Autor: Magdalena Dzieżyk-Socha
Tytuł:
Wybrana przez bogów
Seria/Cykl:
-
Gatunek:
fantastyka, literatura młodzieżowa
Wydawnictwo:
Novae Res
Liczba
stron: 186
AKCJA:
KLUB RECENZENTA [NA KANAPIE]
Kiedy
bogowie wtrącają się do świata śmiertelników, może się to
skończyć wielką wojną… lub wielką miłością.
Czy
zastanawialiście się kiedyś, jak to by było, gdyby bogowie
istnieli naprawdę? Jak wyglądałoby nasze życie, gdyby to oni
decydowali o jego biegu? Czy nadal mielibyśmy szansę, by zmienić
swój los?
Dziewiętnastoletnia
Caro też się nigdy nad tym nie zastanawiała, aż do tego
pamiętnego dnia, gdy na swojej drodze spotkała Nike, Nemezis i
Zeusa. Od tego momentu jej głównym celem, między zajęciami na
uczelni a prywatnym życiem, jest ratowanie przyjaciół przed tym,
co nieuchronne. Obdarzona nadludzkimi mocami dziewczyna będzie
musiała stoczyć walkę i odciąć się od wszystkich toksycznych
relacji, które mogą przeszkodzić jej w zwycięstwie. Czy znajdzie
się ktoś, kto pomoże jej w tym najtrudniejszym w życiu zadaniu?
[Opis
wydawcy]
Książki oparte na mitologii greckiej od
zawsze robiły niemałe wrażenie na czytelnikach. Fabuła obracająca
się wokół różnorakich bóstw, które nieustannie ingerują w
życie śmiertelników, dostarcza mnóstwa wrażeń oraz sprawia, że
nawet największe gaduły mogą zaniemówić. Choć sama nie jestem
aż tak wielką fanką, nie mogę im odmówić uroku. To właśnie
ten element sprawił, iż zamarzyłam poznać losy Caro i odkryć, co
takiego dla niej przygotowano. Nie spodziewałam się jednak, że ta
skromna objętościowo książka będzie w stanie doprowadzić mnie
do histerycznego śmiechu. Ale zacznę od początku…
PROSZĘ PAŃSTWA, A TERAZ SKROIMY TROCHĘ
ROMANSU, WSYPIEMY SZCZYPTĘ FANTASTYKI, ZALEJEMY TO LITREM OLEJU
NAPĘDOWEGO, ABY ZDĄŻYĆ WSZYSTKO WCISNĄĆ PRZED ZAKOŃCZENIEM.
Totalny mętlik w głowie – właśnie
tak mogę podsumować swój stan, kiedy tylko odłożyłam książkę
na bok. I nie towarzyszył mi on dopiero przy samym końcu, bo
jeszcze na początku lektury czułam, że przestaję ogarniać to, co
się w „Wybranej przez bogów” wydarzyło. Choć ma ona niecałe
dwieście stron, autorka zagwarantowała multum wrażeń bohaterce,
prawie nie dając jej chwili na złapanie głębszego oddechu. A to
zaowocowało tym, że wiele wątków nie zostało dobrze
rozwiniętych. Pojawiające się dosłownie na moment, wyskakujące
niemal zza krzaka nie miały szans na wygodniejsze rozłożenie się
na kartach. Musiały ustępować miejsca innym, które także rzadko
kiedy mogły liczyć na dłuższe posiedzenie. Czułam, jakby
zostawały wprowadzane tylko po to, by popchnąć akcję do przodu,
przy okazji wypełniając powstałe luki. A co za tym poszło?
Totalny harmider! Również zdarzały się fabularne potknięcia,
gdzie logika zarzucała płaszcz na plecy i po prostu wychodziła,
nawet się nie odwracając. Przykład? Główna bohaterka zgubiła
paszport na lotnisku. Został on odnaleziony przez mężczyznę, z
którym później spędzała sporo czasu. Tak się złożyło, że
ten podczas pewnej ważnej chwili wypowiedział jej oba imiona, co ją
wyraźnie zdziwiło. Pragnę jedynie przypomnieć, że zanim oddał
Caro dokument, musiał do niego zajrzeć, by odkryć, kto jest
właścicielem. A każdy zdaje sobie sprawę z tego, co tam odnalazł,
prawda? Inny przykład? Caro udała się na „wycieczkę” z
wrogiem, lecz jakimś cudem zdołała mu zbiec i… na tym koniec.
Normalnie po czymś takim człowiek czuje się roztrzęsiony,
przerażony, każde drgnięcie firanki czy szum suszarki przyprawia o
szybsze bicie serca, a tutaj totalne wyluzowanie. Nie podobało mi
się to. Było to totalnie odrealnione. Mogłabym wymieniać i
wymieniać, lecz wtedy już bym za wiele zdradziła. Jednakże
najmocniej zabolało ukazanie trudnego tematu, jakim jest gwałt.
Samo wypowiedzenie tego słowa bywa kłopotliwe, a tutaj zostało
użyte, by ukazać tragedię, jaka wydarzyła się w przeszłości.
Nieraz czytałam, jak autorom ciężko było przedstawić takowy
wątek. Pracowali nad tym z różnymi specjalistami tak, by wyglądał
autentycznie. Pani Magdalena Dzieżyk-Socha – w moim odczuciu –
podeszła do tego na totalnym luzie. Aż za luźno. Zawsze przy tego
typu momentach czuć ładunek emocjonalny, a tutaj? Autorka poruszyła
temat, ukazała dramatyczny moment, by za chwilę bez wahania przejść
do porządku dziennego, jakby to się właściwie nie wydarzyło.
Niemiłosiernie mnie to uwierało i nie dawało spokoju! To sprawiło,
że zaczęłam szperać po Internecie. Poszukiwałam jakichkolwiek
informacji o tej pani, byle tylko potwierdzić swoją tezę, jakoby
ta dopiero co stawiała pierwsze kroki w tym światku, przez co
zdarza jej się przewracać nawet na prostej, gładkiej drodze.
Widziałam ją jako nastoletnią dziewczynę, która to wzoruje się
na swoich rówieśniczkach, publikujących twory na popularnym
portalu na literę „W”, gdzie wielu wie, że takowe nie zawsze są
na wysokim poziomie. I ta myśl towarzyszyła mi do kropki kończącej
„Wybraną przez bogów”, co jednak nie wpłynęło na to, że co
rusz zamykałam książkę, głośno wzdychając.
Skoro wcześniej wspomniałam o mitologii
greckiej, wypadałoby do niej nawiązać.
Losy Caro w jakimś stopniu zależały od
widzimisię bóstw, a mitologia nauczyła nas tego, że ci bywają
nieprzewidywalni. Dziewiętnastolatka, naznaczona przez przodkinię,
miała za zadanie raz na zawsze rozprawić się z odwiecznym wrogiem,
który deptał jej po piętach. No i tutaj liczyłam na mocniejsze
wtargnięcie tych wielkich, lecz to… nigdy nie nadeszło. Nutka
mitologii przewijała się przez tę historię, lecz miewałam
nieodparte wrażenie, że i tutaj autorka działa po omacku. Napełnia
jedynie dłonie wodą ze źródła, choć mogłaby zebrać ją czymś
zgoła solidniejszym. Nie powiem, był tutaj ciekawy pomysł.
Wyczuwałam coś zgoła innego. Coś, co mogło udźwignąć fabułę
i nadać jej żywszych barw. Była szansa na to, że greckie korzenie
zdołają nieźle namieszać, lecz wszystko spłynęło, niczym
krople deszczu po szybie. A to prawie niewybaczalne.
JESTEM ŚLICZNA, NA BRAK ADORATORÓW NIE
NARZEKAM, ALE TAK WŁAŚCIWIE NIE WIEM, CO MNIE NA TYM ŚWIECIE
CZEKA.
Życie Caro nigdy nie było usłane
różami. Pozbawiona wsparcia matki, która stała się zapatrzona w
nowego męża, nieprzychylnego jej córce, mogła jedynie liczyć na
Ryana, najlepszego przyjaciela. No i na mężczyznę ze snów, który
wkradał się do nich od ładnych paru lat. Dziewiętnastolatka
doskonale wiedziała, że jego obecność musi coś znaczyć, a kiedy
dziwnym zbiegiem okoliczności odkryła, kim on jest, postanowiła
zaryzykować i go odnaleźć. W chwili, kiedy ich ścieżki się
skrzyżowały, już nic nie było takie samo…
Nawet nie zdajecie sobie sprawy, ile razy
błagałam, aby ktoś skończył moje męki i odizolował ode mnie tę
dziewczynę. Choć do pożegnania -naście pozostało jej tak
niewiele, miałam nieodparte wrażenie, że mam przed sobą krnąbrne
dziecko, które ma pstro w głowie. Owszem, dziewczynie zdarzały się
przebłyski inteligencji, jednak i tak co rusz mnie załamywała. W
jednej chwili rozpaczała, że jest w wielkim niebezpieczeństwie, by
parę sekund później cieszyć się, bo może iść na wystrzałowe
zakupy. Czy ktoś, kto czuje oddech nieprzyjaciela na karku, ma czas
myśleć o czymś tak przyziemnym? Jednak najgorsze było w tym
wszystkim to, jak postrzegali ją inni. Wystarczyła dosłownie
chwila, aby mężczyźni padali Caro do nóg i wyznawali dziewczynie
miłość. Rozumiem, że została wykreowana na urokliwą damę, ale
czy trzeba robić z panów aż tak nieogarniętych? W ogóle nieraz
odczuwałam, że tutejsi przedstawiciele płci męskiej różnili się
od siebie jedynie imionami. Ten sam tok rozumowania, te same życiowe
priorytety… Brakowało mi tutaj różnorodności, przy której
dałoby się określić, kogo można polubić, a kogo znienawidzić,
a tu klops. Sam wybranek serca bohaterki, Arnie, ani odrobinę nie
przypominał dorosłego faceta. Mocno po trzydziestce, pozornie
najpoważniejszy z całej tej zgrai powinien stanowić przykład dla
pozostałych, ale nawet on w obecności Caro zachowywał się jak
ktoś, kto pierwszy raz ma styczność z kobietą. W ogóle cała ta
ich relacja, to magicznie wybuchające płomienne uczucie – nie
widziałam tego. Ledwo co się odnaleźli, a tu nagle deklaracje
uczuć i wizje wspólnej przyszłości. Rozumiałam, że ich losy
były ze sobą powiązane, jednak nawet w tanich romansach takie
sprawy nie dzieją się w tak ekspresowym czasie. Tym samym kolejny
raz mam prawo myśleć, czyja twórczość była inspiracją.
Od ładnych paru lat antagonista to dla
mnie nie nikt inny, jak inteligentny człowiek, który doskonale wie,
jak siać postrach wśród tłumów. Przebiegły, wykradający
resztki odwagi, mącący w głowach tylko po to, by umacniać swoją
pozycję. Wielu pragnących jego śmierci przegrywa z nim batalię,
by wreszcie objawił się ktoś, z kim nie będzie miał łatwo. W
„Wybranej przez bogów” również możemy się na takowego
natknąć. Długowieczny, pragnący zemsty na rodzie Caro, nie
zamierzał spocząć, nim jej nie dorwie i… No właśnie: co dalej?
Pojawiał się i znikał. Robił troszkę szumu i na tym kończyła
się jego wszechpotężna rola. Gdzie tu ukazanie tej duszonej w
sobie nienawiści? Gdzie ten roznoszący człowieka gniew, który
pragnie się uwolnić i zmieść jego przyczynę z powierzchni ziemi?
Nie kupowałam tego. Nawet ci kreskówkowi antagoniści bywają o
niebo sprytniejsi i kreatywniejsi.
O kunszcie pisarskim autorki mogę
powiedzieć jedno: wahania nastrojów. Choć przez większość czasu
powstrzymywałam się przed porzuceniem lektury, to jednak pojawiały
się przebłyski, przy których dało się na moment zatrzymać. Pani
Magdalenie za sam pomysł na fabułę należą się brawa, bo czuło
się w tym coś świeżego, jednak oklaski cichną, gdy przypomni
się, że potencjał nie został wykorzystany. Bo gdyby tak rozwinąć
niektóre wątki, lepiej je zarysować, dzięki czemu książka
nabrałaby lepszych kształtów? Cóż, naprawdę szkoda, że do tego
nie doszło.
Podsumowując. Nic nie boli bardziej od
tego, że liczyło się na udaną przygodę czytelniczą, a ta –
niestety – nie nadeszła. Myślałam, że „Wybrana przez bogów”
pozytywnie mnie zaskoczy i wręczy multum wrażeń, a jedynie
zasponsorowała udrękę. Pojawiło się wiele nieścisłości,
absurdalnych zdarzeń, a bohaterowie zostali przerysowani. Wierzę
jednak w to, że faktycznie autorka jest młodą, początkującą
pisarką i postanowi popracować nad sobą, by kiedyś zaskoczyć
poziomem kolejnej powieści. Trzymam kciuki za jej rozwój w tej
dziedzinie, wyczekując wieści.
MOJA OCENA:
★★★★☆☆☆☆☆☆
Książkę otrzymałam z Klubu Recenzenta
serwisu nakanapie.pl
U szkoda...Bardzo lubię wątki mitologiczne w powieściach, więc tym bardziej żałuje, że powieść cię nie porwała. Nie wiem czy się skusze.
OdpowiedzUsuńDobry pomysł z nawiazaniwm do mitologii greckiej,ale nie moj gatunek
OdpowiedzUsuńRaczej sobie odpuszczę - generalnie przerażają mnie tak krótkie książki, nie uważam, żeby dało się na tak małej ilości stron zmieścić porządną powieść.
OdpowiedzUsuńNiestety, nie zawsze można trafić na udany debiut, przynajmniej taki, który nas na tyle wciągnie, że wystawiamy książce dobrą opinię, pomimo dostrzeżonych wad. Z tym tytułem nie planuję się spotkać.
OdpowiedzUsuń