Autor:
Remigiusz Mróz
Tytuł:
O pisaniu. Na chłodno
Gatunek:
autobiografia, poradnik
Wydawnictwo:
Czwarta Strona
Ilość
stron: 296
W
tej książce Remigiusz Mróz daje się poznać od dotychczas
skrzętnie skrywanej strony. Opisuje swoją pisarską drogę i trzyma
czytelnika w napięciu niczym w jednym ze swoich najlepszych
kryminałów. Odkrywa kulisy własnego warsztatu, a ostatecznie
udowadnia, że każdy z nas nosi w sobie przynajmniej jedną
nienapisaną książkę.
Wszystko to robi na chłodno, ale także z przymrużeniem oka - dzięki czemu pozycja ta tonie tylko wyczerpujące kompendium pisarskie dla wszystkich, którzy myślą o stworzeniu własnej powieści, ale także porywająca, zabawna i momentami poruszająca lektura.
[Opis
wydawcy]
Chyba
nie ma w Polsce takiego czytelnika, który po usłyszeniu „Remigiusz
Mróz” zareagowałby słowami: „nie znam”, „nie kojarzę”,
„Remi... jak?”. Już prędzej usłyszymy „Nie czytałem/am jego
książek, ale...”. Właśnie: ale. Nawet bez znajomości jego
twórczości jesteśmy w stanie powiedzieć, kim jest ten człowiek.
Trudno się temu dziwić. Przecież co kwartał jesteśmy atakowani
dziesiątkami zapowiedzi nowych tytułów spod pióra pana Mroza.
Media grzmią o nich tygodniami, zasypując wszelkie media
społecznościowe. Czasami aż strach otworzyć lodówkę, by nie
dostrzec na swoim ulubionym jogurcie „Mnie już Zmroziło, teraz
czas na ciebie!”. Poniekąd powinniśmy się już do tego stanu
rzeczy przyzwyczaić, bo ta dobra passa autora trwa już od paru
ładnych lat. Także nie wzdychajcie z rezygnacją, spoglądając na
część wskazującą, że ponownie zmierzycie się z opinią na
temat nowej książki tegoż właśnie autora. Pomyślcie o tym, że
tym razem nie mamy do czynienia z kryminałem. Także nie jest to
thriller, a... autobiografia!
CISZA.
PAN MRÓZ BĘDZIE OPOWIADAŁ NAM HISTORIĘ SWOJEGO ŻYCIA.
Jeżeli
jakimś cudem przykułam waszą uwagę, pragnę coś doprecyzować.
„O pisaniu. Na chłodno” nie należy do tych autobiografii, do
których wielu z nas jest już przyzwyczajonych. Także, nie zdołacie
dowiedzieć się z niej, co takiego zmalował za młodu pan Mróz, że
opowiadanie tej historii przy każdej okazji może stanowić rodzinną
tradycję. Nie odkryjecie, dlaczego nazywa się właśnie Remigiusz,
a nie – na przykład – Stanisław, Jacek czy Abelard. Również
wiele innych spraw zostaje po prostu dla czytelników poza zasięgiem.
W sumie można było się tego spodziewać. Poniekąd tytuł wskazuje
nam motyw przewodni (gdzie na pierwszy rzut oka człowiek myśli, że
ma do czynienia z poradnikiem, ale o tym powiem troszkę później)
książki. Pan Mróz przedstawia nam się od strony czysto twórczej!
Oczywiście od czasu do czasu przemyca coś spoza tej sfery, lecz
stara się je dawkować dość oszczędnie... Dobrze, skupmy się
jednak na tej treści, która zajmuje na kartkach najwięcej
powierzchni.
Muszę
przyznać, że nieco obawiałam się tej książki. Wiecie, do tej
pory nie skupiałam się zbytnio na twórczości pana Mroza, a tym
bardziej na nim samym. Także zacisnęłam zęby i pozwoliłam się
ponieść lekturze. I powiem krótko – moje obawy były
bezpodstawne. Autor ukazał spory skrawek swego życia tuż sprzed
samego mroźnego okresu, a dokładniej „boję się otworzyć
lodówkę, bo – nie daj boże! – wyskoczy z niej sam Mróz!”
(taki urok nadmiernej promocji, nic na to nie poradzimy). Prowadził
mnie przez swoją pisarską ścieżkę, wesoło opowiadając o
wszystkim tym, co powoli kształtowało kierunek, jakim aktualnie
podążał. W ten wyraźny sposób uświadomił czytelników, że
jego pasja dzielenia się wyimaginowanymi historiami nie przyszła do
niego znikąd. Przez długie lata – pomimo drobnych przerw
spowodowanych różnymi sprawami – cały czas mu towarzyszyła.
Jakby czekała na chwilę, kiedy pan Mróz w końcu zrozumie, że są
sobie przeznaczeni. Taki moment nadszedł, co spowodowało, że odtąd
stali się nierozłączni. Stwierdzam jednak, że pomimo całego
szacunku do autora muszę stwierdzić jedno – to już nie jest
zdrowe. Może nie powinnam stawiać takich diagnoz, jednak z mojego
punktu widzenia przeznaczenie tylu godzin dziennie na pisanie może
przyczynić się do wielu przykrych konsekwencji. Pomijając już to,
że z czasem może zacząć doskwierać kark i kręgosłup, obraz
przed oczami zacznie się rozmywać, to jeszcze z czasem zabraknie
pomysłów, przez co cała radość przeistoczy się w nienawiść do
czegoś, co się kocha.
DOBRZE,
PANIE REMIGIUSZU. A MOŻE ODNIESIE SIĘ PAN DO TYTUŁU KSIĄŻKI?
Uważam
jednak, że najlepszym momentem zostaje... ujawnienie największego
sekretu. Człowiek tutaj rozmyślał, czy czasem autor nie skrywa w
piwnicy niewolników, którzy nieprzerwanie coś tworzą lub ukradł
maszynę klonującą i sam z niej skorzystał, a tu wyszło takie
sprostowanie sprawy. I wiecie co? Ja się tak nie bawię. To jest za
proste. O wiele za proste! Jasne, można było się tego poniekąd
domyślić, ale... Jak żyć z tą informacją, proszę pana? Jak
żyć?
Powróćmy
jednak do samego tytułu. Na pierwszy rzut oka „O pisaniu. Na
chłodno” może wydawać nam się poradnikiem dotyczącym twórczej
sfery. Chociaż wcześniej wspomniałam, że ta książka skrywa w
sobie autobiografię, to jednak tuż przed tym stwierdzeniem
dopisałam coś jeszcze. Napisałam, iż jest ona w większości
poświęcona życiu autora, ale przecież pozostaje nam jeszcze ten
skrawek. Skrawek, który został zapełniony pewnymi myślami. Pan
Remigiusz Mróz nie tylko podzielił się z czytelnikami „patentem”
na wydawanie kilku książek rocznie. Pokazał również, w jak
prosty sposób można spróbować swych sił w tym ciężkim
zawodzie. Przypuszczam, że znajdą się tacy, którzy przy tej
kwestii parskną śmiechem i każą mi się puknąć w łepetynę.
Niewielu jednak wie, że napisanie czegoś, co ma ręce i nogi oraz z
miejsca porwie czytelnika, zajmuje sporo czasu. A jeszcze kiedy jest
się debiutantem, trzeba podwoić swoje wysiłki i udowodnić
potencjalnemu wydawcy, że jesteśmy właściwą osobą na właściwym
miejscu. Niektóre rady wydawały mi się aż nadto znane, choć przy
niektórych nieco się zdziwiłam. Nie powiem, nawet z początku
byłam zła za uznawanie czegoś – moim zdaniem – właściwego za
zbędne, ale po ochłonięciu muszę temu przyklasnąć. Przykład:
uwielbiane przeze mnie rozpisywanie się przy danej czynności, jaką
wykonuje wykreowany przeze mnie bohater. Dla mnie wydawały się one
fascynujące, ale kiedy podeszłam do tego z dystansem, zrozumiałam,
że czytelnik nie musi odczuwać tego samego. Co więcej, może
zrezygnować z lektury, po prostu tekst wyda mu się... nudny jak
powtórki seriali paradokumentalnych. Natomiast lekko uśmiechnęłam
się, kiedy dotarłam do pewnej kwestii, która również sprawia, że
czytelnik zacznie ziewać nad książką. Otóż pan Mróz wypomniał
pewien znaczący błąd, gdzie... tak jakby sam go popełnił. Tak,
wiem – autobiografia rządzi się swoimi prawami, jednak czy to nie
zabawne, że akurat ta rzecz została wskazana jako skaza, a
wcześniej została użyta? Żeby za dużo nie zdradzić, podpowiem
jedynie: gust muzyczny. Aczkolwiek, pozwolę sobie wziąć te cenne
rady do serca i zacząć je powoli wprowadzać w życie. Kto wie,
może wreszcie zmotywuję się i zostanę kolejną blogerką
książkową, która poszerzy grono autorów?
NA
SZTYWNO CZY LUŹNO, CZYLI JAK PRZEKAZANO NAM TE FAKTY.
Zazwyczaj,
kiedy myślimy o wszelkich poradnikach (czy autobiografiach, nie
zapominajmy o autobiografiach), wyobrażamy sobie ten sztywny przekaz
oraz niemal naukowy bełkot, który może wyjść nam bokiem. Pan
Remigiusz Mróz udowodnił, że wcale tak nie musi być. W dość
przystępny sposób opowiedział to wszystko, dbając o to, by nikogo
nie uśpić. Nawet przy autobiograficznej części można mieć
wrażenie, jakby sam przeistoczył się w bohatera książki, kreując
go na tyle, by czytelnicy dostrzegli w nim człowieka, a nie robota.
Fakt, zawsze powinno to tak wyglądać, ale przy tej książce
naprawdę łatwo zapomnieć, że ma się do czynienia z prawdziwą
historią. Skłamałabym, gdybym napisała, że pochłonęłam tę
książkę w mgnieniu oka. Co to, to nie. Zdarzały mi się momenty,
gdy odkładałam ją na bok i trawiłam to, co do tej pory przewinęło
się przed moimi oczami. Natłok informacji poniekąd przytłaczał,
ale odpowiednio dawkowany stał się dobrze przyswajalny. Warto także
wspomnieć o wplecionym w wersy żartobliwym tonie, który nieraz
sprawiał, że się uśmiechałam. To idealnie odciążało
przesycony faktami umysł.
Podsumowując,
„O pisaniu. Na chłodno” to nie tylko książka zawierająca
wskazówki dla próbujących okiełznać swoje pióro oraz wyobraźnię
twórców. To także kolejna okazja, by móc znacznie lepiej poznać
autora i odkryć jego pisarską naturę. Zrozumieć, że pan Mróz
nie tylko żyje wyimaginowanymi historiami – on nimi oddycha! Tylko
proszę uważać, aby czasem ta „bezpieczna” przystań nie
przyciągnęła uwagi wielu intruzów.
To
dobra książka, ale czy nie za wcześnie na takie zwierzenia?
MOJA
OCENA:
★★★★★★★☆☆☆
Gdy ta książka pojawiła się w zapowiedziach jakoś nie bardzo miałam na nią ochotę, ale ... właśnie zmieniłam zdanie. :)
OdpowiedzUsuńNo ja to jednak podziękuję - twórczość Mroza do mnie nie przemawia.
OdpowiedzUsuńChyba na razie mam za sobą zdecydowanie zbyt mało(jedną!) książkę Mroza, żeby zabierać się za tę pozycję. Trochę z nią poczekam :)
OdpowiedzUsuńmrs-cholera.blogspot.com
również się bałam, że będzie sztywna i napisana w takim mocno poradniczym tonie, ale skoro panu Remigiuszowi udało się przemycić poczucie humoru, nie skreślam tej książki ;P choć na początku takie właśnie miałam do niej podejście ;P
OdpowiedzUsuńJa przeczytałam kilka jego książek i na więcej naprawdę nie mam ochoty. Nieważne czy to powieść, poradnik czy biografia :p
OdpowiedzUsuńNajpierw w końcu poznam twórczość, bo jak na razie tylko jedna książka autora za mną, i nie była to udana przygoda czytelnicza, a dopiero później ewentualnie pomyślę o tej książce. :)
OdpowiedzUsuńUwielbiam książki Remigiusza ;) miałam okazję go poznać i jest to również przemiły mężczyzna ;) Ta pozycja jeszcze przede mną ale gdy znajdę chwilę to na pewno ją przeczytam ;)
OdpowiedzUsuńO tym, że jest sympatyczną osobą potwierdza wiele osób, może spotkanie z tym autorem zmieniłoby moje nastawienie do jego twórczości. ;)
UsuńNie czytałam jeszcze nic Mroza i jakoś nie uważam go za autorytet w dziedzinie pisania, więc do tej książki mnie nie ciągnie, choć nie mówię kategorycznego nie. ;))
OdpowiedzUsuńNic jeszcze nie czytałam tego autora :o
OdpowiedzUsuńPierwsze miałam wielką ochotę na twórczość tego autora, później mi przeszło, następnie znowu mnie naszło. Niedawno znowu nie miałam ochoty sięgać po jego książki, a teraz chyba pod wpływem serialu - mam :D uff! Może w końcu to zrobię.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Ksiazkowa-przystan.blogspot.com
Jeszcze nie miałam przyjemności zapoznać się z twórczością tego Pana, ale chyba najwyższy czas to nadrobić.
OdpowiedzUsuńSerdecznie pozdrawiam.
https://nacpana-ksiazkami.blogspot.com/
Mam na swojej półce kilka książek tego autora, ale jeszcze nie poznałam jego twórczości. Jak już to nadrobię to sięgnę też po tę pozycję. ;)
OdpowiedzUsuńNominowałam cię do świątecznego tagu! :)
OdpowiedzUsuńNie jestem przekonana czy ta książka jest konieczna w tym momencie, gdy przed autorem jeszcze z pewnością tyle książek, które napisze ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Lady Spark
[kreatywna-alternatywa]
Świetna recenzja! Remigiusza Mroza kojarzę, ale... tak, właśnie pojawia się to "ale". Nie czytałam jego książek (mimo że jedna z nich nadal leży u mnie na stosiku "do przeczytania... kiedyś"), zwyczajnie nie interesuje mnie gatunek, w którym ten pan się porusza. Muszę jednak przyznać, że ta autobiografia mnie do siebie na swój sposób zachęciła, przede wszystkim tymi wstawkami poradnikowymi. Nie kandyduję do miana blogera-autora, ale czasami fajnie byłoby coś napisać, chociażby dla siebie, a te rady być może by mi to ułatwiły. No cóż, może kiedyś poznam bliżej pana Remigiusza poprzez jego twórczość, na razie odkładam to na... "może kiedyś".
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie,
Kulturalny Demon.