Maria
Zdybska – wiecznie osiemnastoletnia autorka, która w 2017 roku
zadebiutowała powieścią „Wyspa Mgieł”, rozpoczynając przy
tym swoją (jak i naszą) przygodę z dobrze zapowiadającą się
serią z gatunku young-adult fantasy Krucze Serce. Pozornie małomówna
kobieta, gdzie czasami wystarczy poruszyć interesujący ją temat,
by mogła bez skrupułów przegadać swojego rozmówcę, chociaż
nawet przy tym uważa, by nie powiedzieć za wiele o sobie. Wielka
pasjonatka podróży, „matka” krnąbrnej i wyszczekanej Lirr
oraz lubującego się w sarkazmie Raidena, gdzie ich fantastyczne
przygody wciągają szybciej niż taśmy z ruchomych schodów
rozwiązane sznurówki.
Czy
podczas tego wywiadu również udało jej się utrzymać status
niezwykle skrytej i pilnie strzegącej swojej prywatności? A może
zdradziła za dużo? O wiele za dużo...?
Obie
doskonale zdajemy sobie sprawę z tego, że w naszym kraju naprawdę
ciężko jest znaleźć wydawnictwo, które zaryzykuje i wyda książkę
kogoś, kogo nazwisko raczej nikomu nic nie mówi, dlatego też
opowiedz mi, jak to było w twoim przypadku. Pochwal się (lub też
poskarż), jak długo trwała walka o to, aby wreszcie usłyszeć
upragnione „wydajemy to”?
Wbrew
pozorom to nie była szczególnie długa batalia. Surowy tekst „Wyspy
Mgieł” wysłałam do kilku wydawnictw, nie obiecując sobie zbyt
wiele, co oczywiście nie oznacza, że nie umierałam z nerwów
sprawdzając potem skrzynkę wiadomości. Muszę tu dodać, że
miłość do pisania towarzyszy mi właściwie od zawsze, ale
nadszedł moment, kiedy zajęłam się tak zwanym prawdziwym życiem
i dopiero po długiej przerwie wróciłam do tej pasji. Po napisaniu
„Wyspy...” pomyślałam więc, że nawet jeśli mi się nie uda
jej wydać, to nie popadnę w czarną rozpacz, ale jeżeli ktoś
jakimś cudem ten tekst weźmie to będzie to spełnieniem marzeń i
ta myśl dodawała mi otuchy. Oczywiście zanim nacisnęłam magiczny
ENTER przy wiadomości e-mail, zdążyłam już naczytać się o tym,
jak ciężko jest w Polsce zadebiutować i jak nikłe szanse ma na to
tekst z gatunku fantastyki, osoby bez żadnego dorobku i znanego
nazwiska. Zaryzykowałam. Pozytywną wiadomość od Genius Creations
przyjęłam przede wszystkim z niedowierzaniem. Miałam naprawdę
ogromne szczęście, że trafiłam na zupełnie wyjątkowego wydawcę,
który nie tylko specjalizuje się w fantastyce, ale wydawanie
polskich debiutantów z tego gatunku uczynił swoją misją. Gdyby
nie Marcin Dobkowski nie byłoby więc „Wyspy Mgieł” na
księgarskich półkach, a ty nie przeprowadzałabyś teraz ze mną
tego wywiadu.
Oczywiście
droga od napisania tekstu do jego wydania to szczególny rodzaj próby
charakteru. Każdy, kto pisze i kto kiedykolwiek przeszedł, albo
próbował przejść tę ścieżkę, doskonale zdaje sobie sprawę z
tego, że przyszłego autora wykańcza przede wszystkim czekanie.
Czekanie na odpowiedź od wydawcy, czekanie na umowę, czekanie na
redakcję, na korektę, na okładkę, na premierę. A potem –
najgorsze i zarazem najlepsze – czekanie na recenzje i opinie
czytelników. To prawdziwy emocjonalny rollercoaster, skrzyżowany z
treningiem cierpliwości walecznych mnichów w klasztorze Szaolin.
Niegdyś
uważałam kruki tylko za wielkie, czarne ptaszyska zwiastujące
przybycie zimy. Dopiero kiedy im się uważniej przyjrzałam,
spostrzegłam, że są nad wyraz pięknymi stworzeniami. Jednak u
ciebie widać, że ty nie tylko lubisz na nie patrzeć. Co więcej,
posiadasz o nich pewną wiedzę, którą niejednokrotnie się z nami
dzieliłaś. Skąd to zainteresowanie tymi stworzeniami? Co takiego w
nich wyjątkowego, że uczyniłaś kruka jednym z bardzo istotnych
bohaterów „Wyspy Mgieł”?
Kocham
kruki i gdyby nie było to w Polsce nielegalne, na pewno już bym
sobie jednego przygarnęła. Podziwiam je za mądrość, siłę, ale
i fascynują mnie ze względu na ich niejednoznaczną naturę. Dla
jednych widok kruka to zły omen, dla innych – szczęśliwa wróżba.
Pisząc, bardzo często inspiruję się różnymi mitologiami i
absolutnie nie wyobrażam sobie osadzenia powieści w zamkniętych
ramach wyłącznie jednego kręgu mitologicznych znaczeń. To, co
mnie inspiruje twórczo, to właśnie skupienie się na konkretnym
symbolu i analizowanie jego znaczeń przez pryzmat różnych kultur.
Między innymi z tego względu tak istotną rolę w mojej powieści
(i całym cyklu) odgrywa właśnie kruk, który pojawia się w
większości znanych nam mitologii, nie mówiąc o jego znaczeniu dla
chrześcijaństwa czy skomplikowanych powiązaniach współczesnej
kultury. Wiedziałaś, że kruk jest pierwszym gatunkiem ptaka
wymienionym wprost w treści Biblii? Koran opowiada z kolei historię
o tym jak Allah wysłał kruka, żeby nauczył Kaina obrządku
grzebania zmarłych i pochował zamordowanego Abla. Kruki pojawiają
się u Celtów i mają dla nich zdecydowanie pozytywne znaczenie jako
symbol boga wiedzy, magii i światła ale i towarzyszą trzem
Morrignom i krążą nad placem boju zwiastując śmierć. Podobnie
motyw kruka kojarzy się z nordyckimi Walkiriami, ale pamiętajmy, że
dwa kruki: Myśl i Pamięć to nieodłączni towarzysze najwyższego
boga Odyna. W tradycji szamańskiej kruk bywa utożsamiany z bóstwem
opiekuńczym i kimś w rodzaju Prometeusza dającego ludziom ogień.
Widzisz? Niepotrzebnie zadawałaś to pytanie, bo natychmiast się
rozgadałam. Podsumowując, archetyp kruka jest niezwykle złożony,
dlatego to wprost wymarzony motyw inspirujący pisarza. W „Wyspie...”
znalazła się też na wskroś słowiańska rusałka, której imię
podkradłam z kolei litewskiej bogini miłości, bogini Zaria, dla
której inspiracją była wschodniosłowiańska Zoria czyli Zorza i
kilka innych, mniej oczywistych motywów pochodzących z mitologii
greckiej, wierzeń germańskich, nordyckich i bałtyjskich. Nawet
motyw tajemniczej Wyspy został zaczerpnięty z kilku mitologicznych
opowieści. Dla mnie, jako autora, ogromną radość dają
szczególnie te komentarze czytelników, które te ukryte znaczenia
odnajdują i poddają własnej interpretacji, to sprawia, że te
znaczenia ożywają na nowo.
Idealny
bohater książkowy to taki, który potrafi wzbudzać w czytelniku
pewne uczucia, począwszy od olbrzymiej sympatii, a zakończywszy na
sporej niechęci. Dlatego, powiedz mi, kto był dla Ciebie
inspiracją, kiedy kreowałaś Lirr i pozostałych? A może są twoim
papierowym odbiciem?
Nie,
to nie tak. Żadna z postaci w „Wyspie Mgieł” nie jest moim
odbiciem, ale oczywiście, na pewno zawsze coś od siebie im daję.
Pisząc, bardzo się z nimi zżywam i właściwie niemal nieustannie
żyję ich światem, uczuciami, myślami. To nie ja staję się nimi,
tylko oni stają się po części mną przez to, że uparcie i
natrętnie wchodzą mi do głowy. Lubię też zastanawiać się nad
ludzkimi motywacjami w trudnych sytuacjach, sama pracuję z ludźmi
pochodzącymi z bardzo różnych środowisk i kultur, i część tych
spostrzeżeń wykorzystuję potem, tworząc moich bohaterów. Nie ma
w tym jednak żadnego wyrachowania. Nie traktuję innych jak obiekty
doświadczalne, po prostu czasami coś, jakieś wydarzenie,
wypowiedź, czyjeś zachowanie, szczególnie utkwi mi w pamięci i
potem to do mnie wraca, zastanawiam się „co by było gdyby?” i
snuję scenariusze dalszego ciągu. Rozbijam ją (myśl – przyp.
red.) na czynniki pierwsze, wyobrażam sobie ją w różnych
kontekstach. Wydaje mi się, że przy tworzeniu postaci pomaga nie
tylko bycie uważnym obserwatorem świata, ale i zdolność do
empatii, bo tylko w ten sposób możemy naprawdę zrozumieć innych
ludzi.
Blogosfera
książkowa (i nie tylko ona) zdążyły już żyć wieloma
skandalami, które wybuchały z powodu przykrej wymiany zdań między
autorem a recenzentem, gdzie ten nie wypowiedział się pochlebnie na
temat jego dzieła. A jak ty reagujesz na krytykę?
Jestem
z tych, którzy o podobnych skandalach zawsze dowiadują się na
końcu. Nie ukrywam, że nadal nie mam tak grubej skóry jak bym
chciała i dość żywiołowo reaguję zarówno na pozytywne, jak i
negatywne oceny. Nie zdarzyło mi się jednak dotąd wdać z
recenzentem w dyskusję, nawet w przypadkach, gdy recenzja zawiera
oczywiste błędy, czy wydaje mi się szczególnie krzywdząca i nie
zamierzam tego robić. Uważam po prostu, że takie kłótnie są
bezcelowe i bardzo rzadko merytoryczne, a Internet ma to do siebie,
że bardzo szybko eskaluje emocje dyskutantów. Wolę skupić się na
pisaniu.
Wielu
ludzi niekiedy marzy o tym, by móc cofnąć się w czasie i naprawić
coś, co niegdyś zdołali zrujnować jednym słowem, gestem lub
czynem. A ty? Co byś zrobiła, gdybyś otrzymała takową szansę?
Czy wykorzystałabyś ją, aby móc coś zmienić w „Wyspie Mgieł”?
Staram
się nie myśleć w ten sposób, nie rozpamiętywać niepotrzebnie
przeszłości, bo to najkrótsza ścieżka do pisarskiej blokady.
Błędy i porażki są nieodłączną częścią życia i tworzenia,
ale droga prowadzi do przodu i zawsze staram się piąć w górę.
„Wyspa Mgieł” ma przeróżne niedostatki, ale to mój literacki
debiut i książka, dzięki której z dziewczyny, która tylko
marzyła o pisaniu, stałam się autorem wydanej książki. Ona
zawsze będzie więc dla mnie ogromnie ważna i dlatego wybaczam jej
niedociągnięcia i mam nadzieję, że historia, którą opowiadam,
spodoba się czytelnikom na tyle, że nie będą skupiać się na
drobnych potknięciach. Słowa krytyki staram się więc wykorzystać
do motywacji do dalszej pracy nad warsztatem, a słowa zachwytu
przyjmuję z wdzięcznością ale i pewnym trzeźwym dystansem, bo
nie chcę, żeby moje ego rozrosło się nadmiernie, jak u Raidena.
Odejdźmy
na chwilę od sfery książkowej... Bo właściwie, kim tak naprawdę
jest autor? Owszem, otrzymujemy o nim parę faktów, ale co nam po
tym, gdy nie możemy go znacznie lepiej poznać. Także proszę, może
zdradzisz nam coś więcej o sobie?
Dobrze
wiesz, że bałam się tego pytania. Na co dzień po prostu sobie
żyję, pracuję, realizuję też inne, niepisarskie pasje –
podróże i windsurfing. Zwiedzając świat, chłonę masę
inspiracji i wykorzystuję je później przy pisaniu. Niemal każde
miejsce, o którym można przeczytać w „Wyspie... ma swój
zupełnie realny pierwowzór, chociaż oczywiście został potem
przeze mnie odpowiednio podkręcony fantastycznym pyłem. Może
powinnam wydać kiedyś przewodnik „Śladami Lirr i Raidena”? :)
Podróżuję
z mężem (i psem), albo z małą grupką bliskich osób. Nie lubię
tłumu. Najczęściej wybieram kierunek północny, od kilku lat
jestem absolutnie zafascynowana Skandynawią i to tam najchętniej
wracam. Jednym z moich – na razie niezrealizowanych marzeń –
jest zobaczenie zorzy polarnej. Uwielbiam podróżować we własnym
rytmie i na własnych zasadach, trzymam się z daleka od biur podróży
i zorganizowanych wyjazdów. Chętnie zwiedzam miejsca, o których
nie przeczytacie w przewodnikach, staram się przesiąknąć
atmosferą danego miejsca, nauczyć się chociaż paru słów w
lokalnym języku, a potem kaleczyć je, rozbawiając do łez
miejscowych. Najfajniejsze wycieczki, to takie, na które wybrałam
się bez szczegółowego planu, często biorą się z nich prawdziwe
przygody, które wspomina się potem przez całe życie. O
windsurfingu nawet nie będę ci opowiadać, bo nikt nie przeczyta
tak długiego wywiadu!
Dobrze,
starczy tej prywaty, bo przecież nie zadałam jeszcze
najistotniejszego pytania!
Każdy,
kto śledzi twój fanpage, doskonale wie, że „Jezioro Cieni”
powoli nabiera książkowych kształtów. Co jakiś czas karmisz
naszą ciekawość skromnymi cytatami, pozwalając, abyśmy chcieli
więcej i więcej... Nie bądź taka skryta i zdradź nam chociaż
ociupinkę, czego możemy spodziewać się w kolejnym tomie?
Burzy
z piorunami. Pamiętaj, że na końcu „Wyspy Mgieł” zostawiliśmy
Lirr w towarzystwie Raidena. Dziewczyna miała bardzo trudne przejścia,
jej dotychczasowy świat legł w gruzach, a teraz musi pogodzić się
z towarzystwem maga, z którym przecież nie chciała mieć nic
wspólnego. Teraz razem zmierzają do Kręgu, gdzie Lirr ma nadzieję
na poznanie swojej przeszłości, a Raiden – na odzyskanie tego, co
odebrała mu mściwa bogini. Przez tę trudną podróż będą zdani
na siebie i obiecuję, że dzięki temu poznamy ich znacznie lepiej.
Drugi tom ma z pewnością nieco mroczniejszy charakter od swojej
poprzedniczki. Baśniowy świat, w który wprowadziła nas Lirr
nabiera coraz ciemniejszych barw, a sama bohaterka będzie musiała
wydorośleć i zmierzyć się z trudnymi wyborami. W „Jeziorze
Cieni” znacznie więcej dowiemy się też o naturze magii, o
sposobie jej działania i o władzy Kręgu, a także poznamy
przeszłość Raidena. Obiecuję też powrót kilku bohaterów z
poprzedniej części i pojawienie się nowych, których mam nadzieję
pokochacie. Nie mogę się doczekać premiery!
Ja
również nie mogę doczekać się dnia, kiedy „Jezioro
Cieni” grzecznie zasili szeregi mojej domowej biblioteczki!
Jednakże, w tym miejscu nie pozostaje mi nic innego, jak bardzo, ale
to bardzo podziękować za poświęcenie swojego cennego czasu i
udzielenie odpowiedzi na moje – niekiedy dość trudne – pytania.
Niech cię wena nigdy nie opuszcza!
PS. Książkę (w atrakcyjnej cenie) zakupicie TUTAJ!
Ciekawy wywiad, aż mam ochotę na pierwszy raz z twórczością autorki 😉
OdpowiedzUsuńinteresująca osoba, a Ty częściej "zmagaj" się z wywiadami :)
OdpowiedzUsuńŚwietna robota. Nie znam autorki ani jej twórczości, ale teraz mam wielką ochotę na "Wyspę mgieł". Podoba mi się zdrowe podejście autorki do kłótni na linii autor-recenzent. Fakt, takie wymiany zdać na internetowym forum nie mają sensu.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Bardzo fajnie czytało mi się wywiad, choć nie znam twórczości autorki :-)
OdpowiedzUsuńDobry wywiad, lubię jak autorzy się tak mocno uzewnętrzniają, a nie odpowiadają półsłówkami.
OdpowiedzUsuńNie słyszałam wcześniej ani o autorce, ani o książce. Chętnie jednak zakosztuję twórczości autorki, szczególnie, że w książce są kruki... ;)
OdpowiedzUsuńNie słyszałam jeszcze o książce, ani o autorce, ale wywiad czytało się naprawdę fajnie, a zazwyczaj nie lubię wywiadów :P
OdpowiedzUsuńDobrze przygotowane pytania i wyczerpujace odpowiedzi, autorka pozwoliła się poznać i zachęciła do poznania jej powieści
OdpowiedzUsuńBardzo fajny wywiad z przyjemnością się go czytało. O autorce słyszałam, ale nie miałam jeszcze okazji przeczytać jej książki, muszę koniecznie to nadrobić 😉 😀
OdpowiedzUsuńŚwietny wywiad! Zachęciłaś mnie do przeczytania powieści autorki :D
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Świetnie wam poszło! Ty zadawałaś naprawdę ciekawa pytania, a Maria ciekawych, wyczerpujących odpowiedzi. :)
OdpowiedzUsuńO, proszę. Nie pomyślałabym, że w takim miejscu, jak blog książkowy, przyjdzie mi się zapoznać co nieco z krukami oraz ich znaczeniem w wielu sferach. Ale to dobrze, bo to uświadamia innych, że te czarne ptaszyska są godne uwagi i można dzięki nim ubarwić nieco książki.
OdpowiedzUsuńBardzo ciekawie poprowadzony wywiad. Zadałaś bardzo ciekawe, niekiedy wymagające dość mocnego skupienia pytania, a pani Maria Zdybska udzieliła wyczerpujących i równie ciekawych odpowiedzi. Od razu widać najwyższą jakość. No i sama autorka w ten sposób przekonuje ludzi do swojej twórczości ;).