Autor: Alicja Wlazło
Tytuł
[roboczy]: I już cię nie zobaczę
Seria/cykl:
Monarchy
Tom:
I
Gatunek:
New Adult, literatura obyczajowa
Wydawnictwo:
*W TRAKCIE POSZUKIWAŃ*
Liczba
stron: 320 [do negocjacji]
Muzyka
tak przystępna w swej prostocie, a jednocześnie tak nieosiągalna w
swych skomplikowanych układach.
Rhea
nigdy więcej nie zamierzała zaśpiewać. Los zgotował jej w
przeszłości niespodziankę, która zniszczyła jej postrzeganie
świata, a marzenia zrównał z ziemią. Zamiast szukać ukojenia w
dźwiękach, całkowicie odsunęła się od pasji, a smutki topi w
ramionach kolejnych partnerów na jedną noc.
Nie
wierzy w miłość, nie wierzy w siebie, a przede wszystkim – nie
wierzy w happy end.
Wtedy
przewrotny los stawia na jej drodze Chrisa, gitarzystę wschodzącego
zespołu, który za każdym razem, gdy się pojawia, zmusza Rheę, by
jeszcze raz spojrzała w przeszłość. Jego nieustępliwy charakter
oraz pragnienie poznania jej bliżej, zwiększa się z każdą
spędzoną razem chwilą. Jednak ona wciąż się boi, a
pieczołowicie pielęgnowany przez lata strach, nie tak łatwo
wypędzić z serca.
Czy
pasja wystarczy, by pokonać demony przeszłości? Czy Rhea zaufa
Chrisowi i pozwoli, by serce przejęło władzę nad rozumem? A może
zatraci się we wspomnieniach i przystanie na nawrót
obezwładniającego cierpienia?
[Opis
roboczy]
Wspomnienia. Niekiedy aż mamy ochotę
pozostawić w ciemnym kącie to, co mnoży zmartwienia, by choćby na
chwilę powrócić do tego, co bezpowrotnie minęło. Nabrać
powietrza i zanurzyć się w historię wywołujące uśmiech radości
na twarzy. Pozwolić, aby zabrakło tlenu rzeczywistości, powoli
opadając na dno zdarzeń, do których tak bardzo pragniemy powrócić.
Czerpać je garściami, ładując akumulatory, by rozpocząć kolejny
dzień ze sporą dawką pozytywnej energii. Tylko co wtedy, gdy
wspomnienia wcale nie mienią się feerią barw? Co wtedy, gdy
utkwiliśmy w nich, zapominając o tym, że to zamknięty rozdział i
trzeba ruszyć naprzód?
POZOSTAW PRZESZŁOŚĆ ZA SOBĄ, POZWÓL
NA ZAWSZE ODEJŚĆ JEJ,
NIE PRÓBUJ ZA NIĄ PŁAKAĆ ZNÓW, NA
NOWO ŻYĆ DLA SIEBIE CHCIEJ.
Jak dotąd nazwisko Alicji wielu
kojarzyło się z powieścią fantastyczną „Mrok”, gdzie siły
dobra i zła starają się wzajemnie zmieść z powierzchni Ziemi,
nie bawiąc się w czułości. I choć tamtejsza główna bohaterka
zmagała się z ogromną tragedią, która odebrała jej sens życia,
to jednak w „I już cię nie zobaczę” znaczniej mocniej odczuwa
się smutek. Wystarczy chwila obcowania z historią, aby dostrzec,
jak ten szczelnie oplata każdą ze stron, nie zamierzając
odpuszczać. Miało się dosłownie wrażenie, że lada moment
przywdzieje koronę i zostanie samozwańczym królem, rozpoczynając
przerażające rządy. To jednak nie przyczyniło się do tego, że
zamierzałam odpuścić. Wręcz przeciwnie – brnęłam dalej,
próbując zrozumieć, co się kryje za zachowaniem Rhei. Jakie
mroczne sekrety kryje na dnie serca, nie pozwalając na to, aby te
wreszcie opuściły gniazdo i odleciały w siną dal. Autorka raz za
razem przygrywała dalszą część tej melodii, ja jednak
wiedziałam, że czeka mnie jeszcze mocniejsze uderzenie. Wiedziałam,
że ta literacka piosenka, wraz z pulsującymi rytmami, przyniesie
jeszcze coś, co kompletnie przedziurawia serce. Nie myliłam się.
Alicja Wlazło znęca się nad czytelnikami, rzucając na nich
zaklęcie wyciskające ostatnie łzy, jakie pozostały w oczach.
Rozpętuje kolejną burzę, nie dając żadnych szans na skrycie się
przed piorunami. Czasem na tym literackim niebie pojawiały się
przejaśnienia, dając czas na unormowanie tętna, i tak trzeba być
pewnym, że autorka – prędzej czy później – zaatakuje. Dlatego
warto chwytać się chwil wytchnienia, zbierając siły na kolejne
uderzenia.
Bolesne wspomnienia nie pozwalały Rhei
ujrzeć światła dziennego. Zraniona, zagubiona w otaczającej ją
rzeczywistości, przywdziewała maskę obojętności, by pod nią
skrywać opuchnięte powieki i drżące od nadmiaru emocji wargi.
Widziałam, jak stara oszukać samą siebie. Pozwalała sobie na
wykonywanie drastycznych kroków, zagłuszając rozrywające serce
wycie wspomnień. Nie popierałam jej wyborów. Ryzykowała życiem,
dając się ponieść pieszczotom zupełnie obcych osób, jednak z
drugiej strony ją rozumiałam. Obcy ludzie nie byli w stanie odkryć,
co ją trapi. Nie pytali o złe samopoczucie – po prostu dawali to,
czego od nich oczekiwała. Tylko czy aby na pewno było to zdrowe?
Czasami lepiej pozwolić płynąć słowom. Mogą one ponownie ranić,
przywoływać demony, ale być może to jedyna metoda na to, by raz
na zawsze się od nich wyzwolić. Odprawić rytuał szczerości przed
samą sobą i – być może – na nowo wziąć głęboki oddech,
odkrywając lekkość w piersi. Tylko do tego trzeba odwagi, a nie
każdego na nią stać…
MOŻESZ MNIE IGNOROWAĆ, MOŻESZ WSZELKIE
OBELGI WYKRZYCZEĆ MI W TWARZ,
LECZ, PROSZĘ, CHWYĆ MNIE ZA DŁOŃ,
POKAŻ, ŻE JESZCZE JAKĄŚ SIŁĘ W SOBIE MASZ.
Muzyka od zawsze była nieodłączną
częścią Rhei. Towarzyszyła jej na każdym kroku, nie pozwalając
się od siebie uwolnić. I to właśnie ona postanowiła na drodze
kobiety Christiana, który również czuł z nią silny związek.
Połączeni wspólną pasją, czuli się tak, jakby ich uczucie
stanowiło najsilniejszy fundament życia. Dlatego też, kiedy
zabrakło ukochanego oraz muzyka przestała przynosić radość, Rhea
zamknęła się w sobie. Porzuciła coś, czym właściwie oddychała,
znikając za stertą papierów lub w objęciach mężczyzn, którzy
dawali jej rozkosz zaledwie na chwilę. Dziwnym zrządzeniem losu do
jej pozornie poukładanego życia wkradł się – jak na złość –
kolejny Chris, który także wzbudzał w niej gamę przeróżnych
uczuć. Równie pokiereszowany przez los, odnajdujący ukojenie w
dźwiękach wydających przez gitarę oraz ukochany motocykl, był
dla niej niczym plączące się w kieszeni słuchawki. Potrzebowała
go, by na nowo usłyszeć pieśń, lecz widoczne supły na kablach
wydłużały chwilę, gdy na nowo się otworzy na coś, co dalej
kocha. Tylko czy charakterna, odpychająca ludzi Rhea będzie na tyle
cierpliwa, by wyzbyć się problemów? A może sam Chris jeszcze
bardziej wszystko poplącze? Jedno jest pewne – przy tej dwójce
warto zachować czujność, bo – choć los wiecznie stawia ich
sobie na drodze – wystarczy jedna źle wybrana nuta, aby cała
kompozycja stanęła w dzikich płomieniach.
Dwóch równie zranionych ludzi. Walczący
z demonami przeszłości, starający się spojrzeć im w twarz, by
pokazać dobitnie, że już nie są tacy straszni. Jak jeszcze w
przypadku Chrisa widać coraz śmielsze poczynania, tak Rhea co rusz
powracała do linii startu. Tym samym rozdziały poświęcone
mężczyźnie czytało mi się znacznie lepiej. Czułam w nich smutek
oraz żal do świata, jednak widać było postępy. Chris pozostał
otwarty na ludzi, czego nie można powiedzieć o kobiecie.
Przypominała niedokończoną kompozycję – wiele ruchów dawało
nadzieję na coś spektakularnego, gdy nagle melodia cichła, słowa
utykały w gardle, pozostawiając po sobie pustkę. Nie czyni to
jednak Rhei kimś gorszym. Choć jej rozpacz powoli przytłacza,
jednak trzeba spróbować postawić się w jej miejscu i zadać sobie
pytanie: Czy jesteś w stanie ją zrozumieć? Bo ja owszem.
Nie będę ukrywać – Alicja Wlazło
jest moją dobrą znajomą, jednak to nie sprawia, że może liczyć
na taryfę ulgową. W tej sytuacji jeszcze bardziej przykładam się
do krytyki, bo wiem, iż mogę sobie na więcej pozwolić (bez tego
też mogę, ale to się wytnie). Zanim jednak przejdę do złych
wieści, stwierdzę coś dobrego: widzę wyraźną poprawę. W
porównaniu z „Mrokiem” oraz krótkim opowiadaniem „Kroczek po
kroczku”, zamieszczonym w antologii „Siła jej piękna”,
wyraźnie czułam, że wreszcie bawi się słowami na całego. Nie
ogranicza się i pozwala im płynąć, tworząc niemalże poetyckie
porównania. Dla kogoś mogą one być męczące, ale dla mnie są
strzałem w dziesiątkę. Idealnie odzwierciedlają artystyczną
stronę „I już cię nie zobaczę”, gdzie smutek, rozgoryczenie,
złość oraz nadzieja tworzą wyimaginowaną piosenkę, którą
usłyszymy jedynie uszami wyobraźni. No to pogłaskałam Alicję po
główce, teraz czas na batożenie. Sam motyw ukazania relacji Rhei
oraz Chrisa mi się podobał, lecz przy zakończeniu czegoś mi
zabrakło. Może byli ze sobą powiązani dziesiątkami nici,
jednakże brakowało pogłębienia tej relacji. Przypuszczam, że to
pozostanie poruszone w kolejnych tomach (dodatkowe dramaty zawsze
mile widziane!), ale i tak chciałabym, aby coś jeszcze się między
nimi wydarzyło.
Podsumowując. „I już cię nie
zobaczę” pokazuje, że pielęgnowanie cierpienia wcale nie
skutkuje możliwością zachwycenia się kwiatami tejże uczuciowej
rośliny. Zamykanie się w kokonie bólu, nieumiejętność
wydostania się z niego przyczynia się do tego, że choć nadal
istniejemy, przypominamy jedynie puste skorupy. Alicja Wlazło przez
tę książkę pragnie pokazać, iż opłakiwanie utraty kogoś
bliskiego nie jest czymś złym, ale kiedyś trzeba zrobić krok do
przodu.
Ujmująca za serce, pozbawiająca
człowieka zapasów chusteczek oraz wolnego czasu historia, przy
której aż się zapragnie usłyszeć pieśń, jaka grała w sercach
bohaterów. „I już cię nie zobaczę” przyzywa jak syrena, lecz
warto dać się opętać!
MOJA OCENA:
★★★★★★★☆☆☆
Świetne podsumowanie, i jakże prawdziwe, tej książki. Rzeczywiście, taplanie się w bagnie wspomnień nie jest rozwijające ani trochę.
OdpowiedzUsuńNiestety czasami tak jest, że dobrej książki nikt nie chce wydać, podczas gdy na rynku wydawniczym pojawia się coś niemalże pisanego na kolanie.
OdpowiedzUsuńŻyczę autorce, aby udało jej się znaleźć wymarzonego wydawcę, a ja wtedy na pewno sięgnę po tę propozycję :)
Bardzo lubię "Mrok" pani Alicji. Nie wiedziałam, że napisała coś nowego. Brzmi intrygująco i ciekawie i mam nadzieję, że wydawca szybko się znajdzie :)
OdpowiedzUsuńJeszcze nie miałam okazji czytać książek pani Alicji, ale chyba nadrobię to w krótkim czasie. Mam nadzieję, że autorce uda się znaleźć wydawcę, by więcej czytelników mogło poznać tę historię.
OdpowiedzUsuńKsiążki jak narkotyk
Życzę szybkiego znalezienia wydawcy, czytałam "Mrok" i uważam, że to bardzo ciekawa książka.
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że znajdzie się wydawca, bo widzę sporo fanów twórczości.
OdpowiedzUsuńDo gatunku new adult nie moge sie przekonac, ale życzę autorce powodzenia w szukaniu wywdawcy
OdpowiedzUsuńCzytałam Mrok i może nie podbił mojego serca aż tak bardzo, ale chętnie sięgnę po kolejne książki autorki. Ma w swoim stylu pisania coś takiego, że chce się ją czytać. ;)
OdpowiedzUsuńCzęsto zastanawiam się, czemu strata tak bardzo boli, niekiedy nawet paraliżuje życie człowieka, nie może oderwać się od przeszłości, zapominając, że życie toczy się tu i teraz. Ale przygnębiające uczucie nieobecności musi zostać przepracowane, a krok ku przyszłości, choć wyjątkowo trudny, to jednak jest jedynym słusznym krokiem.
OdpowiedzUsuń