Przekład: Emilia Skowrońska
Tytuł:
Korona kłamstw
Tytuł oryg.: Crown of Lies
Cykl: Truth and Lies Duet
Tom: 1
Gatunek: romans, erotyk
Wydawnictwo: Wydawnictwo Kobiece
Liczba
stron: 424
Opis: Elle Charlston jest dziedziczką rodowej
fortuny, którą od najmłodszych lat uczono zarządzania wielomilionową firmą.
Wychowana w złotej klatce dziewczyna nigdy nie miała przyjaciół i nie zaznała
zwykłego życia. W dniu dziewiętnastych urodzin Elle wymyka się na ulice Nowego
Jorku, aby przez chwilę poczuć się jak normalna nastolatka.
Dziewczyna zostaje napadnięta przez
zbirów, którzy chcą ją skrzywdzić. Niespodziewanie ratuje ją tajemniczy
mężczyzna, który później zgadza się odprowadzić ją do domu. Nocny spacer po
mieście kończy się tragicznym rozdzieleniem pary, ale bohater pozostaje na
zawsze w pamięci Elle. Przez lata dziewczyna będzie próbowała go bezskutecznie
odszukać. Kiedy ojciec przedstawia jej Penna, który sugeruje, że ma zostać jej
mężem, Elle jest wściekła. To arogancki drań, który zachowuje się tak, jakby
była jego własnością. Wkrótce dziewczyna ze zdumieniem odkrywa , że czuje do
niego nie tylko gniew. Czy to możliwe, że Penn jest związany z przeszłością
dziewczyny i mężczyzną, który zniknął z jej życia trzy lata temu?
[opis
wydawcy]
Już na
początku recenzji chciałabym podkreślić, że nie czytam romansów i erotyków, bo
za nimi nie przepadam. Raz na jakiś czas podejmuję się jednak tego
arcyciężkiego wyzwania. Muszę wam przyznać, że z reguły nie kończy się to
dobrze, choć wciąż mam nadzieję na to, iż znajdzie się w moich rękach coś, co
nie jest przepełnione po brzegi schematami. Jak było z Koroną kłamstw? Nikogo
nie będę tu oszukiwać: źle.
PORADNIK: JAK ZATRACIĆ FABUŁĘ NA RZECZ
SCEN EROTYCZNYCH?
Lubię
powieści, które mają fabułę. Korona kłamstw jej praktycznie nie ma, a jeżeli istnieje, to gdzieś w tle jako
nieskomplikowany, bardzo, ale to bardzo schematyczny dodatek do całości. Ile
razy czytaliście już książki, w których postacie są piekielnie bogate? Ile razy
natykaliście się na niedoświadczone kobiety, które nigdy nie uprawiały seksu, a
jednak w tym kulminacyjnym momencie nagle są „boginiami seksu”? Ile razy
natrafialiście na aroganckiego, wulgarnego mężczyznę, którego naczelnym
pragnieniem jest to, aby się nie zakochać, bo liczy się dla niego wyłącznie
przyjemność fizyczna? Wszystko do znudzenia takie same.
Opowieść zaczyna się od historii dwunastoletniej dziewczynki, Elle, która od małego była zamykana w miejscu pracy swojego ojca i uczyła się, jak prowadzić biznes.
Już tu pojawiła się pewna niedorzeczność. Nie dość, że Elle zachowywała się jak
starsza osoba i praktycznie nie było w niej widać dziecka, to… Chciałabym
wiedzieć, czy rzeczywiście istnieje przypadek takiego malca, który nie ma
życia, bo od młodego wieku zamyka się je w gabinecie i przymusza do nauki rachunkowości i innych tego typu rzeczy. Ba,
potem mamy scenę, kiedy Elle ma już dziewiętnaście lat i nagle się okazuje, że
nigdy nie wychodziła sama na miasto. Można by pomyśleć, że miała chorego
psychicznie ojca, a jednak nie, bo ten był dla niej naprawdę troskliwy i nawet
nie zdawał się jej czegoś zabraniać. To tak jakby Elle sama się zamknęła w tym
przeklętym biurowcu. Miałam niezły ubaw, kiedy dziewiętnastolatka stwierdziła
w swoje urodziny, że w sumie czemu nie,
pójdzie zwiedzać pierwszy raz Nowy Jork. Czy to się wydaje realne? Dla mnie niezupełnie. Oczywiście wraz z tym zwiedzaniem wydarzyło się mnóstwo złych rzeczy, a
jak. I naturalnie naszą bohaterkę uratował przystojny pan, który sam nie wiedział, czego
chce. Najpierw miał ją zaprowadzić do domu, a potem stwierdził, że… Hej, czemu
nie? Wkradniemy się do Central Parku nocą! To wszystko było jakieś takie… mało
logiczne, dziwne, nierealne, naciągane. Miałam wrażenie, że autorka nie miała
większego planu na tę książkę. Po prostu usiadła i pisała to, co jej przyszło do
głowy. Efekt był taki, że powstała powieść z fabułą jak dla dziecka (pomijając
sceny erotyczne i wszystkie głupie odzywki Penna, które wiecznie kończyły się
na finezyjne słowo z literką k na początku).
Kolejna historia ma miejsce kilka
lat po spotkaniu z Bezimiennym, na punkcie którego Elle ma obsesję – nie może
wyrzucić go ze swojej głowy. Oczywiście pojawia się kolejny przystojny, ale bardzo
arogancki i gburowaty pan Everett, który po pewnym czasie zaczyna się jej
kojarzyć właśnie z Bezimiennym. No i jak to bywa w tego typu książkach…
Umowa: tylko seks, więc na stronicach książki widzimy głównie sceny tego typu. Gdzieś tam w tle jakiś dziwny dramat, jakieś poboczne postacie i zakończenie,
które niby miało być zaskakujące, a jak dla mnie okazało się, przepraszam za
wyrażenie, głupie. Autorka po prostu chciała zdziwić czytelnika, a
niekoniecznie jej to wyszło, bo i tak domyślamy się, do czego to wszystko doprowadzi w kolejnym tomie.
Jedną z wad książki są wulgaryzmy i
schematyczne stwierdzenia. Nie wspomnę, ile razy przeczytałam „chcę cię
pieprzyć”, „zerżnę cię” lub „kurw*, jak mi dobrze”. Czy wy naprawdę nie macie
nic ambitniejszego do powiedzenia podczas seksu? Rozumiem, gdyby te sceny miały
w sobie jeszcze coś interesującego, ale nie. Autorka postawiła na bardzo długie
i niepotrzebne opisy myśli głównej bohaterki i tego, co robi w biurze, a przy
scenach erotycznych wszystko jest krótkie i mało oryginalne. Chociażbym
chciała, osobiście nie mogę tu znaleźć elementu, który mi się podobał. Dobrze.
Może był taki jeden: kot.
Swoją drogą zastanawiam się, dlaczego
akurat tytuł Korona kłamstw? Jakoś mi
on nie współgra z całością. To samo wrażenie miałam, gdy
patrzyłam na okładkę. Z ciekawości spytałam znajomych, jaki gatunek mają przed
oczami, gdy patrzą na tę powieść. Zadziwiające, że wszyscy odpowiedzieli: fantastykę młodzieżową.
PORADNIK CZĘŚĆ DRUGA: JAK NIE TWORZYĆ
BOHATERÓW?
Napiszę to już teraz:
główni bohaterowie są okropni, tak samo jak poboczni. Nie dość, że wszystko opiera
się o dobrze znany schemat (ile razy użyłam już tego określenia w recenzji?), to jeszcze wielokrotnie przewracamy oczami,
zastanawiając się, co jest z nimi nie tak.
Zacznę od Elle. Pani bizneswoman, która nie ufa mężczyznom, a jak inaczej.
Oczywiście na jej drodze pojawił się najgorszy z nich wszystkich, bo arogancki,
egoistyczny i chamski, ale że był przystojny, to oczywiście, czemu nie, utracę
z nim dziewictwo (one zawsze są dziewicami). Trzeba jeszcze podkreślić, że mnie odpycha, ale również przyciąga, a że
jestem buntowniczą kobietą, to trochę po nim pojeżdżę, ewentualnie obleję go
alkoholem i się obrażę. To bycie ponad mężczyznami było tak wymuszone, że mnie bolało. To samo przy scenie, kiedy zgraja dresów napadła na naszą Elle.
Najpierw była uległa i nie potrafiła się obronić, a potem, kiedy zasłonił ją
obcy mężczyzna, nagle jakimś cudem otworzyła jej się pyskata buźka. Nie.
Zdecydowanie nie lubię takich bohaterek, które niby wiedzą czego chcą, a jednak
nie wiedzą i grają kogoś, kim nie są. Kobiecym cwaniakom mówimy nie.
Penn. Penn to jest najgorszy bohater
męski, jakiego poznałam w ciągu kilku ostatnich lat. Skrzywiłam się już na
początku, gdy się pojawił. Z jednej strony podobało mi się to, że tak konkretnie
zjechał Elle, ale błagam. Ciągłe powtarzanie: „Pieprzmy się” albo przeklinanie,
a więc wulgaryzowanie większości wypowiedzi było dla mnie odrażające. Na
dodatek nienawidzę bohaterów, którzy uważają się za samców alfa i myślą o tym, żeby po prostu zerżnąć kobiety, traktując je przy okazji jak nic niewarte szmaty. Nie.
Wielkie, ogromne, monumentalne NIE.
Co do pobocznych postaci nie mam
zbyt wiele do powiedzenia, poza tym, że były równie wkurzające, co te główne.
Ojciec Elle to jakiś żart – niby troskliwy i chcący dobra dla swojej
córki, a zachowuje się, jakby był idiotą pozbawionym mózgu. Poza tym pojawił
się jakiś Larry z chłopcem, który nie miał wielkiego znaczenia dla
fabuły, jakiś gość, który chciał wyjść za Elle, żeby przejąć firmę (a był
równie wkurzający jak reszta ferajny) i… koniec. Dziękuję. To na tyle z poradnika pt. „Jak nie
tworzyć bohaterów?”.
Podsumowując. Całkiem możliwe, że moja surowa ocena
związana jest z nienawiścią do rzeczowego traktowania kobiet, wulgarnych
postaci i książek bez fabuły, w której ma królować seks. Poza tym schematy.
Gdyby tutaj zostały ubrane w całkiem przyjemny sposób, nie byłoby może tak źle. Niestety, to nowość, o której chcę jak najszybciej zapomnieć.
Bardzo mi przykro ,że tak mocno się rozczarowałaś lekturą tej książki. Ja nie mam jej w planach czytelniczych. 😊
OdpowiedzUsuńJa nie jestem nią zainteresowana...
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Lady Spark
[kreatywna-alternatywa]
Ja mam mieszane zdanie o tej książce i przez połowę mnie wkurzała. Tak jak wspomniałaś o dzieciństwie dziewczynki - dla mnie to było totalne z kosmosu. I takie nienaturalne...
OdpowiedzUsuńhttp://whothatgirl.blogspot.com
Dostałam tę książkę ostatnio od znajomej, po twojej recenzji nie wiem czy w najbliższym czasie poświęcę na nią swój czas. Może kiedyś się przekonam.
OdpowiedzUsuńZetknęłam się już raz z książką, której fabuła została kompletnie zepchnięta przez IDENTYCZNE sceny erotyczne, a kreacja bohaterów była niczym dno i wodorosty... dziękuję, ale nie chcę więcej :o
OdpowiedzUsuńMiałam chęć na tą książkę. nie ukrywam miałam nadzieję a dobry erotyk. Cóż jednak sobie podaruję, ale okładka jest niczego sobie. Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńMiałam to samo odczucie względem "Obietnicy". Samiec alfa zaliczający kolejne panienki, które tylko na to czekają. Masakra
OdpowiedzUsuńMam wrażenie, że ostatnio w każdej książce każda scena seksu to wulgarny język... :D
OdpowiedzUsuńMam tak samo - nie czytam romansów a tym bardziej erotyków, bo 90% spotkań z nimi (w przypadku erotyków 100%) kończy się katastrofą. Tego nie będę nawet próbować.
OdpowiedzUsuńRównież nie lubię tego typu książek, chociaż tej byłam z początku ciekawa. Myślę, że odpuszczę.
OdpowiedzUsuńNie zazdroszczę nerwów, które zszarpałaś w trakcie lektury, ale teraz już wiem, że po tę książkę z pewnością nie sięgnę. :/
OdpowiedzUsuńCzytałam inną książkę tej autorki "Łzy Tess", więc wcale nie dziwi mnie Twoja opinia o tym tytule. Jeśli jest tak samo pozbawiony sensu jak wcześniejsze 'dzieło' autorki to z tego nie może wyjść nic dobrego.
OdpowiedzUsuńJuż bardzo dawno nie czytałam żadnych romansów tym bardziej erotyków. Powielające się w nich schematy, zwyczajnie mnie nużyły, wręcz irytowały. Ten tytuł na pewno sobie odpuszczę.
OdpowiedzUsuńPrzykro mi, że się nie polubiłyście z ksiażką... w moje ręcę jakoś nie wpadła :)
OdpowiedzUsuńNie czytałam jeszcze nic tej autorki. Jednak planuje sięgnąć po jej wcześniejszą książkę ;)
OdpowiedzUsuńTa książka mnie do siebie nie przyciąga i raczej po nią nie sięgnę, zwłaszcza, że mam podobne poglądy do Twoich. Ale uwielbiam okładki powieści wydawanych przez to wydawnictwo! <3
OdpowiedzUsuńA mi się spodobała :-) I z niecierpliwością czekam na drugi tom.
OdpowiedzUsuńCzasem trafia się na takie książki niewypały, kiedy nie można złapać wspólnej nici, ale dzięki taki przygodom docenia się inne. Antidotum jest nowa książka. ;)
OdpowiedzUsuń