Autor:
Alice Broadway
Przekład:
Sylwia Chojnacka
Tytuł:
Tusz
Tytuł
oryginału: Ink
Seria/Cykl:
Księgi skór
Tom:
I
Gatunek: literatura młodzieżowa, dystopia
Wydawnictwo:
Czwarta Strona (We Need Ya)
Ilość
stron: 384
Każde
zachowanie, każdy uczynek, każda ważna chwila zostawia ślad na
naszej skórze.
Leora
jest przekonana, że jej zmarły ojciec powinien zostać zapamiętany
na zawsze. Wie, że zasługuje on, aby wszystkie jego tatuaże
zostały usunięte i przekształcone w księgę skóry jako dowód
dobrego życia, jakie wiódł. Jednak kiedy odkrywa, że jego tusz
zmieniono, a jego księga jest niekompletna, zaczyna się
zastanawiać, czy tak naprawdę go znała.
[Opis
wydawcy]
Gdyby
ktoś wsunął w moje ręce „album” z tatuażami, zapewne bez
mrugnięcia okiem zaczęłabym go przeglądać. Jestem z natury
ciekawską bestią, a każda możliwość zaczerpnięcia inspiracji
(gdzie od jakiegoś czasu marzę o tym bolesnym ozdobieniu ciała)
jest dla mnie na wagę złota. Jednak gdyby ten sam człowiek by na
mnie krzyknął, iż profanuję „grób” jego bliskiego, bo tak
naprawdę trzymam księgę, gdzie jej zawartość składa się z
fragmentów PRAWDZIWEJ skóry – śmiem przypuszczać, że wtedy bym
zemdlała...
POKAŻ
MI SWOJE TATUAŻE, A ODCZYTAM CAŁE TWOJE ŻYCIE!
Moim
zdaniem, to dość szalona koncepcja upamiętniania zmarłych
bliskich. Przecież jeszcze wielu nawet nie chce słyszeć o
kremacji, także nie trzeba sobie wyobrażać ich min, gdyby
pracownicy Zakładu Pogrzebowego zaproponowali coś tak dziwnego.
Natomiast dla mieszkańców Saintstone stanowi ona codzienność.
Prawie całe ich życie jest podporządkowane przyozdabianiem skóry,
którą traktują niczym ogólnodostępny pamiętnik. Poprzez tatuaże
uwieczniają najistotniejsze chwile swego życia, upamiętniając
przy tym liczne sukcesy na tle rodzinnym lub zawodowym, ale również
ukazując popełnione błędy. To one stanowią ich całą historię,
dlatego też, kiedy nadchodzi śmierć, ich naznaczone tuszem
fragmenty skóry stają się... „rodzinną pamiątką”. Nie
powiem, pomimo tej dziwnej tradycji, czułam się niezwykle
zaintrygowana wizją takiego świata, gdzie jednocześnie obawiałam
się, że autorka nie podoła. Iż spłyci ona tak ciekawy zamysł, a
ja z miejsca będę wiedziała, jak to się potoczy. Niepotrzebnie!
Alice Broadway zagrała mi na nosie, nadając tej tuszowej tradycji
tak wiele fascynujących barw, że aż to zapiera dech w piersi.
Oczywiście nie miałoby to aż takiej siły rażenia, gdyby nie
wprowadzenie elementu baśniowości. Przekazywane z pokolenia na
pokolenie liczne historie (dobrze nam znane, lecz całkowicie
opowiedziane na nowo), ubarwione charakterystyczną dla nich magią,
wręcz zniewoliły umysły tamtych ludzi. Zaślepieni przekazywaną w
nich mądrością, starali się jak tylko mogli, aby stanowić
wzorzec dla pozostałych mieszkańców. Wpatrzeni w ideę tatuowania
traktowali tych o „czystej skórze” jak największe, pozbawione
duszy bestie i niezwykle pragnęli ich całkowitej likwidacji. Szkoda
tylko, że tym oto sposobem sami powołali demony do życia. I jak
niegdyś ludzie mieli problem z ukrywaniem swoich win, tak tutaj
zyskiwali doskonałą przykrywkę. Przecież wystarczyło podsunąć
fałszywy obraz samego siebie, aby uwierzono, iż jest
krystaliczny...
Jak
wątek tatuaży był dobrze rozwinięty, dzięki czemu poznaliśmy go
niemal od podszewki, tak wizualizacja Saintstone pozostawia wiele do
życzenia. Owszem, czytelnik ma możliwość zapoznania się z jego
mapką (cudowny dodatek!), jednakże za Chiny nie jestem w stanie
powiedzieć, w jakim czasie toczy się akcja powieści. No dobra...
poniekąd wiem, że na pewno nie mogę jej obsadzić w średniowieczu,
lecz przydałaby się choćby drobna wskazówka pod tym kątem.
Wiecie... czy to aktualnie toczące się lata czy jednak niedaleka
przyszłość... Także wyczuwam tutaj wyraźną inspirację ptasimi
motywami, które niejednokrotnie zdążyły przefrunąć przez ten
gatunek i pozostawić po sobie wyraźny ślad obecności. I
chciałabym bardzo – ale to bardzo – „nawrzucać” autorce,
jak ten zamysł jest już oklepany, aczkolwiek przypomniałam sobie,
iż w swoim „opowiadaniu” także o nie zahaczam, także, cóż...
Może nie było tematu? Nie było, jasne?!
WYBIERZ
MĄDRZE, LEORO!
Leora
stanowi doskonały przykład tego, jak wpajane przez lata wartości
oraz głęboko zakorzeniony w głowie (jak i w sercu) strach przed
niewytatuowanymi może przyćmić umiejętność racjonalnego
myślenia. Od lat wzorująca się na rodzicach dziewczyna starała
się jak mało kto, by ci byli dumni z jej dokonywanych wyborów. I
akceptowali je całymi sobą. Także, kiedy nastolatka przedwcześnie
traci ojca, jej dotąd kolorowy świat gubi swoje najjaśniejsze
barwy, pozostawiając ją w ciemności współpracującej w chaosie.
W tych najgorszych chwilach mogła liczyć na wsparcie mamy oraz
niezastąpionej przyjaciółki, Verity, które jak nikt inny
potrafiły jej wskazać dobre strony egzystencji. Zachęcały ją do
dalszego podążania wyznaczoną ścieżką, aby smutek całkowicie
jej nie pochłonął. Jednak muszę przyznać, że spodziewałam się
mocniejszej tęsknoty za kimś, na kim tyle lat się wzorowało.
Najbardziej widać to w momencie, kiedy Leora poznaje prawdę o swoim
tacie. Impulsywny gniew wyzwolił w niej prawdziwą bestię, która
była już całkowicie obojętna na to, iż swoimi dalszymi
postanowieniami krzywdzi nie tylko siebie, ale również najbliższe
sobie osoby. Mówiąc szczerze, mnie również przy tym nieźle
zamurowało. Owszem, spodziewałam się wyjścia na światło dzienne
dość ciekawych informacji o tym mężczyźnie, lecz ja nie odczułam
tego jak główna bohaterka. Tym samym udowodniła, że wystarczy
dosłownie niewiele, by zmienić zdanie o człowieku i zacząć
postrzegać go w zupełnie innym świetle. Tylko czy warto było
postąpić tak, a nie inaczej? Czy warto było dać się ponieść
tak zwodnym emocjom, kiedy tak do końca nie wiemy, kto tak właściwie
ma rację?
Przez
„Tusz” przewija się, pozornie, wielu bohaterów, których z
miejsca można ustawić po danej stronie barykady. Nie powiem, ta
myśl była nieco rozczarowująca, biorąc pod uwagę to, że
przewidywalność – w każdej postaci – jest przereklamowana
niczym galaretka z pianką. Właśnie takie wrażenie sprawiali
idealna pod każdym względem Verity, pełna ciepła matka Leory czy
też intrygujący Oscar (oraz wielu innych), lecz z czasem oni
również ukazali swoje odmienne natury. Nawet zastanawiałam się,
czy w międzyczasie ktoś ich nie podmienił! Nikt jednak z nich nie
przebijał baśniarki Meg oraz trudnego do rozczytania tatuażysta
Obel. Te dwie postaci całkowicie zdobyły moją uwagę (zaraz po
głównej bohaterce) i wprost nie mogłam doczekać się prawdziwego
znaczenia ich obecności w życiu nastolatki. A kiedy tylko ją
odkryłam, zrozumiałam jedno: choćbyśmy starali się poznać
całkowicie drugiego człowieka, to ta sztuczka nigdy się nie
powiedzie...
PANI
ALICE, CZY MOŻNA PROSIĆ O ZBIÓR BAŚNI? JAKO DODATEK DO SERII?
PROOOSZĘ...
Mówiąc
szczerze, Alice Broadway nie ma jakiegoś wyszukanego stylu pisania,
który mógłby wyróżnić ją na tle pozostałych twórców
dystopii. Posługuje się nad wyraz prostym, choć barwnym językiem,
dzięki czemu książki się nie czyta – przez nią się płynie.
Jak pierwsze rozdziały przypominają łagodne muśnięcia wody, tak
z rozwojem fabuły porywają nas silne fale emocji, którym człowiek
oddaje się bez pamięci. Także ogromnie raduje mnie wplątanie
elementu baśniowości, gdzie ta dodaje całej idei uroku. Zgadza
się, już o tym fakcie wspominałam, jednak trudno mi o nim nie
wspominać, kiedy ma się w głowie interpretację autorki dobrze
znanej (i dość lubianej) „Śpiącej królewny”. To właśnie
ona najbardziej mnie oczarowała, ponieważ nie jest nad wyraz
makabryczna (jak to w oryginale), ani przesłodzona do granic
możliwości. Alice Broadway, poprzez nią, ukazała, że zatajenie
prawdy bywa nieraz stokroć gorsze od szerzenia tysiąca kłamstw i
szukania popleczników, którzy będą przy nich przytakiwać
głowami...
Podsumowując,
wydawałoby się, że aktualnie wydawane dystopie nie mają nam już
nic nowego do zaoferowania, jednak „Tusz” umiejętnie obala ten
mit. Owszem, nie da się nie zauważyć inspiracji innymi dziełami,
lecz na każdym kroku Alice Broadway wprowadzała coś, co dawało
powiew świeżości, równocześnie rozdrażniając pobudzoną
ciekawość. Także, jeżeli obawiacie się tej książki –
uspokójcie się i bez mrugnięcia okiem dajcie jej szansę.
Obiecuję, że będziecie pozytywnie zaskoczeni!
MOJA
OCENA:
★★★★★★★☆☆☆
DEMONICZNA
STREFA CYTATÓW:
Człowiek
nie składa się wyłącznie z porażek i błędów. Każdego ranka
budzimy się jako nowa osoba. Przeszłość nie musi cię definiować,
Leoro. Twoje błędy nie są wieczne. Odkupienie jest możliwe.
Zawsze.
Opowieści
są naszą przeszłością. Dzięki przeszłości będziemy żyć
teraźniejszością.
[...]
czasami widzimy to, co chcemy widzieć. Czasami prawda jest zbyt
bolesna, by ją odkryć.
Ja już nawet mam szablon na tatuaż, ale jakoś się boje. Książkę mam w planach :)
OdpowiedzUsuńBrzmi faktycznie dosyć oryginalnie. Zaciekawił mnie ten tytuł, więc dodaję do 'must read' :)
OdpowiedzUsuńSuper skoro jest to coś świeżego :) okładka jest cudownie magnetyczna, z pewnością sięgne po tę pozycję ❤️
OdpowiedzUsuńO proszę, nie słyszałam wcześniej o tej książce, a zapowiada się całkiem ciekawie i odświeżająco. Będę musiała zapisać sobie tytuł :)
OdpowiedzUsuńKsiążka zdecydowanie do przeczytania - lubię dystopijne nowości i choć wydaje mi się, że wykorzystany motyw nie jest zupełnie nowy, to mimo to jego wykorzystanie zapowiada się niezwykle ciekawie. :)
OdpowiedzUsuńPiszesz bardzo wyczerpujące recenzję i naprawdę świetnie się je czyta, więc zostaje tu na dłużej.
OdpowiedzUsuńA co do książki, to mam ją na swojej półce od jakiegoś czasu i już się nie mogę doczekać aż po nią sięgnę. Motyw tatuaży bardzo mnie intryguje, bo sama marze o malunku na ciele;) Mam nadzieję, że książka spodoba mi się tak jak Tobie;)
Pozdrawiam ciepło
mieszkajaca.miedzy.literami
Bardzo atrakcyjna koncepcja - i w dodatku oryginalna. Mam ochotę na coś innego, oderwanego od aktualnego nurtu... Wydaje mi się, że ta książka mogłaby mi się spodobać. Książek po okładkach nie oceniam, ale bardzo zwracam na nie uwagę. Jestem sroką okładkową i dobrze mi z tym.
OdpowiedzUsuńJest na mojej półce "do przeczytania". :)
OdpowiedzUsuńKsiążkę chętnie polecę mojej młodzieży, zwłaszcza syna powinna zainteresować. :)
OdpowiedzUsuńA okładka bardzo sugestywnie zachęca do wczytania się w przygodę czytelniczą. :)
UsuńW tym wypadku i książka i okładka super.
OdpowiedzUsuńRaczej nie sięgnę po tę książkę. Niemniej jednak okładka jest cudowna i przykuwa do siebie moją uwagę.
OdpowiedzUsuńZwróciłam na nią uwagę właśnie gdy zobaczyłam okładkę, a później jak zobaczyłam masę pozytywnych opinii to mam ją w planach i to koniecznie muszę przeczytać! :)
OdpowiedzUsuń