Tytuł:
Małe ogniska
Tytuł
oryg.: Little Fire Everywhere
Gatunek:
literatura współczesna
Wydawnictwo:
Papierowy Księżyc
Liczba
stron: 423
Opis: W Shaker Heights, spokojnym, postępowym
miasteczku na obrzeżach Cleveland, wszystko zostało zaplanowane – począwszy od
rozkładu krętych dróg, przez kolory domów, na pełnych sukcesów życiach jego
mieszkańców kończąc. A nikt nie uosabia lepiej ducha tego miejsca niż Elena
Richardson, która kieruje się zasadą, że najważniejsze jest trzymanie się
zasad.
Na scenę wkracza Mia Warren –
enigmatyczna artystka i samotna matka – która wchodzi w ten zamknięty,
idylliczny świat wraz ze swoją nastoletnią córką Pearl i wynajmuje od
Richardsonów dom. Wkrótce Mia i Pearl staną się kimś więcej niż tylko
najemcami: ta para przyciąga do siebie całą czwórkę dzieci Richardsonów. Lecz
Mia ma za sobą tajemniczą przeszłość, zaś w duszy pogardę dla zastanego stanu
rzeczy, która grozi wywróceniem tej starannie ułożonej społeczności do góry
nogami.
[opis
wydawcy]
Po przeczytaniu Małych ognisk długo nie mogłam pozbierać myśli i sklecić ich w sensowną opinię. Myślałam, że czekanie pomoże mi wyklarować to, co wędrowało chaotycznie po moim umyśle, ale niestety – to nie nastąpiło. Dlaczego? Może dlatego, że niekiedy pewne sprawy wywołują w nas taki chaos, że nie jesteśmy w stanie go okiełznać, a różnorodne i liczne wątki mieszają się ze sobą jak w wielkim kotle nieprawdopodobieństw, nie mogąc utworzyć określonej kompozycji. Do czego zmierza ta literacka pieśń… Cóż, może do tego, że Małe ogniska wywołały we mnie pożar myśli.
Gdybym miała pisać o wszystkich swoich odczuciach związanych z tą lekturą, pewnie powstałoby z tego wypracowanie pełne sprzecznych emocji. Nawet teraz siedzę przed laptopem i wyrywam sobie włosy z głowy, zastanawiając się, o czym powinnam napisać w pierwszej kolejności. Książki rzadko wprowadzają mnie w taki stan, że dostaję pisarskiego zastoju, jednak ten moment kiedyś musiał nadejść, dlatego nie obiecuję, że opinia będzie składna, wyczerpująca i taka jak powinna być. Mogę wam co jedynie zapewnić, że będzie szczera i… chaotyczna – bo w sumie taka jest też powieść Celeste Ng.
PŁONIE OGNISKO W LESIE, PRZEDZIWNĄ PIOSNKĘ NIESIE...
Kiedy zaczęłam przygodę z Małymi ogniskami, od razu poczułam z nimi jakąś nienazwaną, dziwną więź. Lubię nietypowe lektury, a ta z pewnością do takich należała. Zaczynała się niepozornie – opowiadała o przesadnie idealnym miasteczku zwanym Shaker Heights, potem nagle przeszła do tych brudniejszych wydarzeń wokół których krążyła rodzina Richardsonów (tu zaczęłam się zastanawiać, czy zapamiętam tych wszystkich ludzi, o których była mowa), a następnie dostaliśmy retrospekcję, która powolnym torem dążyła do wydarzenia z początku książki. Zaczęło się niekonwencjonalnie i... dziwnie. Na dodatek trudno było odgadnąć, co będzie się działo dalej – to na szczęście wzbudziło w czytelniku zainteresowanie. Niebawem poznaliśmy Mię, jej córkę – Pearl oraz całą rodzinę Richardsonów. Im dalej się brnęło, tym uzyskiwaliśmy coraz klarowniejszy obraz zdarzeń. Początkowo myślałam, że to taka czysta, niezmącona niczym złym historia, która naprawdę opowiada o idealnym miasteczku zaburzonym przez całkiem nowych, niewpisujących się w schematy mieszkańców. Kojarzyła mi się z powolnie spływającą z gór wodą. Jednak im dalej brnęło się w powieść, tym więcej brudów, skomplikowań i tajemnic wychodziło na światło dzienne. Pozornie płytcy bohaterowie nagle stawali się siedliskiem kipiących emocji – tak barwnym i żywym jak ogień. Szczególnie mocno dało się to zauważyć przy Richardsonach, którzy z pozoru wydawali się idealną rodzinką z pogranicza American dreams. Autorka przedstawiła ich oczami Pearl, która prowadziła zupełnie inny styl życia – wiecznie przenosiła się z jednego miejsca do drugiego, nie miała przyjaciół, była cicha i szara, a poza tym żyła tylko z matką, która była artystką-fotografką, tak specyficzną, jak tylko mogła być. Nastąpiło zderzenie dwóch światów, a potem… przenikanie się tych dwóch światów, dzięki czemu uzyskaliśmy ciekawy i pewnie dosyć realny obraz wielu amerykańskich (i nie tylko) rodzin.
To, jak pomieszała życia poszczególnych bohaterów Celeste Ng, na dodatek zgrabnie splatając ze sobą ich losy, to była czysta magia. Chyba jeszcze nigdy nie widziałam tak dobrze uknutych zawiłości. Ba, jeszcze nigdy nie widziałam tak dobrze wykreowanych bohaterów. Początkowo wydawali się być może płytcy, ale z czasem rozkręcili się nie tylko oni, ale również (najwyraźniej) autorka. Nikt nie pozostawał taki sam, a jak pozostawał, to przynajmniej pokazywał swoją prawdziwą, nie zawsze czystą i przyjemną stronę. Tak, Celeste Ng pokazała nam przede wszystkim prawdę, która zawiera się w realnych postaciach rzeczywistego życia codziennego. Choć większość z nas nie przeżyła i nigdy nie przeżyje tego, co przeżywali na łamach książki stworzeni przez nią bohaterowie, na pewno z wieloma z nich możemy się utożsamiać. Uważam, że historia każdego zasługuje tutaj na uwagę, choć jednocześnie muszę przyznać, że nie każda mi się podobała. Najbardziej przemówiła do mnie na pewno sama Mia – to chyba moja ulubiona postać w całej opowieści. Nie widziałam jeszcze takiej książkowej postaci. Specyficzna od początku do końca. Tajemnicza. Dziwna. Może czasem niepokojąca. Miła. Pomocna, ale zdystansowana. Mam wrażenie, że nie dostaliśmy zbyt dużo jej prawdziwych emocji – może to dlatego, że miała pozostać właśnie taką osobą. Trochę zamkniętą w sobie, i może dlatego właśnie w taki sposób mnie sobą zaintrygowała. Poza tym jej historia była jedną z tych, które najbardziej mnie uderzyły. Po prostu nie mogłam przestać czytać o decyzjach, jakie podejmowała. To był majstersztyk! Trochę mniej polubiłam Pearl, jej córkę, ale rozumiem, że autorka chciała pokazać, jak to szara myszka staje się po prostu nastolatką oczarowaną nową perspektywą życia.
Co o Richardsonach? Wydaje mi się, że nie da się ich nie lubić czy lubić. Każde z nich było po prostu inne. Trip – najstarszy z rodzeństwa, to typowy, przystojny podrywacz-sportowiec, który lubi sobie od czasu do czasu zabalować i zaliczyć jakąś panienkę (tak, typowy, amerykański obraz jednego z bohaterów, który może uchodzić za bad boya, niech żyją młodzieżówki!). Co jest znaczące, to chyba Trip najmniej się w całej książce zmienił.
Następna w kolejce jest Lexi – typowa nastolatka o typowych zainteresowaniach. Ciuchy, kosmetyki, zabawa. Płytka jak kałuża po niezbyt ulewnym dniu. Niemądra i trochę nieodpowiedzialna. Wydawałoby się, że lekkoduch, ale pewne sytuacje sprawiły, że musiała zacząć inaczej patrzeć na świat. I tu się zatrzymam, ponieważ jej wątek poboczny wydawał mi się zwyczajnie… dziwny. Nie przepadałam za nim. Był trochę jakby na doczepkę, żeby zakręcić fabułą i dojść do kulminacyjnego punktu zdarzeń. To pewnie moja subiektywna opinia, ale właśnie tak to czułam. Przy tym wątku po raz pierwszy poczułam, że Celeste Ng mogła przesadzić z ilością poruszanych wątków, ale o tym trochę później.
Następna w kolejce jest Lexi – typowa nastolatka o typowych zainteresowaniach. Ciuchy, kosmetyki, zabawa. Płytka jak kałuża po niezbyt ulewnym dniu. Niemądra i trochę nieodpowiedzialna. Wydawałoby się, że lekkoduch, ale pewne sytuacje sprawiły, że musiała zacząć inaczej patrzeć na świat. I tu się zatrzymam, ponieważ jej wątek poboczny wydawał mi się zwyczajnie… dziwny. Nie przepadałam za nim. Był trochę jakby na doczepkę, żeby zakręcić fabułą i dojść do kulminacyjnego punktu zdarzeń. To pewnie moja subiektywna opinia, ale właśnie tak to czułam. Przy tym wątku po raz pierwszy poczułam, że Celeste Ng mogła przesadzić z ilością poruszanych wątków, ale o tym trochę później.
Moody – z pozoru zwyczajny, szary chłopak, o którym wiele się nie dowiadujemy, poza tym, że zaprzyjaźnia się z Pearl, jeździ na rowerze i gra na gitarze. Muszę przyznać, że trochę mi chłopaka było szkoda, ale więcej nie zdradzę.
Na końcu sadowi się najmłodsza z rodzeństwa – Izzy. Specyficzna osobowość, bez której Małe ogniska pewnie nie miałyby sensu. Zbuntowana. Pełna nieuzasadnionego gniewu. Inna. Trochę zagubiona. Znienawidzona przez resztę i… samotna. Muszę przyznać, że to ona z całego rodzeństwa wydawała się być najbardziej prawdziwa.
Na końcu sadowi się najmłodsza z rodzeństwa – Izzy. Specyficzna osobowość, bez której Małe ogniska pewnie nie miałyby sensu. Zbuntowana. Pełna nieuzasadnionego gniewu. Inna. Trochę zagubiona. Znienawidzona przez resztę i… samotna. Muszę przyznać, że to ona z całego rodzeństwa wydawała się być najbardziej prawdziwa.
Ostatnią ważną postacią jest Elena Richardson – matka całego rodzeństwa (bo ojciec pojawiał się tam sporadycznie). To też ciekawie przedstawiona postać. Zorganizowana, niemalże idealna, a jednak pod spodem ukrywała jakieś nieścisłości i rysy.
Rzadko tak dużo piszę o bohaterach, ale akurat tym musiałam dać szansę. Zasługiwali chociażby na krótki opis. Jak widać, postaci było mnóstwo i o dziwo autorce wszystkich udało się przedstawić w dosyć przystępny sposób. Każdy miał swoją własną historię, swoje obawy, odrębne uczucia, na dodatek losy wielu z ich przeplatały się mniej lub bardziej znacząco, tworząc nowe wątki. I może właśnie o tych wątkach powinnam teraz cokolwiek powiedzieć…
PŁONĘŁO I NAGLE ZGASŁO, CO BYŁO DALEJ: NIE PAMIĘTAM!
Twórczość Celeste Ng ma nieodparty urok. Autorka wyraźnie dopuszcza się moralnej gry, przedstawiając pewne sytuacje pod różnymi kątami. Nie pokazuje nam nigdy, po jakiej opowiada się stronie. Jest tą, która sprawia wrażenie widza, a nie twórczyni. Ja sama dzięki jej argumentom nie byłam w stanie ocenić, jak postąpiłabym w danej sytuacji, ponieważ dla mnie każda osoba, która patrzyła z boku na jakieś wydarzenia i wysuwała swoje wnioski, zdawała się mieć rację. Ten zabieg uświadamia nam, że różni ludzie mają różne poglądy i wszyscy jesteśmy wobec siebie równi, nieważne jakie mamy zdanie.
Autorka poruszyła multum kontrowersyjnych tematów, tak jakby wylała cały swój żal do świata właśnie w tej książce. Mamy okazję zetknąć się z aktualnymi problemami, chociażby z rasizmem czy aborcją, jednak to oczywiście nie wszystkie główne wątki. Poruszane są też tematy związane z miłością matki do dziecka, ubóstwem i zestawionego z nim bogactwa, trudem dorastania, przyjaźnią, seksualnością i… można by mnożyć tych przykładów w nieskończoność. Do czego dążę? Do tego, że nie każdej książce dobrze robi nadmiar. Rozumiem, że Celeste Ng chciała poruszyć w powieści wszystko, co ważne dla przeciętnego człowieka, ale uważam, że przez to skupiła się na zbyt dużej liczbie bohaterów, zatracając przez to główny wątek fabularny. Kiedy już myślałam, że korzenie zostały zapuszczone możliwie daleko, ona zapuszczała je jeszcze dalej. Myślę, że to dlatego miałam w pewnym momencie tak wielki chaos w głowie. Tu było za dużo wszystkiego i uważam, że niektóre sprawy mogły zostać może nie tyle pominięte, co ukrócone. To jest właśnie jedna z niewielu wad tej książki. Druga to taka, że to przechodzenie z wątku do wątku i rozpoczynanie znienacka długiej historii piątej wody po kisielu mogło czasem trochę męczyć. Nie wiem na przykład, po kiego grzyba była nam historia rodziców Eleny, skoro i tak wiele nie wprowadziła do fabuły, a zajęła wiele stron. I to nie był jedyny taki zbędny element. Autorka czasami za daleko płynęła, przechodząc z jednego wątku do drugiego. Nie są to na szczęście tak karygodne błędy, że nie byłam w stanie przebrnąć przez książkę. Wręcz przeciwnie. Bardzo, ale to bardzo miło się ją czytało. Celeste Ng ma po prostu talent do tworzenia wnikliwych opisów (choć czasem może zbyt wnikliwych) i potrafi zaciekawić czytelnika chociażby z tego powodu, że pisze oryginalnie. Na koniec mogę jeszcze dodać, że ma potężną wiedzę o otaczającym nas świecie (albo po prostu znakomicie posługuje się wujkiem Google, a co za tym idzie, umie bawić się w książkowy research).
Podsumowując. Małe ogniska to specyficzna, pełna zawiłości i powoli wychodzących na światło dzienne tajemnic książka. Nie okłamuje nas. Przedstawia nam całą, czasem nawet bardzo brzydką prawdę o ludziach. Porusza wiele tematów, które są nam bliskie i jak najbardziej aktualne w świetle dzisiejszego świata. Opisuje historię wielu ludzi, z którymi możemy się wewnętrznie utożsamiać. Czy ta powieść ma morał? Ma, ale prawdopodobnie każdy z nas dostrzeże go w innych miejscach i punktach fabuły. To naprawdę dobra strawa dla umysłu, choć może nieco chaotyczna. Warto ją jednak przeczytać, jeżeli szuka się czegoś niecodziennego, czegoś innego, a przede wszystkim prawdziwego. Polecam.
DEMONICZNA STREFA CYTATÓW:
Pamiętaj
– powiedziała Mia – czasem trzeba wszystko spalić do gołej ziemi, żeby móc
zacząć od nowa. Ale po pożarze gleba staje się żyźniejsza i mogą na niej
wyrosnąć nowe rośliny. Ludzie tacy są. Potrafią zacząć od początku. Znaleźć
wyjście.
Na pewno przeczytam. Podobno klimat i kreacja postaci są niesamowite. Lubię ten małomiasteczkowy klimat, gdzie tak naprawdę każdy ma coś za uszami. I zawiłości znajomości. Kolejnym plusem jak dla mnie są aktualne tematy- fajnie obok fikcji literackiej poczytać o czymś takim :)
OdpowiedzUsuńmrs-cholera.blogspot.com
Ta książka, to mój czytelniczy Must Have. 😊
OdpowiedzUsuńMiałam tak samo jak ty. Przeczytałam ją już jakiś czas temu, ale nie mogłam zebrać myśli i ją odstawiłam. Wczoraj wróciłam do pisania recenzji i jednak nadal miałam problem, żeby ją jakoś opisać. To trudna książka do ocenienia jak dla mnie, ale warta przeczytania.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ciepło,
Dominika
Chciałabym się zmierzyć z tą książką, twoja charakterystyka bohaterów zdecydowanie podsyca apetyt
OdpowiedzUsuńZgadzam się z tobą - to bardzo specyficzna książka. Ale zrobiła na mnie niesamowite wrażenie. Nie spodziewałam się takiej treści!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Ksiazkowa-przystan.blogspot.com
Taka specyficzność może być i atutem i problemem. Ciekawe jak ja ją odbiorę.
UsuńNigdy wcześniej o niej nie słyszałam O.o
OdpowiedzUsuńPozdrawiam <3
https://bookcaselover.blogspot.com/
Sympatycznie, kiedy książka ciekawie wkomponuje się w nasze oczekiwania, wiele wówczas przyjemności z czytania. :)
OdpowiedzUsuńMoże jeszcze nie teraz, ale później chętnie się z nią spotkam. :)
UsuńCzeka na czytniku na swój czas.
OdpowiedzUsuńJak tylko zobaczyłam ją w zapowiedziach, wiedziałam, że to coś dla mnie i po recenzjach widzę, że się nie pomyliłam. Chyba muszę biec do księgarni ;))
OdpowiedzUsuńTo pierwsze recenzja "Małych ognisk", jaką przeczytałam, i chyba czuję się zachęcona. :) Nie wiem do końca, czy to moje klimaty, ale chciałabym zobaczyć, jak autorka ukazała tę historię, skoro, jak piszesz, jest specyficzna. :)
OdpowiedzUsuńNie czytałam jej jeszcze, ale zachęciłam mnie, żeby ją przeczytać :)
OdpowiedzUsuńNa bookstagramach widziałam sporo zdjęć tej książki i wiele różnych opinii, ale twoja recenzja chyba najbardziej zachęciła mnie, żeby w końcu po nią sięgnąć i przekonać się, jak mi się spodoba :D Lubię specyficzne książki :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam! <3
http://lazybookday.cba.pl/
Bardzo ciekawa książka. Musze sobie zapisać - tworzę wishlistę dla Mikołaja ;)
OdpowiedzUsuńFajnie, że książka ma w sobie morał w różnych miejscach. Takie książki bardzo intrygują. Mam nadzieję, że kiedyś będę miała okazję przeczytać tę książkę.
OdpowiedzUsuńPierwszy raz widzę tę książkę, ale czuję, że mam ochotę ją przeczytać.
OdpowiedzUsuńNie słyszałam o tej książce wcześniej, ale myślę, że to nie jest temat dla mnie :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Lady Spark
[kreatywna-alternatywa]
Mam zamiar przeczytać tę książkę na dniach! :)
OdpowiedzUsuń