Autor: Kasie West
Przekład: Jarosław Irzykowski
Tytuł oryginału: Fame, Fate and the
First Kiss
Seria/Cykl: -
Gatunek: literatura młodzieżowa
Wydawnictwo: Feeria (Feeria young)
Ilość stron: 384
PREMIERA: 15.05.2019
Lancey Barnes, odkąd tylko pamięta,
marzy o byciu aktorką.
Kiedy dostaje szansę na zagranie w
hollywoodzkim filmie, nie waha się ani chwili. Jej największe
marzenie właśnie się spełnia!
Jednak dziewczyna szybko dostrzega, że
życie w świecie reflektorów ma swoje ciemne strony. Codzienność
gwiazdy filmowej jest rozczarowująca, a inni aktorzy trzymają ją
na dystans. Do tego tata znajduje jej korepetytora, który sprawia
wrażenie, jakby co niedziela śpiewał w chórze kościelnym. Że
co?…
Ale gdy tajemniczy wróg próbuje
zaszkodzić Lancey, okazuje się, że jedyną osobą, na którą
dziewczyna może liczyć – w każdej sprawie! – jest ten
chórzysta-korepetytor. Po raz pierwszy w życiu Lancey zastanawia
się, czy to prawda, że najlepsze scenariusze pisze życie…
[Opis wydawcy]
Marzenia. Kto chociaż raz nimi nie żył?
Kiedy dosięgają nas szpony rzeczywistości, często odbiegamy
myślami daleko stąd, a właśnie one często nam to ułatwiają.
Skok na bungee, zdobycie szczytu górskiego, kąpiel w morzu w środku
zimy, znalezienie dobrze płatnej pracy, stabilizacja uczuciowa,
napisanie i wydanie własnej powieści… Można tak wymieniać i
wymieniać, bo co człowiek, to inna życiowa „chciejka”. Ważne
jednak jest to, by pamiętać pewną zasadę: „Marzenia się nie
spełniają – marzenia się spełnia!”. I to właśnie nią
kierowała się Lancey, kiedy zaproponowano jej rolę w ekranizacji
pewnej książki. Pragnąca zostać rozchwytywaną aktorką, nie
mogła zaprzepaścić okazji pokazania swoich zdolności na wielkim
ekranie, dlatego ochoczo podjęła się tej „misji”. Tylko jak ma
sobie poradzić z tymi, którzy pragną podciąć jej ledwo
rozwijające się skrzydła?
CIĘCIE! BYŁO DOBRZE, ALE MOGŁO BYĆ
ZNACZNIE LEPIEJ. POWTARZAMY SCENĘ! CO, TO JUŻ TRZYDZIESTY DRUGI
RAZ? A CZY KTOŚ WAM OBIECYWAŁ, ŻE BĘDZIE LEKKO?
Wystarczył dosłownie kwadrans, abym
pozwoliła Kasie West wyrwać się z otaczającej mnie rzeczywistości
i wrzucić w wir zdarzeń, jakie przedstawiła na kartach
„Przeznaczenia...”. Z uwagą godną nauczyciela pilnującego, czy
jego uczniowie nie ściągają, przyglądałam się poczynaniom
zadziornej, twardo stąpającej po ziemi Lancey, poznającej
nowo-stary dla niej świat od podszewki, gdzie wiele aspektów,
pozornie dobrze przez nią znanych, trąci dzikością, które
musiała jakoś oswoić. Pierwsze kroki w tym zawodzie wydają się
łatwizną dla kogoś, kto ma na swoim koncie jakieś doświadczenie
w tej dziedzinie, ale kiedy prawie za każdym rogiem następowały
komplikacje – wtedy nie było już tak różowo. Obserwowałam, jak
kolejno rzucane kłody pod nogi wytrącają z równowagi coraz mniej
pewną siebie nastolatkę. Nie dość, że uprzykrzano jej życie na
planie, próbując zniszczyć dobrze zapowiadającą się karierę,
zanim ta dojrzeje i „opuści gniazdo”, to na dodatek niepokojące
było to, że za tym mógł stać ktoś, komu Lancey ofiarowała
swoje zaufanie! Tyle że te całe zagrywki… nie były dla mnie
wyszukane. Może to wina tego, że nie jestem już nastolatką od
ładnych paru lat i postrzegam niektóre rzeczy już pod innym kątem,
ale to, przez co przechodziła główna bohaterka, wcale nie było
jeszcze takie straszne! Żałowałam, że autorka nieco nie pogłębiła
tego nękania, szukania dziury w całym i psuciu każdego dnia
zdjęciowego, aby dodać więcej barw temu dramatyzmowi. Przepraszam,
brzmi to koszmarnie, ale nawet w filmach dla młodzieży z wytwórni
Disneya dzieciaki mają większą wyobraźnię, gdzie tam umiałam
współczuć także czarnym charakterom. To oczywiście nie znaczy,
że nie było mi żal naszej bohaterki! Przykro patrzeć, jak coś,
co było jej największym marzeniem, wymyka się między palcami,
zostawiając wiele niemiłych wspomnień. Każdy, kto ma jakieś
uczucia, nie jest w stanie przejść obojętnie koło kogoś, kto
cierpi, ale naprawdę, brakowało mi tego mocniejszego uderzenia.
Brakowało takiej kłody, przy której trzeba nieźle się napocić,
by się jej wreszcie pozbyć. A to jeszcze nie koniec moich narzekań.
Co to, to nie! Przecież jeszcze muszę się poskarżyć na…
przewidywalność! Pomijając już pewne wątki, gdzie wystarczyła
sekunda (no dobra, może parę...), abym się połapała, jaki to
może mieć przebieg, bardziej chodzi mi o tego „szkodnika”.
Liczyłam, doprawdy liczyłam, że moje przypuszczenia co do niego
okażą się błędne. Że chociaż przy tym Kasie West mnie
zaskoczy, śmiejąc się w twarz! Niestety tak nie było. A szkoda,
bo znalazłoby się tam wiele innych osób chcących zaszkodzić
naszej bohaterce...
Wątek miłosny. Tak, tak, żyję z
romansami jak przysłowiowy pies z kotem, gdzie tutaj także mogło
się to uaktywnić, bo wiedziałam, że prędzej czy później
wybuchnie ogrom gorących uczuć między główną bohaterką a jej
korepetytorem, Donavanem, ale… jestem tą parą zauroczoną. Nie,
nie mam gorączki. Nie, żaden obcy nie przejął mojego ciała i nim
nie steruje. Naprawdę podobało mi się, jak uczucie łączące tę
różniącą się pod każdym względem dwójkę powoli rozkwita. Nie
naciskało natarczywie na fabułę. Rozwijało się powoli,
pozwalając na to, aby móc ujrzeć każdy jego przepiękny akcent.
Nie ma co, kibicowałam tej dwójce, aby wreszcie zrozumieli, że do
siebie pasują, nim będzie za późno! Bo utraconej szansy już bym
nie zniosła! Podobały mi się również wstawki ze scenariusza.
Dzięki temu miałam wgląd w to, jakie postaci odgrywają nasi
bohaterowie. I przyznam, że sama bym obejrzała ten film, choć
bardziej ciągnęło mnie ku książce, na podstawie której on
powstawał… To już zboczenie zawodowe, nieprawdaż?
JESZCZE BĘDZIESZ STAŁ W KOLEJCE PO MÓJ
AUTOGRAF. ZOBACZYSZ!
Zdawałoby się, że Lancey, która
zdążyła nieco zasmakować życia przed kamerami, będzie
zachowywać się jak rozkapryszona diva. W końcu niektórzy
rozpoznawali ją na ulicy, także to mogła przyczynić się do tego,
że sodówka uderzyłaby jej do głowy. Otóż nie tym razem!
Dziewczyna zaskoczyła mnie swoją zadziornością. Cięty język
może przysparzał jej niekiedy problemów, ale nie da się ukryć,
że to właśnie ten element sprawił, że ją polubiłam. Nastolatka
nikomu nie odpuszczała, jednak największą ofiarą jej
„dogadywanek” stał się nie kto inny, jak chórzysta-korepetytor,
Donavan. Biedny, musiał przyzwyczaić się do charakternej
uczennicy, aby móc pomóc jej w nadrabianiu zaległości
edukacyjnych. Ten duet nieraz pokazywał, że przeciwieństwa nie
tylko się przyciągają, ale również sprawiają, iż czeka nas
wiele niespodzianek! Szkoda tylko, że Donavan, choć pozornie
kreowany na wycofanego, tajemniczego chłopaka, tak szybko zatracił
te cechy. Gdyby autorka ociupinkę dłużej utrzymała go w tych
granicach, Lancey miałaby jeszcze więcej problemów z
rozszyfrowaniem jego natury. Co nie zmienia faktu, że go również
polubiłam. Naturalny, opanowany – coraz mniej takich w literaturze
dla młodzieży!
Przejdźmy jednak do nowych znajomych
głównej bohaterki, bo oni także zasługują na uwagę. Amanda,
dziewczyna odgrywająca w filmie rolę przyjaciółki postaci Lancey,
nie tak od razu wzbudziła moje zaufanie. Cały czas przypuszczałam,
że jest z nią coś nie tak, a nadmierny optymizm bierze się stąd,
aby przysłonić swoją prawdziwą naturę. Myliłam się! Oceniłam
ją powierzchownie jak jakiś amator, gdzie ta na to nie zasługiwała.
Amanda okazała się wspaniałą kompanką, gdzie, gdyby ktoś nie
wiedział, że od paru lat zajmuje się aktorstwem, nie spodziewałby
się, że ma przed sobą sławną osobę. Zachowywała się
normalnie, nie zadzierała nosa. Niestety tego samego nie mogę
powiedzieć o Grancie… Ugh, jak on mnie irytował swoim egoizmem…
Wyraźnie widział, jak tabloidy gnoją jego filmową partnerkę,
jednak on – z urażonym przez pewien czynnik ego – wolał udawać,
że nic o tym nie wie. Po prostu przechodził obok tego obojętnie,
choć wiedział, że gdyby zabrał głos w tej sprawie, wielu
poszłoby za nim murem. No, ale, przecież gdyby tak uczynił, nie
byłoby całej „zabawy”, nieprawdaż?
To nie było moje pierwsze spotkanie z
twórczością Kasie West. Już wcześniej miałam do czynienia z
napisaną przez nią serią „Pivot Point”, gdzie wplotła
nadnaturalne wątki, ale nigdy wcześniej nie czytałam od niej
niczego „normalnego”. Słyszałam, że w tej dziedzinie również
dobrze jej się wiedzie, także nie martwiłam się aż nadto o to,
czy czasem nie wpadnę w zastawioną przez kogoś pułapkę. Autorka
nadal posługuje prostym, barwnym językiem, gdzie wystarczy
dosłownie chwila, aby zatopić się w tworzonej przez niej
rzeczywistości i zupełnie zapomnieć o obowiązkach, jakie na nas
czekają w prawdziwym świecie. Nie da się jednak ukryć
przenikającego przez historię banału, pozwalającemu czytelnikom
na całkowite rozluźnienie, lecz nawet w nim jest zawarta ważna
lekcja. Kasie West wyczula na to, abyśmy nie byli podatni na każde
przykre słowa, jakie w nas uderzają. Hejt jest bolesnym narzędziem
w rękach tych, którzy wiedzą, jak się nim posługiwać, ale
jeżeli tylko uwierzymy w siebie oraz otoczymy się ludźmi gotowymi
pomóc nam w chwilach zwątpienia, zdołamy przeciwstawić się fali
bolesnych słów, na które nie zasługuje nawet ten, z którym
jesteśmy zwaśnieni.
Podsumowując. „Przeznaczenie i
pierwszy pocałunek” może nie jest idealną książką, gdzie
każdy byłby gotowy rzucić się na nią, by poznać jej fenomen,
ale nie zdołam odmówić jej uroku, jakim emanuje. Filmowa przygoda
Lancey wciąga już od pierwszej strony, gdzie nawet przy błahych
nastoletnich problemach zdołamy się całkowicie wczuć, nie
pozwalając sobie na oderwanie się od lektury. Z tym tytułem można
na moment uciec, pozwalając sobie na chwilę szaleństwa i lekkości,
gdzie o to dosyć ciężko, kiedy na głowie mamy tysiąc spraw.
Także, jeżeli szukasz czegoś mniej wymagającego, pozwalającego
się odprężyć – śmiało sięgaj po „Przeznaczenie...”!
MOJA OCENA:
★★★★★★☆☆☆☆
Ciekawa pozycja, aczkolwiek nie wiem, czy po nią sięgnę. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńOsobliwe Delirium
Od dłuższego czasu obiecuję sobie, że zapoznam się z twórczością Kasie West i może w tym roku mi się uda ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Lady Spark
[kreatywna-alternatywa]
Chyba już wyrosłam z tego typu książek ;) Jakoś nie potrafię się w nich odnaleźć ;)
OdpowiedzUsuńZapowiada się ciekawie :)
OdpowiedzUsuńpozdrawiam, Pola
www.czytamytu.blogspot.com
Zostawię sobie ten tytuł na czas kiedy będę miała ochotę na czytelniczy reset i na lekką młodzieżową historię
OdpowiedzUsuńUwielbiam Kasie West, ta książka jeszcze przede mną bo czekam na paczkę. Już nie mogę się doczekać. I bardzo podobają mi się również polskie okładki tak ślicznie wyglądają wszystkie razem na półce ;)
OdpowiedzUsuńNie czytałam nic od tej pani ale może kiedyś a książka wydaje się ciekawa :D
OdpowiedzUsuńMÓJ BLOG
MÓJ FACEBOOK
MÓJ INSTAGRAM
Na pewno sięgnę:) Z dorobku autorki czytałam "Chłopaka na zastępstwo" i ta książka bardzo mi się podobała i myślę, że z tą będzie podobnie.
OdpowiedzUsuńPrzyznam szczerzę już dużo osób polecało mi twórczość Kasie West, jednak do tej pory się za to nie wzięłam.
OdpowiedzUsuńNie jestem pewna czy ,,Przeznaczenie i pierwszy pocałunek'' to książka, która mi się spodoba, ale czasem warto sięgnąć po coś lżejszego.
Książki jak narkotyk
Lubię sięgać po książki Kasie West i kosztować tej lekkości i przewidywalnosci. Po ten tytuł również sięgnę, dzięki tobie nie mogę się doczekać.
OdpowiedzUsuńBardzo lubię książki tej autorki, ale już od dłuższego czasu jestem w tyle z nimi. W wolnym czasie na pewno z chęcią sięgnę coś jej autorstwa :)
OdpowiedzUsuńUwielbiam twórczość Kasie West, ale faktycznie miewa lepsze i gorsze książki (a czytałam wszystkie oprócz tej najnowszej).
OdpowiedzUsuńJakoś nie mam na nią ochoty ...
OdpowiedzUsuńNie spotkałam się wcześniej z książkami tej autorki. Po tej recenzji mam ochotę przeczytać tę książkę ;)
OdpowiedzUsuńJuż mam za sobą wiele książek tej autorki, wszystkie bardzo mi się podobały, dlatego pewnie skuszę się i po tę pozycję! :D
OdpowiedzUsuńMimo wszystko książka nie dla mnie, to już nie ten wiek, aby zaczytywać się w takich opowieściach. Jednak chętnie podeślę pod rozwagę tytuł mojej córce, przypuszczam, że ją może zainteresować. Na koniec roku szkolnego przyda się lżejsze czytanie. :)
OdpowiedzUsuńTym razem nie zaciekawiła mnie prezentowana historia. Ale na szczęście mamy inne książki, prawda?
OdpowiedzUsuńUwielbiam tę autorkę... jej książki są proste, przyjemne w odbiorze. Czasem bywają zbyt schematyczne, ale mi tam schematy nie przeszkajdzą dopóki są fajnie zarysowani bohaterowie :D
OdpowiedzUsuńKiedyś miałam ogromną ochotę na twórczość Kasie West. Teraz mój entuzjazm właściwie całkowicie zniknął. Straciłam zainteresowanie jej książkami, tak więc daruję sobie. Nie chcę się zmuszać.
OdpowiedzUsuńUwielbiam tą okładkę, ale ostatnio mam przesyt NewAdult i raczej nie sięgam po takie klimaty :)
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńWydaje się być fajna i lekka idealna na wakacyjne leniuchowanie...
OdpowiedzUsuńLekka, łatwa i przyjemna lektura, ale raczej po nią nie sięgnę - nie moja bajka czytelnicza ;)
OdpowiedzUsuńPomimo wszystkich schematów i tak ją przeczytam. Chyba głównie dlatego, że jak sama stwierdzilas wystarczył tylko 15 minut żeby Cię wciągnęła. Lubię takie historię :) Kinga
OdpowiedzUsuńO nowa książka Kasie West! Super informacja! Jak nie przepadam za książkami tego typu, to akurat tę autorkę uwielbiam i chętnie czytuję jej powieści.
OdpowiedzUsuń