Przekład: Mariusz Warda
Tytuł: Księżniczka Popiołu
Tytuł
oryg.: Ash Princess
Cykl: Ash Princess Trilogy
Tom: 1
Gatunek: fantastyka
Gatunek: fantastyka
Wydawnictwo: Zysk i S-ka
Data premiery: 1.10.2018 r.
Opis: Theodosia miała sześć lat, kiedy jej kraj został zaatakowany, a jej
matkę, Królową Ognia, zamordowano na jej oczach. Tego dnia Kaiser odebrał jej
rodzinę, kraj i imię. Theo została koronowana na Księżniczkę Popiołów,
otrzymując hańbiący tytuł, miała się wstydzić w nowym życiu spędzonym jako
więzień.
Przez
dekadę była niewolnicą we własnym pałacu. Znosiła niezliczone akty przemocy i
kpiny ze strony Kaisera i jego dworu. Była bezsilna, a przeżyć w nowym świecie
udało jej się tylko dzięki zakopaniu głęboko w swoim wnętrzu dziewczyny, którą
była wcześniej.
Pewnej
nocy Kaiser zmusza ją do zrobienia czegoś niewyobrażalnego. Z krwią na rękach i
nadzieją na odzyskanie utraconego tronu, Theo zdaje sobie sprawę, że
przetrwanie już jej nie wystarczy. Posiada przy tym broń – umysł ostrzejszy niż
jakikolwiek miecz. Przez dziesięć lat Księżniczka Popiołów patrzyła, jak
plądrowano jej kraj i niewolono naród. Teraz to wszystko ma się jednak
skończyć…
[opis ze strony wydawcy]
Thora i Theodosia to dwie osoby w jednej skórze. Thora jest uległa i posłuszna, godzi się ze swoim okrutnym losem, zadowalając się samym faktem, że pozwolono jej żyć w miejscu, gdzie się wychowała, nawet jeżeli oznacza to publiczne batożenie i noszenie korony z popiołów. Theodosia to królowa, która przepełniona jest gniewem płynącym w jej żyłach jak ogień. Wszystko, czego pragnie, to poświęcić się dla dobra swojego ludu, o którym starała się nie myśleć przez dziesięć lat samotnego dorastania w zamku. Prędzej czy później uległa Thora zostaje przytłumiona przez Theodosię – a wtedy nie ma już odwrotu…
Księżniczka popiołów zainteresowała mnie już wtedy, gdy przeczytałam jej opis. Rzadko kiedy powieść trafia do mnie już poprzez samo streszczenie fabuły, a tu proszę – mamy zniewoloną księżniczkę? Mamy. Magiczne, średniowieczne klimaty? Owszem! Wrogi lud, który zajął królestwo głównej bohaterki? Jak najbardziej. Wiedziałam, że gdy się za nią zabiorę, będzie co najmniej dobra. Czy się pomyliłam? W tym przypadku nie. I choć uważam, że przydałaby się tej powieści w niektórych miejscach dynamika, i tak jestem nią szczerze zachwycona.
Muszę przyznać, że gdyby nie bohaterowie tej powieści, książka zapewne nie byłaby tak interesująca. Na szczęście mamy tu szeroką gamę barwnych postaci, które zostały w złożony i interesujący sposób wykreowane. Nie chodzi tu tylko i wyłącznie o podstawowe cechy charakteru – autorka poszła o kilka kroków dalej. W przypadku niektórych, znaczących dla fabuły bohaterów, dogłębnie wykreowała ich historię. Potrafiła również zgrabnie przedstawić motywy, które nimi kierowały. Bardzo podobało mi się wewnętrzne zestawienie Thory i Theodosii. To tak, jakby oglądać kupkę popiołów, z której powoli odradza się płomienny feniks, bo oto księżniczka popiołów, pod wpływem różnych zdarzeń, staje się prawdziwą królową ognia.
Jest jeszcze jedna rzecz, która spodobała mi się w naszej tytułowej księżniczce. To, że nawet kiedy płonie w niej ogień buntu, wciąż bywa niepewna, słaba i ma chwile zwątpienia. Cieszę się, że ten progres jest powolny i ostatecznie nie dochodzi on do jakichś wygórowanych zmian, gdzie bohaterka staje się wykokszonym wojownikiem bez litości. W końcu Theodosia to wciąż człowiek, a także kobieta, która często kieruje się uczuciami.
Jeżeli chodzi o inne postacie, zakochałam się w Sorenie. Ja rozumiem, że był on kreowany na typowego księcia, który chętnie uratuje damę w opałach, a następnie utonie w miłości, którą w kilogramie cukru będzie obdarzał swoją lubą, a jednak go pokochałam. Nawet zraniony, wciąż pozostawał tak samo wierny, tak samo uroczy i zagubiony. Czytając Księżniczkę popiołów, czekałam cały czas aż się pojawi, a autorka doprowadzi do jego konfrontacji z Theo. Przy tych scenach uśmiechałam się i rumieniłam jak nastolatka.
Oczywiście czym byłby dobry romans bez trójkąta miłosnego. Muszę przyznać, że nie bardzo za nimi przepadam, a jednak tutaj nie przeszkadzał mi tak mocno, jakby mógł. Może dlatego, że główna bohaterka przedstawiła swoją obustronną miłość w taki sposób, że nie miałam ochoty co rusz krzyczeć: „Zdecyduj się wreszcie!”. Nie zmieni to faktu, że w oczekiwaniu na kolejne tomy, cały czas będę liczyła na Sorena.
O poszczególnych postaciach w tej książce mogłabym pisać długie eseje. Każda miała bowiem w sobie coś interesującego, odmiennego, nawet jeżeli chodziło o tych drugoplanowych bohaterów. To dzięki nim, nawet po kilku dniach od przeczytania książki, cały czas o nich myślałam, analizuję ich zachowania. Uważam, że bardzo ciekawą postacią, zaraz po Sorenie, była przyjaciółka Theo – Crescentia. Chwilami sama już nie wiedziałam, czy jest zepsuta, czy dobra, jednak ostatni raz, kiedy widzimy ją na stronicach książki, zmiana, która w niej zachodzi jest tak znacząca i duża, że wprost nie mogę się doczekać, aż ponownie spotka się z Theodosią.
Księżniczka popiołów to zdecydowanie książka, która zostaje w naszej głowie na długi, długi czas. Czytając ją, czułam się jakbym sama stała gdzieś obok i przyglądała się dziejom zniewolonych Astreańczyków i zepsutych Kalovaxian. Ta powieść ma swój własny, niepowtarzalny i na dodatek wciągający klimat. Pod względem psychologii postaci jest genialnie zbudowana. Czasem do ostatniej chwili nie wiemy, jaką decyzję podejmie nasza główna bohaterka – czy może poświęci się w pełni dla swojego narodu, czy będzie w stanie zabić każdą osobę, która się jej napatoczy, nawet jeżeli ta osoba będzie jej bliska. W takich momentach wstrzymywałam dech.
Może Księżniczka popiołów nie jest nadzwyczaj zaskakującą książką – niektórych rzeczy możemy się domyślić – ale jak dla mnie znajduje się tu wystarczająco dużo zadziwiających zdarzeń, których się bynajmniej nie spodziewałam. Ba, istnieją książki, przy których jesteśmy w stanie przewidzieć schemat. Tu go nie widziałam. Może czasem przewidywałam, że lada moment coś się stanie, ale często sama się zastanawiałam nad tym, co autorka zgotuje swoim czytelnikom i dokąd zaprowadzi Theodosię.
Nie jest to z pewnością książka łatwa, ponieważ uświadczymy tu ogrom opisów, które początkowo mogą nas przytłaczać. Jest to również bardziej strategiczna powieść niż dynamiczna. Mamy dużo planów, knucia, powolnego wdrażania poszczególnych elementów w życie. Akcji możemy tu nie uświadczyć. Nie zrozumcie mnie źle, i bez niej książka jest naprawdę dobra, ale jednak brakowało mi trochę tych dynamicznych momentów, gdzie czytelnik wręcz wstrzymywałby powietrze i zastanawiał się, co będzie dalej. Zakończenie pod tym względem jest całkiem dobrze wykreowane, ale nie obraziłabym się, gdyby przez całą książkę przewijało się coś więcej, niż tylko strategiczne knucie i dworskie gierki. Oczywiście nawet sporadyczny dynamizm nie sprawił, że Księżniczka popiołów była nudna. Po prostu jestem świadoma tego, że wiele osób może zarzucić tej lekturze właśnie bycie mało płynną. Nie wszyscy potrafią się bowiem zadowolić kilometrowymi, choć zgrabnymi opisami, i czasem oczekują od książki więcej akcji.
To, co mi się podobało w Księżniczce popiołów, to wykreowany świat. Autorka miała czas na porównanie magicznego rodu Astreańczyków, u których zawsze panował pokój i wszyscy żyli zgodnie z boską naturą, wraz ze snobistycznymi Kalovaxianami, którymi rządzi dążący po trupach do celu Corbinian. Mieliśmy tu piękne zestawienie poszczególnych zwyczajów, tradycji, rytuałów i przysposobienia do życia. To było tak pięknie porównane, że nawet dziś mogłabym narysować dwie przedstawicielki poszczególnych rodów i zestawić je wraz z różnicami w wyglądzie, ubiorze i zachowaniu. Żeby stworzyć tak dogłębnie wykreowany świat, potrzeba było naprawdę sporo ciekawych opisów. I dlatego czuję się usatysfakcjonowana.
Ostatnio wypatrzyłam na portalu Goodreads, że istnieje już zapowiedź drugiego tomu tej serii. Niestety, czytelnicze plotki głoszą, że pojawi się on dopiero w 2019 roku, przez co ubolewam, bo przecież zanim zostanie on u nas przetłumaczony, minie jeszcze więcej czasu! Ale spokojnie, będę cierpliwie wyczekiwać, bo mam na co. Możecie mi wierzyć, pewnie w tej tęsknocie jeszcze nieraz wrócę do poszczególnych elementów tej lektury.
Podsumowując. Jeżeli szukasz bardziej psychologiczno-strategicznej fantastyki i jesteś fanem długich, wnikliwych opisów, jeżeli lubisz dogłębnie wykreowane postacie i dobrze zaplanowaną fabułę, gdzie nieraz zostaniesz zaskoczony, szczerze ci tę książkę polecam. Ja się nie zawiodłam. Nawet na wątkach romantycznych, które były po prostu świetne. Premiera już niebawem, także nie czekajcie, tylko sięgajcie!
MOJA OCENA:
To już nie dla mnie, przy długich opisach usypiam :D
OdpowiedzUsuńUwielbiam długie opisy, jeśli tylko są intrygujące i porywające. Myślę, że ta powieść mogłaby mi się spodobać :)
OdpowiedzUsuńJa sobie ją jednak tym razem odpuszczę, choć nie ukrywam, że okładka robi wrażenie i przykuwa uwagę potencjalnego czytelnika :)
OdpowiedzUsuńhttp://whothatgirl.blogspot.com
wszędzie ostatnio widziałam tę ksiązkę, ale jakoś nie zwracałam na nią szczególnej uwagi ;) jesteś pierwszą osobą która mnie nią zainteresowała ;) trójkąty miłosne raczej mi nie przeszkadzają a umieszczenie pełnowymiarowej strategii (nawet kosztem akcji) myślę że wpłynie pozytywnie na mój odbiór ksiązki :)
OdpowiedzUsuńOd chwili gdy zobaczyłam zapowiedź książki, to postanowiłam, że ją przeczytam i po przeczytaniu recenzji chcę ją przeczytać jeszcze bardziej! :)
OdpowiedzUsuńCzuje się szczerze zachęcona twoją recenzją! Na pewno będę jej wypatrywać po premierze! :)
OdpowiedzUsuńCzytałam wiele opinni, że ta książka jest słaba, pierwszy raz czytam, że jest dobra. Chyba trzeba samemu się przekonać. :)
OdpowiedzUsuńOd jakiegoś czasu zastanawiała mnie ta książka, a tu proszę - zapowiada się naprawdę dobrze :D
OdpowiedzUsuńCiekawi główni bohaterowie, a zwłaszcza dobrze napisane postaci kobiece to coś, co powinno być moim zdaniem obecne we wszystkich książkach fantastycznych. Bez dobrze skonstruowanych bohaterów nawet najciekawsza fabuła nie będzie mnie w stanie wciągnąć tak, jak mogłaby to zrobić, gdyby tylko opierała się na barkach postaci z krwi i kości, którym mogę współczuć, z którymi się smucę i raduję.
OdpowiedzUsuńDługie opisy i skomplikowane intrygi to również coś, co lubię, dlatego tytuł książki zapisuję sobie i być może kiedyś po nią sięgnę:)
Opis rzeczywiście brzmi zachęcająco, a kreacja bobaterow na prawdę podnosi wartość tej książki, wiem juz komu polecę ten tytuł
OdpowiedzUsuńKsiążkę mam już w planach od dawna. To zdecydowanie moje klimaty więc mam nadzieje, że niebawem po nią sięgnę :)
OdpowiedzUsuńLubię wchodzić w takie klimaty, świetnie się przy nich restartuję po trudnych dniach. :)
OdpowiedzUsuń"Księżniczka z popiołu" ciekawi mnie od dawna - właściwie odkąd przeczytałam o tej książce na goodreads ;) muszę przeczytać.
OdpowiedzUsuńO. Ja. Cię... Skoro bohaterowie są tak dobrze ukazani i każdy z nich coś sobą reprezentuje, i za każdym ich ruchem stoi jakaś historia lub pragnienie, to nie mam co się zastanawiać. Muszę sobie zapisać ten tytuł na mojej liście życzeń. I nawet nie przeszkadza mi ten słaby dynamizm, bo już tamtymi informacjami zostałam kupiona. I to bezapelacyjnie. Dobrze, tymi długimi opisami i wszelkimi rozgrywanymi tutaj intrygami. Kurka wodna, dziewczyny... Zbankrutuję przez was ;).
OdpowiedzUsuńTrochę obawiam się tych rozległych opisów, ale z doświadczenia wiem, że jeżeli prowadzą do świetnego zawiązania fabuły to daję sobie z tym radę. Nie przeszkadza mi kiedy powieść jest bardziej jak to ujęłaś strategiczna niż dynamiczna jeśli tylko efekt jest zadowalający. A jeżeli jest absolutnie fantastyczny to wchodzę w to bez wahania. Muszę dorwać tę książkę! ;)
OdpowiedzUsuń