień ją
zostawił. Mądra, pracowita, wierna, zabawna… Co mu odbiło, aby
po tylu wspólnie spędzonych chwilach pozostawić tak kruchą istotę
na pastwę losu? Gdyby nie rodzina i przyjaciółki, to zapewne Wiola
nawet nie odnalazłaby siły, aby robić to, co do tej pory sprawiało
jej sporo radości. Krzysiek, młodszy brat kobiety oraz Klara, jedna
z pracownic Kobiecego Salonu, starali się jak mogli, aby wyciągnąć
ją z dołka. Tacy ludzie obok nas to największe skarby, na które
nie zawsze zasługujemy, ale prawda jest taka: możemy czuć się
dobrze w pojedynkę, ale tylko wtedy, gdy mamy kogoś u boku możemy
naprawdę poczuć, że chwytamy byka za rogi i damy sobie radę ze
wszystkim. Niezależnie od liczby potknięć, jakie w międzyczasie
zdołamy zaliczyć. Ale Mateusz… Nie, nie mogę nic więcej
powiedzieć na jego temat, bo się rozpędzę i doprowadzę do tego,
że autorka postanowi mnie odnaleźć i skopać tyłek za pewien
czynnik…
Angelika
Ślusarczyk. Mówi wam coś to nazwisko? Blog Tylko Magia Słowa. Już
nieco lepiej? Tak, Angelika to kolejna blogerka książkowa, która
postanowiła przekroczyć pewną granicę i wydać własną historię.
Niestety nie zawsze jest to rozsądne posunięcie, gdyż wiele z nich
zalicza wpadkę, jednak w przypadku tej autorki okazało się
strzałem w dziesiątkę! Może nie jest idealnie, bo popełniła
parę błędów, dość ciężkich do uniknięcia przez debiutantów,
to wyraźnie widać, że odnajduje się w tym światku. Angelika
Ślusarczyk ma lekkie pióro oraz od razu wyczuwa się, że pisanie
jest bliskie jej sercu, co dostrzegłam na kartach „Naucz się beze
mnie żyć”. Mam nadzieję, że z każdą kolejną wydaną książką
będzie coraz lepiej i lepiej!
Podsumowując.
„Naucz się beze mnie żyć” to nie tylko książka. To
emocjonalna pułapka, gdzie wydostanie się z niej graniczy z cudem.
Wystarczy niewiele, aby wejść w skórę Wioli i pozwolić jej
poprowadzić się przez jej skomplikowane, pełne zakrętów życie.
I choć sama nie wylałam z siebie potoku łez, ostałam się na
silnym współczuciu oraz chęci pocieszenia kobiety, uważam, że
warto zwrócić uwagę na ten tytuł.
MOJA OCENA:
★★★★★★★☆☆☆
Zainteresowała mnie ta książka. Z chęcią się za nią wezmę w wolnej chwili
OdpowiedzUsuńTwoja recenzja jest miejscami tajemnicza - mam ochotę poznać te wątki. Debiut wydaje się być udany więc jak najbardziej daje książce szansę
OdpowiedzUsuńDebiutantom wybaczam drobne potknięcia i trzymam kciuki za kolejną książkę
UsuńTwoja recenzja zachęca, a książka wydaje się być ciekawa :)
OdpowiedzUsuńpozdrawiam, Pola.
www.czytamytu.blogspot.com
Miałam przyjemność patronować tej książce i bardzo mi się podobała.
OdpowiedzUsuńOjej, już prędzej mi ją polecano, ale o niej zapomniałam. Twoja recenzja przypomniała mi jak bardzo chcę ją przeczytać. ;)
OdpowiedzUsuńJakoś mnie nie zachęciła, ale ma potencjał 😊
OdpowiedzUsuńJakoś nie mogę się przekonać do książek obyczajowych. Mam kilka swoich ulubionych polskich autorów, po których książki sięgam.
OdpowiedzUsuńBrzmi jakoś... depresyjnie. Nie pasuje mi to na wakacyjną lekturę...
OdpowiedzUsuńBrzmi bardzo ciekawie. Zastanawiam się czy i we mnie obudziłaby podobne emocje.
OdpowiedzUsuńZawsze cieszy, gdy kolejnej blogerce blog pomógł rozwinąć skrzydła i napisać/wydać własną powieść :) Choć literatura obyczajowa to raczej nie moja działka, wolę takie tytuły niż poradniki, po które nigdy nie sięgam ;)
OdpowiedzUsuńChociaż piszesz o ciekawej książce, to trochę ta skrupulatność mi przeszkadza. Mam wrażenie, że niektóre fragmenty powinny zostać usunięte, ale skoro aż tyle w tej książce emocji, to chętnie przeczytam.
OdpowiedzUsuńJestem zachęcona do przeczytania tej powieści. Dzięki za super recenzję.
OdpowiedzUsuńSympatyczne czytanie, choć mnie do takich książek nie ciągnie.
OdpowiedzUsuń