Tytuł:
Strażnik
Cykl:
Zapomniana księga
Tom: 1
Gatunek:
fantastyka
Wydawnictwo:
We Need YA
Liczba
stron: 400
Opis: Hubert budzi się w ciemnym i zamkniętym
pokoju, ubrany w starą koszulę i poprzecierane dżinsy. Zamiast w Paryżu,
znajduje się teraz sto kilometrów od morza… w Polsce. Dodatkowo, jest ranny i
wygląda zupełnie inaczej niż powinien. Okazuje się, że od feralnego wyjazdu do
Francji minęło siedem lat, a on nie jest już zwykłym nastolatkiem. W tym czasie
świat bardzo się zmienił – zarazy i epidemie przetrzebiły ludzkość, potężny
impuls elektromagnetyczny zniweczył zdobycze techniki a z ukrycia wyszły demony
znane z ludowych opowieści… Hubert musi teraz nie tylko rozwikłać tajemnicę
własnej przeszłości, ale i odnaleźć się w nowym dziwnym świecie. Niemal
wszystko, co znał, przepadło. Ale czy bezpowrotnie?
[opis
wydawcy]
Postapokaliptyczny świat, amnezja głównego bohatera, wiejskie
życie (i konfiturki), słowiańskie demony… Wydaje się, że to przepis wprost idealny
na stworzenie fantastycznej, przygodowej mieszanki, którą z chęcią pochłoniemy,
i to w trymiga. Musimy jednak pamiętać, że w czytelniczym świecie istnieją ukryte
gdzieś w krzaczorach pułapki na niedźwiedzie, w które ludzie często przez
przypadek wpadają. Cóż, nam czytelnikom czasami wystarczy ładna okładka czy
opis, aby dać się złapać w te zdradliwe sidła.
MMMM…
KONFITURKI. NO I JAKIEŚ TAM DEMONY.
Książka zaczyna się w bardzo dziwnym,
ale jednocześnie ciekawym momencie. Wątek amnezji, która przytrafiła się
głównemu bohaterowi, wydaje się być niezwykle intrygujący. Przez całą powieść
zastanawiamy się, kim był i co takiego zrobił, że ominął siedem lat ze swojego
życia. Również samo zakończenie pozostawia w nas uczucie, że może jednak warto
było przebrnąć przez nudną historię, aby doczekać się ciekawego, choć może
jednak nie tak bardzo oryginalnego rozwiązania sprawy. Sama w to nie wierzyłam,
ale kiedy ostatecznie zamknęłam książkę, pomyślałam sobie: może jednak skuszę
się na drugi tom?
Sam
pomysł na fabułę, a więc apokalipsę, po której demony postanowiły wyjść ze
swoich nor, był całkiem interesujący, tym bardziej mi przykro, że jego potencjał
nie został wykorzystany. To, co podano nam na czytelniczym talerzu było
estetyczne (choć dyskutowałabym z losowym ułożeniem liter w tytule – nie jestem
zwolenniczką czegoś, czego nie da się podzielić na sylaby), ale niedoprawione,
a przez to i bardzo mdłe. Czy jest coś gorszego niż niezadowolony klient, który
zapłacił za niesmaczny posiłek i stracił nad nim mnóstwo cennego czasu?
Wyobrażacie
sobie, że całą historię da się streścić w kilku zdaniach? Nie? To ja wam to
zwizualizuję. Mamy głównego bohatera z amnezją, który budzi się pewnego dnia w
domu obcego mężczyzny i dowiaduje się, że „przespał” siedem lat swojego życia.
Po usłyszeniu historii tego, co wydarzyło się na świecie, wyrusza w podróż.
Niebawem trafia do małej miejscowości zwanej Święcinem, gdzie zostaje
strażnikiem. I zaczyna się. Konfiturki, spotkania z ludźmi, z którymi z reguły
prowadzi się mało inteligentne dialogi, napad jednego z demonów na jakiegoś
mieszkańca, bohaterski czyn Huberta. I tak w kółko. Pełno ludzi, których imion
nie można zapamiętać, bo i tak nie są ważni w fabule, liche akcje związane z
demonami, które potraktowano tutaj jak zbędny dodatek (niby reklamuje się tę
książkę jako zmagania Huberta ze słowiańskimi demonami, co zapowiada
emocjonującą przygodę… Cóż, jeżeli ta przygoda polega na rzucaniu się jakiegoś
losowego potwora na ludzi, to dziękuję bardzo), mnóstwo zbędnych opisów z życia
codziennego i słabe akcje, które nawet nie wzruszają człowieka. Co jedynie
kilkadziesiąt ostatnich stron mogło nieco zaciekawić, choć wciąż nie rozumiem,
dlaczego tak skrótowo i mało racjonalnie to wydarzenie potraktowano.
Samym
bohaterom trudno poświęcić osobny wątek, jeżeli nic wielkiego na ich temat nie
ma się do powiedzenia. Często narzekam w swoich recenzjach na jałowość postaci,
bo to dla mnie punkt numer jeden (na równi z interesującą fabułą), aby książka
uchodziła za dobrą. Tutaj jednak grubo przekroczono próg jałowości. O głównym
bohaterze wiemy tylko tyle, że ma nieśmieszne żarty i zachowuje się często jak
buc. Ach, no i jeszcze nienagannie często rozmawia ze samym sobą. Nie lubię
tego zabiegu. Jest niezwykle nienaturalny, szczególnie gdy wymawia się kilka
zdań pod rząd. Bo jeszcze rozumiem dwa, trzy słowa, ale całe monologi? Może
Hubert rzeczywiście miał coś z głową?
Idziemy
dalej. Iza, która spodobała się naszemu głównemu bohaterowi, zgrywa męską i
nieprzystępną. Potem jest sobie jakiś Henryk-wojskowy, Marika-nauczycielka,
która ciągle pepla, młoda Ania, która znalazła w Hubercie przyjaciela, jakaś
tam Kasia i Łukasz, którzy wzięli ślub, znalazł się też randomowy ksiądz Adrian
i… Przykro mi, tyle imion zapamiętałam, bo reszta naprawdę nie była ważna. O
ile z Huberta i Izy można coś (cokolwiek) wyczytać, tak reszta pięknie
wpasowuje się w schemat drewnianych lalek. Tu nawet nie było czasu, żeby kogoś
żałować, kiedy przytrafiła się jakaś tragedia. Na wszystko reagowałam jak nieczuła
na krzywdę ludzi osoba. To zadziwiające, ale nawet przez moment, kiedy czytałam
tę powieść, nie można było dostrzec na mojej twarzy uśmiechu. Dobrze, kilka
razy się skrzywiłam, ale to byłoby na tyle z czytelniczym emocji.
Podsumowując. Ta recenzja jest
wyjątkowo krótka tylko dlatego, że choćbym chciała, nie potrafię więcej
wyciągnąć z nudnawej fabuły, która trzymała się tego samego, powtarzającego się
co jakiś czas schematu. Może zamysł związany z apokalipsą i demonami był dobry,
ale niestety same demony zostały przedstawione po macoszemu. Tak jak wspominałam,
wyłącznie magiczna amnezja Huberta i samo zakończenie były interesujące, ale
czy warto się przemęczać dla tak niewielu pozytywnych aspektów? Cóż, sami to ocenicie.
Ostatecznie książka na Lubimy czytać
ma całkiem wysoką ocenę…
MOJA OCENA:
Buuu, a spodziewałam się mocnych wrażeń, tym bardziej, że choć pomysł na fabułę oklepany, to jednak niesie w sobie potencjał frapującej intrygi. Już wiem, że postaci nie spełniłyby moich oczekiwań, nie czuję, aby było w nich coś szczególnego. Zatem tę książkę będę omijać. :)
OdpowiedzUsuńNo to omijam i nawet szukać nie będę.
OdpowiedzUsuńBrzmi, jak opis poprzedniej serii Pauliny Hendel ;)
OdpowiedzUsuńO Paulinie Hendel już słyszałam, a nawet posiadam jej serie Żniwiarza na półce, jednak nie miałam jeszcze czasu zabrać się za nią. Miałam w planie zakupić właśnie "Strażnika", gdyż przeczytałam na jej temat chyba same pozytywne recenzje, a tu zong, pojawiła się Twoja recenzja. Mam teraz mętlik w głowie. Przeczytanie tej jednej recenzji bardzo wpłynęło na moją decyzję o zakupie tej książki. Zawsze wolę wyrobić własne zdanie na jakiś temat, jednak w tym wypadku wstrzymam się na jakiś czas z zakupem.
OdpowiedzUsuńCzytałam książkę w pierwszym wydaniu i bardzo przypadła mi do gustu, więc na szczęście nie zgadzam się z Twoją opinią. Chociaż przyznam, że było to ładnych parę lat temu i być może teraz inaczej na nią spojrzę...
OdpowiedzUsuńNiestety z książkami post apo się nie za bardzo lubimy. Próbowałam przeczytać jedną (już nawet nie pamiętam, co to był za tytuł), ale odłożyłam ją po kilku stronach. Ale przyznam szczerze, że wzięłabym ją do ręki ze względu na okładkę ;)
OdpowiedzUsuńOmijam fantastykę, bo nie są to moje klimaty, ale kto wie.. może kiedyś dorosnę do tej pozycji ;-)
OdpowiedzUsuńWłaśnie autorka ma fajne pomysły, tylko nie potrafi ich przelać na papier aby miały ręce, nogi i sens. Miałam na nią ochotę, ale znając pióro pisarki chyba sobie odpuszczę.
OdpowiedzUsuńMiałam przyjemność czytać "Żniwiarza" i właśnie zapamiętałam go jako taką książkę z beznadziejnymi bohaterami. Szkoda, że autorka nie zrobiła kroku do przodu.
OdpowiedzUsuńPrzystąpiłam do recenzji tej książki z ogromnym uśmiechem na twarzy - nowość od Pauliny Hendel w końcu pewnie będzie dobra. A tu taki klops... Ech. Byłam tą książką bardzo, ale to bardzo zainteresowana, a teraz po poznaniu twojego zdania, entuzjazm zrównał się z ziemią. Jałowy główny bohater - buc i nieciekawa fabuła wystarczą, by dać sobie spokój z tą książką.
OdpowiedzUsuńOkładka mnie zachwyciła, ale widzę, że nie warto sięgać po tę książkę. Szkoda, bo początek zapowiadał się tak intrygująco!
OdpowiedzUsuńŚwietny pomysł na książkę , a tu taka niespodzianka. Szkoda, bo to jest 400/stron historii, która do niczego się nie nadaje. Szkoda, że autorka nie wykorzystała potencjału pomysłu o amznezji, bo mogłoby być ciekawie.
OdpowiedzUsuńLubię fantastke, ale ta książka mnie nie przekonała i raczej ja będę omijać.
OdpowiedzUsuńA tak bardzo chciałam przeczytać tą książkę. Będę musiała jeszcze raz przemyśleć czy jednak chce się z nią "męczyć" :)
OdpowiedzUsuńSzczerze mówiąc nie lubię książek z postapokaliptycznymi wątkami. Jedyne, co by mogło mnie tu zainteresować to aspekt amnezji, trzeba przyznać, że to dobry sposób na wzbudzenie zainteresowania czytelników.
OdpowiedzUsuńPolskie młodzieżówki... Chyba nigdy nie natrafiłam na nic porywającego xD
OdpowiedzUsuńTo dziwne, ale ja też... XD
UsuńPo fantastykę w książkach nie sięgam raczej pozostawiam to w dziale filmowym z którego korzystam wspólnie z mężem :) Może film byłby ciekawszy od książki kto wie? chociaż zazwyczaj to książka wygrywa, ale znam nie liczne przykłady odwrotnej sytuacji :)
OdpowiedzUsuńzaczęłam czytać ale jak na razie nie umiem się wkręcić ;)
OdpowiedzUsuńJestem ciekawa jak ja odebrałabym tą książkę, bo mnie bardzo zaciekawiła recenzja.
OdpowiedzUsuńOj, jak bardzo mnie boli, że te słowiańskie demony zostały tak po macoszemu potraktowane... Tak bardzo tego nie lubię :( Przecież nasza mitologia to wspaniały temat i można z niej czerpać garściami na milion różnych sposobów.
OdpowiedzUsuńBardzo intresujaca książka jak tylko ją gdzieś dostanę to napewno przecyztam
OdpowiedzUsuń