Tytuł: Dwa światy
Tytuł oryg.: Half-Blood
Cykl: Covenant
Tom: 1
Gatunek: fantastyka młodzieżowa
Wydawnictwo: Filia
Liczba stron: 380
Opis: Hematoi pochodzą ze związków
bogów ze śmiertelnikami, a dziecko pary czystokrwistych posiada nadludzkie
moce. Potomkowie Hematoi i śmiertelnika... cóż, nie za bardzo. Ci, będący
półkrwi, mają dwa wyjścia: mogą zostać wyszkolonymi protektorami, którzy tropią
i zabijają daimony, lub sługami w domach tych wyżej postawionych.
Siedemnastoletnia Alexandria woli
ryzykować życie w walce, niż skończyć jako służąca. Uczniowie Przymierza muszą
przestrzegać kilku zasad. Alex ma z tym wyraźny problem, zwłaszcza z najważniejszą
z nich: związki pomiędzy tymi czystej krwi, a półkrwistymi są zakazane.
Niestety, dziewczynie bardzo podoba się pewien niesamowicie przystojny Aiden.
Uczucie, jakim go darzy, nie stanowi jednak jej największego problemu. Dużo
trudniej jest pozostać przy życiu na tyle długo, by ukończyć szkołę Przymierza
i stać się protektorem.
Jeśli zawiedzie, spotka ją los gorszy
niż niewola czy śmierć: zostanie zmieniona w daimona i będzie ścigana przez
Aidena, a to naprawdę byłoby do bani.
[opis wydawcy]
W dzisiejszych czasach, kiedy wszystkie
tematy zostały już literacko przewałkowane, trudno znaleźć coś, co wychodziłoby
daleko poza utarte schematy – choć tyczy się to każdego gatunku, jestem w
stanie zaryzykować stwierdzeniem, że prym sztampowości wiodą tutaj
młodzieżówki. Od lat jesteśmy zasypywani powieściami dla młodszych czytelników,
które są do siebie bliźniaczo podobne. Niby nie jest to nic złego, w końcu
nawet schematy mogą zostać ubrane w coś przyjemnego, jednak dobrze wiedzieć,
gdzie znajduje się granica, po której przekroczeniu czeka nas już tylko
czytelnicze opłakiwanie głęboko pogrzebanych w ziemi nadziei. Czy Dwa światy dostarczyły mi kolejnego
powodu do wykupienia całego wagonu chusteczek w Biedronce? Na szczęście nie,
jednak po zakończeniu lektury miałam ochotę poddać ją torturom opierającym się
na wszystkich żywiołach panujących nad naturą…
KIEDY KOTLET JEST TRUDNY DO STRAWIENIA, ALE KONIECZNY DO ZJEDZENIA...
Czytałam już kiedyś powieść napisaną
przez Jennifer L. Armentrout. Był to znany i dosyć popularny w Polsce Obsydian. Książka nie uchodziła za nie
wiadomo jak cudowną, ale ostatecznie przez nią przebrnęłam i stwierdziłam, że
pomimo schematów nie była taka zła. Po Dwóch
światach spodziewałam się czegoś więcej, bo już sam opis zapowiadał
bardziej skomplikowaną fabułę, jednak ostatecznie podarowano mi odgrzanego, starego kotleta otoczonego niesmaczną panierką, a ja nauczona sprawiedliwości wobec wszystkich książek, które pochłaniam, postanowiłam przemęczyć się i jakoś do końca go strawić. Udało się, ale niestrawność pozostanie we mnie jeszcze
przez kilka dni.
Myślę, że gdybym wciąż była nastolatką,
mogłabym ocenić tę powieść nieco wyżej, ale jedno jest pewne: na pewno nie
zmieniłoby się moje pragnienie, aby zabić główną bohaterkę własnymi rękami. Co
takiego złego było w Alexandrii, że zniszczyła mi skutecznie radość z lektury?
Wszystko to, czego nie powinny mieć w sobie jakiekolwiek bohaterki. Dziewczyna
myślała wyłącznie o sobie, posiadała mięśnie zamiast mózgu (tak samo jak w
tytule recenzji, sama stwierdziła, że nie nauczono jej myśleć, tylko walczyć), nie trzymała się żadnych zakazów, nawet jeżeli poprzez łamanie zasad miała
podpisać na siebie wyrok, i nie wiedziała, kiedy powinna się zamknąć. To taki
typ cwaniackiej nastolatki, której nikt nie może podskoczyć. Bardzo często
wprowadzała w kłopoty nie tylko siebie, ale również inne osoby, i to
dobrowolnie. Oczywiście autorka dodała do tej kreacji cały pakiet schematów. Dziewczyna
musiała być silna i na dodatek lepsza niż niejeden uczeń w całej szkole, pomimo
tego, że miała przerwę od nauki walki w postaci kilku lat. Wystarczyło kilka miesięcy, żeby dotarła do tych najlepszych. Oczywiście musiała
być ładna, sławna i wyjątkowa. Ach, zapomniałam o najważniejszym, w końcu czym
by była główna bohaterka bez wianuszka chłopaków wokół siebie? Tu autorka już
naprawdę przesadziła, ponieważ męskie postacie musiały na każdym kroku
podkreślać, jaka to nie jest wyjątkowa i jak to bardzo ją lubią za to, kim jest
(lub będzie). Silna centralizacja głównej bohaterki, która na dodatek jest
maksymalnie wkurzająca, to dla mnie czysta przesada, tym bardziej, że kiedy
robiła coś złego, padało tylko jedno zdanie o treści: „Nie powinnaś tak robić”,
a potem i tak wszyscy mieli to gdzieś, w końcu Alexandria była wyjątkowa. Brawo
dla autorki za to, że stworzyła boginię, którą otaczali ślepi idioci!
PERCY JACKSON WERSJA NIEPOPRAWNIE I UBOGO SKOPIOWANA
Istnieją książki, które już na samym
początku wrzucają czytelnika w wir akcji, otaczając go zgrabnymi opisami. Pani Armentrout to nie wyszło. Weszliśmy w fabułę od tak, bez większego
powodu. Dostaliśmy na twarz kilka losowych, szczątkowych tłumaczeń, które dużo
nam nie pomogły; jakieś postacie, które nie wiadomo skąd się wzięły i typowy
zabieg tępej nastolatki, która ma zamiast mózgu masło. Muszę uciekać, bo nie
chcę z nimi nigdzie iść! Biegnę, biegnę, biegnę. O, dopadli mnie. Będę się
wyrywać! O, może jednak nie, bo to seksowne ciacho, które nade mną wisi ma
takie ponętne usta, że zaczynam sobie wyobrażać, jak mnie całuje. Cóż, książka
pełna jest takich pseudo romantycznych zagrań, ale co najbardziej mnie boli,
autorka ubrała to w jakąś dziwną, delikatną erotykę, która dla mnie była wręcz
obrzydzająca i nawet nie potrafię powiedzieć dlaczego. Najbardziej wykrzywiła
mi usta scena, kiedy jeden z bohaterów smarował plecy Alexandrii, a ona się tym
nie wiadomo jak podniecała, podkreślając to, że widzi na ścianie obraz nagiej
Afrodyty. Wow, erotyzm na wysokim poziomie.
Nie było tu czegoś, czego człowiek by
nie przewidział, na dodatek fabuła okazała się okropnie statyczna. Nawet w momentach,
kiedy powinna pojawić się mocna akcja, my dostawaliśmy jakieś skrótowe opisy, które
zatracały cały klimat. Chwilami miałam wrażenie, że było ich za mało, dlatego
wyglądało to jak dziwne przeskoki z jednego zdania do drugiego, gdzie oba nie
miały ze sobą wiele wspólnego. Dialogi niezbyt ambitne. Ni to zabawne, ni to
wzruszające. Po prostu jałowe i chwilami nawet niepotrzebne.
Jeżeli chodzi o sam zamysł fabularny, a
więc stworzenie pełnokrwistych i półkrwistych potomków greckich bogów… Błagam,
od razu zajeżdżało Percym Jacksonem. Może autorka starała się ubrać to w coś
nowego, ale jej pomysły były bardzo, ale to bardzo płaskie. Te całe daimony,
które miały być potworami wysysającymi energię z pełnokrwistych i półkrwistych
były tak schematyczne, że od razu przywodziły na myśl wampiry. Na dodatek
opisywanie ich „ssania” było tak samo żenujące, jak wątki naelektryzowane pseudo
erotyką. Najbardziej śmieszyło mnie to, że i jedna, i druga strona po prostu ze sobą
walczyły, bez żadnych konkretnych powodów. Do czego dążę? Fabuła miała być
oryginalna i rozbudowana, a okazała się po prostu słaba.
Przy kreacjach niektórych bohaterów nie
było już tak źle, jak w przypadku Alexandrii. Na początku bardzo intrygował mnie Aiden. Godziło mnie w bok tylko to, że wszyscy uznawali go za
chłodnego, a w rzeczywistości był po prostu… stonowany. To duża różnica. Poza
tym ciągłe powtarzanie, że się nie uśmiecha uchodziło za nieco zabawne, kiedy
co drugi dialog wybuchał śmiechem. Jako postać sprawował się dobrze, bo nie
latał od razu za spódniczką głównej bohaterki, ja jednak wiedziałam, że autorka
koniec końców go zepsuje. I zepsuła. Tylko go pochłonęła miłość i BUM! Cała
kreacja pękła, odchodząc w dal schematów. Bo przecież ludzie, którzy się zakochają,
od razu zmieniają się o sto osiemdziesiąt stopni, jakby im ktoś mózg laserem przysmażył.
Całkiem ciekawą postacią był Seth. Przynajmniej jego lubiłam tutaj do samego końca. Nieco zabawny, pewny siebie, wyluzowany…
Dzięki niemu nawet więź, która powstała pomiędzy nim a Alexandrią uchodziła za
całkiem ciekawą, tak samo jak przepowiednia, która ich połączyła.
Caleb może nie miał zbyt dużego wpływu na
fabułę, ale jednak był całkiem przyjemny jako postać, szczególnie należy
docenić tutaj jego przyjacielski związek z Alexandrią. Ich relacja nie była w
żaden sposób wymuszona, choć jednocześnie dziwię się, że chłopak był w stanie tak wiele dla niej poświęcić.
Reszta postaci po prostu nie była godna
uwagi. Ot, jacyś tam ludzie, którzy otaczali główną bohaterkę, czyli żadna nowość.
Podsumowując.
Dwa światy to schemat na schemacie i to w swojej najbardziej nieudanej wersji.
Doceniłam tę książkę tylko za znikomą liczbę postaci, która była nawet w
porządku wykreowana, a także za wątek dotyczący więzi pomiędzy apolinem
(Sethem) i Alexandrią. Fabuła opierała się na szkoleniu, imprezach i głupim
ryzykowaniu bohaterki, która zawsze pchała się tam, gdzie nie powinna. Czy
polecam? Nie. I mam nadzieję, że nigdy więcej nie trafię na tak irytującą
główną bohaterkę. Moja wiara w młodzieżówki po raz kolejny została zatracona.
MOJA OCENA:
★★★★☆☆☆☆☆☆
Szkoda, że czujesz się rozczarowana lekturą tej książki.
OdpowiedzUsuńW takim razie chyba nie będę po nią sięgać ;)
OdpowiedzUsuńPrzyznam szczerze na początku byłam zaciekawiona tą książką, głównie z powodu zbliżonej tematyki do Percy'ego Jacksona, którego uwielbiam, ale skoro to tylko jego podróbka na dodatek niezbyt dobra. Jeszcze najgorszym minusem dla mnie młodzieżówek jak i innych gatunków jest irytująca główna bohaterka. Czasem wtedy ciężko mi przebrnąć przez książkę, pomimo ciekawej fabuły. Po ,,Dwa światy" teraz nie zamierzam sięgać.
OdpowiedzUsuńKsiążki jak narkotyk
Miałam do czynienia z tylko jedną książką tej autorki („Lucyfer”), chociaż „Obsydian” czeka od lat na mojej półce. Nie byłam zachwycona – ot, kolejny romans z elementami nie wiadomo czego. Po „Dwa światy” niespieszno mi sięgać. Może nawet tego nie zrobię!
OdpowiedzUsuńLubię takie klimaty, więc koniecznie sobie zapiszę ten tytuł :D
OdpowiedzUsuń~Pola
www.czytamytu.blogspot.com
O zdecydowanie odpuszczam :/
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Lady Spark
[kreatywna-alternatywa]
Nie moje klimaty, a po przeczytaniu recenzji tym bardziej bym tej książki nie przeczytała :)
OdpowiedzUsuńKocham tytuł tego wpisu, daję słowo.
OdpowiedzUsuńDzień dobry!
Zgadzam się, że ciężko wymyślić teraz coś, co byłoby nietuzinkowe i nie zaliczało się do tych tematów "wiele razy wałkowanych przez wszystkich i wszystko." I niestety, ale faktycznie trzeba przyznać, że młodzieżówki to taka wizytówka tego stwierdzenia.
Znam to, gdy główna bohaterka psuje całą zabawę. Zdecydowanie nie polecam! Jeśli chodzi o tę książkę, nie obracam się w tym gatunku jakoś dobrze, ale nawet jakby mnie chwyciło na fantastykę to, po Twojej recenzji, nie chwyciłabym za "Dwa światy."
Pozdrawiam serdecznie!!
Ojej-ojeje 😂. A ja tak bardzo byłam nastawiona na dobrą historię! Zacznę od tego, że jakieś 4 czy 5 lat temu przeczytałam serie Lux i totalnie się zakochałam. Może to dlatego, że był to początek mojej czytelniczej przygody i nie widziałam tam żadnych wad oraz schematów, o których wspomniałaś. Już jakiś rok później sięgnęłam po „Co przyniesie wieczność” i szczerze się zawiodłam. W tej książce zauważyłam już schematy, które strasznie mnie irytowały. Na półce leży jeszcze „ognisty pocałunek” oraz właśnie „Dwa światy”. Na razie na pewno nie zabiorę się za tę drugą książkę, gdyż nie mam czasu i tak naprawdę liczę, że zapomnę o Twojej recenzji i akurat książka przypadnie mi do gustu 😅.
OdpowiedzUsuńJak lubię fantastykę, tak tego typu jej wykonanie zupełnie do mnie nie przemawia, a zatem raczej się na nią nie skuszę. Cieszę się, że szczerze4 opisujesz spotkania czytelnicze, bo to nie zawsze tak, że jak komuś się nie spodoba, to inny nie znajdzie w tym coś ciekawego dla siebie.
OdpowiedzUsuńO nie ! A ja właśnie kupiłam tę książkę i miałam ją w planach czytać. Jednak chyba na jakiś czas ją sobie odłożę i może kiedyś jak zrobię maraton 24h to wtedy przeczytam i sprawdzę jak mi się spodoba ta książka. Przykro mi, że ta książka nie przypadła Ci do gustu tej autorki polecam Lucyfera bo jest naprawdę świetnym romansem ;)
OdpowiedzUsuńSzkoda, że kopia okazała się tylko chińską wydmuszką, bo lubię takie klimaty. Ale jest tyle dobrej literatury, że wolę co innego sobie znaleźć do czytania.
OdpowiedzUsuńWielka szkoda, bo muszę przyznać że dla mnie okladka jest obłędna. Coraz trudniej znaleźć jakąkolwiek książkę, która nie jest oparta na jakimś schemacie. Ciężko też wymyśleć coś nowego, bo ma sie wrażenie, że wszystko już było.
OdpowiedzUsuńMiałem nadzieję na dobrą lekturę, a tu się okazuje, że jednak nie mam na co liczyć. Trudno. Mam inne książki na jejpółce miejsce :)
Oj, jak ja nienawidzę szczerze i beznadziejnie tępych głównych bohaterek i jałowo podanych schematów w treści. Nawet nie wiesz, jak dobrze rozumiem Twojego wnerwa po lekturze tej książki. Mam nadzieję, że następnym razem będzie już lepiej ;)
OdpowiedzUsuńSzczerze mówiąc Jak tylko czytałam opis miałam wrażenie że będzie to kolejna z takich samych młodzieżówek i jak widzę wcale się nie myliłam
OdpowiedzUsuńNie przepadam za fantasy z wątkiem bogów, więc tym razem nie dla mnie. Wyjątkiem jest Mitologia Parandowskiego oraz Amerykańscy Bogowie Gaimana.
OdpowiedzUsuńW ostatnim czasie zaczyna mieć bzika na punkcie figurek, więc bardzo cię proszę, dla dobra mojego portfela lepiej więcej nie pokazuj ich na zdjęciach :D Bo w końcu się złamię. A wtedy będzie bardzo źle. Ksiszki autorki od dawna wzbudzają moje zainteresowanie, ale prędzej sięgnę po serię LUX niż po to.
OdpowiedzUsuń