Autor:
Kathryn Evans
Przekład:
Michał Zacharzewski
Tytuł:
Eva, Teva i więcej Tev
Tytuł
oryginału: More of Me
Seria/Cykl:
-
Gatunek:
literatura młodzieżowa
Wydawnictwo:
Ya!
Ilość
stron: 368
Teva
to typowa nastolatka – chodzi do szkoły, dobrze się uczy, ma
chłopaka i mnóstwo przyjaciół. Ma tylko jedną dziwną cechę –
nie lubi zapraszać znajomych do domu. Właściwie to ma więcej
dziwnych cech. Raz w roku rozdziela się na dwie osoby...
Każda
poprzednia wersja Tevy zostaje na zawsze uwięziona, nie tylko w
swoim wieku, ale też w domu, z którego tęsknie obserwuje toczące
się wokół życie. Kilkanaście innych Tev nie może kontaktować
się ze swoimi kolegami ani wyjść na zewnątrz. Ze smutkiem
porzucają dotychczasowe życie.
Wszystko
toczy się normalnym trybem, dopóki jedna z Tev nie zbuntuje się i
nie złamie zakazu. A najnowsza Teva także ma swój plan. Nie chce
dopuścić do ponownego podziału. To oznacza tylko jedno: walkę z
samą sobą.
[Opis
wydawcy]
Odkąd
tylko pamiętam, jednym z moich największych marzeń z beztroskich
lat dzieciństwa było posiadanie młodszego rodzeństwa. Trudno się
nie dziwić duuużo młodszej wersji mnie – w końcu starsza o
siedem lat siostra nie potrzebowała towarzystwa „gówniarza”,
który nie rozumiał jej nastoletnich problemów. Pragnęłam
posiadania kogoś u boku, kto będzie w stanie mnie zrozumieć.
Kogoś, kto stanie w mojej obronie, kiedy narozrabiam i przyjdzie mi
oczekiwać kary. Po prostu kogoś, kto będzie nie tylko
przyjacielem. Cóż, moje marzenie nie spełniło się, także
teoretycznie mogłabym pozazdrościć Tevie, głównej bohaterce
„Eva, Teva i więcej Tev” licznego rodzeństwa. Teoretycznie, bo
w praktyce jej liczna familia skrywała pewną tajemnicę. I to
bardzo mroczną...
JAK
DOPROWADZIĆ NASTOLATKĘ DO SZALEŃSTWA? DOŁOŻYĆ JEJ KOLEJNYCH
ZMARTWIEŃ!
Muszę
przyznać (tradycyjnie, nieprawdaż?), że nie nastawiałam się na
nic dobrego. Wiecie, miałam przed sobą kolejną, pozornie zwyczajną
młodzieżówkę, od której nie wymagałam zbyt wiele. Ot, co –
chciałam po prostu miło spędzić czas, pozwalając sobie odetchnąć
od pokręconych jak słuchawki w kieszeni fabuł. I wiecie co? Nieco
się przeliczyłam, bo... nie dość, że życie głównej bohaterki
nieźle się skomplikowało, to jeszcze dostałam całkiem dobry
kawał lektury. Kathryn Evans wprowadziła mnie do tej zwariowanej
historii z kopyta, pozwalając ujrzeć tylko fragment tego, co
przygotowała dla czytelników. Krok po kroku zapoznawałam się z
niecodzienną sytuacją Tevy, starając zrozumieć jej położenie.
Uważnie przyglądałam się jej poczynaniom, począwszy od
zaznajomienia się ze wspomnieniami „sióstr” mogącymi pomóc
jej odnaleźć się w świecie, a zakończywszy na próbach
zapomnienia o tym, że ona sama wkrótce stanie się wspomnieniem. A
ona nie zamierzała do tego dopuścić. Doskonale ją rozumiem.
Widząc na co dzień młodsze (a zarazem starsze – trochę
pogmatwane) wersje siebie, które zostały uwięzione w domu,
odseparowane od społeczeństwa, sama nie zamierzałabym pozwolić na
takie więzienie. Tym samym Teva kombinowała, ile wlezie, by
zatrzymać aktualne życie. Starała się nie pozwolić na to, aby
kolejna wersja jej samej zrobiła z niej niewolnika. Walczyła, byle
tylko uzyskać przewagę nad pozostałymi. Tylko że nie miała
lekko. Oprócz „rozwarstwiania”, na jej drodze stanęły
komplikacje, i to dość znane wśród nastolatek. Tak, zgadza się –
niczym przeziębienie, zaatakowały ją sprawy miłosne. Główna
bohaterka starała się jak tylko mogła, aby pogodzić ówczesne
wcielenie z teraźniejszym, lecz jej serce lgnęło ku innemu
chłopakowi, co nie podobało się jej poprzedniczce. Teva starała
się nie popadać ze skrajności w skrajność, ale prawie każda
próba ratowania sytuacji nie kończyła się, tak ona sobie to
wymarzyła. Dostarczała samej sobie kolejnych zmartwień, gdzie co
rusz współczułam jej tego położenia.
Pomiędzy
chaotycznymi zdarzeniami związanymi z nastoletnimi problemami, dało
się zauważyć wszelkie poszlaki pozostawiane przez autorkę, której
miały na celu poprowadzić nas ku rozwiązaniu największej
tajemnicy – co takiego dzieje się z Tevą, że z roku na rok jest
coraz więcej jej kopii. W pewnym momencie czułam się już lekko
zirytowana tą zabawą w kotka i myszkę. Rozprzestrzenione w różnych
odstępach „stronowych” powoli układały się w logiczną
całość, chociaż... W jakimś stopniu można poczuć niedosyt.
Samo skorzystanie z takiego rozwikłania sprawy sprawiło, że
rozjaśnił mi się umysł (i chciałam zawyć, że jestem taka
niedouczona), jednak pragnęłam, aby Kathryn Evans pogłębiła to
wszystko. Aby zadbała o ten słynny „naukowy bełkot”, lecz
trzeba pamiętać, że jakby nie patrzeć „Eva, Teva i więcej Tev”
jest skierowana do nastoletnich czytelników. To sprawia, że w
jakimś stopniu trzeba niektóre sprawy ułatwić. Wiem – brzmi to
brutalnie, ale taka jest prawda. Można przekazać mu pewną wiedzę,
ale nie w napastliwy sposób. Owszem, tutaj pewne dane zostały
przedstawione w formie przystawki bez dalszych dań, ale każdy
zainteresowany będzie w stanie doczytać sobie wszystko w
Encyklopedii lub w Internecie. Ważniejszym elementem okazało się
pokazanie młodym ludziom, że nawet w najgorszej sytuacji powinniśmy
walczyć. Powinniśmy spróbować poprowadzić siebie do szczęśliwego
finału, gdzie liczne potknięcia nakazywałyby lizanie ran i
kontynuowanie dążenia do wyznaczonego celu.
PRZY
NIEJ STWIERDZENIE „PRZECIEŻ SIĘ NIE ROZDWOJĘ” NABIERA ZUPEŁNIE
INNEGO ZNACZENIA!
Teva
już od chwili „narodzin” zdawała sobie sprawę ze swojego
paskudnego położenia. Posiadając wspomnienia swoich poprzednich
wersji, doskonale rozumiała, co się wokół niej dzieje i jak długo
będzie w stanie nacieszyć się dotychczasową wolnością. Tylko
że... ona zaczęła walczyć. Nie buntowała się w ten sam sposób,
co Piętnastka, jej poprzednie wcielenie. Zamiast stroić fochy,
sięgnęła po słowny miecz i dźgała nim wszystko, co mogłoby jej
rozjaśnić niektóre sprawy. W pewnym stopniu kierował nią egoizm.
Teva robiła, co mogła, aby zapobiec domowemu aresztowi, próbując
sięgnąć po coś, co w oczach pozostałych zdawało się
nieosiągalne – po przyszłość. To sprawiło, że każdy, kto
dotąd miał do czynienia z jej dawnym „ja” od razu zauważał,
że coś jest z nią nie tak. Szkoda mi było tej dziewczyny, kiedy
próbowała przekabacić matkę. Dawała jej wyraźnie do
zrozumienia, że tak nie mogą żyć. Zaś kobieta brnęła w swoją
fiksację, uniemożliwiając Tevie podejmowania dalszych kroków.
Przyczyniało się to do tego, że ta starała się udowodnić swoją
rację. A to miewało różne skutki. I to nie tylko na tle dziwnej
choroby...
Już
wcześniej wspominałam, że dziwne zachowanie Tevy sprawiało, że
jej przyjaciele zaczęli obawiać się o jej stan psychiczny.
Cegiełkę do tego dokładała Piętnastka, która była gotowa
wydrapać jej oczy za samo zbliżanie się do jej/ich (wspominałam,
że to trochę skomplikowane) chłopaka, Olliego. Rozumiałam jej
postawę – przecież kochała go, a pojawienie się „nowej”
wszystko zrujnowało. Szkoda tylko, że nienawiść całkowicie ją
zaślepiła i nie umiała wykorzystać szansy, jaką mogła otrzymać.
Zaś co się tyczy Olliego... Wydawał mi się nad wyraz przeciętny.
Totalnie nie rozumiałam, co takiego widziała w nim poprzedniczka
Tevy, bo jak dla mnie niczym szczególnym się nie wyróżniał. Był,
oddychał, włóczył się po szkole – nic nadzwyczajnego. Tak samo
mogłabym powiedzieć o Tommo, lecz z czasem zaczął wymykać się
spod tej metki, ukazując zupełnie inne oblicze. Jak nikt inny
potrafił rozbawić główną bohaterkę (mnie również), gdzie to
wszystko przychodziło do niego naturalnie. Również mam parę
zastrzeżeń do matki wszystkich dziewczynek. Kobieta trzymała je
pod kluczem, kontrolując każdy ich ruch, by nikt nie dowiedział
się o ich istnieniu. Rozumiem – chroniła je przed ludźmi, tylko
tak się nie da żyć! Wyraźnie widziałam, że sama się w tym
męczy, ale wolała tkwić w tej chorej sytuacji, niżeli szukać
ratunku dla Tevy. Wraz z wytłumaczeniem całej tej sprawy
zrozumiałam ją jeszcze lepiej, ale to nie zmienia faktu, że tak po
prostu było jej łatwiej.
Kathryn
Evans. Autorka, której sam opis na okładce wyraźnie sugeruje, że
posiada ona niezłą fantazję i na pewno czytelnik nie będzie się
nudził przy czytaniu jej książki. Tak, tak – wyraźnie
zaznaczyłam, że nie robiłam sobie zbędnych nadziei, ale parę
rozdziałów później po tej deklaracji pokochałam lekkie pióro
tej pani i całkowicie zatraciłam w wykreowanej przez nią historii.
Jako że język jest przystosowany do nastoletnich czytelników
(gdzie też ogromne brawa dla tłumacza – kawał dobrej roboty!),
książkę pochłania się tak ekspresowo, że zupki chińskie mają
przy niej ogromną konkurencję. Mam sporą nadzieję, że jeszcze
przyjdzie mi się spotkać z twórczością Kathryn Evans (i się
przy niej nie zawieść).
Podsumowując,
„Eva, Teva i więcej Tev” zaskoczyła mnie ciekawie skonstruowaną
fabułą oraz nietuzinkową główną bohaterką. Słodko-gorzka
historia, która pozwala nam docenić wartość naszego życia i
otwiera oczy na to, by śmiało walczyć o swoją przyszłość, bo
tego nikt nie ma prawa nam odebrać. Wiadomo, bardziej wymagający
czytelnicy mogą natknąć się tutaj na wiele przykrych
niespodzianek, ale na pewno też ujrzą w tej książce jej ukryte
piękno.
MOJA
OCENA:
★★★★★★★☆☆☆
DEMONICZNA
STREFA CYTATÓW:
Opublikowałam
post i opadłam na krzesło. Jeśli toczyłam wojnę z gównem,
którym obrzucało mnie życie, to chyba ją przegrywałam.
[…]
To, że jest cię teraz więcej, nie oznacza jeszcze, że jest cię
mniej. Nie powinnaś się ukrywać. Niczego złego nie zrobiłaś.
Nie masz się czego wstydzić.
Fabuła wydała mi się trochę dziwna i bardzo naciągana, ale gdy przeczytałam recenzję, zapragnęłam przeczytać tę książkę. Czasem niepozorne lektury potrafią dostarczyć dużo przyjemności z czytania
OdpowiedzUsuńKsiążkę czytałam już dawno temu i niewiele pamiętam z jej fabuły ;(
OdpowiedzUsuńwydaje się być ciekawa, choć nie przepadam za młodzieżówkami. ale tytuł sobie zapiszę :)
OdpowiedzUsuńBrzmi całkiem ciekawie, może przy okazji sięgnę :)
OdpowiedzUsuńrzadko sięgam po młodzieżówki, ale po tej recenzji w wolnej chwili z chęcią się na powyższą skuszę
OdpowiedzUsuńNie sądziłam, że ta książka przyciągnie moją uwagę, ale po twojej recenzji, mam na nią wielką ochotę. Kiedyś również chciałam mieć młodsze rodzeństwo - a konkretnie siostrę :) sprecyzowane wymagania.
OdpowiedzUsuńNie skuszę się ;)
OdpowiedzUsuńWydawnictwo YA w ogóle wydaje czasami ciekawe książki, a jakoś przechodzą one bez echa...
OdpowiedzUsuńNie przepadam za mlodziezowkami, ale fabula brzmi bardzo ciekawie!
OdpowiedzUsuńWydaje się być interesująca :) Jeśli będę miała możliwość to przeczytam :)
OdpowiedzUsuńhttp://whothatgirl.blogspot.com
Strasznie dziwna fabula :D nie spotkalam sie z podobną. Zaciekawilas mnie tym wpisem :)
OdpowiedzUsuńTo jeden z najbardziej oryginalnych pomysłów na fabułę, o jakim słyszałam. To chyba oczywiste, że muszę przeczytać :D
OdpowiedzUsuńNie słyszałam wcześniej o tej pozycji, chętnie przeczytam :)
OdpowiedzUsuńBardziej na kiedyś niż na obecny okres ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Lady Spark
[kreatywna-alternatywa]
Kolejna propozycja czytelnicza, którą z przyjemnością podeślę mojej młodzieży pod rozwagę. Stopniowe odkrywanie rodzinnych tajemnic ma swój urok, nieraz zastanawiam się, czy i nasza czegoś nie skrywa. ;)
OdpowiedzUsuńPrzez jakiś czas chciałam zapoznać się z "Evą...", bo po przeczytaniu recenzji na Lubimy Czytać i innych blogach, wiedziałam, że ta młodzieżówka może mnie zaskoczyć czymś miłym. A później po prostu o niej zapomniałam, bo słuch o niej zaginął i inne książki stały się rozchwytywane przez blogerów i czytelników. A teraz ty mi o niej przypomniałaś. I dalej ciekawi mnie, o co tak właściwie chodzi z tym klonowaniem samej siebie, bo to już nie daje mi spokoju. Muszę poprzeglądać katalog miejskiej biblioteki, może mają tę książkę na stanie. A jak nie, to przejdę się do księgarni, przeczytam pierwszy rozdział i pomyślę czy warto wydać na nią pieniądze.
OdpowiedzUsuńSwoją drogą, mam młodszego o pięć lat brata, znam urok posiadania młodszego rodzeństwa, nie zawsze było kolorowo, ale zawsze sympatycznie. Za to bardzo chciałam mieć starszą siostrę, taką przyjaciółkę i powierniczkę, z którą można by było konie kraść. :)
OdpowiedzUsuń