piątek, 12 października 2018

W morzu obyczajówek... [MAŁGORZATA GARKOWSKA – „CZEGO NIE POWIEDZIAŁAM"]

Autorka: Małgorzata Garkowska
Tytuł: Czego nie powiedziałam
Gatunek: literatura obyczajowa, romans
Liczba stron: 296
Wydawnictwo: Zysk i S-ka

Opis: Jak grom z jasnego nieba. Tak wyglądało pierwsze spotkanie Emilii i Roberta. Ona, niepewna siebie młoda kobieta, i on, przebojowy mężczyzna, zaradny i zdecydowany. Wydaje się, że do pełni szczęścia niczego im nie brakuje. Albo prawie niczego…
Marzenie Roberta rodzi kłamstwo, kłamstwo budzi demony przeszłości. Emilia wraca wspomnieniami do czasów, gdy była nastolatką. Zakochaną nastolatką. Dla miłości gotową zrobić wszystko. Nie wiedziała jednak, jaką cenę przyjdzie jej za to zapłacić…
[opis wydawcy]

Emilia to młoda kobieta, której niczego w życiu nie brakuje – tak przynajmniej może nam się wydawać na pierwszy rzut oka, bo przy bliższym kontakcie okazuje się, że jest to osoba z głęboko skrywanym bólem, który za wszelką cenę stara się w sobie zdusić. Demony przeszłości dopadają ją w najmniej oczekiwanej chwili i nakazują jej kłamać, w obawie przed tym, że mogłaby zranić mężczyznę swojego życia – Roberta. Jak daleko zajdzie to kłamstwo? Czy odważy się wyznać prawdę, za którą kryją się bolesne wspomnienia?

OBYCZAJÓWKI, ACH, OBYCZAJÓWKI

Muszę przyznać, że rzadko czytuję obyczajówki. Nie chodzi tu o sam fakt ich istnienia ani o to, że uważam ten gatunek za zwyczajnie kiepski. Najczęściej na swojej czytelniczej drodze spotykałam je po prostu w wersji zdrowo przedramatyzowanej. Nie wiem, co mnie podkusiło, żeby spróbować z Czego nie powiedziałam, wierzę jednak, że był to dobry nos do czytelniczych nowości.
Dobra obyczajówka powinna moim zdaniem uderzać nas obuchem emocji i potrząsać nas bezustannie za ramiona, nie dając usnąć. Moim zdaniem to sztuka stworzyć książkę, która nie jest fantastyką, czyli w prostym tłumaczeniu taką, która dotyczyłaby naszych codziennych realiów bez koniecznego ubarwiania. Czego nie powiedziałam jest właśnie taką powieścią. Może na początku ciężko było mi się w nią wczuć, bo wydawała się nieco sztywna, ale może to kwestia tego, że sama autorka rozkręcała się z postaciami, o których pisała. Przyznaję, najpierw myślałam, że Emilia wcale nie kocha Roberta i jest z nim, bo... bo z nim jest. Ostatecznie się okazało, że ich uczucia są silniejsze, niż mogło nam się wydawać.
Co mi się podobało, ale i trochę rozbawiało w tej powieści, to na pewno opis jedzenia. Pani Małgorzato, byłam przez panią nieraz tak głodna, że cudem powstrzymałam się, aby nie skoczyć do lodówki po północy! Może to szczegół, ale mnie się bardzo podobał – taka obrazowość naprawdę pozwalała przeobrazić nam historię na coś, co widzimy własnymi oczami. I nie chodzi tu tylko i wyłącznie o jedzenie! Pani Garkowska dużo rzeczy zgrabnie opisywała, choć nie miała nie wiadomo jak wygórowanego słownictwa i charakterystycznego stylu pisania – był przede wszystkim prosty, obrazowy i emocjonalny.
Najmocniejsza strona opowieści? Historia Emilii i moment, w którym wszystkiego się dowiadujemy. Nawet ja obgryzałam wtedy z nerwów paznokcie.



Zadziwia mnie to, jak pozornie zwyczajna książka dotycząca życia dwójki osób mogła mi sprawić taką przyjemność. Nie przypominam sobie, żebym była znudzona, a to sztuka zaciekawić kogoś opisami życia codziennego, a tym bardziej fabułą, która nie ma w sobie zbyt wiele akcji. Zaletą tej powieści na pewno jest emocjonalność. Nie wiem, jak pani Garkowska to zrobiła, ale chwilami naprawdę wczuwałam się w uczucia głównej bohaterki i nieraz musiałam przerywać lekturę, aby samej nie zapędzać się w tę jej piekielną zazdrość czy bolesne wspomnienia. Za to duży plus. A za co minus? Za naginanie zasad dotyczących przeznaczenia! Nie lubię, kiedy autor tak podkręca rzeczywistość, aby wiele z dziejących się zdarzeń było pozornie najzwyklejszym przypadkiem. O, nie. Jedną sytuację byłam w stanie znieść, bo czasem się zdarza, że spotykamy starych znajomych w zupełnie innym miejscu na świecie, ale sytuacja z końca książki – o której nie będę pisać nawet ogólnikowo, bo i tak pewnie byście nie zrozumieli – to już naprawdę mało wiarygodny przypadek. Czy mogę jednak zarzucić tej książce coś więcej? Wydaje mi się, że nie!

O BOHATERACH, KTÓRYCH LUBISZ I RÓWNOCZEŚNIE NIENAWIDZISZ…

Moim zdaniem to sztuka stworzyć takich bohaterów, bo dzięki temu wiemy, że są prawdziwi. Spójrzmy na to z perspektywy życia codziennego – czy chociaż raz nie było tak, że ktoś z bliskich wam nie podpadł i dostrzegaliście go wtedy w złym świetle? Idę o zakład, że tak! Ale pewnie za jakiś czas wam przechodziło, no chyba że ktoś naprawdę sobie u was nagrabił. Właśnie tacy są realni ludzie – raz się ich lubi, a czasami nie lubi. Co jest też fajne – nie zawsze każdy jest takim, jakim się go na początku widzi, i pod tym względem bardzo podobała mi się Marta, która była postacią drugoplanową. Najpierw widzieliśmy ją jako nachalną uwodzicielkę, a potem się okazało, że nabywa więcej tych pozytywnych cech, za które ją zaczynamy lubić. Inna historia przedstawia się z Emilią. Do tej pory nie potrafię ocenić, czy ją polubiłam, czy nie. Wydaje mi się, że to nie ten typ bohaterki, którą pokochamy, ale też nie ten, który znienawidzimy. Po prostu raz ją będziemy rozumieć, a raz nie. Raz będziemy chcieli ją przytulić, a raz zdzielić w twarz. Jak myślicie, za co chciałam jej zdzielić? Przede wszystkim za jej przesadną zazdrość (dobrze, czasem była uzasadniona, ale nie zawsze), za to, że nie była szczera w związku i za to, że czasami za bardzo dramatyzowała. Nie mam jednak za złe autorce, że wykreowała taką bohaterkę, bo właśnie Emilia pokazała nam, jacy są naprawdę ludzie. Nieraz mogą kryć w sobie więcej brzydkich tajemnic, niż nam się wydaje.



Jeżeli chodzi o Roberta, to muszę przyznać, że… po prostu był i nie robił jakiegoś niewyobrażalnie wielkiego szału. Fajne było to, jak traktował Emilię, ale czy coś poza tym? Nie wiem. Może chwilami wydawał mi się trochę zbyt idealny, na szczęście pod koniec sam pokazał, że taki cudowny nie jest.
Drugoplanowych postaci było niewiele i nie zapadały w pamięć. Tworzyły po prostu tło do powieści i… właśnie o to chodziło, bo historia miała w końcu dotyczyć Emilii i Roberta.

CO BY TU WIĘCEJ…?

I właśnie taki jest problem z książkami pokroju Czego nie powiedziałam! Są dobre i wewnętrznie zdajemy sobie z tego sprawę, ale czy wnoszą coś nowego do naszego życia? To po prostu kolejna książka obyczajowa, która nie zabija nas swoją oryginalnością, a po prostu umili wieczór. Po jej zakończeniu po prostu odłożymy ją na bok i o niej zapomnimy na rzecz nowej powieści.
Podsumowując. Polecam przeczytać tę lekturę zarówno osobom, które obyczajówki nałogowo czytają, jak i tym, którzy za nie często nie chwytają. Powieść trochę na zabicie czasu, ale też przy okazji na miłe jego spędzenie. Idealna na jesienne wieczory. Może nie wylejecie przy niej litrów łez i nie dostaniecie palpitacji serca, ale na pewno nieraz przejmiecie się losami głównej bohaterki, która ma za sobą bardzo silne przeżycia.  

MOJA OCENA:
★★★★★★★☆☆☆

20 komentarzy:

  1. Myślę, że spędzę z tą książką jeden z jesiennych wieczorów. 😊

    OdpowiedzUsuń
  2. Serdecznie dziękuję :*
    (PS: smacznego ;) )

    OdpowiedzUsuń
  3. Hmm, brzmi naprawdę nieźle. Sięgam po obyczajówki, ale raczej rzadko, chyba własnie przez to, że są przekombinowane. Wolę fantastyke z cąłą wyobraźnią niż przerysowany obraz rzeczywistości. Tytuł obiecuje emocje, jak piszesz, ale na razie chyba wolę coś innego :)

    mrs-cholera.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  4. U mnie z obyczajówkami jest różnie. Czasami mi się podobają, a czasami nie. Musi mnie zaciekawić od pierwszej strony, a w tym gatunku jest to jednak trudne. Z obyczajówek ostatnio podobały mi się Owoce miłości, bodajże Karoliny Wilczyńskiej, jeśli dobrze pamiętam. Co prawda czwarty tom, poprzednich nie czytałam, ale tak się wkręciłam, że aż w szoku byłam :D
    http://whothatgirl.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  5. Nie słyszałam o tej książce. Ale trochę mnie zaintrygowalaś. Zapisuję tytuł i sięgnę po niego, jeśli będzie okazja...

    OdpowiedzUsuń
  6. Ciekawa pozycja na jesienne wieczory.

    https://nacpana-ksiazkami.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  7. Ja bardzo lubię czytać obyczajówki ;), a o tej będę pamiętać gdy będę chodzić po księgarni :)

    Pozdrawiam,
    Lady Spark
    [kreatywna-alternatywa]

    OdpowiedzUsuń
  8. Nietuzinkowa dobrze napisana recenzja. A książkę przeczytałam "jednym tchem". Polecam.

    OdpowiedzUsuń
  9. Lubię obyczajówki więc kto wie może się skusze :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Zapiszę sobie ten tytuł. Ta książka mogłaby mi się spodobać.

    OdpowiedzUsuń
  11. Chyba jednak nie. Tyle innych, dobrych książek czeka, że już na liście nie zmieszczę takiej, która do końca mnie nie przekonuje.

    OdpowiedzUsuń
  12. Nie mój klimat, ale podoba mi się twoja recenzja. :)

    OdpowiedzUsuń
  13. Ja się zgadzam z przedmówcą piękne słowa ale książka to chyba nie jest mój klimat ;)

    OdpowiedzUsuń
  14. Dużo słyszałam już o tej książce i mam ją w planach. Podoba mi, co wspomniałaś w recenzji, że bohaterowie są autentyczni.

    Książki jak narkotyk

    OdpowiedzUsuń
  15. Rzeczywiście mamy bardzo podobne zdanie o tej książce. :) Mnie Emilia też czasem irytowała, głównie tym, że nie była szczera, ale też jej współczułam jak już poznałam jej historię. I we mnie książka też wzbudziła sporo emocji, podobała mi się. :)

    OdpowiedzUsuń
  16. U mnie z obyczajówkami też różnie, ale czytam, czytam :) Lubię ksiązki, w których jest opisane jedzenie, serio - chocia żpotem mam tak jak Ty, najlepiej nie wychodziłabym z lodówki :D

    OdpowiedzUsuń
  17. Mi również powyższa powieść przypadła do gustu :) Ładnie uchwyciła historię bohaterów ;)

    OdpowiedzUsuń
  18. Świetnie gdy obyczajówka wywołuje emocje, a akcja i zawirowania między bohaterami nie pozwalają odłożyć książki nim wszystko się nie wyjaśni

    OdpowiedzUsuń
  19. Już same smaczne opisy dań mnie kupiły. Może przez nie będę wiecznie głodna, ale i tak mam ochotę na tą książkę

    OdpowiedzUsuń
  20. Bardzo chętnie zapoznam się z tą książką

    OdpowiedzUsuń