Tłumaczenie:
Łukasz Praski
Tytuł:
Siedem śmierci...
Tytuł oryg.: The Seven Deaths of Evelyn Hardcastle
Gatunek:
kryminał/thriller, fantastyka
Wydawca: Wydawnictwo
Albatros
Liczba
stron: 544
Opis: Evelyn Hardcastle będzie umierać każdego
dnia, aż do momentu, gdy ktoś odkryje, kim jest jej zabójca. Wśród gości
zaproszonych do Blackheath jest kilku ludzi, którzy próbują to zrobić. Nie mają
równych szans ani równych możliwości. Stale przeżywają ten sam dzień, usiłując
rozwiązać zagadkę, lecz każdy wieczór nieubłaganie przeszywa dźwięk wystrzału z
rewolweru…
Jeśli
Aiden Bishop nie zwycięży w wyścigu o odkrycie tożsamości mordercy, nigdy nie
opuści posiadłości. Ma osiem szans: każdego ranka przez osiem dni obudzi się w
ciele innego gościa... Jeśli nie uda mu się znaleźć zabójcy, cały cykl zacznie
się od początku. I znów będzie musiał odkrywać, kim są jego przeciwnicy i który
z nich pod eleganckim ubraniem skrywa śmiertelnie ostry nóż…
[opis
wydawcy]
Nigdy nie lubiłam kryminałów. Wydawały mi się do bólu nudne i schematyczne, a przez większość z nich przelatywałam z obojętnością godną zawodowego krytyka literackiego. Już dawno poddałam się w poszukiwaniach czegoś, co choć trochę przypadłoby mi do gustu, bo po prostu wiedziałam, że to nie mój przedział tematyczny. Jeżeli myślicie, że napiszę teraz: „W końcu znalazłam kryminał idealny dla mnie!”, to się mylicie, ale już teraz mogę wam się przyznać, że Siedem śmierci Evelyn Hardcastle niezwykle przypadło mi do gustu. Problem tkwi w tym, że gdyby nie fantastyka, na której gruncie zbudowano ten kryminał, zapewne nie byłaby to tak intrygująca powieść. Także można powiedzieć, że ulubioną historię kryminalną jednocześnie znalazłam, jak i nie znalazłam. Ciekawi, dlaczego tytułowa Evelyn Hardcastle umarła aż siedem razy? Zapraszam do recenzji!
KRYMINALNE
ZAGADKI BLACKHEAT – CZYLI JAK ODKRYĆ ZABÓJCĘ, BĘDĄC WSZYSTKIMI, TYLKO NIE SOBĄ
Już na samym początku muszę obdarować
autora mentalnymi oklaskami, ponieważ zastosował ciekawy zabieg już przy tytule. Początkowo myślimy, że liczba „siedem” jest tutaj małym spoilerem,
wobec czego czujemy się trochę oburzeni, ale jak się okazuje, kryje się za tym
zupełnie inny, nieco zwodniczy zamysł, który w chwili rozwiązania wywoła u nas niezłe
zdziwienie, ale również satysfakcję. Na uznanie zasługuje także sam początek,
który wprowadza nas w intrygujący i nietypowy klimat powieści. Może nie dzieje
się wiele i informacje są mocno dawkowane, a często nawet sfałszowane, jednak
niekiedy same opisy oraz toczące się pomiędzy postaciami dialogi są dla nas
wystarczające.
Nie jest to na pewno historia prosta do
zrozumienia. Trzeba się przy niej naprawdę mocno skupić. Jeżeli ktoś lubi pomijać niektóre fragmenty powieści,
kiedy ta zaczyna go nudzić, w przypadku Siedmiu śmierci… nie jest to dobre rozwiązanie. Dlaczego? Bo jeśli choć
przez chwilę będziecie zmęczeni fabułą i przekartkujecie książkę, mogą wam umknąć
ważne elementy, dzięki którym rozwiążecie ostatecznie zagadkę (choć może
samoczynnie rozwiązanie tajemnicy to za dużo powiedziane – na pewno na którymś
etapie zostaniecie zaskoczeni).
Jeżeli chodzi o warstwę kryminalną,
jest ona wykonana naprawdę dobrze, choć jednocześnie muszę przyznać, że w
momencie ostatecznego rozwiązania nie byłam wielce zdziwiona. To
nie jest książka, która wali nas w twarz kryminalną oryginalnością – autor
korzysta nieco z przetartych szlaków, ale na szczęście ładnie ubiera je w
zagadkowość, dzięki czemu nie dostajemy odgrzanego kotleta. Ten odgrzany kotlet
na pewno zostałby podany czytelnikom, gdyby zabrakło tutaj fantastyki. Wtedy
zapewne sama machnęłabym ręką, uznając Siedem
śmierci… za kolejną przeciętną powieść kryminalną, w której nie ma ani grama nowości, bo choć niekiedy autor
zgrabnie nas zwodzi, to jednak pięścią w brzuch przez jego zagrywki nie dostajemy.
Jak sam opis wskazuje, główny
bohater (smutno mi, że zostało zdradzone jego imię. W tym miejscu od razu budzi
się mój wewnętrzny gniew skierowany do wydawców. Nie jest to może super istotny
spoiler, ale jednak zabiera nam trochę radości) będzie oglądał śmierć Evelyn
Hardcastle z różnych perspektyw i nie spocznie, dopóki nie odkryje,
kto tak naprawdę ją zabił. Oczywiście nie będzie siedział w tym całkiem sam, w
końcu ktoś musiał mu wyjaśnić zasady działania gry… Chociażbym chciała, nie
mogę więcej zdradzić! Bynajmniej musicie mi uwierzyć na słowo, że warstwa
fantastyczna jest naprawdę dobrze skonstruowana, choć jednocześnie przyznaję,
że nie od razu mnie do siebie w pełni przekonała. Dopiero pod sam koniec, kiedy
jeden z bohaterów wyjaśnił, po co w ogóle była ta gra, zakochałam się w tej
sferze bez pamięci.
Siedem
śmierci… to naprawdę dobrze zaplanowana, rozbudowana i pełnokrwista powieść,
jednak mam wrażenie, że chwilami autor trochę za bardzo komplikował fabułę.
Czasami musiałam się wracać i kilka razy czytać niektóre wyjaśnienia, żeby
dopiero do mnie dotarło to, co się wydarzyło. Aby spamiętać wszystko, co ważne
w tej książce od samego początku do końca, trzeba mieć dobrą pamięć albo
przynajmniej trzeba ją pochłonąć za jednym zamachem. Ja niestety czytałam ją
około tygodnia, więc wiele rzeczy w trakcie zapominałam. Czasami nie rozumiałam
poszczególnych punktów fabularnych. Mieszały mi w głowie tak, że sama uznawałam
je w końcu za wyuzdane, na szczęście te z reguły pod sam koniec ładnie się wyjaśniały.
Jednymi słowy: autor stąpał po cienkiej linii, ale ostatecznie to zwodzenie i
potężna dawka niewyjaśnionych spraw wyszły książce na dobre. Mimo wszystko nie
obraziłabym się, gdybyśmy nie dostali lawiną komplikacji prosto w twarz! Bo
chaos nie zawsze musi sprawiać czytelnikowi przyjemność.
PORADNIK:
JAK ZAKOCHAĆ SIĘ W GŁÓWNYM BOHATERZE, KTÓRY NICZEGO NIE PAMIĘTA I WYSTĘPUJE W
OŚMIU ODSŁONACH
W Siedmiu
śmierciach… wydarzyło się coś, co do tej pory mnie dziwi. Zakochałam się w
bohaterze, o którym kompletnie nic nie wiedzieliśmy, ponieważ utracił pamięć,
na dodatek zmieniał wcielenia wraz z charakterami jak rękawiczki. Przez chwilę
myślałam, że mogłam go darzyć taką sympatią, ponieważ nosił moje ulubione
imię (Aiden <3), jednak szybko okazało się, że po prostu miał w sobie
niesamowity czar. Nie mam pojęcia, jak to w ogóle możliwe, żeby zakochać się w
bohaterze, o którym tak mało wiemy! Podejrzewam, że najpierw zjednał mnie sobie
pierwszą postacią, w której skórze się znajdował. Potem byłam zaś pod wrażeniem
tego, jak walczył z poszczególnymi charakterami gości, w których się wcielał.
Ostatecznie poruszyło mnie, że nie chciał wypełnić zagadki tylko po to, aby
wydostać się z tej przedziwnej pętli. Kryła się w nim jakaś dziwna, nie do
końca widoczna empatia, upór, a także inteligencja. To dlatego z czystym
sumieniem mogę przyznać, że staje się jedną z moich ulubieńszych postaci, choć
jednocześnie jest to dosyć osobliwa sytuacja! Niektórzy mogliby mnie wręcz nazwać
książkowym dziwakiem.
W powieści na uwagę zasługuje tutaj cały szereg bohaterów, a szczególnie tych, w które wcielał się Aiden. Poznaliśmy
nie tylko ich cechy charakteru (nieraz dominowały one nad panem Bishopem), ale
również uczucia, myśli, więzy z innymi ludźmi, motywy, obawy, a czasem nawet ich historie życiowe. Na dodatek każdy z nich miał swoje wady, jak i zalety –
nic w nich nie było białe czy czarne, a po prostu ludzkie. Myślę, że nie można
było lepiej zadbać o kreacje. Naprawdę, już dawno nie widziałam tak dogłębnie
przedstawionych postaci.
Jeżeli chodzi o sympatię do
poszczególnych bohaterów (pomijając oczywiście samego Aidena), bardzo
spodobał mi się doktor Sebastian Bell czy policjant Jim Rashton. Za to z
postaci, którym do głów nie można było zajrzeć, dobrze sprawował się Daniel i Doktor
Dżuma (szczególnie przy samym końcu, kiedy dowiadujemy się, jakie mają motywy). Czy jest ktoś, za kim nieszczególnie tutaj przepadałam? Owszem. Była
to Anna. Nie spodobała mi się również relacja powstała pomiędzy Aidenem a Anną. Dla mnie
ich więź początkowo była naprawdę ciekawa, ale gdy w końcu wysunięto na światło
dzienne ich prawdziwe tożsamości, miałam mały zjazd. To dlatego zakończenie nie
do końca przypadło mi do gustu. Nie akceptowałam ślepego zapatrzenia Aidena
w Annę, które do tego zakończenia doprowadziło. Przez ten dosyć irracjonalny
związek moja ocena książki nieco spadła. Jednak oczekiwałam tutaj innego
rozwiązania. Może bardziej… dramatycznego, a jeśli nie, to przynajmniej prawdziwego.
Podsumowując. Siedem śmierci Evelyn Hardcastle to
dobry kryminał i bardzo dobra fantastyka, która została od początku
do końca genialnie zaplanowana. Nie wywołuje w nas co prawda skrajnych emocji i nie mamy
ochoty krzyczeć z zachwytu czy przerażenia, jednak mimo to wielokrotnie jesteśmy
zaskakiwani fabularnymi zwrotami, które wielokrotnie pchają nas przez stronice, obiecując niesamowitą przygodę. Bohaterowie są ludzcy, pełnokrwiści i
wykreowani z należytym szacunkiem do książkowych tożsamości. Fabuła uchodzi czasem za nieco zbyt zagmatwaną i skomplikowaną, jednak na sam koniec jesteśmy
uraczeni całkiem zgrabnymi wyjaśnieniami. Zakończenie nie było jak dla mnie satysfakcjonujące,
ale to już zależy od gustu. Osobiście polecam książkę wszystkim tym, którzy
lubią kryminały, ale jeszcze bardziej polecam ją osobom, które tych kryminałów
nie lubią, za to obracają się w fantastyce. Skoro mnie się spodobało,
zaryzykuję stwierdzeniem, że wam również się spodoba!
OCENA:
STREFA DEMONICZNYCH CYTATÓW:
–
Ma pan zwyczaj grzebać w cudzych rzeczach osobistych, panie Rushton? (…)
–
Ostatnio tak – przyznaję.
–
Może przydałoby się panu jakieś hobby.
–
Mam hobby, staram się uratować pani życie.
Gdy
masz za mało informacji, jesteś ślepy, gdy za dużo, zostajesz oślepiony.
Nie dla mnie :(
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Lady Spark
[kreatywna-alternatywa]
Dr Аgbazara-świetny człowiek, ten lekarz pomoże mi odzyskać mojego kochanka Jenny Williams, który zerwał ze mną 2 lata temu z jego potężnym zaklęciem, i dzisiaj wróciła do mnie, więc jeśli potrzebujesz pomocy, skontaktuj się z nim przez e-mail: ( agbazara@gmail.com ) lub zadzwoń / WhatsApp +2348104102662. I rozwiąż swój problem jak ja.
UsuńTa książka ostatnio bardzo często rzuca mi się w oczy. Wiele osób się nią zachwyca, a mną targają bardzo sprzeczne emocję. Boję się, że ogromnie się tą powieścią rozczaruję...
OdpowiedzUsuńNie czuję się ani przekonana, ani zachęcona :(
OdpowiedzUsuńRewelacyjny i oryginalny pomysł na detektywistyczną zagadkę, a przy tym umiejętnie skupiający uwagę na ogólnej perspektywie i jednocześnie istotnych detalach. Zupełnie jakby wielokrotnie wchodziło się do tej samej rzeki, podobna sceneria, grupa postaci, rzut zdarzeń, ale za każdym razem nieco inny wir sekretów i przebieg wartkiego nurtu strumienia. :)
OdpowiedzUsuńZaciekawiła mnie ta książka, w wolnej chwili na pewno po nią sięgnę :)
OdpowiedzUsuńWydaje się w porządku lekturą :D
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
https://bookcaselover.blogspot.com/
Slyszalam co nieco o tej ksiazce i bardzo intrygowal mnie tytul. Twoja recenzja zachecila mnie jeszcze bardziej :)
OdpowiedzUsuńTeraz mam niezły dylemat, bo kryminały bardzo lubię, za to fantastyki, zupełnie nie czytam. 😊
OdpowiedzUsuńMnie już sam opis książki intryguje, a recenzja utwierdziła mnie w tym, że chcę przeczytać tę książkę. Połączenie kryminału i fantastyki brzmi ciekawie. :)
OdpowiedzUsuńBardzo intrygującą książka, choć nie wiem, czy nie byłabym z tych ludzi, co są znużeni i sobie przewracają strony, by zobaczyć, czy ta nudna sceneria dalej rozkwita. Dlatego dzięki za ostrzeżenie. Będę wiedziała, aby uważnie trzymać się tekstu i choćby mnie męczył, nie przepuszczę ani jednego akapitu. A nawet, jeśli będzie trzeba, zacznę robić notatki. Tak, to zapowiedź tego, że mam tę książkę w planach. Sama zobaczę, czy ten kryminał miałby w ogóle sens, gdyby nie fantastyka. No i zamierzam ocenić oryginalność „Siedmiu śmierci...”.
OdpowiedzUsuńPo Twojej recenzji muszę przeczytać, dlatego zapisuję sobie tytuł :-)
OdpowiedzUsuńNie słyszałam o tej książce i już widzę,ile mnie ominęło :) Kryminałów też jakoś specjalnie nie czytam, choć lubię po nie sięgnąć od czasu do czasu. Takie połączenie kryminału z fantastyką brzmi interesująco. Ciekawie napisana recenzja 😊
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Lubię kryminały, opis fauły jest bardzo interesujący, w dodatku podoba mi się okładka ♥
OdpowiedzUsuńPomyślę o tej książce w wolnej chwili :)
Świetny blog, dodaję, aby zostać z tobą dłużej. :)
Pozdrawiam, Pola.
www.czytamytu.blogspot.com
Też nigdy nie szalałam za kryminałami, większość była "jest, bo jest, nie obdarowują mnie dreszczykiem emocji", ale mam kilka perełek, które aż proszą się, by je jeszcze raz przeczytać. Po twojej recenzji myślę, że "Siedem śmierci" może być taką perełką i chętnie ją przeczytam <3. /Aga
OdpowiedzUsuńhttp://arystokratkispodksiegarni.blogspot.com/
Przyznaję się, zaintrygowała mnie ta książka. Uwzględnię ją w planach czytelniczych :)
OdpowiedzUsuńOstatnio kupiłam tę książkę i mam w planach wkrótce się za nią zabrać :D
OdpowiedzUsuńRzadko kiedy decyduję, że chcę przeczytać daną książkę po opisie, jednak kiedy znalazłam ją w zapowiedziach już mnie zaintrygowała, teraz tylko czekam aż wpadnie w moje rączki. Mam nadzieję, że spodoba mi się co najmniej tak jak Tobie! :D
OdpowiedzUsuń(I świetny tytuł na posta, mnie się zawsze takie motywy kojarzą z Dniem Świstaka. :P)
Książka raczej nie dla mnie, ale kawę z Nero uwielbiam <3 Korzystam zawsze, jak jestem w Warszawie.
OdpowiedzUsuńDr Аgbazara-świetny człowiek, ten lekarz pomoże mi odzyskać mojego kochanka Jenny Williams, który zerwał ze mną 2 lata temu z jego potężnym zaklęciem, i dzisiaj wróciła do mnie, więc jeśli potrzebujesz pomocy, skontaktuj się z nim przez e-mail: ( agbazara@gmail.com ) lub zadzwoń / WhatsApp +2348104102662. I rozwiąż swój problem jak ja.
OdpowiedzUsuń