Tytuł:
Kontakt alarmowy
Tytuł
oryg.: Emergency Contact
Gatunek:
literatura młodzieżowa
Wydawnictwo:
Zysk i S-ka
Liczba
stron: 388
Opis: Dla Penny liceum było
monotonnym i nudnym okresem. Co prawda jej znajomi byli w porządku, uczyła się
świetnie i nawet miała chłopaka, to jednak jak się okazuje, niczego o niej nie
wiedział. Penny, aspirująca pisarka, wyjeżdża na studia do Austin w Teksasie –
trochę ponad sto kilometrów i miliard lat świetlnych od tego wszystkiego, co
pragnie zostawić za sobą.
Sam utknął. Dosłownie, w przenośni,
emocjonalnie i finansowo. Pracuje w kawiarni i tam też mieszka, sypiając na
położonym na podłodze materacu w pustym pokoiku na piętrze lokalu. Choć wie, że
gdy już zostanie sławnym reżyserem filmowym, okres ten będzie dla niego źródłem
inspiracji, siedemnaście dolarów na koncie w banku i kończący swój żywot laptop
wystawiają go na ciężką próbę.
Gdy ścieżki Sama i Penny się skrzyżują,
nie będzie to spotkanie jak w typowych romansach, lecz raczej pełne nieporadności
zderzenie. A jednak bohaterowie wymieniają się numerami telefonów i piszą do
siebie wiadomości. W niedługim czasie stają się „cyfrowo” nierozłączni, dzieląc
się swoimi głęboko skrywanymi obawami, traumami i tajemnymi marzeniami. I to
wszystko bez upokarzającej dziwaczności, która towarzyszy spotkaniom twarzą w
twarz.
Żyjemy
w świecie, gdzie zawieranie znajomości przez Internet czy telefon nie jest obecnie niczym dziwnym. Z niektórymi osobami mamy świetny kontakt, ale wolimy nie
wychodzić poza sferę wirtualną, w obawie, że to, co do tej pory czuliśmy, może
okazać się w rzeczywistości czymś zupełnie innym. Penny i Sam, zanim zaczęli
pisać ze sobą wiadomości, spotkali się przelotnie dwa razy, jednak to
telefoniczne wydzwanianie i wysyłanie sobie SMS-ów sprawiło, że tak bardzo się
do siebie zbliżyli. Wspólnie mawiali o sobie „kontakt alarmowy”, ponieważ gdy
działo się w ich życiu coś złego, zawsze wychodzili sobie na ratunek. Jak się
można było domyślić, ta przyjaźń nie mogła pozostać wirtualna na zawsze…
DZIWNOŚĆ WSZĘDZIE, CO TO BĘDZIE?
Ostatnio
trafiam na same specyficzne książki. Z jednej strony to bardzo fajnie, że mogę
przeczytać raz na jakiś czas coś odmiennego i oryginalnego, ale z drugiej
strony zawsze mam potem problem z napisaniem opinii. Niesztampowe opowieści
często stawiają przed nami pytanie: „Czy ta oryginalność dobrze zadziałała na
fabułę?”. W tym przypadku muszę przyznać, że odpowiedzi są dwie: i tak, i nie.
Kontakt alarmowy nie jest bowiem książką dla wszystkich. Niektórych para
przewodząca i ich problemy mogą po prostu nie ciekawić, a nawet irytować. Ja
sama miałam chwilami problem z Penny i Samem. Ich zgranie, specyficzność łamana
przez dziwność i to, że nikt ich nie rozumiał (serio, ja chwilami nie
wiedziałam, o czym oni w ogóle gadają) bywały chwilami przytłaczające. Bo i
owszem, byli dzięki temu realni, jednak niekiedy ich rozmowy do mnie nie
przemawiały. Można powiedzieć, że to autentyczna, świetnie dobrana para, tak
trudna do zrozumienia przez innych ludzi, a to niekiedy mogło czytelnika
konsternować. Czasami nie mogłam przywyknąć do tej
specyficzności. To nie znaczy oczywiście, że byli źle przedstawieni. Po prostu
ich teksty wywoływały niekiedy nad moją głową wielkie znaki zapytania. Ta przygoda
bardzo przypominała mi jazdę tramwajem w towarzystwie dwóch osób, które
dyskutują ze sobą o rzeczach wywołujących u mnie zdziwienie, na dodatek
używają dziwnych tekstów, które dla mnie mogą być niezrozumiałe, ale dla nich
są jak najbardziej w porządku, w końcu są przyjaciółmi. Mam tu na myśli takie
znaki charakterystyczne czy schematy rozmów, z którymi będą obyte tylko
zaznajomione bliżej osoby. Co za tym
idzie – nie wiem, czy w życiu codziennym zadałabym się z kimś takim jak Penny
czy Sam.
Druga
sprawa to fabuła książki. Przez większość czasu tak naprawdę nic się nie
dzieje. Ot, długie opisy jakichś sytuacji z życia bohaterów, ich wspólnie
pisanie wiadomości, spotkania Penny z przyjaciółkami i matką, raz kawiarnia,
raz akademik, raz dla odmiany inne miejsce, tu jakiś nowy znajomy, tu jakiś
fragment przeszłości… Chwilami brakowało mi trochę dynamiki i czegoś, co by nas
bardziej do tej opowieści zachęciło. Nie jestem dokładnie w stanie ocenić,
czego tutaj brakuje, ale przydałoby się jakieś ubarwienie fabuły, która z
początku trochę przynudzała.
Ostatecznie
książka była całkiem miła w odczycie, może trochę ze względu na swoją
specyficzność i na to, że pomimo braku akcji coś tam się jednak ciekawego
działo. Może niekiedy irytowało mnie zachowanie głównej bohaterki wobec swojej
matki, która w moim odczuciu, nie była aż taka zła, może dałabym tu trochę więcej
scen również z matką Sama, ale jednak nie było źle, a książka skutecznie
umilała mi czas. Dodatkowa zaleta: bardzo szybko się ją czytało ze względu na
liczne wiadomości SMS-owe, które wysyłali sobie Penny i Sam.
TARTA CZY CIASTO? CZYLI O
TYM, JAK BYĆ NIEZDECYDOWANYM
Wspominałam
już, że Penny irytowała mnie trochę swoim wyżywaniem się na matce. Sam też nie
pozostawał dłużny, bo irytował nas swoim zachowaniem wobec swojej byłej
dziewczyny. Nie jest to jednak poziom srogiej irytacji, kiedy macie ochotę
rzucać książką po ścianach. To po prostu ludzkie wady i zalety, tak realnie
przedstawione przez autorkę. Chwilami przez tą realność nie mogłam się
zdecydować, czy lubię Penny i Sama. Ostatecznie pozostali mi najwyraźniej
obojętni, choć jednocześnie bardzo mocno im kibicowałam, żeby w
końcu się ze sobą zeszli. Halo, takie świry nie mogły być z nikim innym, jak ze sobą. Autorka genialnie przedstawiła rodzącą się pomiędzy dwoma osobami miłość, która poległa na równoczesnych zaprzeczeniach i połączeniach. Chwilami
z uśmiechem na ustach mogłam porównywać relacje głównych bohaterów z relacjami
z mojego życia.
Penny
i Sam, jak i większość bohaterów tej książki, byli dla mnie trochę mgliści (poza tym wciąż mnie zastanawia, skąd Sam mógł mieć tyle tatuaży, skoro był tak przeraźliwie biedny – to tak w ramach wtrącenia).
Fakt, każdy miał swoją odrębną historię, charakter, a jednak wciąż jawili się
dla mnie jako niezbadani ludzie. To takie uczucie, jakbyśmy obserwowali
wszystkie zdarzenia z boku, kiedy przed nami stoi szklana ściana. Niby było
dobrze, a jednak było dziwnie i sama nie wiem dlaczego. Kontakt alarmowy naprawdę wzbudzał we mnie skrajnie uczucia,
dlatego ta recenzja może wydawać się taka chaotyczna. Ostatecznie bohaterowie
nie byli źli. Po prostu inni od innych, a więc inaczej przedstawieni.
Podejrzewam, że ta przysłowiowa szklana ściana mogła być poniekąd wywołana
licznymi kwestiami kulturowymi, które były tutaj nadmieniane. Chodzi o to, że
nagle pojawiała się jakaś postać, którą wszyscy w Ameryce zapewne by znali, ale
ja totalnie nie wiedziałam, kto to jest i skąd te żarciki w jej temacie. To
taka sfera książki, do której nie miałam dostępu, bo stała się dla mnie
niezrozumiała. Miałam też problem z niektórymi zdaniami, szczególnie kiedy
Penny i Sam ze sobą pisali czy rozmawiali. Dziwnie przeskakiwali z tematu na temat
i sama czasem już nie wiedziałam, czy chodzi o to, o czym myślę. Wobec tych
zamysłów pojawiło się w mojej głowie pytanie: czy to tłumacz wprowadził takie
lekkie zamieszanie w treści, czy może autorka? A może ja tu czegoś nie ogarniam? Nieodgadniona sprawa. Dodatkowo
zakończenie – mam co do niego pewne zastrzeżenia. Są takie książki, które
kończą się w pewnym momencie i my wiemy, że tu powinien właśnie nastąpić
koniec. Są jednak książki, przy których dochodzimy do ostatnich słów i mamy
takie: „Co? Już? Myślałam, że będzie coś jeszcze!”. Szczerze? Spodziewałam się
po Kontakcie alarmowym czegoś więcej.
Podsumowując. Czy książka mi się podobała? Trochę tak,
trochę nie, ale w większej części byłam nastawiona pozytywnie, ponieważ to
idealna lektura na zabijanie czasu wolnego. Ani się przy niej za bardzo nie
wkurzymy, ani nie popłaczemy, rzadko nawet uśmiechniemy, raczej będziemy przez
większość czasu obojętni, ale nawet usatysfakcjonowani, bo nie zanudzimy się na
śmierć. Bardzo fajnym, choć nie do końca oryginalnym pomysłem, było użycie tego
tytułowego kontaktu alarmowego jako pretekstu do nawiązania znajomości. To taka
obustronna korzyść. Może rzeczywiście brakuje tu niekiedy akcji i niektóre
sprawy odbierają nam delikatnie przyjemność z czytania, ale i tak jestem
zadowolona, że w moje ręce trafiła kolejna specyficzna książka ze specyficznymi
bohaterami, którzy mieli całkiem nieźle przedstawioną sferę psychologiczną.
OCENA:
★★★★★★☆☆☆☆
STREFA DEMONICZNYCH CYTATÓW:
– Jak powinienem udekorować swój pokój?
– Dobre pytanie – zamruczała. – Pamiętam, jak się poczułam rozczarowana, że nie masz nad łóżkiem ogromnej czarnej swastyki. A sądziłam, że cię znam.
– Wiesz, co w tobie kocham? – zapytała.
– Ogromną rzeźbę mięśni i muśniętą słońcem skórę?
– Tak, to drugie, co w tobie lubię.
– Widzę, że mamy tego samego dekoratora wnętrz – powiedział Sam, przyglądając się badawczo pustym ścianom.
– Jest wart każdego centa – wychrypiała.
Możliwe, że kiedyś się skuszę
OdpowiedzUsuńPozdrawiam <3
https://bookcaselover.blogspot.com/
Jestem ciekawa tytułu i pewnie po niego sięgnę. Takich niesztampowych chwytów pojawia się coraz wiecej i raz wychodzi to zgrabniej, innym mniej. Opinie na temat tej książki są mocno przeciętne z tego co zauważyłam, ale i tak z jakiegoś powodu mnie kusi.
OdpowiedzUsuńmrs-cholera.blogspot.com
Nie jestem ciekawa tego tytułu ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Lady Spark
[kreatywna-alternatywa]
Kurcze, słaba ocena, a tytuł tak mnie zaciekawił. A może jednak sięgnę?
OdpowiedzUsuńJa wiem czy to słaba ocena? 6/10 to dla mnie dobra książka ;)
UsuńJa to cierpię raczej na niedobór czasu, więc nie muszę go zabijać xD A książka chyba i tak nie do końca w moich klimatach :)
OdpowiedzUsuńNiestety tam razem nie mój klimat :/
OdpowiedzUsuńjuż trochę za stara jestem na młodzieżowe pozycje:)
OdpowiedzUsuńRaczej nie sięgnę po tę powieść. Lubię jak w książce dużo się dzieje. :)
OdpowiedzUsuńKsiążka zdecydowanie wymyka się moim gustom czytelniczym. :)
OdpowiedzUsuńAle z lekką ostrożnością podeślę jej mojej młodzieży pod rozwagę, czasem lepiej zabijać czas książką niż grą na komórce. ;)
UsuńRzadko czytuję tego typu literaturę, ale z jakichś niepojętych dla mnie powodów, mam straszną ochotę po to sięgnąć :D
OdpowiedzUsuńRaczej nie mój klimat, ale może kiedyś się skuszę. :)
OdpowiedzUsuńZapraszam do siebie na najnowszą recenzję - https://hiddenxguns.blogspot.com/2018/10/nie-przestajesz-kogos-kochac-tylko.html oraz do obserwacji. :)
Mimo wymienionych wad, jestem zainteresowana lekturą :D
OdpowiedzUsuńMam ją w planach, podobnie jak pewnie z tysiąc innych książek ;) Ale zbieram je na emeryturę, żeby się nie nudzić ;)
OdpowiedzUsuńWłaśnie jestem w trakcie lektury i przyznaję, że bardzo przypadła mi do gustu :)
OdpowiedzUsuńOpinie sugerują dość średnią lekturę, ale ja lubię specyficzne książki, więc z pewnością po nią sięgnę ;))
OdpowiedzUsuńNie planowałam czytać tej książki, ale przez ciebie zmieniłam zdanie
OdpowiedzUsuń