Autor: Tomi Adeyemi
Przekład:
Łukasz Witczak
Tytuł:
Dzieci krwi i kości
Tytuł
oryginału: Children of Blood and Bone
Seria/Cykl:
Dziedzictwo Oriszy
Tom:
I
Gatunek: fantastyka młodzieżowa
Wydawnictwo:
Dolnośląskie
Ilość
stron: 512
Kraina
nazywana Orisza niegdyś tętniła życiem i magiczną mocą.
Ogniarze wzniecali płomienie. Faluni przyzywali morze. Żniwiarze
przywoływali dusze. Tyle że to już przeszłość. Teraz, pod
rządami bezwzględnego władcy, magowie są ofiarami okrutnych
prześladowań. Zélie straciła matkę, a jej lud – wszelką
nadzieję.
Dziewczyna
staje jednak przed szansą wskrzeszenia magii i obalenia monarchii. Z
pomocą zbuntowanej księżniczki zamierza przechytrzyć zawziętego
następcę tronu. Choć w królestwie roi się od złowrogich
śnieżnych lampartusów i mściwych duchów, największym
zagrożeniem dla Zélie jest ona sama – musi bowiem zapanować nad
własną mocą i coraz silniejszym uczuciem do wroga...
[Opis
wydawcy]
Strach.
Powiada się, że gdy się go nie odczuwa, można uznać się za
głupca, albowiem jest nieodłączną częścią naszej egzystencji.
Siedzi zgarbiony, czekając na właściwy moment, by ujawnić swoje
oblicza. Wykorzystuje nieuwagę, aby niewinna mała mysz
przeistoczyła się w potwora chcącego pożreć naszą duszę.
Sprawia, że ten idący za nami mężczyzna przeobraża się w
psychopatycznego mordercę, który tylko czeka, aż będzie mógł
wykonać swój niecny plan. A co wyczynia, kiedy drżymy o własne
życie?
BOGOWIE
GRECCY I RZYMSCY – ZŁAZIĆ ZE SCENY! WASI KONKURENCI MAJĄ TROCHĘ
WIĘCEJ DO ZAOFEROWANIA!
Ewidentnie
się zakochałam. Nie, nie mam na myśli tego, że moja wizja
staropanieństwa odeszła w zapomnienie. Nic z tych rzeczy. Moja
przyszłość pozostaje bez zmian, bo po raz kolejny oddałam swoje
serce książce. Tym razem obdarzyłam płomiennym uczuciem „Dzieci
krwi i kości”, gdzie ta powieść zmaltretowała mnie doszczętnie.
Odwlekałam jej lekturę tak długo, że aż mi wstyd, że tak
czyniłam, bo Tomi Adeyemi z miejsca zachwyciła mnie wyczarowanym
przez siebie światem. Zręcznie przemyciła skrawki mitologii
afrykańskiej, sprawiając, że historia nabrała mistycznych,
magicznych kształtów. Pozwoliła, aby ujrzała światło dzienne,
tym samym sprawiając, żebym odkryła jej piękno, a nawet
zapragnęła zgłębić wiedzę na jej temat. Zapewne tak zrobię, bo
wyraźnie wyczułam, z jakim szacunkiem tego dokonała. Zaraziła
mnie swoją fascynacją. I nie tylko ją. Całokształt sprawił, że
ja tej książki nie czytałam – ja ją po prostu czułam. Lękałam
się, kiedy brutalność, smutek oraz rozlew krwi niewinnych
ibawitów, magów pozbawionych mocy, przedzierał się przez strony,
nie dając o sobie zapomnieć. Drżałam, gdy narastało
niebezpieczeństwo zbliżające się do bram, a powodzenie misji
zależało od maleńkiego, bardzo istotnego czynnika. Uśmiechałam
się jak nawiedzona, kiedy przybywały radosne momenty, a wraz z nimi
wyraźna ulga dla zszarganych nerwów. Fakt, nie da się nie
zauważyć, że autorka powiela znane z literatury dla młodzieży
schematy, jednak nie pozwoliła sobie na fuszerkę. Zaplanowała
każdy ruch co do joty, gdzie nawet każdy szczegół miał spore
znaczenie. Ożywiła elementy, które niektórzy spisywali już na
straty, dając im drugie życie. I za to jestem jej ogromnie
wdzięczna.
Zakończenie
mnie zaskoczyło. Bez dwóch zdań. Bezceremonialnie zerwało z
siebie ograniczające ruchy szaty, ukazując swoje nagie, silne
oblicze nieprzewidywalności. Zaparło mi dech. Choć już wcześniej
Tomi Adeyemi pokazała na co ją stać, tutaj dała więcej czadu.
Sprawiła, że tępo wpatrywałam się w ostatnią stronę, próbując
ułożyć sobie w głowie ten harmider ofiarowanych bodźców. Nawet
teraz odczuwam tę gamę odczuć, jaka mi towarzyszyła w tym
momencie, przez co trzęsą mi się ręce. Jeszcze ktoś pomyśli, że
mam delirkę. W sumie mogę mieć, bo jestem UPOJONA TĄ KSIĄŻKĄ!
Choć
jestem w stanie pisać peany na cześć „Dzieci krwi i kości”,
to nie mogę ukryć, że gdzieś w połowie książki zaczęłam
odczuwać przesyt. Cieszyła mnie perspektywa niesamowitej, pełnej
przygód (niekoniecznie bezpiecznych) wycieczki po tym zniewalającym
świecie, jednak z czasem liczne przechadzki... męczyły mnie.
Bohaterowie, skupieni na ucieczce, pozostawali w ruchu, przez co
wiele urokliwych miejsc nie do końca zostało ukazanych w pełnej
krasie. Namnożyło się wątków, gdzie – choć płynnie wplatały
się w fabułę – można by było się bez nich obyć, odciążając
nieco lekturę (jak i ręce, bo książka swoje waży). Także
zastanawiający jest wątek miłosny. Wyłonił się niespodziewanie,
niemal psując to, co do tej pory autorka dokonała w swym niemal
dopieszczonym do granic możliwości scenariuszu. Nagły wybuch uczuć
między tymi, którzy do tej pory starali się wbić miecz w serce
temu drugiemu? Wybaczcie, ale nie zdołam tego kupić nawet za cenę
dobrze skrojonej fabuły, magicznych wrażeń oraz pakietu gamy
emocji, jakie można odczuć przy lekturze. Niedorzeczność.
PROSZĘ,
NIE OCENIAJ LUDZI PRZEZ PRYZMAT JEGO BLISKICH
Życie
nie skąpiło Zélie parszywych
niespodzianek. Pozbawiona matki, wzoru do naśladowania, przyrzekła
sobie nie dopuścić do tego, aby ten sam los spotkał Babę oraz
Tzaina, jej starszego brata. Tym samym poddała się żmudnemu
treningowi, który ją zahartował i sprawił, że nie dawała sobie
w kaszę dmuchać. Kiedy na jej drodze stanęła Amari, córka
największego wroga, cały dotychczasowy spokój ducha minął.
Dziewczyna została rzucona na głęboką wodę, a prowizoryczne
bezpieczeństwo odeszło w niepamięć. Nie dziwiło mnie to, jak
Zélie postrzegała intruzkę.
Nawet w sporym stopniu ją rozumiałam. Amari była córką tego, kto
poprowadził bliską jej osobę na śmierć, dlatego cała
odpowiedzialność za ten czyn spadła właśnie na nią. Dogryzała
jej na każdym kroku, pokazując, jak bardzo nią gardzi, próbując
sobie w jakiś sposób ulżyć. Uwolnić od bólu, jaki jej
towarzyszył i nie pozwalał o sobie zapomnieć. Tyle że w ten
sposób pokazywała, iż wcale nie jest lepsza od króla-tyrana. Choć
ten spór nie pozostawiał po sobie ofiar śmiertelnych, nienawiść
zakrzywiająca rzeczywistość nie przynosiła niczego dobrego.
Szkoda tylko, że Zélie tak
zaślepiła nienawiść, bo księżniczka nie zasługiwała na takie
traktowanie.
Amari
była przyjaźnie nastawioną, pełną ciepła, nieznającą życia
poza pałacem córką brutalnego króla, gdzie ten wraz z żoną
uczył ją posłuszeństwa od wczesnych lat dzieciństwa. Jeżeli nie
wypełniała woli rodziców, bywała za to srodze karana. Dzieliła
to przykre dzieciństwo z bratem, Inanem, lecz pewien czyn sprawił,
że ich relacje się ochłodziły. Na szczęście księżniczka
odnalazła wsparcie w swej pokojówce, ibawitce, którą traktowała
jak siostrę. Jej utrata sprawiła, że dziewczyna postanowiła
zaryzykować i, wykradając cenny przedmiot, uciec w poszukiwaniu
ratunku, nie tylko dla siebie. Niejednokrotnie udowadniała, że choć
pozornie powinna być krucha, niezdatna w walce ze sługusami
własnego ojca, potrafi zrzucić diadem z głowy i wesprzeć Zélie
i jej brata pomocnym ramieniem. To znacznie różniło ją od Inana,
posłusznego do granic możliwości ojcu księcia, powoli
przygotowującego się do przejęcia jego roli. Zafiksowany na
punkcie walki z magią, nawet nie dostrzegał, jak prawda umykała mu
między palcami, a wbite do głowy cudze postrzegania świata
doprowadzały do obłędu. Jak Amari polubiłam z miejsca, tak jego
nienawidziłam całym sercem. Nie rozumiałam, co takiego Zélie
widziała w tym człowieku. Niejednokrotnie pragnęłam tej upartej
dziewusze przemówić do rozsądku, lecz miłość doprawdy hasa
dziwnymi ścieżkami...
Wcale
nie dziwię się temu, że ta książka jest rozchwytywana na całym
świecie, zdobywając wysokie pozycje na listach bestsellerów. Tomi
Adeyemi wykonała kawał dobrej roboty. Wyraźnie wyczułam, że
włożyła w nią całe swoje serce, nie tylko chcąc pokazać, że
jest utalentowaną pisarką, twórczynią fascynującej,
przepełnionej mitologiczną magią historii. Autorka, poprzez
„Dzieci krwi i kości” pragnie zwrócić uwagę na to, ilu
niewinnych ginie z rąk tych przepełnionych nienawiścią, pozornie
niosących pokój i bezpieczeństwo ludzi. Uczula na to, że nie
można morderczych zapędów tłumaczyć strachem przed nieznanym.
Wręcz apeluje o to, byśmy nie byli obojętni na krzywdę
bezbronnych osób. Czasami wystarczy dosłownie niewiele, aby
przeciwstawić się rasizmowi, który – choć żyjemy już w
czasach, kiedy ponoć jesteśmy bardziej tolerancyjni – rośnie w
siłę. Pokażmy, że to właśnie od naszego wsparcia zależy
przyszłość nas wszystkich.
Podsumowując.
„Dzieci krwi i kości” znacznie podnosi poprzeczkę kolejnym
książkom fantastycznym, skierowanym do młodzieży swoim
wypielęgnowaniem szczegółów i dopięciem fabuły na ostatni
guzik. Po prostu jestem zakochana w tej książki. To sprawia, że
Tomi Adeyemi będzie musiała się postarać, aby kolejny tom wniósł
ze sobą powiew świeżości, bo moje wymagania wzrosły i nie jestem
w stanie ich obniżyć. Autorko – zaskocz mnie! Tchnij w swoją
twórczość kolejną fantastyczną nowość, bym mogła bez skrupułów wybudować
ci ołtarzyk na środku pokoju!
MOJA
OCENA:
★★★★★★★★☆☆
DEMONICZNA
STREFA CYTATÓW:
– Wahasz
się, bo na tym polega bycie królem. […] Masz serce i masz
obowiązek. Jedno musi ucierpieć kosztem drugiego.
Dopóki
nie mamy magii, dopóty nie będą nas szanować. Muszą poczuć, że
nie mogą atakować nas bezkarnie. Jeżeli będą palić nasze domy,
my im odpłacimy tym samym.
Nie zagłębiam się w recenzję, żeby sobie nic nie zaspojlerować. Jestem na początku tej książki i jak na razie mi się podoba ;)
OdpowiedzUsuńDawno nie czytałam fantastyki, wiec chętnie się skuszę :)
OdpowiedzUsuńNie czytam książek fantasy, dlatego odpuszczę sobie ten tytuł. Zupełnie się w nich nie odnajduję.
OdpowiedzUsuńPiękne przesłania płyną z tej książki, nie tylko dostarcza ciekawej rozrywki czytelniczej, ale również kształtuje określone wzorce, cenna propozycja czytelnicza, polecę mojej młodzieży. :)
OdpowiedzUsuńFantastyka to mój konik, a jeszcze tak zachwalasz ...muszę przeczytać :)
OdpowiedzUsuńJeśli będę miała możliwość to przeczytam, bo mało kiedy mam okazję czytać fantastykę, a lubię ją :)
OdpowiedzUsuńhttp://whothatgirl.blogspot.com
Wydaje się ciekawa, więc chętnie przeczytam :-)
OdpowiedzUsuńZwykle nie sięgam po takie książki, ale zaciekawiłaś mnie recenzją.
OdpowiedzUsuńNa temat tej książki słyszałam wiele pozytywnych opinii, więc mam nadzieję, że kiedyś uda mi się po nią sięgnąć.
OdpowiedzUsuńNie słyszałam o pozycji, ale jestem jej bardzo ciekawa. Rozejrzę się za nią.
OdpowiedzUsuńPamiętam, jak czytałam o tej książce na zagranicznych stronach. Czytelnicy bardzo się nią zachwycali i miałam na nią wielką ochotę. Cieszę się, że wydawnictwo pozostało przy oryginalnej okładce.
OdpowiedzUsuńWłaśnie ją czytam :D Jestem w okolicach setnej strony i już się cieszę na dalszą część :)
OdpowiedzUsuńCałkiem nie mój styl. Odpuszczam na 100%
OdpowiedzUsuńCieszę się z tak pozytywnej recenzji, bo właśnie zamówiłam ją do biblioteki :) Dzięki temu przeczytam ja i będę mogła polecić czytelnikom. Dobremu fantasy zawsze mówię tak, nie ważne czy to dla młodzieży czy dla dorosłych.
OdpowiedzUsuńCałkowicie nie mój styl
OdpowiedzUsuńBardzo fajny tytuł 😺
OdpowiedzUsuńTematyka bardzo intresująca , książka zapowiada się ciekawie
OdpowiedzUsuńKoniecznie muszę przeczytać tę książkę! Nie ma szans żebym odpuściła.
OdpowiedzUsuńDawniej uwielbiałam fantastykę, teraz już czytam jej bardzo mało. Jeżeli chodzi o tę książkę okładka w ogóle mnie nie przekonuje :( A jednak to jest podstawa, żebym wzięła książkę w ogóle do ręki :P
OdpowiedzUsuńZ Twojego tekstu aż kipią emocje z pewnością towarzyszące ci podczas czytania. Nie mogę być obojętna na książkę, która wyzwala takie pokłady ekspresji, zwłaszcza, że od dłuższego czasu szukam powieści fantastycznej, od której nie mogłabym się oderwać. Czuję, że w końcu idealnie trafiłam!
OdpowiedzUsuńCzyżby jednak na ten gatunek czekało mimo wszystko coś dobrego? Aż trudno uwierzyć!
OdpowiedzUsuńBardzo podoba mi się Twoja emocjonalna recenzja! Na początku pomyślałam, że to chyba nie dla mnie, ale im więcej przeczytała z Twojej opinii, tym bardziej zaczęłam chcieć przeczytać tę książką. Chyba po nią sięgnę w niedługim czasie ;)
OdpowiedzUsuńPowiem ci, że zmiażdżyłaś mnie recenzją. Koleżanka blogerka też już przeczytała książkę i wiem, że jest zachwycona. Ty też mnie tu powalilaś. Jeszcze mówisz o zagranicznych opiniach, które też są dobre Kurczę boję się lo nią sięgnąć, bo książki, które innym się podobają, do mnie nie przemawiają. Mam nadzieję, że z tą będzie inaczej.
OdpowiedzUsuńNie czytam fantastyki także raczej nie wpadnie w moje ręce
OdpowiedzUsuńCzuję,że jest to książka z przesłaniem, a takie lubię. Pomimo mojej niechęci do fantastyki, myślę, że sięgnę :);) prędzej czy później ;)
OdpowiedzUsuńWidziałam tę książkę wielokrotnie w internecie, ale jakoś niespecjalnie mnie do niej ciągnęło. A po Twojej recenzji, zmieniło się to o 180 stopni! Koniecznie muszę przeczytać :)
OdpowiedzUsuń