Autor:
Alice Broadway
Przekład:
Maciej Studencki
Tytuł:
Iskra
Tytuł
oryginału: Spark
Seria/Cykl:
Księgi Skór
Tom:
II
Gatunek:
literatura młodzieżowa, dystopia
Wydawnictwo: We Need YA (Czwarta Strona)
Ilość
stron: 384
PREMIERA:
13.03.2019
Jest
nienaznaczona, choć pokryta tatuażami. Nie całkiem taka jak oni,
ale też nie całkiem inna. Nie ma w Saintstone osoby bardziej
niebezpiecznej od niej!
Leora
zwątpiła we wszystko, co do tej pory wiedziała o sobie i swojej
rodzinie. Nie jest już pewna, czy chce żyć w świecie, w którym
każdy uczynek musi zostać utrwalony na skórze. Po tym, jak
dowiedziała się, że w jej żyłach płynie krew nienaznaczonych, a
księga upamiętniająca życie ojca została bezwzględnie spalona,
postanawia poznać prawdę o swojej matce.
Czy
w świecie, gdzie żyją wygnani nienaznaczeni, znajdzie pocieszenie
i bezpieczeństwo? A może odkryje tam jeszcze więcej mrocznych
sekretów?
[Opis
wydawcy]
Drzewo
genealogiczne. Chyba nie ma w naszym kraju młodego człowieka, który
nie przeszedł przez proces jego tworzenia na jakimś etapie
edukacji. Teoretycznie przykry obowiązek, gdyż trzeba nad nim
spędzić trochę czasu, by uporządkować wszystkie informacje i
zaprezentować je w czytelny i schludny sposób, lecz w praktyce
wygląda to zupełnie inaczej. Właśnie dzięki temu zadaniu dostaje
się możliwość zgłębienia swojej historii. Wystarczy wspomnieć
o tym projekcie dziadkom, a ci – skorzy do pomocy w uzupełnieniu
niektórych danych – przekazują nam opowieści związane z naszymi
przodkami, które są w stanie wzbudzić naszą ciekawość. Sama
nieraz siedziałam z rozdziawioną buzią, chłonąc coraz to nowsze
opowieści i żałując, że lada moment będę zmuszona opuścić
„przeszłościową” przystań i powrócić do rzeczywistości.
Zagłębienie
się w swojej korzenie pozwala w jakiś sposób poznać samego
siebie. Odkryć, po kim odziedziczyliśmy poszczególne cechy wyglądu
czy charakteru, kto również czuł fascynację daną pasją. Tylko
jak tego dokonać, gdy nikt w najbliższym otoczeniu nie jest w
stanie udzielić nam wsparcia w tej małej misji?
TO
KTO – DO JASNEJ, CIASNEJ – MA RACJĘ W TYM SPORZE?
Leorze,
głównej bohaterce „Iskry”, nikt nie nakazał tworzenia drzewa
genealogicznego, jednakże zgotowane przez nieobliczalny los
przeżycia sprawiły, że postanowiła poznać swoje korzenie, mając
dość spoglądania na przeszłość rodziny przez pryzmat
niedomówień. W jej przypadku to nie lada wyzwanie. Aby móc coś
zdziałać, poturbowana emocjonalnie dziewczyna musiałaby porzucić
swoje dotychczasowe, pozornie dobrze znane życie w pełnym dobrobytu
Saintstone, by wyruszyć w nieznane, na terytorium odwiecznego wroga.
Nikt o zdrowych zmysłach nie zdecydowałby się na taki drastyczny
krok, wiedząc doskonale, że ta wyprawa może nie posiadać
szczęśliwego zakończenia. Przecież przez lata naznaczeni
wysłuchiwali przekazywanych z pokolenia na pokolenie baśni, gdzie w
każdej z nich ludzie pozbawieni tatuaży charakteryzowali się
brutalnością, ociekającą mrokiem aurą oraz – przede wszystkim
– nieprzewidywalnością. Także, kiedy już ktoś odważy się
odbyć tak ryzykowną wyprawę, powinien przygotować się na nią
nie tylko fizycznie, ale również psychicznie. Pozwolić oddalić od
siebie widmo rychłego przeistoczenia się w „pokarm dla robactwa”
i spróbować ułożyć plan prowadzący ku powodzeniu misji.
Oczywiście możecie już teraz się domyślić, że Leora nie
otrzymała dodatkowego czasu na tego typu rozwiązanie. Brutalnie
pchnięto ją w stronę nienaznaczonych, nie zważając na to, że w
ten oto sposób wystawiają jednego ze swoich na liczne
niebezpieczeństwa... Dziewczyna wyczuwała swój rychły koniec,
jednak jakież opanowało ją zdumienie, kiedy mieszkańcy
Featherstone w żaden sposób nie przypominali słynnych
krwiożerczych istot, przed którymi ostrzegano ją od maleńkości.
To totalnie zbiło ją z tropu. Tym samym, wraz z Leorą odkrywałam
prawdziwe oblicze „dzikusów”, mogąc wreszcie poznać ich od tej
właściwej, nieprzerysowanej strony. Przyznam, że jak przy
naznaczonych, ukazanych w „Tuszu”, czułam ich przywiązanie do
baśni (które w jakimś stopniu można porównać do przypowieści
biblijnych), tak nienaznaczeni trzymali się ich niczym topielec
rzuconego koła ratunkowego, czcząc je ponad wszystko. Można
stwierdzić, że praktycznie nimi oddychali! Dodawało to całej
scenerii magicznych właściwości. Pochłaniały mnie one bez reszty
i pozwalały na odczuwanie pewnego rodzaju chciwości. Pragnęłam
odczuć na własnej skórze tę wylewającą się ze stron sielankę,
jakiej brakuje w naszych czasach.
Wiadomo
jednak, że wszystko, co piękne i kolorowe, prędzej czy później
odchodzi do lamusa, a jego miejsce zajmuje pokaźna, trująca uroczą
atmosferę rodzina paskudztw. Alice Broadway nie bała się podnieść
ręki na swoich bohaterów, co nadawało całej scenerii dramatyzmu,
gdzie niejednokrotnie odczuwałam współczucie. Ubolewałam nad tym,
że fikcyjni bohaterowie muszą użerać się z przykrymi
niespodziankami od losu. Dodatkowo „Iskra” została ubezpieczona
w wór wypełniony aż po brzegi tajemnicami, które także odgrywały
główne albo epizodyczne role w całym tym zamieszaniu. Przyznam, że
na stopniowe odkrywanie sekretów reagowałam z mniejszym lub
większym zaskoczeniem. Nie trudno było części z nich się
domyślić, bo jednak w jakimś stopniu ta historia miewa przebłyski
przewidywalności, aczkolwiek zdarzały się takie chwile, gdy czułam
się nieźle wyrolowana. Autorka umiejętnie wplotła tutaj nić
intryg, przez co zdarzało się, że nie wiedziałam, dokąd
poprowadzą mnie kolejne poszlaki.
Było
trochę pochlebstw i czułych słówek, także przyszedł czas na
wyciągnięcie patelni zza pazuchy i oddanie paru bolesnych ciosów.
Jeden z nich poleci w stronę zachowania nienaznaczonych względem
Leory. Tak, wiem – zachwalałam panującą u nich atmosferę (nawet
sobie rzeknę, że wydają mi się znacznie lepiej przedstawieni niż
wytatuowani), jednak w jakimś stopniu czułam się zawiedziona.
Zabrzmi to okrutnie, ale spodziewałam się po nich, iż przygotują
dla „nowej”, przybyłej z wrogich terenów wiele przykrych
niespodzianek. Chociaż odczuwałam od nich bijącą niechęć do
niej i wyraźnie widziałam, że mieli do niej ograniczone zaufanie,
to jednak brakowało znacznie większej dawki antypatii. Nie
obraziłabym się, gdyby uprzykrzano jej – w sposób anonimowy –
życie pomiędzy nimi. Po prostu liczyłam nie tylko na zapędzenie
Leory w emocjonalną ślepą uliczkę, ale również zagwarantowanie
jej stanu, gdzie ziemia osuwałaby się jej spod nóg i wystarczyłby
jeden nieprzemyślany ruch, by wpaść w przepaść, a wraz z tym –
rozbudzić drzemiącą w nienaznaczonych agresję, którą by
skierowali właśnie na nią.
JEDNA
DZIEWCZYNA, DWA OBLICZA – DO KTÓREGO JEJ BLIŻEJ?
Ciężko
jest się pogodzić z łatką „nowej” osoby w zżytej grupie,
kiedy ta traktuje cię jak zbędny, niechciany balast. A gdy do tego
dochodzą osobiste problemy w postaci zatracenia własnego „ja”,
poziom trudności wzrasta do maksimum. Leora, choć zdawała się
zdeterminowana w dążeniu do odkrycia prawdy o swojej matce, nie
umiała ukryć swojego zagubienia. Na każdym kroku widziałam, jak
próbuje poukładać sobie cały mętlik w głowie, starając się
nikomu nie podpaść, by nienaznaczeni nie znaleźli kolejnych
powodów do tego, by czym prędzej wyrzucić ją za granice
Featherstone. Wyraźnie widziałam, jak stara się walczyć z
przeszłością, jednak ta dawała o sobie znać w najmniej
odpowiednich momentach, co owocowało nieprzyjemnymi konsekwencjami.
Wyraźnie widziałam, jak rozłąka z bliskimi spędzała jej sen z
powiek, a świadomość tego, że w każdym momencie coś może im
się „przez przypadek” wydarzyć, dorzucały jej cierpień. Na
szczęście mogła liczyć na wsparcie sympatycznej, zamkniętej w
sobie Gull oraz kilku członków starszyzny, którzy otoczyli ją
opieką, próbując przekazać jej istotną wiedzę. To właśnie
dzięki nim zrozumiała, czym tak właściwie jest prawdziwa
przyjaźń. Z całego serca pokochałam Ruth. Traktowała dziewczynę
jak własną wnuczkę, czym mnie wzruszyła bez reszty. Wystarczyła
tylko jedna rozmowa z nią, abym zapragnęła, by została moją
babcią! Natomiast, co się tyczy brata Gull, Fenna... Ugh, nawet nie
przypuszczacie, ile razy miałam ochotę kopnąć go w ten uparty
tyłek. Podobno młodzi mają otwarte umysły na nowości i szybciej
dostosowują się do zmian, jednak ten uparcie trzymał się swoich
racji, nie pozwalając sobie poznać i zrozumieć stanowiska Leory. Z
drugiej jednak strony, można go zrozumieć. Przecież główna
bohaterka również przez wiele lat wierzyła w to, co opowiadali –
poprzez baśnie i miejskie legendy – wysoko postawieni urzędnicy
państwowi, nie pozwalając sobie na chwilę zwątpienia w ich tok
rozumowania. Dopiero stanięcie twarzą w twarz z nagą prawdą
otworzyło jej oczy. Cóż... w jakimś stopniu można to określić
jednym stwierdzeniem: „trafił swój na swego”!
Alice
Broadway ponownie wprowadziła mnie w ten dystopijno-baśniowy świat
bez zbędnych zachęt, bo wystarczyła chwila, bym ponownie dała
porwać się jej wyobraźni. Przewracałam strony z prędkością
światła (no dobra... może trochę przesadziłam, ale i tak
pochłaniałam je w dość szybkim tempie), byle tylko chłonąć to,
co dla nas – czytelników – wyczarowała. Autorce udało załatać
się fabularne luki, które powstały w „Tuszu”, tym samym
uzbrajając „Iskrę” w kolejne, gdzie czułam się lekko
zdekoncentrowana. Ubzdurałam sobie, że „Księgi skór” będą
się składać jedynie z dwóch tomów, także czułam się mile
zaskoczona tym, że czeka mnie w niedalekiej przyszłości spotkanie
z kolejnym tomem. To dobra wiadomość, biorąc pod uwagę to, że
poprzez historię Leory, Alice Broadway wyraźnie podkreśla, jak
niewiele trzeba, abyśmy myśleli stereotypowo, nie pozwalając sobie
na otworzenie umysłu na nową wiedzę. Wystarczy podążać latami
za czyjąś prawdą, by zamknąć się na inne bodźce, traktując je
z pewną dozą wrogości. A to jest niezdrowe, bo tym samym zatracamy
umiejętność posiadania własnego zdania oraz – co najważniejsze
– gubimy po drodze własne „ja”.
Podsumowując,
jeżeli nie wierzycie, że baśniowość oraz dystopijne klimaty nie
mogą iść z sobą w parze, wesoło wymachując przy tym rękoma, to
chyba jeszcze nie poznaliście magicznej trylogii „Księgi skór”.
Alice Broadway ponownie oczarowuje, niemal bezczelnie bawiąc się
emocjami czytelnika. I choć zdarza jej się zabłądzić i popełniać
błędy, nie da się przejść obojętnie obok jej lekkiego pióra i
magnetycznej wyobraźni!
MOJA
OCENA:
★★★★★★★☆☆☆
TRYLOGIA
KSIĘGI SKÓR:
TUSZ
| ISKRA
DEMONICZNA
STREFA CYTATÓW:
Nie
warto słuchać kłamstw, kiedy zna się prawdę.
Czasami
historie, które sami sobie opowiadamy, są najbezpieczniejsze.
Pozwolili
nam żyć, by mieć kogo nienawidzić.
Wszyscy
wierzymy w to, czego nas uczą, dopóki sami nie nauczymy się
poznawać świata.
[…]
gdy miłość umiera, to boli tak, jak tusz na igle wprowadzany pod
skórę; jak ukłucie, konieczne, by zakwitł piękny tatuaż.
Nie czytałam jeszcze pierwsze części, ale chce się w najbliższym czasie za nie zabrać 😺😺
OdpowiedzUsuńPierw muszę zabrać się za Tusz, ale trochę się go obawiam, bo czytałam różne opinie. Dam jednak szansę autorce i wtedy będę wiedzieć co z Iskrą. ;)
OdpowiedzUsuńW ogóle nie słyszałam o tej serii, ale są to moje klimaty i uwielbiam takie nietypowe połączenia, więc na pewno się zapoznam z pierwszym tomem :)
OdpowiedzUsuńNie czytuję już młodzieżówek zbyt często... ale jednak czasem mnie kusi by sięgnać... zobaczymy!
OdpowiedzUsuńW ogole nie slyszalam o tej autorce, jednak twoja recenzja mnie zaciekawila. Jesli trafie na jej ksiazki, z pewnością przeczytam :)
OdpowiedzUsuńCo prawda recenzji nie przeczytałam, ale boje się spojlerów bo dopiero mam zamiar zacząć czytać tę serię ;)
OdpowiedzUsuńSłyszałam trochę o pierwszej części i obie chętnie przeczytam. Lubię takie klimaty. :)
OdpowiedzUsuńNie znam, ale może się skuszę.
OdpowiedzUsuńPiękne okładka 😍 zdecydowanie.muszę nadrobić pierwszy tom. Zachecialas mnie!
OdpowiedzUsuńAle zazdroszczę Ci lektury tej książki <3 ja wciąż muszę nadrobić pierwszą część - ale kiedy ja to zrobię? Nie mam zielonego pojęcia :(
OdpowiedzUsuńKolejna seria do nadrobienia, jestem ciekawa jak wyszło to połączenie baśni z dystopią, przyznaję, że to ono najbardziej mnie intryguje w tych książkach.
OdpowiedzUsuńNie czytałam pierwszej ani drugiej części ale okładki robią wrażenie :)
OdpowiedzUsuńNie słyszałam o tej serii, ale będę miała ją na uwadze.
OdpowiedzUsuńNie czytałam pierwszej części, ale bardzo mnie ona kusi, szczególnie swoją cudowną okładką. Zresztą, widzę, że od strony wizualnej druga część w niczym nie ustępuje pierwszej :)
OdpowiedzUsuńNie słyszałam o tej serii, ale mimo Twojej pochlebnej opinii to chyba raczej nie moja 'bajka':)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Bardzo dobra recenzja, aż chyba sięgnę po tę serię. No i te okładki! Jestem zachwycona!
OdpowiedzUsuńwow, młodzieżówka z dopracowaną okładką - takie rzeczy się zdarzają? ;)
OdpowiedzUsuńCzy jest w tej serii coś, co zainteresuje osobę 2 x starszą od bohaterki? :D
Zastanawiam się, czy nie jestem trochę za stara na takie historie. Nie mniej recenzja zachwyca.
OdpowiedzUsuńAleż fantastyczna okładka, uwielbiam takie, zwłaszcza w tym gatunku. Książkę chętnie polecę mojej młodzieży, powinna ich zainteresować. :)
OdpowiedzUsuńOkładka mnie już kupiła. Książka mnie zaciekawiła. Szczególnie ciekawia mnie dwa oblicza dziewczynki o której wspominasz :)
OdpowiedzUsuńCzytałam pierwszy tom przy okazji premiery i chyba musiałabym nadrobić kontynuację. Bardzo zaciekawiła mnie ta historia i szczerze mówiąc, liczę na dobre rozwiniecie tematu.
OdpowiedzUsuńOd początku mój wzrok przyciągnęła okładka! Wiem, że pierwszy tom jest równie efektowny! Myślę, że kiedyś sięgnę po tę serię :)
OdpowiedzUsuń