środa, 10 kwietnia 2019

Zwodzisz, oj zwodzisz... [SARAH HENNING – „WIEDŹMA MORSKA”]


Autor: Sarah Henning
Przekład: Dominika Maculewicz
Tytuł oryginału: Sea Witch
Seria/Cykl: -
Gatunek: fantastyka, literatura młodzieżowa
Wydawnictwo: NieZwykłe
Ilość stron: 306

Po tym, jak jej najlepsza przyjaciółka, Anna, utonęła, Evie stała się wyrzutkiem w swoim małym rybackim miasteczku.
Dziwolągiem.
Przekleństwem.
Wiedźmą.
Przy brzegu zaczyna pojawiać się dziewczyna niezwykle podobna do Anny i, mimo zaprzeczeń, Evie jest przekonana, że jej przyjaciółka wciąż żyje. Że jej magia okazała się nie być tak bezużyteczna, jak się wydawało. Dlatego gdy obie dziewczyny wpadają w oko – i skradają serca – dwóm czarującym książętom, Evie wierzy, że w końcu ma szansę żyć długo i szczęśliwie.
Niemniej jednak jej przyjaciółka skrywa tajemnicę. Nie może zostać w Havnestadzie ani poruszać się na dwóch nogach, chyba że Evie znajdzie sposób, by jej pomóc. Teraz Evie zrobi wszystko, aby uratować człowieczeństwo swojej przyjaciółki oraz serce swojego księcia, w którym drzemie potęga jej magii, jej oceanu oraz jej miłości, aż w końcu zbyt późno odkryje prawdę, jaka kryje się za zawartą przez nią umową.
[Opis wydawcy]

Wiedźma morska” to jedna z nowości lutowych tego roku na rynku czytelniczym, która zapowiadała się obiecująco. Zakazana magia, gdzie za ujawnienie tej natury groziła kara śmierci; tajemnicze pojawienie się dziewczyny łudząco podobnej do zmarłej przyjaciółki Evie, Anny; umożliwiająca pokazanie swojej umiejętności plotkarskiej wątpliwa przyjaźń przygotowującego się do objęcia tronu księcia i córki dworskiego rybaka... Przecież to aż się prosiło o mroczne, budzące grozę akcenty, gdzie zasłaniałoby się oczy ze strachu, by później rugać się za własną głupotę. Właśnie, zapowiadało, bo to, co otrzymałam, znacznie od tych klimatów odbiegało. Co poszło nie tak?


SPEŁNIĘ TWOJE TRZY ŻYCZE... A NIE, TO NIE TA BAJKA, SORRY...

Raczej nikt nie obrazi się na mnie za stwierdzenie, że praktycznie przez ¾ książki nie dzieje się tu nic na tyle absorbującego, aby piać nad tym z zachwytu. Odczuwałam kompletne znużenie, przewracając od niechcenia czytane strony, próbując nie ziewać z nudów, równocześnie nie rzygać tęczą od nadmiaru słodyczy, panoszącej się niczym księżniczka. Przyznaję, powinnam się tego spodziewać po zapoznaniu z opisem „Wiedźmy morskiej”, jednakże mocno trzymałam kciuki, aby ta miłość rosnąca wokół nas, przysłaniająca nawet nieśmiałe podrygi smutnych, nostalgicznych wspomnień, wreszcie się zmęczyła. Aby poszła odpocząć, pozwalając mrocznym rytmom przejąć stery. A tak akcja powieści przypominała leniwie płynącą rzeczkę, niżeli wzburzone morskie fale, straszące swoją potęgą. To sprawiło, że co rusz odkładałam książkę na bok, z niechęcią po nią sięgając. Niespecjalnie do niej lgnęłam, obawiając się masy nic niewnoszących sytuacji, gdzie ich zwyczajność całkowicie odebrała koronę magii. A skoro już o niej wspomniałam, to warto zauważyć, że właśnie przez cały ten czas traktowano ją po macoszemu. Liczyłam, że autorka pokaże ją jak od najlepszej strony, ale kiedy bywała ona wykorzystywana jedynie do wyczarowywania absurdalnych – jak dla mnie – przedmiotów, śmiałam się w głos. Autorka tworzyła wiele okazji na pokazanie swojej kreatywności, lecz wolała ona iść na łatwiznę. A to jeszcze nie koniec moich narzekań.
Prychałam zdegustowana, starając się dotrwać choćby do połowy książki. Wmawiałam sobie, że być może Sarah Henning kupuje czas, aby zaskoczyć zapierającym dech w piersiach zwrotem akcji i masą, niekoniecznie pozytywnych, niespodzianek. I doczekałam się tego. Wreszcie cukierkowa do granic możliwości, gdzieniegdzie przetykana cieniutką nicią tajemniczości, historia wyciągnęła pazury, ciachając nimi na oślep. Nareszcie działo się coś, przy czym można było zapomnieć o całym świecie, tyle że... za późno. Skumulowanie mocnych wrażeń na ostatnich pięćdziesięciu stronach nie zdołało mnie udobruchać na tyle, bym skakała z radości na ich widok. Tak, tak – czekałam na to. Ba, wręcz modliłam się o ten cud, ale co mi po tym, jak czułam niesmak po tym, co dotąd przeczytałam?
Wiecie, co jednak najmocniej trzymało mnie przy „Wiedźmie morskiej”? Ukazujące się retrospekcje wydarzeń. Opowiadane z punktu widzenia tajemniczego obserwatora, wzbudzały we mnie zaciekawienie, jak i pozwalały zadawać sobie mnóstwo pytań dotyczących aktualnie toczącej się fabuły. Umożliwiały zasiać we mnie ziarenko niepewności. Aż żałowałam, że autorka właśnie w tych nutach nie wykreowała całej historii. Wtedy czułabym się jak w niebie!

BŁAGAM, POMYŚL, ZANIM SIĘ ZA COŚ WEŹMIESZ!

Evie, chociaż zgrywała przed swoim przyjacielem, Nikiem, że jest twarda i żadne przykre słowa, krzywe spojrzenia wymierzone w jej kierunku nie robią na niej wrażenia, czuła, że prędzej czy później jej maska opadnie, a wtedy świat dojrzy jej prawdziwą twarz. Dlatego też trzymała się jak tonący brzytwy nadziei na lepsze jutro, próbując robić dobrą minę do złej gry. Tym samym pozwalała sobie zabłyszczeć niemałą głupotą. Totalnie nie pojmowałam, jak ktoś, kogo przez lata wystrzegano przed morskimi stworzeniami, bez wahania postanawia zaprzyjaźnić się z syreną. Ba, nawet pomóc jej zdobyć serce księcia – swojego najlepszego przyjaciela – i tym realizując plan nowej znajomej na pozostanie człowiekiem. Rozumiałam, że widziała w niej swoją zmarłą przyjaciółkę. Annemette (pieszczotliwie nazywana przeze mnie Almette) dawało jej ku temu wiele powodów, lecz nawet to nie powinno pozwolić na to, by nastolatka kompletnie straciła głowę. Nie inaczej było z obiektem westchnień Evie, Ikerem. Robiący nadzieję dziewczynie, przyklejony do jej ust książę-podrywacz od początku mi śmierdział. Cuchnął dla mnie fałszem na kilometr. Nie wierzyłam w jego szczere intencje, jednak podobała mi się w nim podejrzliwość, jaką obdarzył skrywającą się w ludzkim ciele syrenę. Sama nie byłam pewna szczerych intencji Almette, znaczy Annemette, dlatego właśnie tym zapunktował. Niestety z czasem pokazał, że nie było warto przydzielać mu żadnych plusów... A co mogę powiedzieć o samym przyjacielu Evie? Cóż... jak dla mnie był najbardziej mdłą postacią z nich wszystkich, dlatego pozwolę sobie przemilczeć jego kwestię...
Sarah Henning. Cóż, gdybym napisała, że nie ma talentu do opowiadania baśniowych historii, zostałabym za to zjedzona. Podobno podczas czytania oryginalnej wersji „Wiedźmy morskiej” można się zakochać w jej kunszcie pisarskim, lecz to, co moje oczy zobaczyły po polskim tłumaczeniu... Można przy tym zapłakać. Dlatego, gdyby tylko mój poziom znajomości języka angielskiego był znacznie lepszy, na pewno spróbowałabym przeczytać oryginał i ocenić, jak bardzo wydawnictwo sknociło to, nad czym Sarah Henning tak dzielnie pracowała. A tak musiałam zjechać ten świat, bo cóż... oceniałam to, co miałam przed oczami. Najważniejsze jednak, że – pomimo paskudnego tłumaczenia – pozostawiono wyraźną kwestię wyczulania na obdarzanie zaufaniem każdego, kto stanie na naszej drodze. Może niektórzy na nie zasługują, jednak na naszej drodze mogą pojawić się również tacy, co skrzętnie to wykorzystają, a wtedy sprawy mogą się pokomplikować...
Chciałabym jeszcze ponarzekać na książkę od strony edytorskiej, bo jednak można tutaj znaleźć trochę paskudnych błędów, które gdyby tylko połączyły siły, mogłyby wywołać wojnę z poprawnością językową. I już nawet przygotowałam parę tekstów z tej okazji, ale stwierdziłam, że już tyle razy wyciągano tę sprawę na wierzch, że moje wytykanie palcami można zakończyć w tym miejscu i po prostu zakończyć ten temat.

Podsumowując. „Wiedźma morska” mogłaby mnie oczarować swoją leniwie rozwijającą się magiczną historią ukrywającej swoją prawdziwą tożsamość Evie, gdyby nie multum przesłodzonych chwil, które niespecjalnie do mnie przemawiały. Nie można także zapominać o wielu zwrotach akcji, których absurdalność przekraczała wszelkie granice. Gdyby jednak przymknąć oko na te „drobnostki”, dostajemy nawet w miarę powieść, lecz nie na tyle dobrą, aby pamiętać o niej miesiącami. Jednakże możemy za to podziękować polskiemu tłumaczowi, także obdarujmy go kwiatami... na które ma uczulenie! Niech ma za swoje!

MOJA OCENA:
★★★★★☆☆☆☆☆


29 komentarzy:

  1. Lubię takie nawiązania do baśni i bajek, dlatego ten tytuł jest u mnie na liście 'must read'. Ale nie nastawiam się na fajerwerki, bo już parę chłodnych opinii spotkałam. :)

    OdpowiedzUsuń
  2. To nie moje klimaty czytelnicze. 😊

    OdpowiedzUsuń
  3. Chociaż lubię takie klimaty, to jednak tym razem odpuszczę.Sporo mam do nadrabiania z listy do czytania na ten rok.

    OdpowiedzUsuń
  4. Chyba niekoniecznie będę chciała ją czytać :)
    http://whothatgirl.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  5. Intrygujący tytuł, który mnie przyciągał do siebie. Po Twojej recenzji wiem, że jednak nie sięgnę po nią :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Czyli przykład na to, jak świetny pomysł na fabułę oprawionego w intrygujący klimat przeradza się w coś przeciętnego i nieco rozczarowującego. Może mnie ta kosmiczna ilość nagłych zwrotów akcji by nie przeszkadzała, ale przesłodzenie byłoby już na minus.

    OdpowiedzUsuń
  7. Dobry wieczór!
    Tytuł mi się gdzieś tam obił o uszy, ale szczerze pisząc, nie zagłębiałam się w tę książkę. A teraz tak czytam fabułę i kurczę, intryguje mnie ona.
    Szkoda, że przez tak sporą część stron odczułaś raczej znużenie niż ochy i achy, a akcja zaczęła nabierać tempa, sensu dopiero pod koniec i jak napisałaś - zdecydowanie za późno. Nie wiem, zastanowię się nad tą pozycją, bo kusi mnie niezwykle, ale boję się tych cukierkowych, przesłodzonych scen. :/ Jeśli będę cierpieć na nadmiar pieniędzy, to chyba lepiej sprawić, co i jak, niż się głowić nad tym! Pozdrawiam serdecznie, a recenzja obłędna, pierwszy podtytuł jest genialny:)
    Dużo dobrego na czwartek!

    OdpowiedzUsuń
  8. Z pewnością przeczytam, bo lubię nawiązania do bajek w książkach :-)

    OdpowiedzUsuń
  9. O tej książce pierwszy raz usłyszałam u Come book i totalnie mnie nią oczarowała. Z niecierpliwością czekałam na polską premierę i doczekałam się... Nagle pojawiło się tyle negatywnych opinii na temat całej fabuły, a w szczególności ludzie narzekali na wydanie, błędy redakcyjne itp. Wydaje mi się, że może coś być w tym tłumaczeniu i w oryginale o wiele lepiej czytałoby się tę książkę. Posiadam na półce obie wersje, więc zobaczę, czy miałam racje.

    OdpowiedzUsuń
  10. Słyszałam wiele o tej książce, ale właśnie większość ocen nie była przesadnie pozytywna. Odpuszczę sobie na razie tę lekturę

    OdpowiedzUsuń
  11. Szkoda, że nie przypadła Ci do gustu bardziej :) Rozumiem Twoje argumenty, ale przyznaję że mnie ta powieść oczarowała :)

    OdpowiedzUsuń
  12. Wpisałam ją w premiery - czyli moje chciejki - ale te przesłodzone chwile mnie teraz napawają nutką zwątpienia...
    Pozdrawiam,
    Lady Spark
    [kreatywna-alternatywa]

    OdpowiedzUsuń
  13. Zapowiadała się dosyć ciekawie po opisie wydawcy, ale dalsza część recenzji skutecznie mnie zniechęciła. Szkoda... To mogła być naprawdę dobra i wciągająca historia.

    OdpowiedzUsuń
  14. Brzmi obiecująco, ale po twojej recenzji raczej nie sięgnę, nienawidzę nużących pozycji, gdzie akcja leci i leci, aż nie może dolecieć, a czytelnik się nudzi. Pozdrawiam!
    Osobliwe Delirium

    OdpowiedzUsuń
  15. Do tej pory nie byłam przekonana czy na 100% odpuścić ją sobie. Teraz moje wątpliwości powoli się utwierdzają. że nie warto.

    Książki jak narkotyk

    OdpowiedzUsuń
  16. Zakochałam się w twoim szablonie bardzo fajny :D A jeśli chodzi o recenzje to też bardzo ciekawa :D

    MÓJ BLOG
    MÓJ FACEBOOK
    MÓJ INSTAGRAM

    OdpowiedzUsuń
  17. "Wiedźma morska" to była książka, na którą bardzo długo czekałam. Odkąd zobaczyłam ją w zapowiedziach nie mogłam się doczekać... Wszyscy wypowiadali się o niej pozytywnie, było wokół niej sporo szumu - oczarowała mnie. Jedak gdy przyszło co do czego książka okazała się wielkim rozczarowaniem. Zgodzę się całkowicie, że akcja tej książki nie jest zbyt ciekawa, nużąca - można w połowie czytania zwątpić. O bohaterach dobrze wypowiedzieć się nie da. Głupota Evie boli mnie do dziś... Tak jak "magia" w tej historii. Oczekiwałam groźniej wiedźmy, budzącej postrach w żeglarzach, mrocznej istoty, która zwiastuje tylko śmierć... A w zamian dostaliśmy bajkową opowieść. Retrospekcje wydarzeń ratowały całą fabułę, też żałuję, że autorka nie poprowadziła tak całej książki. Recenzja jak zawsze świetna :D Szkoda, że nie dane było mi najpierw zapoznać się z nią zanim zabrałam się za tą powieść. Oszczędziłabym sobie rozczarowania :c

    OdpowiedzUsuń
  18. Uf, jak dobrze, że tego nie czytałam! Ale za to przyjemnie było przeczytać, jak zgrabnie skrytykowałaś tę książkę :)

    OdpowiedzUsuń
  19. Ja tę książkę czytałam w oryginale i mi się tak bardzo podobała. Po polską wersje też mam zamiar sięgnąć jednak ten szum wokół niej mnie bardzo odstrasza.

    OdpowiedzUsuń
  20. Właśnie nadrabiam Sparksa czytam bezpieczną przystań i jestem prawie w połowie jak narazie książka ciągnie się jak flaki z olejem jedynie pojedyńcze sceny wciągają. Ale z nim mam chyba zawsze tak że przez większą część książki się nudzę A pod koniec jest wielkie bym, zaskoczenie. Po wiedźmę morska nie sięgnę bo to nie moja klimaty

    OdpowiedzUsuń
  21. Chociaż lubię taką tematykę to jednak zniechęciłam się do tej książki

    OdpowiedzUsuń
  22. Mnie jakoś (o dziwo!) do tej książki nie ciągnęło i widzę, że dobrze, bo za dużo cukru w powieści to dla mnie trumna i pewnie by nawet te 50 ostatnich stron nie było ratunkiem :D

    OdpowiedzUsuń
  23. Odkładałam tę książkę kilka razy, bo od pierwszych stron, wiedziałam, że nic jej nie uratuje, skoro jest oparta na takim idiotyzmie jak "przyjaźń między nic niewartą łajzą i boskim księciem". Cały ten motyw z tym, jaka to ona jest biedna, jak ludzie krzywo na nią patrzą, jak nie umiała uratować matki (że co?!), jak to nie zna swojego miejsca w szeregu, a przy tym ciągłe bezczelne wpieprzanie się tak, gdzie jej nie chcą i jakieś takie bezpodstawne przyjaźnienie się z młodzianami z rodziny królewskiej jest szyte cholernie grubymi nićmi. Ale podobnie jak u Ciebie, kusiły mnie te fragmenty z przeszłości, więc koniec końców przeczytałam. I tak, poniekąd końcówka ratuje sytuację, ale nadal była tak głupia i niedorzeczna, że trudno uwierzyć, że coś takiego w ogóle by przeszło.

    Myślę, że i tak bardzo łaskawie oceniłaś całą historię ;)

    OdpowiedzUsuń
  24. Czasami negatywne opinie też zachęcają, bo motywują do tego, by samodzielnie przekonać się o zasadności argumentów będących na nie. Do tego dochodzi aferka edytorska i to też wzbudza ciekawość. O tej książce było głośno i przyznam, że szkoda trochę potencjału, który w sobie miała. Jednak nie czytałam osobiście, więc się szerzej nie wypowiem w tym temacie. Kupić nie zamierzam, ale intryguje mnie i w sumie chciałabym przekonać się sama jak to dokładnie wygląda od środka ;)

    OdpowiedzUsuń
  25. Recenzję przejrzałm pobieżnie, bo nie ukrywam,że mam tą książkę w planach i nie chciałabym sobie za dużo spoilerować 😁 ale zauważyłam, że ciebie nie porwała. Raczej jesteś na nie.

    OdpowiedzUsuń
  26. Niby średnia, ale mam ją w planach... Jestem jej bardzo ciekawa odkąd pierwszy raz o niej usłyszałam 🙊

    OdpowiedzUsuń
  27. Mnie ta książka przede wszystkim zdobyła klimatem. Bo co jak co, ale właśnie klimatu nie można jej odmówić. Bardzo lubię nawiązania do baśni, A to było pierwszym odnoszący się do Małej Syrenki, na jakie się natknęłam.

    OdpowiedzUsuń
  28. To w ogóle nie moje klimaty. Przesłodzone sceny? Kompletnie nie dla mnie. A słyszałam jeszcze, że redakcja i korekta totalnie tu siadła, więc tym razem się nie skuszę.

    OdpowiedzUsuń
  29. Zdaję sobie sprawę, że ta książka ma wiele baboli w polskim wydaniu, ale ja nadal chcę ją przeczytać. Mój angielski nie jest na tyle dobry, żeby zabrać się z tą pozycją w oryginale, więc będę musiała męczyć się z tymi błędami. Życie jest ciężkie. ECH.
    Pozdrawiam, Klaudia z bloga http://czytaniejestmagiczne.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń