Tytuł: Czego nie powiedziałam
Gatunek: literatura obyczajowa, romans
Liczba stron: 296
Wydawnictwo: Zysk i S-ka
Opis: Jak grom z jasnego
nieba. Tak wyglądało pierwsze spotkanie Emilii i Roberta. Ona, niepewna siebie
młoda kobieta, i on, przebojowy mężczyzna, zaradny i zdecydowany. Wydaje się,
że do pełni szczęścia niczego im nie brakuje. Albo prawie niczego…
Marzenie Roberta rodzi kłamstwo, kłamstwo
budzi demony przeszłości. Emilia wraca wspomnieniami do czasów, gdy była
nastolatką. Zakochaną nastolatką. Dla miłości gotową zrobić wszystko. Nie
wiedziała jednak, jaką cenę przyjdzie jej za to zapłacić…
[opis wydawcy]
Emilia
to młoda kobieta, której niczego w życiu nie brakuje – tak przynajmniej może
nam się wydawać na pierwszy rzut oka, bo przy bliższym kontakcie okazuje się,
że jest to osoba z głęboko skrywanym bólem, który za wszelką cenę stara się w
sobie zdusić. Demony przeszłości dopadają ją w najmniej oczekiwanej chwili i
nakazują jej kłamać, w obawie przed tym, że mogłaby zranić mężczyznę swojego
życia – Roberta. Jak daleko zajdzie to kłamstwo? Czy odważy się wyznać prawdę,
za którą kryją się bolesne wspomnienia?
OBYCZAJÓWKI,
ACH, OBYCZAJÓWKI
Muszę
przyznać, że rzadko czytuję obyczajówki. Nie chodzi tu o sam fakt ich istnienia
ani o to, że uważam ten gatunek za zwyczajnie kiepski. Najczęściej na swojej
czytelniczej drodze spotykałam je po prostu w wersji zdrowo przedramatyzowanej.
Nie wiem, co mnie podkusiło, żeby spróbować z Czego nie powiedziałam, wierzę jednak, że był to dobry nos do czytelniczych
nowości.
Dobra
obyczajówka powinna moim zdaniem uderzać nas obuchem emocji i potrząsać nas
bezustannie za ramiona, nie dając usnąć. Moim zdaniem to sztuka stworzyć
książkę, która nie jest fantastyką, czyli w prostym tłumaczeniu taką, która
dotyczyłaby naszych codziennych realiów bez koniecznego ubarwiania. Czego nie powiedziałam jest właśnie taką
powieścią. Może na początku ciężko było mi się w nią wczuć, bo wydawała się
nieco sztywna, ale może to kwestia tego, że sama autorka rozkręcała się z
postaciami, o których pisała. Przyznaję, najpierw myślałam, że Emilia wcale nie
kocha Roberta i jest z nim, bo... bo z nim jest. Ostatecznie się okazało, że ich
uczucia są silniejsze, niż mogło nam się wydawać.
Co
mi się podobało, ale i trochę rozbawiało w tej powieści, to na pewno opis
jedzenia. Pani Małgorzato, byłam przez panią nieraz tak głodna, że cudem
powstrzymałam się, aby nie skoczyć do lodówki po północy! Może to szczegół, ale
mnie się bardzo podobał – taka obrazowość naprawdę pozwalała przeobrazić nam
historię na coś, co widzimy własnymi oczami. I nie chodzi tu tylko i
wyłącznie o jedzenie! Pani Garkowska dużo rzeczy zgrabnie opisywała, choć nie
miała nie wiadomo jak wygórowanego słownictwa i charakterystycznego stylu
pisania – był przede wszystkim prosty, obrazowy i emocjonalny.
Najmocniejsza
strona opowieści? Historia Emilii i moment, w którym wszystkiego się
dowiadujemy. Nawet ja obgryzałam wtedy z nerwów paznokcie.
Zadziwia
mnie to, jak pozornie zwyczajna książka dotycząca życia dwójki osób mogła mi sprawić taką przyjemność. Nie przypominam sobie, żebym
była znudzona, a to sztuka zaciekawić kogoś opisami życia codziennego, a tym
bardziej fabułą, która nie ma w sobie zbyt wiele akcji. Zaletą tej powieści na pewno jest emocjonalność. Nie wiem, jak pani
Garkowska to zrobiła, ale chwilami naprawdę wczuwałam się w uczucia głównej bohaterki i nieraz musiałam przerywać lekturę, aby samej nie zapędzać się w tę jej
piekielną zazdrość czy bolesne wspomnienia. Za to duży plus. A za co minus? Za
naginanie zasad dotyczących przeznaczenia! Nie lubię, kiedy autor tak
podkręca rzeczywistość, aby wiele z dziejących się zdarzeń było pozornie najzwyklejszym
przypadkiem. O, nie. Jedną sytuację byłam w stanie znieść, bo czasem się
zdarza, że spotykamy starych znajomych w zupełnie innym miejscu na świecie, ale
sytuacja z końca książki – o której nie będę pisać nawet ogólnikowo, bo i tak
pewnie byście nie zrozumieli – to już naprawdę mało wiarygodny przypadek. Czy
mogę jednak zarzucić tej książce coś więcej? Wydaje mi się, że nie!
O BOHATERACH, KTÓRYCH
LUBISZ I RÓWNOCZEŚNIE NIENAWIDZISZ…
Moim
zdaniem to sztuka stworzyć takich bohaterów, bo dzięki temu wiemy, że są
prawdziwi. Spójrzmy na to z perspektywy życia codziennego – czy chociaż raz nie
było tak, że ktoś z bliskich wam nie podpadł i dostrzegaliście go wtedy w złym
świetle? Idę o zakład, że tak! Ale pewnie za jakiś czas wam przechodziło, no chyba że ktoś
naprawdę sobie u was nagrabił. Właśnie tacy są realni ludzie – raz się ich
lubi, a czasami nie lubi. Co jest też fajne – nie zawsze każdy jest takim,
jakim się go na początku widzi, i pod tym względem bardzo podobała mi się
Marta, która była postacią drugoplanową. Najpierw widzieliśmy ją jako nachalną
uwodzicielkę, a potem się okazało, że nabywa więcej tych pozytywnych cech, za
które ją zaczynamy lubić. Inna historia przedstawia się z Emilią. Do tej pory
nie potrafię ocenić, czy ją polubiłam, czy nie. Wydaje mi się, że to nie ten
typ bohaterki, którą pokochamy, ale też nie ten, który znienawidzimy. Po prostu
raz ją będziemy rozumieć, a raz nie. Raz będziemy chcieli ją przytulić, a raz
zdzielić w twarz. Jak myślicie, za co chciałam jej zdzielić?
Przede wszystkim za jej przesadną zazdrość (dobrze, czasem była uzasadniona,
ale nie zawsze), za to, że nie była szczera w związku i za to, że czasami za
bardzo dramatyzowała. Nie mam jednak za złe autorce, że wykreowała taką
bohaterkę, bo właśnie Emilia pokazała nam, jacy są naprawdę ludzie. Nieraz mogą
kryć w sobie więcej brzydkich tajemnic, niż nam się wydaje.
Jeżeli
chodzi o Roberta, to muszę przyznać, że… po prostu był i nie robił jakiegoś
niewyobrażalnie wielkiego szału. Fajne było to, jak traktował Emilię, ale
czy coś poza tym? Nie wiem. Może chwilami wydawał mi się trochę zbyt idealny,
na szczęście pod koniec sam pokazał, że taki cudowny nie jest.
Drugoplanowych postaci było niewiele i nie zapadały w pamięć. Tworzyły po prostu tło do powieści i…
właśnie o to chodziło, bo historia miała w końcu dotyczyć Emilii i Roberta.
CO BY TU WIĘCEJ…?
I
właśnie taki jest problem z książkami pokroju Czego nie powiedziałam! Są dobre i wewnętrznie zdajemy sobie z tego
sprawę, ale czy wnoszą coś nowego do naszego życia? To po prostu kolejna
książka obyczajowa, która nie zabija nas swoją oryginalnością, a po prostu
umili wieczór. Po jej zakończeniu po prostu odłożymy ją na bok i o niej
zapomnimy na rzecz nowej powieści.
Podsumowując. Polecam przeczytać tę lekturę zarówno
osobom, które obyczajówki nałogowo czytają, jak i tym, którzy za nie często nie
chwytają. Powieść trochę na zabicie czasu, ale też przy okazji na miłe jego
spędzenie. Idealna na jesienne wieczory. Może nie wylejecie przy niej litrów
łez i nie dostaniecie palpitacji serca, ale na pewno nieraz przejmiecie się losami głównej bohaterki, która ma za
sobą bardzo silne przeżycia.
MOJA OCENA:
★★★★★★★☆☆☆
Myślę, że spędzę z tą książką jeden z jesiennych wieczorów. 😊
OdpowiedzUsuńSerdecznie dziękuję :*
OdpowiedzUsuń(PS: smacznego ;) )
Hmm, brzmi naprawdę nieźle. Sięgam po obyczajówki, ale raczej rzadko, chyba własnie przez to, że są przekombinowane. Wolę fantastyke z cąłą wyobraźnią niż przerysowany obraz rzeczywistości. Tytuł obiecuje emocje, jak piszesz, ale na razie chyba wolę coś innego :)
OdpowiedzUsuńmrs-cholera.blogspot.com
U mnie z obyczajówkami jest różnie. Czasami mi się podobają, a czasami nie. Musi mnie zaciekawić od pierwszej strony, a w tym gatunku jest to jednak trudne. Z obyczajówek ostatnio podobały mi się Owoce miłości, bodajże Karoliny Wilczyńskiej, jeśli dobrze pamiętam. Co prawda czwarty tom, poprzednich nie czytałam, ale tak się wkręciłam, że aż w szoku byłam :D
OdpowiedzUsuńhttp://whothatgirl.blogspot.com
Nie słyszałam o tej książce. Ale trochę mnie zaintrygowalaś. Zapisuję tytuł i sięgnę po niego, jeśli będzie okazja...
OdpowiedzUsuńCiekawa pozycja na jesienne wieczory.
OdpowiedzUsuńhttps://nacpana-ksiazkami.blogspot.com/
Ja bardzo lubię czytać obyczajówki ;), a o tej będę pamiętać gdy będę chodzić po księgarni :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Lady Spark
[kreatywna-alternatywa]
Nietuzinkowa dobrze napisana recenzja. A książkę przeczytałam "jednym tchem". Polecam.
OdpowiedzUsuńLubię obyczajówki więc kto wie może się skusze :)
OdpowiedzUsuńZapiszę sobie ten tytuł. Ta książka mogłaby mi się spodobać.
OdpowiedzUsuńChyba jednak nie. Tyle innych, dobrych książek czeka, że już na liście nie zmieszczę takiej, która do końca mnie nie przekonuje.
OdpowiedzUsuńNie mój klimat, ale podoba mi się twoja recenzja. :)
OdpowiedzUsuńJa się zgadzam z przedmówcą piękne słowa ale książka to chyba nie jest mój klimat ;)
OdpowiedzUsuńDużo słyszałam już o tej książce i mam ją w planach. Podoba mi, co wspomniałaś w recenzji, że bohaterowie są autentyczni.
OdpowiedzUsuńKsiążki jak narkotyk
Rzeczywiście mamy bardzo podobne zdanie o tej książce. :) Mnie Emilia też czasem irytowała, głównie tym, że nie była szczera, ale też jej współczułam jak już poznałam jej historię. I we mnie książka też wzbudziła sporo emocji, podobała mi się. :)
OdpowiedzUsuńU mnie z obyczajówkami też różnie, ale czytam, czytam :) Lubię ksiązki, w których jest opisane jedzenie, serio - chocia żpotem mam tak jak Ty, najlepiej nie wychodziłabym z lodówki :D
OdpowiedzUsuńMi również powyższa powieść przypadła do gustu :) Ładnie uchwyciła historię bohaterów ;)
OdpowiedzUsuńŚwietnie gdy obyczajówka wywołuje emocje, a akcja i zawirowania między bohaterami nie pozwalają odłożyć książki nim wszystko się nie wyjaśni
OdpowiedzUsuńJuż same smaczne opisy dań mnie kupiły. Może przez nie będę wiecznie głodna, ale i tak mam ochotę na tą książkę
OdpowiedzUsuńBardzo chętnie zapoznam się z tą książką
OdpowiedzUsuń